Stworzenie świata? Nic prostszego! | Karolina Obszyńska

Na początku było nic. Może czarna dziura, może niezidentyfikowana przestrzeń odległa o miliony lat świetlnych. Nie było kolorów, kształtów, nie istniały jeszcze dialog ani współczucie. Skąd więc wziął się świat? Tę nurtującą kwestię wyjaśnia Teatr Lalki i Aktora w Opolu w Kolorowych ludziach w reżyserii Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy. To przedstawienie dla najmłodszych, nawet dwu- i trzyletnich widzów, które w przystępny, obrazowy sposób tłumaczy pochodzenie ludzi i świata.

fot. G. Gajos

Spektakl Kolorowi ludzie odpowiada na pytania zajmujące niejednego trzylatka. Jak to się stało, że ludzie są, że mówią różnymi językami, mają różny kolor skóry, a Ziemia nie jest jednolicie ukształtowana? Jak to możliwe, że z ziemi wyrastają drzewa? Czemu w dzień jest jasno, a nocą ciemno? Na małej scenie, która ogranicza scenografię wyłącznie do jednej szafy, ale za to dużej i naprawdę wyjątkowej, dzieją się przedziwne rzeczy. Barbara Lach i Andrzej Mikosza – jedyni aktorzy tego przedstawienia – występują tu w roli demiurgów. To za ich sprawą powstaje świat, formują się góry i niziny, rosną drzewa, ludzie uczą się mówić. W nieskazitelnie białych kostiumach za pomocą własnych rąk pobudzają do życia planety, ziarenko przeistaczają w roślinę, a garstkę piasku w podstawę Ziemi. Postacie zbudowano na kształt gawędziarzy, bajarzy, obdarzonych naturalnym darem opowiadania. Mają czar, który nie pozwala oderwać od nich wzroku i przestać słuchać – a w dodatku w doskonały, naturalny sposób nawiązują kontakt z małymi widzami. Tę wielką historię opowiadają lekko i subtelnie, czarując przy tym z taką swobodą, jakby wykonywali codzienne, znajome dla siebie czynności. Lach i Mikosza są nie tylko odtwórcami ról, ale również pedagogami, którzy umiejętnie odpowiadają na spontaniczne reakcje dzieci, angażują je do poznawania tego teatralnego świata i pobudzają ich ciekawość. 

Szafa – jedyny stały element scenograficzny – jest jak magiczny worek bez dna. Kolejne szuflady wysuwają się, obiecując coraz to nową zawartość, a wraz z nią – kolejne etapy powstawania świata. Ten element tajemniczości wprowadza atmosferę ekscytacji i ciągłego oczekiwania. Sprawia, że wciąż chce się więcej, bo sam sposób pokazywania narodzin świata jest nie tylko niekonwencjonalny, ale też tak pomyślany, aby napięcie wśród widzów wciąż narastało. 

Wszystkie te elementy są na wyciągnięcie ręki małych widzów – aktorzy podchodzą do nich z zamkniętymi w dłoniach piaskiem, rośliną czy kamyczkiem, które za chwilę przeistaczają się w zupełnie nowe formy. Życie w te martwe przedmioty może tchnąć dobra myśl, życzenie albo zwyczajne zdmuchnięcie. Tak proste zabiegi czynią Kolorowych ludzi spektaklem bardzo sensorycznym, nieskomplikowane środki wykorzystującym jako podstawę przekazu. A to sprawia, że akt stworzenia świata wydaje się być przyjemnym i spontanicznym działaniem. 

Zaczyna się od światła. Malutkiej iskry, która otwiera pierwszą z wielu szuflad tej ogromnej szafy. Ale znaczenie światła jest dwojakie: po pierwsze – metaforyczne, bo iskierka jest zapowiedzią powstawania świata, pierwszym „czymś”, co wyszło „z niczego”; a po drugie – jest narzędziem teatralnym mającym bardzo duży wpływ na to przedstawienie. Siła reżyserii światła daje o sobie bowiem znać w niemal każdej scenie – Paweł Szarzyński i Aleksander Janas uczynili je osobnym rekwizytem, równoprawnym partnerem w opowiadaniu tej historii. To właśnie za pomocą pomysłowych rozwiązań oświetlenia widzowie mają okazję obejrzeć m.in. bardzo szczegółowy, a przy tym obrazowy, proces formowania się Ziemi. Z góry piasku usypanej na środku sceny, przesypywanej palcami aktorów, powstają oceany, góry i niziny, podświetlane barwą światła odpowiadającą kolorom stosowanym na mapach hipsometrycznych. To mobilna, niemal żywa mapa, która na oczach widzów formuje się w kolejne poziomy, tworząc podstawy świata. Podobną zasługę jego działania znać w scenach powstania ludzi – a właściwie różnych narodowości. Blade lalki nabierają kolorów, taplając się w kolorowych ledowych światłach, które tworzą efekt niemal impresjonistycznego obrazu. 

