O czeskim teatrze lalkowym i alternatywnym z perspektywy
„Skupovej Plzni” 2014
Liczyłem na więcej, choć przecież wrażeń nie brakowało. Czeskie
lalkarstwo ma w Polsce niezwykle wysoką opinię. Wielu czeskich
artystów na dobre zadomowiło się u nas i – choć jednych ich praca
zachwyca, innych drażni – jest nieustannie punktem odniesienia
dla wielu twórców. Jaki zatem jest dziś, w 2014 roku czeski teatr
lalek? Pretekstem do tej refleksji jest najważniejszy festiwal lalkowy
w Czechach, odpowiednik naszego Opola, istniejąca od 1967 roku „Skupova
Plzeň”. Jubileuszowa 30. edycja miała okolicznościową wystawę w ratuszu,
spotkała dawnych i obecnych organizatorów, przyjaciół i jak zwykle
licznych uczestników. Specjalnym gościem festiwalu (choć w ramach
komercyjnych występów miejskich) było Divadlo bratří Formanů (Teatr
Braci Formanów) z Pragi ze słynnym już w świecie lalkowo-cyrkowym
spektaklem Obludárium (prem. 2007), będącym atrakcją daleko głośniejszą
niż jakikolwiek inny czeski spektakl lalkowy. Ponadto sporo było prezentacji
studenckich, także kameralnych widowisk pozakonkursowych
z Jordanii, Portugalii, Słowacji, Słowenii, Węgier i Wielkiej Brytanii. Działo
się sporo, choć nie zawsze na wysokim poziomie, bez specjalnych emocji
i przede wszystkim w ustawicznym niemal dylemacie: czym właściwie
jest teatr lalek w czeskim rozumieniu?
Przed laty praska szkoła teatralna DAMU zmieniła nazwę swojej katedry lalkarskiej na katedrę teatru lalkowego i alternatywnego. Dziś ten dość enigmatyczny termin „alternatywy” upowszechnił się na tyle, że jest nawet w nazwie „Skupovej Plzni”: festiwalu teatrów lalkowych i alternatywnych. I mówiąc krótko, alternatywne w lalkach jest wszystko, coprzyznaje się do lalkowego rodowodu, choć z lalkami dawno już nie ma nic wspólnego. Artyści nieco starsi wyszli wprost z teatru lalek, młodsi i całkiem młodzi alternatywą nazywają to, co wchodzi w zakres sztuki performatywnej. Tak w ich dziełach, podobnie jak w twórczości wielu polskich „lalkarzy”, na plan pierwszy wysunął się po prostu teatr, któremu żadne przymiotniki nie są już potrzebne.
A jednak stare dobre tradycje wciąż jeszcze żyją, choć jest ich coraz mniej. Z pilzneńskiej perspektywy wygląda nawet, że jedynym i do tego naprawdę wielkim twórcą mierzącym się wciąż z gatunkiem teatru lalek jest Tomáš Dvořák, reżyser Alfy, autor m.in. takich przedstawień, dobrze znanych w Polsce, jak Trzej muszkieterowie czy Ali Baba i 40 rozbójników. Dvořák rozumie lalkę, czuje ją i myśli przez nią, choć żaden z jego partnerów scenografów nie umie przenieść tej rzadkiej umiejętności w sferę współczesnej plastyki, nowoczesnej formy lalki/obiektu, dzięki której jego przedstawienia stałyby się emblematem współczesnego lalkarstwa. Marek Zákostelecký w Lalki szukają talentów z Naivnígo divadla z Liberca i Renáta Vosecká w Otesánku z pilzneńskiej Alfy po prostu kopiują tradycyjne marionetki, stylizując je nieco na świat show-biznesu lub staroświecko-dziecięco- baśniową rzeczywistość. Bogatsza, ale tylko przez różnorodność plastycznych propozycji, jest scenografia Dany Raunerovej do A niech cię diabli! Alfy, choć w tym spektaklu cała rewelacyjnie pomyślana i zrealizowana konwencja została wyprowadzona właśnie z tradycyjnego myślenia. Mamy zatem na scenie wirtuozerski, łabędzi śpiew ginącego gatunku, pokazany na przykładzie odchodzącej już w przeszłość wędrownej trupy teatralnej pryncypała Kumpano, który w rozmaitych technikach lalkowych demonstruje przypadki ludzkiego uzależnienia, siedem grzechów głównych i słabość ludzkiej natury, zawsze uległej złu, podatnej na diabelskie podszepty i nieustannie zawierane z nim pakty. Występujący w roli Kumpana Petr Borovský i partnerująca mu Milena Jelínková dają popis aktorskiego i lalkarskiego kunsztu. To prawdziwie teatr reżysera w dawnym stylu.
