Tej persony nie trzeba przedstawiać. Zabawna i tryskająca optymizmem
pacynka to postać, na której przygodach wychowały
się pokolenia młodych widzów. W latach 80. i 90. ubiegłego stulecia
Zając Poziomka był jednym z bohaterów programu telewizyjnego
dla dzieci Tik-Tak oraz tytułową postacią w audycji Przygody Zająca
Poziomki. Nagrano również radiową bajkę muzyczną Zając Poziomka
wśród piratów, a piosenki, które wykonywał wspólnie z zespołem Fasolki,
zostały uwiecznione na płycie.
Pan Twardowski | Teatr Lalek Guliwer, Warszawa, 1968 | fot. E. Hartwig |
Dziś jego sława może nieco przygasła, wciąż jednak trwa legenda. Imię
Zająca Poziomki noszą między innymi przedszkola w Warszawie, Dąbrowie
Górniczej i Chodzieży oraz kluby malucha w całej Polsce. Po scenariusze
dawnych programów telewizyjnych nadal chętnie sięgają teatry
amatorskie, utrwalając tym samym mit zająca – w Małopolskim Przeglądzie
Teatrów Lalkowych rywalizacja toczy się o Wielką Nagrodę Zająca
Poziomki. W 2013 roku ukazała się książka Ewy Chotomskiej i Andrzeja
Marka Grabowskiego Zając Poziomka z nowymi przygodami znanego
zwierzaka.
Kim zatem jest Zając Poziomka? Kto kryje się za tą postacią?
Ruch i głos niezapomnianemu Poziomce nadał niesłusznie zapomniany
dziś aktor lalkarz Stefan Pułtorak. Artysta mieszka obecnie w Stanach
Zjednoczonych i nie pracuje już w zawodzie, chętnie jednak wraca pamięcią do dawnej działalności.
Urodził się w 1943 roku w Łucku na Wołyniu. Po wojnie wraz z rodzicami
repatriantami przybył na Ziemie Odzyskane i zamieszkał w Opolu, mieście,
w którym polska tradycja lalkarska sięgała jeszcze międzywojnia.
Dawny Teatr Kukiełkowy I Dzielnicy Związku Polaków w Niemczech reaktywował
po wojnie jako scenę lalkową Teatru Ziemi Opolskiej Alojzy
Smolka. Dziś to Opolski Teatr Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki. Przyszły
artysta jako dziecko oglądał w Opolu spektakle lalkowe. – Do dziś pamiętam
„Szewczyka Dratewkę” z lalkami i dekoracjami Tadeusza Kantora.
Wtedy również sam podjął pierwsze próby teatralne – obejrzane przedstawienia
relacjonował i odgrywał w domu przed młodszym bratem, zbyt małym, by móc je zobaczyć na żywo. – Lalki wycinałem
z papieru, z rozstawionych krzeseł i rozwieszonego na
nich koca robiłem parawan. Nieraz reinterpretowałem
obejrzane bajki, by nadać im więcej dramatyzmu. Chyba
skutecznie, bo mój braciszek zalewał się łzami.
Po maturze Pułtorak stanął do egzaminów wstępnych
na wydział aktorski warszawskiej PWST. Choć do
Opola wrócił bez indeksu, nie dał za wygraną i zgłosił
się do Teatru Ziemi Opolskiej, chcąc zostać adeptem
sceny dramatycznej. Dyrektor Artur Gadziński skierował
go jednak na scenę lalkową. Niedoszły wówczas
aktor był niepocieszony. – Za to moja mama cieszyła
się, że będę grał dla dzieci, a nie dla dorosłych. Mówiła:
lekarz je leczy, a ty będziesz je bawił. Pod opieką Alojzego
Smolki stawiał pierwsze sceniczne kroki, uczył
się warsztatu oraz teatralnej hierarchii i obyczaju. Grał
dużo i głównie w objeździe. Szybko doczekał się
pierwszej głównej roli, tytułowego Pietrka w Tygrysie
spod ciemnej gwiazdy Hanny Januszewskiej. W 1964
roku Pułtorak wziął udział w II Śląskim Festiwalu Teatrów
Lalkowych w Opolu. Przy tej okazji poznał środowisko
lalkarskie z całego kraju. Nawiązał kontakt między
innymi z Henrykiem Rylem, który wkrótce zaangażował go do Teatru Arlekin w Łodzi.
W wielkim mieście wielkich przemysłów – włókienniczego
i filmowego – młody lalkarz zachłysnął się blichtrem
rozrywkowego życia. – W mieście dudniło od artystów.
