Jubileuszowa Walizka | Henryk Izydor Rogacki

Łomżyński Międzynarodowy Festiwal Teatralny Walizka osiągnął wiek balzakowski, a z nim samoświadomość tego, co jest konsekwencją ciągłości i trwałości doświadczenia, a mianowicie przekonanie o wypracowaniu stylu i metody kreacji i realizacji teatralnego festiwalu. Przekonanie uzasadnione, potwierdzone praktycznie. Festiwal odbywa się corocznie, regularnie i bez zakłóceń. Mocno zintegrował się z miastem, Łomża zaś na trwałe zaprzyjaźniła się ze swym festiwalem. Motto brzmiało w tym roku „teatr i ...”. Przyjechały zespoły z ośmiu krajów europejskich oraz z Iranu, Izraela i Japonii. Pokazano czternaście przedstawień konkursowych i przygotowano osiem imprez towarzyszących. Program był rozumnie i z premedytacją eklektyczny.

Wania. Opowieść o Wani... | Theatre Karlsson Haus, Rosja | fot. A. Morcinek

Bank z nagrodami rozbity został w duecie przez Theatre Karlsson Haus, Rosja (Grand Prix oraz nagroda aktorska) i Yase Tamam, Iran (nagrody za reżyserię i scenografię otrzymała Zahra Sabri). Theatre Karlsson Haus przedstawił Wania. Opowieść o Wani i tajemnicach rosyjskiej duszy napisaną i wyreżyserowaną przez Aleksieja Leliawskiego. Już tytuł budził zainteresowanie i czujność nie tylko entuzjastów studium Stanisława Brzozowskiego o Dostojewskim i mrokach duszy rosyjskiej, lecz także wszystkich czułych na to kapitalne zagadnienie cywilizacji i kultury analizowane na przykład w literaturze rosyjskiej od Puszkina do Sołżenicyna. Największym osiągnięciem scenariusza Leliawskiego jest to, że powstał tzw. skaz, niby to należący do literatury mówionej. Tę baśń bohaterską z jednej, a powiastkę filozoficzną z drugiej strony, napisaną dla aktora i na aktora, Michaił Szełomiencew powierza nam i zawierza jakby w sekrecie i zaufaniu. Opowiada ją, unaocznia, wizualizuje, demonstruje z pomocą drewnianych figurek zmajstrowanych naprędce, ale nie byle jak. Sam wykonawca, w skórzanej pilotce i goglach motocyklowych, wygląda jak robociarz albo przeniesiony do cywila czołgista. Swoją historią-przypowieścią, której pointą jest brak pointy, dzieli się jak prostaczek. Historią o przemocy, tyranii, o superbohaterze zdradzonym i przegranym, historią o nadziei, tęsknocie, miłości i o ucieczce od wolności. Historią o stworzeniach osobliwych, nieodgadnionych, skrzywdzonych i poniżonych, głupich i naiwnych. Takich, co dają posłuch i pozwalają się porwać frazesom i największym słowom świata, wypowiadanym głośno i wyraźnie, albo nawet i bełkotliwie. Mówi tą gadaniną, wymyśla ją i myśli jej kształtem aktor zrobiony na prostego człowieka i tak eksponowany, jakby był zamknięty w jakiejś muzealnej gablocie, umieszczony w laboratorium lub na ekspozycji. A o czym to wszystko jest? Nic pewnego, skoro, jako się rzekło, pointą jest tu brak pointy, ale interpretacja wykorzystująca przesłanki rodem z geopolityki i historii wydaje się kusząca. 

Spektakl irański, pod tytułem Count to One, był dziejącą się w muzyce symfonią manualno-ruchową, już to mimetyczną, już to alegoryczno-symboliczną, zrealizowaną przez trzech aktorów i muzyka grającego na jakimś fascynującym, orientalnym instrumencie. Aktorzy – w hełmach bojowych i żołnierskich mundurach polowych, używając rozłożonych płasko w poziomie sześciu kół garncarskich – przez cały czas formowali, lepili i cyzelowali z gliny i w glinie (jej zwały pokrywały teren gry) jakieś znaczące kształty. Bywało, że je zbierali, zgniatali w masę i znów rozgniatali od początku. Lepili każdy sobie, czasem we dwóch, a nawet we trzech. Zauważyłem, że ulepili baletnicę – tańczącą na palcach i robiącą baletowy szpagat. Ulepili kobietę, dziecko, ptaka, jakąś figurę macierzyństwa etc. Lepili w pośpiechu, gorączkowo, prawie w panice. I to był seans teatralny świat kreujący, oczarowujący, „narkotyczny”, porywający. 