Dvořák bardziej niż w plastyce szuka nowoczesności w strukturze literackiej. Otesánek Víka Peřiny jest w efekcie udaną próbą nowego przepisania klasycznej bajki. Przedstawienie z Liberca (także do tekstu Peřiny) kontaktuje się z rzeczywistością współczesnych programów telewizyjnych („Mam talent”). Talenty lalek to najczęściej sympatyczne konstrukcje i sprawna animacja tradycyjnych marionetek trickowych. I są to cenne próby, ale przypominają usiłowania XVIII-wiecznych lalkarzy angielskich, którzy w komentowaniu i ironizowaniu na tematy powszechnie już znane szukali miejsca dla siebie. Odnieśli nawet chwilowy sukces, ale dziś lalki muszą znaleźć własny język, własne tematy i własną dramaturgię. W tym kontekście ciekawsze okazują się poszukiwania Tomáša Jarkovskiego i Jakuba Vašíčka w A niech cię diabli!, którzy klasyczne moralitetowe tematy zderzyli ze współczesnym językiem, ponadnarodową rzeczywistością i uniwersalną wyobraźnią. ¶Drugim ważnym zjawiskiem „Skupovej Plzni” był spektakl Jiřígo Havelki i Marka Zákosteleckiego Ostatni trik Georges’a Méliès’a (Georges Méliès’ Last Trick) z Divadla Drak i MIFD z Hradca Králové. To slapstickowe, rozegrane w rewelacyjnym tempie, błyskotliwie zrealizowane przedstawienie o francuskim czarodzieju kina sprzed niemal stu lat i jego magicznych, a wciąż atrakcyjnych sztuczkach. Lalkowy jest wyłącznie duch tego przedstawienia, ale przyjemność oglądania udziela się dosłownie każdemu widzowi i to zasługa zarówno autorów, techników, jak i aktorów, którzy muszą być bezwzględnie perfekcyjni. W Pilznie byli. Sąsiedzka perspektywa nakazuje przypomnieć tylko, że do tematu niemego kina w bardzo podobnej konwencji plastycznej odniósł się już przed laty Marek Zákostelecký, realizując (także jako reżyser) w warszawskim Teatrze Lalka Kino Palace, spektakl, który zebrał dziesiątki nagród i objechał wiele festiwali. Ale Ostatni trik... to kilka kroków dalej, to magia kina zrealizowana na żywo.
