Cienie Themersonów | Tadeusz Kornaś

Instalacja teatralna Jestem cały świat minus cały świat oprócz mnie powstała na dziesięciolecie działalności Teatru Figur, prowadzonego przez Dagmarę Żabską. Inspirowana jest twórczością Franciszki i Stefana Themersonów. Premiera odbyła się w bardzo dziwnym miejscu – ponurym gmachu, który trudno w ogóle skojarzyć z przestrzenią teatralną. Ogromny budynek – jakieś magazyny, dziwne pomieszczenia, długie korytarze. Widzowie po kilka osób wjeżdżają na górę windą, potem długi korytarz, potem znów winda (w dół). Potem wąskie przejście – korytarz z białych płócien – na którym w ruchomym świetle pojawiają się cienie, jakieś pająki, insekty, i brzmi niepokojąca muzyka. W końcu dochodzimy do celu, ale i tu nie ma specjalnie przygotowanej tradycyjnej widowni. Kilka rozrzuconych krzeseł, leżące na podłodze pufy, brak wyraźnie wyodrębnionego miejsca gry.

Pędrek Wyrzutek | fot. T. Viljoen

Kolejne grupki wchodzących wita „wykładowca” siedzący, a właściwie półleżący, na obrotowym krześle, ubrany na biało: w dziwny, sztywny kostium, z owadzimi czułkami. Zaprasza do zajmowania miejsc. Gdy zbiorą się wszyscy, zacznie prelekcję. Opowiada o człowieku, patrząc na niego z punktu widzenia termitów – bo chyba to właśnie w termitierze się znaleźliśmy. To fragment Themersonowego Wykładu profesora Mmaa. 

Pomocnicy wykładowcy, ubrani podobnie jak on w usztywnione białe kostiumy, zasiedli w momencie rozpoczęcia wykładu za dwoma starego typu rzutnikami z foliowych kartek (grafoskopami). Pomocnicy zachowują się jak operatorzy dziwnej świetlnej maszynerii, przesuwając na ekranie rzutników folie, kartoniki, rysunki. Siedzą pośród widzów. I równie fascynujące jest obserwowanie tak ich, jak i obrazów pojawiających się na ścianie. Czasem dwie osoby obsługują jeden rzutnik, tak skomplikowana bywa to praca. Ale też i sama projekcja jest niezwykła – jak film z dwóch źródeł na jednym ekranie. Przesuwane, przykrywane fragmentarycznie slajdy, łączą się, dialogują. Niektóre formy jakby żyły na ekranie. Rodzą się kolaże z anatomicznych, kostnych układów, rysunków o Themersonowskim charakterze. 

Franciszka Themerson była plastyczką. Jej rysunki określała szczególna, osobista kreska. W spektaklu Teatru Figur nawiązania do niej są uderzające. Nie jestem jednak w stanie rozsądzić, czy na foliach skopiowane były jej rysunki, czy zrobione na ich wzór. W każdym razie rzutowany na ekran świat był wywiedziony z jej wyobraźni, odwoływał się do poszukiwań Themersonów. 

Sztuka Stefana i Franciszki Themersonów, których dzieło stanowi inspirację spektaklu, wymykała się wszelkim klasyfikacjom. Słowo, obraz, film, książka, filozofia, efemeryczne działanie – wszystko to mieszało się, fermentowało, nie dało się oddzielać. W latach 30. i 40. Themersonowie kręcą siedem filmów awangardowych (większość z nich nie zachowała się). W filmach posługują się różnymi technikami. Z jednej strony dosyć tradycyjnym kamerowaniem, ale z drugiej eksperymentują ze światłem, cieniem, ulotnością obrazu. Na przykład Stefan stworzy stół zmontowany z półprzezroczystych powierzchni, z narysowanymi (wyżłobionymi) na nich formami i obrazami. Filmuje przez te płaszczyzny, operując przy tym zmiennymi kierunkami i natężeniem światła. Obraz nie jest stały; to światło, cień i mrok go modelują (niestety, ten film nie przetrwał wojny). 

Wracając do spektaklu... Widzowie proszeni są o odwrócenie się, albo lepiej przejście, do drugiej części sali. Na krzesełku przed białym ekranem siedzi Pędrek Wyrzutek (postać z Przygód Pędrka Wyrzutka Stefana Themersona). Ubrany znów w biel i czerń. Te dwa kolory stanowią zresztą dominantę spektaklu. Czasem tylko, bardzo rzadko, pojawiają się inne barwy, ale też przytłumione. Pędrek ma ciało przebite krawędziami wielościanu. Choć słowo „przebite” nie jest adekwatne; ten ostrosłup jakby stanowi część jego ciała. Pędrek zadaje wprost fundamentalne pytanie: kim jestem? albo: co ja jestem? Pędrka Wyrzutka bowiem każdy widzi inaczej: koty myślą, że jest w nim coś z ryby; ryby, że jest w nim coś słowiczego... Wreszcie dowiaduje się, że jest całym światem minus cały świat oprócz niego. No, niby tak, to prawda... Lecz pytanie „kim jestem?” pozostaje. 

