Rutka Teatru Lalek Arlekin w Łodzi to jeden z trzech – obok Grety
i ostatniego wieloryba Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu
oraz h. Teatru Wielkiego w Poznaniu – zwycięskich spektakli
IV edycji Konkursu im. Jana Dormana organizowanego przez
Instytut Teatralny w Warszawie.
Rutka, Teatr Lalek Arlekin, Łódź 2020 | fot. HaWa |
Ideą konkursu jest podnoszenie jakości
artystycznej spektakli, które mają być prezentowane w szkołach i innych
placówkach oświatowych oraz ułatwienie docierania do takich miejsc
teatrom instytucjonalnym i grupom niezależnym. Kolejne edycje udowodniły,
że to doskonały i bardzo potrzebny projekt, bo dofinansowywane
spektakle nie tylko stają przeciw miernym i tanim produkcjom skupiającym
się jedynie na inscenizowaniu bajek bądź lektur szkolnych, ale
przede wszystkim proponują młodym widzom nową jakość na wysokim
poziomie – bo już nie tylko same wędrowne spektakle, ale też towarzyszące
im konkretne i przemyślane działania edukacyjne.
Inspiracją projektu złożonego w konkursie przez Teatr Lalek Arlekin była
znakomita i wielokrotnie nagradzana – m.in. Nagrodą Główną Polskiej
Sekcji IBBY w 2016 roku – książka Joanny Fabickiej zatytułowana właśnie
Rutka. To wzruszająca, dostosowana do percepcji i emocji dziesięcioletniego
dziecka historia odnosząca się do dziejów łódzkiego getta. Opowieść
ta pozbawiona jest brutalnych scen czy konkretnych wydarzeń
historycznych; autorka osadziła ją w poetyce imaginacji oraz przedstawiła
za pomocą krótkich, często abstrakcyjnych historii. Rutka jest też jedną
z nielicznych publikacji w nurcie literatury postholokaustowskiej napisaną
z perspektywy kobiety bohatera, co sprawiło, że szybko doczekała się
obszernych opracowań naukowych.
Do udziału w projekcie dyrektor teatru, Wojciech Brawer, zaprosił Karolinę
Maciejaszek, Marikę Wojciechowską, Ewelinę Ciszewską i Piotra
Klimka. I trzeba przyznać, że był to wybór trafiony. W wyniku ich wspólnej
pracy powstał wyjątkowy, silnie emocjonalny, wciągający i wzruszający
spektakl. A w zasadzie dwa spektakle: pierwszy, którego premiera miała
miejsce 27 września 2019 roku, grany był w łódzkich szkołach; drugi, z premierą
1 lutego 2020, wszedł już do repertuaru Arlekina.
Karolina Maciejaszek, dokonując adaptacji, nieznacznie przeniosła
akcenty, które w książce rozłożone są pomiędzy trzy postaci: spędzającą
wakacje w domu na łódzkich Bałutach Zosię; pilnującą jej, nieco zwariowaną
i ekscentryczną ciotkę Różę; oraz pojawiającą się nagle, jakby
z zupełnie innego świata dziewczynkę imieniem Rutka, sierotę.
W przedstawieniu zdecydowana część historii skupia się na relacjach
pomiędzy Zosią a Rutką, natomiast osoba ciotki wprowadzona jest klamrowo na początku i w zakończeniu. To zabieg rozsądny
i, co ważniejsze, nierozbijający koncepcji
autorki, która pod postacią Rutki przedstawiła ciotkę
Różę z okresu dzieciństwa. I właśnie dzięki zdublowaniu
postaci, ukazaniu jej w różnych okresach życia,
możliwe było zbudowanie złożonej i momentami
trudnej historii, która rozgrywa się równolegle
w dwóch wymiarach: w Łodzi współczesnej i Łodzi lat
czterdziestych ubiegłego wieku. Dziewczynki, które
swobodnie poruszają się w czasie, raz obserwują tragiczne
wydarzenia związane z drugą wojną światową,
zwłaszcza z Holokaustem, innym razem wędrują po
współczesnym supermarkecie, wywołując w nim niemałe
zamieszane (Fabicka groteskowymi złamaniami
często rozbija zbyt napiętą i idącą w niebezpiecznym
kierunku akcję). W książce wszystkie te wydarzenia
inspirują opowieści i zachowania ciotki, która rozbudza
w Zosi umiejętność fantazjowania, w spektaklu
zaś wystarcza samo pojawienie się dziwacznej staruszki
w domu dziewczynki, aby wokół zaczęły dziać
się niesamowite historie.
Rutka to powieść pisana z perspektywy feministycznej,
ale Maciejaszek zrealizowała ją w obsadzie mieszanej
– i chyba tu najdalej odeszła od intencji autorki.