Cała bohema siedziała w Honoratce i w SPATiF-ie.
Bez egzaminu można się było poczuć artystą. Teatr Arlekin
wystawiał spektakle nie tylko dla dzieci, ale i dla
dorosłych. Henryk Ryl dbał o utrzymanie ambitnego
repertuaru i rozwój zespołu aktorskiego. Zapraszał do
współpracy najlepszych kompozytorów i scenografów,
a profesorów z Filmówki na konsultacje dla aktorów.
– Ryl otaczał ojcowską opieką adeptów sztuki lalkarskiej,
dzięki niemu można było naprawdę się czegoś nauczyć –
wspomina Pułtorak, który za swoją najważniejszą rolę
w tamtym okresie uważa Ślaza w Lilli Wenedzie Słowackiego
w reżyserii Ryla.
W 1966 roku Stefan Pułtorak zdał egzamin eksternistyczny
i stał się pełnoprawnym aktorem lalkarzem,
a w 1970 roku przeniósł się do Teatru Lalka w Warszawie.
Tu poznał scenografa Adama Kiliana. – Ta znajomość
zaważyła na całym moim życiu artystycznym!
W Lalce Pułtorak po raz pierwszy wystąpił w żywym
planie. I to w tamtym czasie obudziła się w nim ambicja,
by wyjść poza mury rodzimej instytucji. Wziął
udział w pierwszej edycji organizowanego w Białymstoku
Ogólnopolskiego Konkursu Solistów Teatru
Lalek. – Mój przyjaciel z czasów łódzkich, późniejszy
kustosz warszawskiego Muzeum Książki Dziecięcej,
Alfred Mieczkowski napisał specjalnie dla mnie tekst.
Turniej, bo taki tytuł miała sztuka, to dialogi kilku
postaci: Rębajły, typowego sarmaty, jego antagonisty,
smętnego gaduły don Pedra, Króla i Księżniczki oraz
komentarze Narratora. Koncepcję inscenizacyjną
monodramu opracował Adam Kilian. Na konkursie
nie przyznano głównych nagród; pierwsze wyróżnienie
przypadło Pułtorakowi. Bożena Frankowska,
przewodnicząca jury, tak relacjonowała jego występ
na łamach „Literatury”: (...) spośród wszystkich uczestników
Konkursu wyraźnie wybił się Stefan Pułtorak.
(...) Pokazał niepomiernie zdumionym lalkarzom
i zachwyconej publiczności, że w teatrze lalek aktor nie
musi przesłaniać lalki, a lalka nie musi przesłaniać
aktorskiej osobowości, jeśli wykształcony zawodowo
i utalentowany aktor swą autentyczną aktorską osobowość
manifestuje na scenie poprzez lalkę, a nie w rywalizacji
z nią.
Turniej jako zwycięski spektakl festiwalu został
nagrany dla telewizji i zaprezentowany w programie
Jana Wilkowskiego. Wkrótce potem soliście zaproponowano
udział w popularnym już wówczas programie
Pora na Telesfora. Do głównego bohatera, dużego
smoka Telesfora, dołączył oddany mu pod opiekę
mały smoczek Teodor, animowany i dubbingowany
przez Stefana Pułtoraka. W 1973 roku aktor przeniósł
się do Teatru Guliwer. Zagrał tam między innymi
w spektaklach Moniki Snarskiej– tytułową rolę w balecie
Ludomira Różyckiego Pan Twardowski, Narratora
w Słowie o wyprawie Igora, Króla Baryłkę w Porwaniu
w Tiutiurlistanie, a także w przedstawieniu Jana Wilkowskiego
Niełatwo być psem. – Janek po kilku próbach
podziękował zespołowi i zaczął pisać wszystko od nowa.
W obsadzie zostałem tylko ja w kilku rolach, w żywym
planie z lalkami, przeistaczając się na oczach widza
z jednej postaci w drugą. Wilkowski bardzo mnie wtedy
skomplementował. Powiedział: ty jesteś na scenie jak ciasto
– można z ciebie ulepić wszystko.
Równolegle rozwijała się kariera estradowa Pułtoraka.
W sezonie letnim grał w całej Polsce kolejne wersje
wciąż udoskonalanego Turnieju, później zrealizował –
znów z Mieczkowskim i Kilianem – Papkinadę, kolejny
monodram lalkowy, tym razem inspirowany komedią
Fredry. Występował też w jednej z warszawskich
kawiarni przy ulicy Marszałkowskiej w kabarecie dla
dzieci i rodziców. Te lata wspomina jako swój złoty
okres.