Na pograniczu alternatywy, teatru maski i performansu znalazł się jeden z najciekawszych spektakli „Skupovej Plzni” Antiwords Spitfire Company & Palác Akropolis z Pragi, wymyślony i zrealizowany pod kierunkiem Miřenki Čechovej i Petra Boháča. Inspirowany Audiencją Havla spektakl jest atrakcyjnym i oryginalnym wariantem gry na temat ludzkich zależności, psychologii władzy, poczucia samotności. Z drugiej strony – bardzo piękną grą z maską i w masce, zwłaszcza w zderzeniu maski z ciałem aktora i tancerza zarazem. Jest wreszcie osobliwym performansem (dwie aktorki wypijają butelki piwa – całą skrzynkę piwa) wprowadzającym widza w stan niepewności, lęku, utraty poczucia bezpieczeństwa, ale w konsekwencji działaniem intrygującym, szokującym, przynoszącym rzeczywisty element zagrożenia, bo przecież trudno przewidzieć reakcje jednej i drugiej strony. To teatr happeningowy: silny, prawdziwy, kreatywny do bólu, może szokujący nawet, lecz mówiący o czymś ważnym – inaczej, zaskakująco i bardzo profesjonalnie. A i gra z maską jest najwyższej próby, zwłaszcza że to teatr ruchu, pozbawiony tekstu.
W grupie lalkowoteatralnej alternatywy jest pewnie miejsce dla grona młodych twórców z Tomášem Jarkovskim i Jakubem Vašíčkiem na czele. Byli oni współautorami wielu spektakli tegorocznej „Skupovej Plzni”: od Gagarina zespołu Športniki z czeskiej Pragi i słoweńskiego Mariboru, poprzez A niech cię diabli!, Jak koguty pokolorowały świat: Magor dzieciom z praskiego Divadla Minor, po Hrabalove Pociągi pod specjalnym nadzorem z Alfy. To przedstawienia skrajnie odmienne, czasem znakomite: jak czysto lalkowy A niech cię diabli! czy klasycznie dramatyczne Pociągi pod specjalnym nadzorem.
Zastanawiający jest tylko uporczywy powrót do historycznych tematów, zwłaszcza że nie zostały one w żaden sposób przerobione, nie posłużyły jako parabola czegoś ważniejszego, współczesnego, po prostu są jedynie jakąś teatralną wariacją wokół ludzi czy zdarzeń z przeszłości. Ironiczna sympatia, z jaką Jarkovský i zespół potraktowali Gagarina, wywołuje niemal zdumienie swoistą „fascynacją” komunistycznymi ideami. Zapomniane historie o szlachetnej rywalizacji, choćby i poetyckie, lecz przebrzmiałe tematy rodem z antykomunistycznego podziemia w Jak koguty... można co najwyżej usprawiedliwić niewiele wcześniejszą śmiercią weterana czeskiego undergroundu artystycznego Ivana Martina Jirousa (zm. 2011), na którego tekstach – szczególnie ważnych w okresie czechosłowackiego ruchu dysydenckiego – oparto przedstawienie. Tematy historyczne pojawiły się i u innych twórców. U Ondřeja Cihlářa w Łzach wysmaganych wiatrem mężczyzn z praskiego Divadla Vosto5 wykorzystano przedwojenny sportowy epizod zmagań narciarzy Czech, Niemiec i Norwegii w Karkonoszach i związanej z tym tragedii. W zaskakującym spektaklu Szarik wspomina opartym na scenariuszu według Czterech pancernych i psa Janusza Przymanowskiego, z Divadla loutek w Ostrawie wykreowano na scenie kuriozalną rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat, splecioną z innymi refleksami dziwacznej pamięci historycznej. Skąd to zainteresowanie Gagarinem i jego historią, „magią” komunistycznych seriali telewizyjnych? Czy to naprawdę kogoś dziś jeszcze interesuje? Czy Czesi, jak Polacy, też nie umieją spojrzeć do przodu albo chociaż zmierzyć się z problemami dnia dzisiejszego? Przecież nawet sympatyczne ironizowanie po kilku dziesiątkach lat może wywołać co najwyżej uśmiech pobłażliwego sarkazmu. Odwaga potaniała i nie trzeba za nią płacić żadnej ceny.