W spektaklu Zosię gra Teresa Kowalik, Różę i Rutkę
Katarzyna Pałka – obie aktorki mistrzowsko wywiązują
się z przydzielonych im zadań – natomiast w kilka
pomniejszych postaci, m.in. matkę czy patroszonego
kurczaka bez głowy, wciela się Wojciech Stagenalski.
I nie miałbym z tym większego problemu, gdyby epizodyczna
rola matki nie ocierała się tak niebezpiecznie
o estetykę queer, która daleka jest i od tematu
książki, i od koncepcji teoretyczno-literackiej utworu.
Skrajny manieryzm i przerysowanie postaci to zdecydowanie
nie ten kierunek scenicznych działań, choć
oparte na podobnych przejaskrawieniach role grane
przez aktorki są bez dwóch zdań wyśmienite – one jednak
czerpały z dziecięcych zachowań, ich min i reakcji
(tu widać pracę z Eweliną Ciszewską).
Istotną rolę w spektaklu gra scenografia, i to właśnie
ona powoduje, że można mówić o dwóch Rutkach.
Lekka i mobilna, wykonana jest w większości ze
sklejki. Składają się na nią potężny, umieszczony
w centralnym punkcie sceny podest z okrągłą klapą
(niby włazem kanalizacyjnym), liczne sześciany różnej
wielkości, z powycinanymi symetrycznie kwadratowymi
otworami (jakby uproszczone modele domów
stojących na łódzkich Bałutach), wysoki drewniany
parawan, kilka krzeseł i niezliczona ilość pionków
(małych i większych, przedstawiających deportowane
żydowskie rodziny). Dzięki tym elementom przestrzeń
nieustannie się zmienia, a na oczach widzów powstaje
niemal trójwymiarowy model miasta zamieszkały nie
tylko przez anonimowe postaci, ale też przez konkretnych
mieszkańców przedwojennej Łodzi – Wojciechowska
wykorzystała bowiem liczne archiwalne
zdjęcia wywołane w formie diapozytywu na planszach
z pleksi, które idealnie pasują do sześcianów. Pośród
nich pojawiają się czasem różne lalkowe wersje bohaterek,
jedne przypominają lalki patchworkowe, drugie
à la planchette. W niektórych scenach sięgnięto także
po multimedia. Miasto zatem tętni życiem.
A jednak przy takiej konstrukcji przestrzenno-plastycznej
spektakl oglądany w szkole, w świetle dziennym,
przypomina jedynie makietę – schludną, estetyczną,
odwzorowującą pewne rejony Bałutów – wokół
której dzieje się akcja. W teatrze, odpowiednio
wyświetlony, w końcu nabiera życia, zaczyna wciągać
i przerażać tragedią postaci, które doskonale widzimy
w oknach budynków. To niezwykle silny zabieg wizualny,
wpisujący inscenizację dużo intensywniej – niż
u Fabickiej – w kontekst historyczny miasta. Odnosi się
on bowiem wprost do świadków tamtych wydarzeń,
niemych i bezradnych obserwatorów, a wręcz uczestników
tragedii zagłady.
Całość dopina muzyka Piotra Klimka, choć chyba bardziej
należałoby mówić o oprawie dźwiękowej, uczestniczącej
w akcji, podkreślającej stany napięć, zagrożeń
i niepewności. W spektaklu na żywo wykonuje ją
Maciej Kuczyński. Jego stanowisko pracy, swoisty pulpit
multiinstrumentalisty, oddzielony jest niestety od
głównego miejsca zdarzeń. Stoi trochę na uboczu, niezależnie
od tego, czy spektakl grany jest w szkole, czy
w teatrze. Szkoda, bo Kuczyński z równą intensywnością
pracuje na wspólny efekt.
Niestety, nie dane mi było uczestniczyć w działaniach
edukacyjnych – widziałem jedynie efekty końcowe
kilku, z niemal trzydziestu, przeprowadzonych w łódzkich
szkołach z terenów byłego getta. Wydaje się jednak,
że młodzi uczestnicy warsztatów silnie identyfikowali
się nie tylko z historią opowiedzianą przez
twórców, ale też z samą przestrzenią miasta, przestrzenią,
która dziś należy do nich. Dowodzą tego
mapy pamięci, zapełnione ich refleksjami: osobliwymi,
mądrymi, wzruszającymi.
I o to chodzi w Konkursie im. Jana Dormana.
Rutka, Joanna Fabicka. Scenariusz i reżyseria Karolina
Maciejaszek,
scenografia
Marika Wojciechowska, muzyka Piotr
Klimek, choreografia Ewelina Ciszewska. Teatr Lalek Arlekin,
Łódź. Premiera
luty 2020.
Artykuł został opublikowany w Teatrze Lalek nr 1 (139) 2020