Coraz większą rolę w jego życiu zawodowym odgrywała
telewizja. Postać Teodora rozwijała się i stała się
pełnoprawnym partnerem tytułowego Telesfora.
Praca w programie wiązała się z nowymi wyzwaniami
zawodowymi. Trzeba było nauczyć się grania lalką
przed kamerą – wymagała ona innej animacji niż
scena: mniejszych ruchów z jednej i więcej szczegółów
z drugiej strony. Nowością dla aktora była także
praca z mikrofonem: – Trzeba było mówić, a nie krzyczeć,
jak to nieraz robiło się w teatrze za parawanem.
Leżeliśmy, często w bardzo niewygodnych pozycjach, na
materacach. Z początku programy emitowano na żywo
i na przygotowanie było niewiele czasu, później
zaczęto je nagrywać. – Nagrywało się po kawałku
i montowało, co też stało się uciążliwe, bo nagrania
przeciągały
się często w nieskończoność.
Początki pracy w telewizji to dla aktora także spotkanie
z Hubertem Antoszewskim. – Telesfor był jego popisową
rolą. „Kuba”, jak go nazywano, był pionierem w łączeniu
animacji i dubbingu w warunkach telewizyjnych. Był
wymagającym partnerem i wytrawnym animatorem.
W 1976 roku twórców Pory na Telesfora nagrodzono
Złotym Ekranem, a w 1978 roku zmarła nagle Wanda
Szerewicz, autorka Pory... – Rodzina i spadkobiercy nie
wyrazili zgody na dalszą produkcję. To oznaczało koniec
programu.
W 1979 roku Stefan Pułtorak odszedł z Teatru Guliwer
i już nie zaangażował się do żadnego innego. Odnowił
współpracę z telewizją, biorąc udział w programie Tik-Tak, w którym stworzył postać Zająca Poziomki.
– Dostałem dobry tekst, świetną lalkę, mogłem popisać
się animacją, wymyślić głos postaci. Myślę, że to była
moja najlepsza postać w telewizji. Zając zdobył
ogromną popularność, wykraczającą poza sławę
samego Tik-Taka. Otrzymał na antenie własny program:
Przygody Zająca Poziomki. Gościnnie pojawiał
się w wieczorynkach. Aktor wystąpił również w słuchowisku
Zając Poziomka wśród piratów i na płycie
z piosenkami Fasolek. Głos Poziomki stał się bardziej
znany niż sama lalka zająca.
Wraz z popularnością Poziomki przyszła propozycja
z innego programu dla dzieci, Domowego przedszkola,
w którym Pułtorak stworzył postać Krasnala Hałabały.
Wiązało się to z licznymi nagraniami terenowymi,
krasnal bowiem opowiadał o różnych ciekawych
miejscach w Polsce. Aktor polubił tę postać głównie
dlatego, że nie miała ustalonego wcześniej tekstu. Producenci
narzucali pewne ramy, w których można było
improwizować.
W karierze Stefana Pułtoraka, który zawodu uczył się
w zespołach teatralnych, najważniejsza jednak stała
się telewizja i działalność solowa na estradzie. Oprócz
satysfakcji telewizja zapewniała aktorowi dobre
zarobki. Dzięki niej mógł realizować wiele własnych
pomysłów w teatrze lalkarza solisty. – Wszystkie moje
samodzielne produkcje artystyczne finansowałem
z własnej kieszeni. Muszę jednak przyznać, że to, co najcenniejsze,
wsparcie artystyczne – teksty Alka Mieczkowskiego
i scenografię Adasia Kiliana – otrzymałem za
darmo.
Do końca lat 90., kiedy Stefan Pułtorak zakończył
karierę artystyczną, oprócz telewizji wciąż występował
na estradzie. Dziś na lata pracy spogląda z dystansu
czasu i odległości – mieszka bowiem za oceanem.
Niewielu Polaków pamięta aktora, choć na hasło
„Krasnal Hałabała” lub „Zając Poziomka” wiele osób
przypomina sobie jego głos. To poruszające świadectwo
losu lalkarza, który nieraz pozostaje w cieniu
postaci, jaką wykreował.
– Nie koziołek, nie biedronka,/
Lecz to ja, Zając
Poziomka!/
Oczy, uszy, zęby dwa./
Hej, Poziomka!
Hej, to ja!