Sceny stwarzania człowieka to zresztą jedyne, w których występują lalki – bardzo proste formy, przypominające mniej lalkę teatralną, a bardziej zabawki dla dzieci. I taką też mają rolę – aktorzy w spektaklu nie stają się bowiem animatorami, a lalki nie zyskują na scenie osobnego „ja”, daleko im do samodzielnego, artystycznego bytu rozumianego w ramach artystycznego credo Samuela Foote’a. Pozostają jedynie figurami plastycznymi w tej „zabawie w tworzenie”. Fakt, że autorka przedstawienia nie naddaje znaczeń figurom, którymi posługuje się w przekazywaniu treści, znacznie ten przekaz upraszcza, a przecież spektakl do tak małych widzów trafia tym bardziej, im mniej w nim zawiłości.

Według Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy piękno człowieka tkwi w tym, że nie jest on podobny do nikogo, nawet do innego człowieka. Spektakl przedstawia różnice jako zalety, pokazuje, że ludzie mówiący innymi językami też mogą się porozumieć, że nie ma barier, kiedy trzeba docenić piękno wschodzącego słońca, odkryć radość wspólnej zabawy czy wyrazić emocje. Ludzie, co również ważne w tym widowisku, są nie tylko odrębnymi istotami, ale też wzajemnie się inspirują, uczą od siebie nowych rzeczy, wspólnie poznają świat. Reżyserka w ten sposób pokazuje, jak istotne jest życie każdego z nas i jak wiele możemy po sobie zostawić. 

Ciekawie tłumaczy też genezę kolorów skóry. Te powstają bowiem z frywolnych mieszanek kolorowych pyłków, które dobierane są na zasadzie poetyckich skojarzeń z miejscem zamieszkania – nie tak jednak oczywistych jak odległość od równika czy nieuniknione związki z genotypem. Tu wszystko jest wynikiem fantazji głównych bohaterów, ich przychylnego i radosnego spojrzenia na świat – na przykład Indianie mają kolor skóry będący efektem mieszanki barw zachodzącego słońca: czerwieni i fioletu. 

Na oczach widzów powstaje czysty, nieskalany złem świat, a jego narodziny wydają się być oczywiste i nieskomplikowane. Jest dużo uroku w tym widowisku – nienachalnego moralizatorstwa, prostego piękna i jakiejś dobrej obietnicy. 

Teatr w Opolu zaproponował spektakl, który traktuje o wielkiej i ważnej sprawie, ale niezwykle umiejętnie i z szacunkiem dla widzów wyważa sposób jej opowiedzenia, łącząc to, co symboliczne i nieoczywiste, z tym, co mogłoby pozornie wydawać się uproszczone. Autorka przedstawienia podeszła do swoich widzów jak do pełnoprawnych odbiorców sztuki, pozostawiając w tej opowieści tajemnicę i symbolikę. 

Nie tylko świetnie pomyślana scenografia i uplastycznienie historii o stworzeniu świata, nie tylko stabilna i przemyślana gra aktorska sprawiają, że Kolorowych ludzi zaliczyć można do udanych realizacji opolskiego teatru, ale również fakt, że ten magiczny festiwal kolorów i świateł uczy wrażliwości i empatii. Bawi, inspiruje do refleksji i przy tym wszystkim jeszcze – cieszy oczy. Budzi świadomość, że teatr w XXI wieku nie musi być wcale na wskroś nowoczesny, zdigitalizowany i przesadnie efekciarski – nie w tym sztuka. 


Kolorowi ludzie. Scenariusz i reżyseria Honorata Mierzejewska-Mikosza, scenografia Ewa Woźniak, muzyka Pavel Helebrand, animacje i piaskownica interaktywna Paweł Szarzyński i Aleksander Janas/kolektyw kilku.com. Opolski Teatr Lalki i Aktora, Opole. Premiera wrzesień 2016. 

Nowszy post Starszy post Strona główna