W programie napisano: Przedstawienie o antywojennym charakterze inspirowane poezją Omara Khayyama, perskiego poety z XI i XII wieku. Trzej lalkarze to mężczyźni-żołnierze, którzy zdecydowali się przerwać ogień. Postanawiają wyjechać z miasta, które mieli zbombardować, bez wyrządzania żadnych szkód. Zamiast walczyć, zaczynają kształtować z gliny różne postaci i zwierzęta, aby w towarzystwie multiinstrumentalisty opowiedzieć wiersze Khayyama. 

Aktu decyzji o działaniu wbrew rozkazowi nie widziałem, o poezji perskiego średniowiecza nie wiedziałem nic wcześniej, a z przedstawienia nie dowiedziałem się niczego konkretnego. Ale głosowałem wraz z innymi za przyznaniem nagród dla Zahry Sabri. Sądzę, że na długo zapamiętam ten spektakl. 

Nagrodę za muzykę w spektaklu Loving The Alien otrzymał Sønderling (Cie. Freaks und Fremde, Niemcy). To było niezwykłe doświadczenie. Ta muzyka na swój sposób dręczyła i „masakrowała”, ale w jakimś momencie coś się przełamywało i stawała się doznaniem oszałamiającym, odurzającym, źródłem urzeczenia. 

Tyle o wydarzeniach festiwalu, teraz o „perełkach”. Pierwsza to zagrana przez Santę Didžus rola tytułowa w Kasztance wg Czechowa (Latvia Puppet Theatre). Ta młoda, efektowna kudłata dziewczyna o kasztanowych włosach zagrała psa lirycznie i dynamicznie. Zagrała w żywym planie, bez tekstu, na czworakach, ubrana w wytargany sweter, gdy spacerowała po „psim wybiegu”. Zobaczyłem, że Kasztanka kocha namiętnie i w oczarowaniu swych obu właścicieli, że jest w nich zadurzona. Właściciele Kasztanki zrobieni byli lalkami (mupety estradowe), Gąsior był kukłą. Santa Didžus dostała nagrodę aktorską . „Perełka” druga to robota duetu aktorskiego Katarina Aulitisová i L’ubomir Piktor w przedstawieniu Pies tułacz (Divadlo PIKI, Słowacja). Ta fascynująca, kolorowa, malownicza para wytrząsała teatr jak z rękawa. Pokazali we dwoje chyba po tuzinie ludzi i zwierząt w swoim bardzo pięknym widowisku, pełnym czaru aktorskiego wędrowania. Porazili nas urodą wędrownego kuglarstwa, z całą jego poezją i rzewnym sentymentem. Za „perełkę” trzecią uważam Żabkę poznańskiego Teatru Animacji. Wykonywana przez trójkę aktorów, lalki witrażowe, chińskie cienie i figurkę ciągle gdzieś ginącego szczurka to chwytająca za serce, słoneczna pochwała radości życia. Życia pięknego, i smutnego, i pełnego frasunku, ale witalnego ze swej natury. „Perełka” czwarta to figurka drewniana (chyba?) człeczyny w garniturku, która ciągle powracała w dręczącej na swój sposób akcji Loving The Alien. Świat zmieniał się, wirował, bywał utracany i zdobywany, a człeczyna wracał jakby nigdy nic i gramolił się na pierwszy plan. 

Było w Łomży kilka widowisk (Matka dyktatora, Huljet, Huljet, Loving The Alien, Wania i Count to One) którym, jak to powiadał Konstanty Puzyna, „szło o coś więcej”. To taki teatr nie tylko potrzebny, ale i skuteczny. 

Były w Łomży i ewidentne przykłady straty czasu. Twórców, wykonawców, widzów (Mirlo & Rula z Hiszpanii, Historia księcia H. z Białegostoku, Na Arce o ósmej z Czarnogóry). A w ogóle – warto było przyjechać do Łomży na jubileuszową Walizkę. I koniecznie jeszcze zobaczyć wystawę Projekty-obiekty Joanny Braun w galerii Pod Arkadami na Rynku Starego Miasta. 


XXX Międzynarodowy Festiwal Teatralny Walizka, Łomża, 30 maja – 2 czerwca 2017. 

Nowszy post Starszy post Strona główna