Maskarada | Marek Waszkiel

No i wyszedł ciekawy festiwal! Jego program układał Jacek Popławski, od niespełna sezonu nowy szef artystyczny rzeszowskiej Maski, wcześniej aktor lalkarz katowickiego Ateneum. Jeśli tak mu dobrze pójdzie ze współkierowaniem Maską, możemy się już wkrótce spodziewać nowego ważnego na mapie Polski lalkarskiego miasta. I oby tak się stało. Polskim teatrom przydałoby się trochę nowej energii.

Krzyżacy | Miejski Teatr Miniatura, Gdańsk | fot. P. Pędziszewski

A festiwal! Wymyślił go przed ośmioma laty Jacek Malinowski. Pewnie myślał o wciągnięciu Rzeszowa do szerszej międzyteatralnej wymiany. I powoli on, a po nim Monika Szela konsekwentnie realizowali ten plan. Nie widziałem wszystkich edycji, nie wszystkie były komentowane w ogólnopolskiej prasie, ale tegoroczna wypadła doskonale. 

Maskarada jest międzynarodowym, choć jednak lokalnym festiwalem, jakich większość w Polsce. Nie ma tu „całego” środowiska, tłumu gości, zbyt wielu obserwatorów i krytyków. Ale może się to już wkrótce zmienić. Właśnie za sprawą mądrego układania festiwalowego programu. Po cóż będzie wyprawiać się do Opola, by oglądać spektakle sprzed dwóch lat, które były już w wielu miejscach, jeśli w Rzeszowie zobaczyć można najświeższe produkcje, za którymi dziś jeszcze trzeba troszkę pojeździć? 

Maskaradę wyróżniły z jednej strony właśnie nowości (Pomnik, Prosta historia, Różowy gość, Król Maciuś Pierwszy, The Monstrum Band), z drugiej oryginalny i dość niezwykły pomysł, by w Rzeszowie dokonać przeglądu istniejących jeszcze spektakli zmarłego niedawno Marcina Jarnuszkiewicza. 

Zacznijmy od Jarnuszkiewicza. W ostatnich latach realizował się głównie w teatrach lalek. Robił teatr osobny, daleki od łatwej akceptacji, wymagający ściszenia, wsłuchania się w siebie samego. „Teatr dla wszystkich – choć nie dla każdego” – jak przypomniała Bożena Sawicka podczas rzeszowskiego wieczoru wspominania Jarnuszkiewicza. Jacek Popławski należał do grona jego wielbicieli, grał w jego katowickich spektaklach i planował, by kolejna jego premiera odbyła się w Rzeszowie. Do niej już nie dojdzie. „Nie mogąc zapoznać rzeszowskiej widowni i zespołu z samym Marcinem – mówi Popławski – postanowiłem zaprosić jego spektakle będące jeszcze w repertuarze teatrów. W trzech przypadkach spotkałem się z przychylnością i życzliwością dyrektorów oraz obietnicą uczestnictwa w Maskaradzie”. Ta idea ukierunkowała w jakiś sposób część repertuaru oraz wskazała kierunek artystyczny i emocjonalny festiwalu. Pokazano Gęś, śmierć i tulipana z warszawskiego Baja, Wielkie pytanie z łódzkiego Pinokia i Całe królestwo Króla z Teatru Animacji w Poznaniu. Trzy różne i niezwykłe zarazem propozycje odnoszące się do osobliwej duchowości, metafizyki, innego rytmu upływającego czasu i stawiania pytań, których na co dzień unikamy: jak i po co żyjemy, dlaczego odchodzimy, jaki jest sens naszego trwania? A jeszcze pokazano zapis autorskiego spektaklu Marcina Jarnuszkiewicza Homework, urządzono wystawę fotografii z innych jego przedstawień i panel dyskusyjno-wspomnieniowy. 

W takim zestawieniu różnych propozycji Marcina Jarnuszkiewicza jeszcze lepiej widać jego wyjątkowość, wagę stawianych pytań i teatralną atrakcyjność artysty. Widzieliśmy przecież jego spektakle, ale nie uświadamialiśmy sobie, że straciliśmy lalkarza na miarę Jana Wilkowskiego czy Andrzeja Dziedziula. Od tegorocznej Maskarady nie będzie już można pominąć jego nazwiska w panteonie wielkich polskich twórców teatru lalek. 

Jarnuszkiewicz nadał Maskaradzie uniwersalny i wysoki wymiar. Codzienność tworzyły propozycje innych twórców. Też wysmakowane, choć smaki były krańcowo odmienne. Stosownie do posiadanych przestrzeni teatralnych organizatorzy koncentrowali się na przedstawieniach dla najmłodszej widowni (Naj wałbrzyski, Prosta historia wrocławska, Baśnie Noriyuki Sawy) oraz spektaklach dla dzieci i dorosłych pokazywanych na dużej scenie. W pewnym sensie były to propozycje nieporównywalne, odwoływały się do najróżniejszych estetyk i konwencji, ale jeśli komuś udało się zobaczyć je wszystkie, doświadczył, w jakiej przestrzeni poruszają się dziś twórcy teatru ożywionej formy. Od zabaw i działań integracyjno-parateatralnych w Naj Martyny Majewskiej po zaskakujące The Monstrum Band w reżyserii Roberta Drobniucha, w którym plotą się staroświeckie motywy, współczesne fobie, nieoczekiwane dźwięki, wibrujące głosy i nawet fascynujące animanty. A przecież Pomnik Havelki i Zakosteleckiego to niemal teatr dokumentalny, teatralny reportaż z rewelacyjną rolą Tomasza Maśląkowskiego; petersburski Wania Leliawskiego to arcydzieło teatru ożywionej formy, tyleż piękne, co mądre; a jeszcze widowiskowa i zwłaszcza znakomita plastycznie (scenografia Marika Wojciechowska) nowa inscenizacja nieco zakurzonej historii króla Maciusia I w reżyserii Konrada Dworakowskiego z bielskiej Banialuki. 

Maskarada adresowana jest głównie do widzów Rzeszowa. W ciągu festiwalowych dni mieli oni doprawdy teatralną ucztę. To najważniejsza taka impreza na całym Podkarpaciu. Teraz dorównać jej musi rzeszowska Maska, bo poprzeczka powędrowała bardzo wysoko. 


Maskarada. Festiwal Teatrów Ożywionej Formy, Rzeszów, 14–19 maja 2017 

Nowszy post Starszy post Strona główna