Na tym tle interesujący wydał się ostatni spektakl Divadla Continuo Dzień ósmy Pavla Štourača i jego zespołu, niebędący wprawdzie żadnym odkryciem, ale mądrze dotykający uniwersalnej tematyki i czerpiący z wielonarodowej ludzkiej kultury, eksploatujący w sposób zajmujący ciało aktora, jego relacje z martwą lalką, a nade wszystko siłę i bogactwo sfery dźwięku, partii wokalnych, wykonywanych z taką energią i perfekcją, które sprawiają, że widz ma poczucie obcowania z pięknem. A piękno jest jednym z wyznaczników sztuki, także teatru lalkowego i alternatywnego, cokolwiek dziś znaczą te terminy (a znaczą coraz mniej).
Niniejszy tekst, tu znacznie rozbudowany, powstał dla czeskiego czasopisma „Divadelní noviny” (2014).
Biennale Czeskiego Profesjonalnego Teatru Lalkowego i Alternatywnego. „Skupova Plzeň”, Pilzno, 15–19 czerwca 2014
Ostatni trik Georges'a Méliés’a | Divadlo Drak, Hradec Králové | fot. Archiwum |
Przed laty praska szkoła teatralna DAMU zmieniła nazwę swojej katedry lalkarskiej na katedrę teatru lalkowego i alternatywnego. Dziś ten dość enigmatyczny termin „alternatywy” upowszechnił się na tyle, że jest nawet w nazwie „Skupovej Plzni”: festiwalu teatrów lalkowych i alternatywnych. I mówiąc krótko, alternatywne w lalkach jest wszystko, coprzyznaje się do lalkowego rodowodu, choć z lalkami dawno już nie ma nic wspólnego. Artyści nieco starsi wyszli wprost z teatru lalek, młodsi i całkiem młodzi alternatywą nazywają to, co wchodzi w zakres sztuki performatywnej. Tak w ich dziełach, podobnie jak w twórczości wielu polskich „lalkarzy”, na plan pierwszy wysunął się po prostu teatr, któremu żadne przymiotniki nie są już potrzebne.
A jednak stare dobre tradycje wciąż jeszcze żyją, choć jest ich coraz mniej. Z pilzneńskiej perspektywy wygląda nawet, że jedynym i do tego naprawdę wielkim twórcą mierzącym się wciąż z gatunkiem teatru lalek jest Tomáš Dvořák, reżyser Alfy, autor m.in. takich przedstawień, dobrze znanych w Polsce, jak Trzej muszkieterowie czy Ali Baba i 40 rozbójników. Dvořák rozumie lalkę, czuje ją i myśli przez nią, choć żaden z jego partnerów scenografów nie umie przenieść tej rzadkiej umiejętności w sferę współczesnej plastyki, nowoczesnej formy lalki/obiektu, dzięki której jego przedstawienia stałyby się emblematem współczesnego lalkarstwa. Marek Zákostelecký w Lalki szukają talentów z Naivnígo divadla z Liberca i Renáta Vosecká w Otesánku z pilzneńskiej Alfy po prostu kopiują tradycyjne marionetki, stylizując je nieco na świat show-biznesu lub staroświecko-dziecięco- baśniową rzeczywistość. Bogatsza, ale tylko przez różnorodność plastycznych propozycji, jest scenografia Dany Raunerovej do A niech cię diabli! Alfy, choć w tym spektaklu cała rewelacyjnie pomyślana i zrealizowana konwencja została wyprowadzona właśnie z tradycyjnego myślenia. Mamy zatem na scenie wirtuozerski, łabędzi śpiew ginącego gatunku, pokazany na przykładzie odchodzącej już w przeszłość wędrownej trupy teatralnej pryncypała Kumpano, który w rozmaitych technikach lalkowych demonstruje przypadki ludzkiego uzależnienia, siedem grzechów głównych i słabość ludzkiej natury, zawsze uległej złu, podatnej na diabelskie podszepty i nieustannie zawierane z nim pakty. Występujący w roli Kumpana Petr Borovský i partnerująca mu Milena Jelínková dają popis aktorskiego i lalkarskiego kunsztu. To prawdziwie teatr reżysera w dawnym stylu.