Równie ciekawe jak opowiastka jest to, jak ta scena wygląda plastycznie, a raczej cieniowo. W pewnym momencie światło pada na jego (jej – bo Pędrka gra aktorka) twarz. Na białym płótnie pojawia się ciemny obrys twarzy. Wewnątrz niego, z drugiej strony płótna pada światło. Wygląda to tak, jakbyśmy zaglądali go głowy Pędrka. Tam znów pojawiają się cieniowe animacje. Tym razem są to postacie na poły ludzkie z ruchomymi częściami ciała; skonstruowane jak w teatrze jawajskim, ale kształt ich jest całkiem inny – Themersonowski. 

My, widzowie, patrzymy więc do głowy Pędrka. Figury i postaci tam się pojawiające są tak nieokreślone, tak dziwne, że jednak i my zadajemy sobie pytanie, co jest w tym Pędrku, który stanowi cały świat minus cały świat oprócz niego? I gdzie umieścić ten cały świat minus cały świat oprócz mnie – widza. Może warto zadać sobie samemu pytanie: kim jestem i co stanowi o mnie? Dziecięce pytanie, ale jakie dziwne mogą być na nie odpowiedzi. 

Taki jest ten cały spektakl, odnoszący się nie tylko do tego, co chcą pokazać twórcy, ale i do nas samych – widzów. Wszystko w nim jest ostentacyjnie „na wierzchu”. Widzimy, jak powstają „efekty”, jak pracują animatorzy, stwarzając cienie. Ale w pewnym momencie i my sami zaczynamy tworzyć ten cieniowy świat. Po scenie z Pędrkiem wszystko się rozprzęga. Zaczynają się jakieś prywatne rozmowy z aktorami (w spektaklu gra ich czworo: Dominika Kaczmarek, Tadeusz Dylawerski, Alla Maslovskaya, Mateusz Wróbel), dostajemy latarki, niektórzy świecą sobie własnymi telefonami, można wziąć do ręki plastikowe folie. Wszystkie ściany pomieszczenia pełne są Themersonowskiej plastycznej wyobraźni. W kącie stoi stół z szybami, podobny może do tego, który na potrzeby filmu stworzył Stefan Themerson. Przez kilka szyb światło nakłada różne obrazy. Każdy z nas może je wywołać, poczuć się jak Themersonowie. Co dla mnie ważne, wszystko działo się bez namaszczenia, bez przymuszania widzów do robienia czegokolwiek. 

Tę na poły radosną zabawę ucina piosenka Jak to na wojence ładnie, śpiewana przez aktorkę stojącą tyłem do widzów i patrzącą na wielkie cienie postaci przypominających kozaków albo jakichś bajkowych prawie wojowników. Znów widzimy, jak powstają te cienie – techniczna stro- na przedstawienia jest ostentacyjnie nieukrywana. Lalki są dosyć sztywne, półprzezroczyste, prowadzone na długich drążkach. 

Tym razem pretekstem do sceny jest fragment z książki Stefana Themersona Bayamus. Autor używa w niej, jak to nazwał, poezji semantycznej. Znana piosenka o wojence została przekształcona przez niego w taki właśnie twór poezji semantycznej, gdzie poszczególne słowa zastępują ich definicje. Początek piosenki, czyli „Jak to na wojence ładnie (bis)” w wersji Themersona brzmi: „Jak ładnie jest w czasie tego otwartego konflikciku pomiędzy narodami,/ jak miło jest w czasie tych czynnych międzynarodowych wrogostek dokonywanych za pomocą siły oręża”. 

W przedstawieniu, po zaśpiewaniu wersji oryginalnej, aktorka wypowiada to Themersonowskie semantyczne przekształcenie. Kolejne dwie linijki piosenki, mówiące o tym, że „kiedy ułan z konia spadnie,/ koledzy go nie żałują,/ jeszcze końmi potratują”, w Bayamusie brzmią naprawdę złowrogo. 

Aktorka, po początkowej radosnej piosence, te semantyczne przekształcenia wypowiada głosem coraz mocniej wypełnionym emocją. Na dodatek mówi z wyraźnym wschodnim (rosyjskim? ukraińskim?) akcentem. To powoduje, że ten „ładny” konflikt odczytywany jest przez widzów jak okrutny konflikt na wschodzie Ukrainy. Na ekranie, do wtóru niepokojącej muzyki, taneczne popisy wydają się teraz prawdziwą wojną cieni. Wszystko to jest nieco paradoksalne – bo wciąż jest ładnie. Czarno-biały świat cieni naprawdę się podoba. Jak to więc jest na tej wojence? Ładnie? 

W tej scenie nagle nastąpi jeszcze jedna estetyczno-świetlna przemiana. Teraz to nie cienie będą rysować obraz, ale światło. Animatorzy odbijają światło od ruchomej powierzchni z kawałeczkami luster. Tło na płaszczyźnie ściany staje się ciemne, a obrysy postaci świetliste. To dwóch szermierzy. Ich szable krzyżują się raz po raz. Śmiertelny cios? Ładnie? Ładnie! 

Sceną o wojence kończy się spektakl, ale część widzów, wyraźnie zachęcanych przez aktorów, zostaje, by na własną rękę eksperymentować z cieniami.


Jestem cały świat minus cały świat oprócz mnie. Instalacja teatralna inspirowana twórczością Stefana i Franciszki Themersonów. Koncepcja Dagmara Żabska i Edyta Stajniak, scenografia Edyta Stajniak, muzyka Tomasz Krzyżanowski. Teatr Figur, Kraków. Premiera listopad 2016 w salach industrialnych przy ul. T. Romanowicza 4 w Krakowie.

Nowszy post Starszy post Strona główna