Pogrążona w smutku społeczność teatralna usiłuje się dziś pożegnać
z Adamem Kilianem. Śmiem sądzić, że dla wielu z nas był
jednym z największych i najpiękniejszych ludzi, jakich poznaliśmy,
a nawet jednym z najważniejszych w naszym życiu.
Adam Kilian – lwowianin, kadet, zesłaniec do Kazachstanu, żołnierz
Armii Andersa. Plastyk, scenograf, malarz teatralny, przedstawiciel folkloryzmu
spod znaku Stanisława Wyspiańskiego i Wincentego Drabika.
Znawca i entuzjasta sztuki dawnej i współczesnej, sztuki ludowej i egzotycznej.
Artysta znany, popularny i rozpoznawalny, posługujący się autorską
paletą barw i własnym charakterem pisma (niemożliwym do podrobienia),
wypracował, realizował i afirmował światopogląd sztuki radosnej,
przeobrażający się niekiedy w doktrynę ideowo-estetyczną. W fundamentalnym
sporze naszej kultury, Kaliban kontra Ariel, opowiedział się
Kilian za racjami tego cudownego „napowietrznego nic”, któremu Shakespeare
nadał imię Ariela i wyznaczył miejsce po stronie słońca.
Wesele | Teatr Narodowy, Warszawa, 1969 | fot. E. Hartwig |
Adam Kilian wypracował, wraz z Janem Wilkowskim, model artystycznego
teatru lalek, dzieła sztuki w ruchu, teatru ożywionej plastyki i zwizualizowanej
wyobraźni, który blaski i niedole świata przedstawiał mową
własną, językiem współczesnej awangardy. Teatr ten osiągał diapazon
teatru ogromnego, już to rozważając imponderabilia, już to, co ważne,
rozweselając bądź słodko trapiąc serce człowieka.
Adam Kilian, osiągający pozycję twórcy masowej wyobraźni, środki i tworzywa
teatru lalek – teatru dla dzieci, ludzi prostych, pokornego ducha
i dla poetów – naturalizował w teatrach dramatycznych i muzycznych.
Terytoriami jego superkreacjonizmu stawały się domeny przeszłości i egzotyki. Oferując systemową wizję dziejów bajecznych,
udowodnił, że „weselej żyć temu, kto wie, iż
wszystko, co kształt jego duszy wypracowało, pozornie
tylko odeń odeszło i każdej chwili dawność może stanąć
przed nami jak żywa”.
Adam Kilian podarował nam też swój obraz światów
odległych i niesprawdzalnych, a to, że kształt teatralny
Wesela Wyspiańskiego wywiódł z konstrukcji szopki
polskiej (uważał ją za „kościół kościołów”, „pałac pałaców”
i „teatr teatrów”), dało mu poczesne miejsce
w dziejach scenicznych arcydramatu. Odkrył w Weselu
demonizm historii i demonizm przyrody, taki pejzaż sceny narodowej, gdzie miały swoje pomieszkanie
demony
naszych dziejów i widma naszych
współczesnych.
Z kolei prace Adama Kiliana nad Shakespeare’em i Słowackim
były apoteozą magicznego wymiaru teatru
romantycznego, konstruowanego z użyciem znaków
wielopiętrowej kultury popularnej (z całą jej jaskrawością,
melodramatyzmem i automatyzmem skojarzeń).
Balladyna okazywała się więc aktorką wędrownego
podwórzowego teatru, Goplana była ewidentnie
syrenkopodobna, a następca tronu Czech, leżących
u Shakespeare’a nad morzem, paradował w galowym
mundurze księcia Walii wypływającego na odsiecz
Falklandom.
Adam Kilian, pośród tych i innych zatrudnień, zdołał
nas jeszcze, na przykład w Muzeum Narodowym,
przekonać o tym, że tak naprawdę Jezus Chrystus,
Bóg-człowiek spoczął nie w grobie Józefa z Arymatei,
ale w światłach i mrokach obrazu Caravaggia i że
uczestnictwo w tym Złożeniu do grobu jest przeżyciem
mistycznym i traumatycznym. Seansem rozpaczy rozjaśnianym
wiarą w pewność zmartwychwstania.
Adam Kilian, mający w swym zachowaniu i sposobie
bycia żołnierską rycerskość, stanowił urzekającą symbiozę
światowego dżentelmena w każdym calu, zdyscyplinowanego
i zorganizowanego, z lwowskim bałagułą,
rozkojarzonym dystraktem i arcyksięciem zapominalskich. Ta istota ludzka w najwyższym stopniu
swojska była równocześnie, i to nieodparcie, kimś
z towarzystwa europejskiego – tej nieformalnej intelektualno-
towarzyskiej wspólnoty ludzi oświeconych
i dobrze wychowanych, którzy kultywują sztukę podobania
się innym, po to, iżby się podobać samym sobie.
Bo takie mają obyczaje.
Stoję przed Państwem, przepowiadając na głos to, co
pamiętam i co chciałbym zapamiętać o Adamie Kilianie.
Stoję smutny i bezradny, tak jak Państwo. Myślę,
czy nie poszukać ratunku w poezji. Może w Księdze
ubogich Kasprowicza, może u Tetmajera albo, by tak
rzec, w tej parafii. Gdzieś przed dwudziestu laty znalazłem
w papierach po Janie Wilkowskim Balladę
o wiecznej szczęśliwości lalkarzy, tekst z czasów wielkości
teatralnej swego autora. Idzie w te słowa:
Poseł lalkarz w niebo przeźrzysty jak chmura,
Za życia mioł ciała tys telo co bzdura.
Pietrapaweł w bramie nie spytał nic wcale,
Miał paśpartu w „Lalce” i beł na „Zwyrtale”.
Janieli mu drogę uścielili kwiatem,
Syćkie straśnie pikne, chocia zyzowate.
I śpiewali pieśni, aż sło eko w miasto!
Uwierzmy, że piszący wierszem mają moc ustanawiania
przyszłości!
Tekst wygłoszony na pogrzebie Adama Kiliana, 4 lipca 2016 .