Dvořák bardziej niż w plastyce szuka nowoczesności w strukturze literackiej. Otesánek Víka Peřiny jest w efekcie udaną próbą nowego przepisania klasycznej bajki. Przedstawienie z Liberca (także do tekstu Peřiny) kontaktuje się z rzeczywistością współczesnych programów telewizyjnych („Mam talent”). Talenty lalek to najczęściej sympatyczne konstrukcje i sprawna animacja tradycyjnych marionetek trickowych. I są to cenne próby, ale przypominają usiłowania XVIII-wiecznych lalkarzy angielskich, którzy w komentowaniu i ironizowaniu na tematy powszechnie już znane szukali miejsca dla siebie. Odnieśli nawet chwilowy sukces, ale dziś lalki muszą znaleźć własny język, własne tematy i własną dramaturgię. W tym kontekście ciekawsze okazują się poszukiwania Tomáša Jarkovskiego i Jakuba Vašíčka w A niech cię diabli!, którzy klasyczne moralitetowe tematy zderzyli ze współczesnym językiem, ponadnarodową rzeczywistością i uniwersalną wyobraźnią. ¶Drugim ważnym zjawiskiem „Skupovej Plzni” był spektakl Jiřígo Havelki i Marka Zákosteleckiego Ostatni trik Georges’a Méliès’a (Georges Méliès’ Last Trick) z Divadla Drak i MIFD z Hradca Králové. To slapstickowe, rozegrane w rewelacyjnym tempie, błyskotliwie zrealizowane przedstawienie o francuskim czarodzieju kina sprzed niemal stu lat i jego magicznych, a wciąż atrakcyjnych sztuczkach. Lalkowy jest wyłącznie duch tego przedstawienia, ale przyjemność oglądania udziela się dosłownie każdemu widzowi i to zasługa zarówno autorów, techników, jak i aktorów, którzy muszą być bezwzględnie perfekcyjni. W Pilznie byli. Sąsiedzka perspektywa nakazuje przypomnieć tylko, że do tematu niemego kina w bardzo podobnej konwencji plastycznej odniósł się już przed laty Marek Zákostelecký, realizując (także jako reżyser) w warszawskim Teatrze Lalka Kino Palace, spektakl, który zebrał dziesiątki nagród i objechał wiele festiwali. Ale Ostatni trik... to kilka kroków dalej, to magia kina zrealizowana na żywo.
Na pograniczu alternatywy, teatru maski i performansu znalazł się jeden z najciekawszych spektakli „Skupovej Plzni” Antiwords Spitfire Company & Palác Akropolis z Pragi, wymyślony i zrealizowany pod kierunkiem Miřenki Čechovej i Petra Boháča. Inspirowany Audiencją Havla spektakl jest atrakcyjnym i oryginalnym wariantem gry na temat ludzkich zależności, psychologii władzy, poczucia samotności. Z drugiej strony – bardzo piękną grą z maską i w masce, zwłaszcza w zderzeniu maski z ciałem aktora i tancerza zarazem. Jest wreszcie osobliwym performansem (dwie aktorki wypijają butelki piwa – całą skrzynkę piwa) wprowadzającym widza w stan niepewności, lęku, utraty poczucia bezpieczeństwa, ale w konsekwencji działaniem intrygującym, szokującym, przynoszącym rzeczywisty element zagrożenia, bo przecież trudno przewidzieć reakcje jednej i drugiej strony. To teatr happeningowy: silny, prawdziwy, kreatywny do bólu, może szokujący nawet, lecz mówiący o czymś ważnym – inaczej, zaskakująco i bardzo profesjonalnie. A i gra z maską jest najwyższej próby, zwłaszcza że to teatr ruchu, pozbawiony tekstu.
W grupie lalkowoteatralnej alternatywy jest pewnie miejsce dla grona młodych twórców z Tomášem Jarkovskim i Jakubem Vašíčkiem na czele. Byli oni współautorami wielu spektakli tegorocznej „Skupovej Plzni”: od Gagarina zespołu Športniki z czeskiej Pragi i słoweńskiego Mariboru, poprzez A niech cię diabli!, Jak koguty pokolorowały świat: Magor dzieciom z praskiego Divadla Minor, po Hrabalove Pociągi pod specjalnym nadzorem z Alfy. To przedstawienia skrajnie odmienne, czasem znakomite: jak czysto lalkowy A niech cię diabli! czy klasycznie dramatyczne Pociągi pod specjalnym nadzorem.
Zastanawiający jest tylko uporczywy powrót do historycznych tematów, zwłaszcza że nie zostały one w żaden sposób przerobione, nie posłużyły jako parabola czegoś ważniejszego, współczesnego, po prostu są jedynie jakąś teatralną wariacją wokół ludzi czy zdarzeń z przeszłości. Ironiczna sympatia, z jaką Jarkovský i zespół potraktowali Gagarina, wywołuje niemal zdumienie swoistą „fascynacją” komunistycznymi ideami. Zapomniane historie o szlachetnej rywalizacji, choćby i poetyckie, lecz przebrzmiałe tematy rodem z antykomunistycznego podziemia w Jak koguty... można co najwyżej usprawiedliwić niewiele wcześniejszą śmiercią weterana czeskiego undergroundu artystycznego Ivana Martina Jirousa (zm. 2011), na którego tekstach – szczególnie ważnych w okresie czechosłowackiego ruchu dysydenckiego – oparto przedstawienie. Tematy historyczne pojawiły się i u innych twórców. U Ondřeja Cihlářa w Łzach wysmaganych wiatrem mężczyzn z praskiego Divadla Vosto5 wykorzystano przedwojenny sportowy epizod zmagań narciarzy Czech, Niemiec i Norwegii w Karkonoszach i związanej z tym tragedii. W zaskakującym spektaklu Szarik wspomina opartym na scenariuszu według Czterech pancernych i psa Janusza Przymanowskiego, z Divadla loutek w Ostrawie wykreowano na scenie kuriozalną rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat, splecioną z innymi refleksami dziwacznej pamięci historycznej. Skąd to zainteresowanie Gagarinem i jego historią, „magią” komunistycznych seriali telewizyjnych? Czy to naprawdę kogoś dziś jeszcze interesuje? Czy Czesi, jak Polacy, też nie umieją spojrzeć do przodu albo chociaż zmierzyć się z problemami dnia dzisiejszego? Przecież nawet sympatyczne ironizowanie po kilku dziesiątkach lat może wywołać co najwyżej uśmiech pobłażliwego sarkazmu. Odwaga potaniała i nie trzeba za nią płacić żadnej ceny.
Na tym tle interesujący wydał się ostatni spektakl Divadla Continuo Dzień ósmy Pavla Štourača i jego zespołu, niebędący wprawdzie żadnym odkryciem, ale mądrze dotykający uniwersalnej tematyki i czerpiący z wielonarodowej ludzkiej kultury, eksploatujący w sposób zajmujący ciało aktora, jego relacje z martwą lalką, a nade wszystko siłę i bogactwo sfery dźwięku, partii wokalnych, wykonywanych z taką energią i perfekcją, które sprawiają, że widz ma poczucie obcowania z pięknem. A piękno jest jednym z wyznaczników sztuki, także teatru lalkowego i alternatywnego, cokolwiek dziś znaczą te terminy (a znaczą coraz mniej).
Niniejszy tekst, tu znacznie rozbudowany, powstał dla czeskiego czasopisma „Divadelní noviny” (2014).
Biennale Czeskiego Profesjonalnego Teatru Lalkowego i Alternatywnego. „Skupova Plzeň”, Pilzno, 15–19 czerwca 2014