Od literatury do zdarzenia | Halina Waszkiel

Specyfikę poznańskich „Kon-Tekstów” wyznaczają „sztuki współczesne dla dzieci i młodzieży”. Pojęcie jest dość rozciągliwe, bo i definicja słowa „sztuka” (w rozumieniu utworu dramatycznego napisanego z myślą o realizacji teatralnej) jest nieprecyzyjna, i adresat młodzieżowy bywa łączony z dorosłymi, i wreszcie dzieci stanowiące dziś publiczność teatralną to zarówno 10-latki, jak i przedszkolaki, dla których przygotowuje się raczej spotkania, zabawy oraz interaktywne performanse niż inscenizacje napisanych wcześniej dzieł literackich (nie mówiąc już o teatrze osesków). Mniejsza o definicje, zobaczmy raczej, co zaoferowały nam „Kon-Teksty” w swym szóstym wydaniu.

Pes (prÍ)tulák | Divadlo Piki, Słowacja | fot. Archiwum
Spośród piętnastu pokazanych przedstawień tylko cztery stanowiły realizację sztuk napisanych przez współczesnych dramatopisarzy: Chodź na słówko Maliny Prześlugi (Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, reż. Jerzy Moszkowicz), Książę i prawda Jeana-Claude’a Carrière’a (Teatr Animacji w Poznaniu, reż. Janusz Ryl-Krystianowski), Wnyk Roberta Jarosza (Opolski Teatr Lalki i Aktora, reż. Bogusław Kierc) oraz W brzuchu wilka Roberta Jarosza (Teatr Dzieci Zagłębia, Będzin, reż. Dariusz Wiktorowicz). Wszystkie cztery utwory są nowe, z ostatnich lat (najstarszy z nich, Książę… został napisany w 2001, a opublikowany w 2006, u nas w „Nowych Sztukach dla Dzieci i Młodzieży” nr 28, Poznań 2009). Wszystkie też skłaniają do pytania: na ile teatr wykorzystał ich literacki potencjał?

Najlepiej pod tym względem wypadła realizacja Chodź na słówko. Sztuka zbudowana jest na grach słownych. Jej bohaterami są źle wypowiedziane, a więc pozbawione właściwej tożsamości słowa: Kula, która powinna być Kurą oraz Toperz – mutacja Nietoperza. Wysiłek wszystkich twórców przedstawienia, z reżyserem i aktorami na czele, koncentruje się na tym, by niczego nie zgubić z błyskotliwości i dowcipu tekstu sztuki. Teatr służy autorce, nadając słowom „ciało” i ułatwiając młodej widowni zrozumienie wszystkich niuansów. Kula (Anna Mierzwa) naśladuje kury, do których chce się upodobnić, Toperz (Radosław Elis) monologuje o swej wyjątkowości wobec nietoperzy i taktoperzy, a oboje w poszukiwaniu własnej tożsamości trafiają do „osób” związanych z językiem, takich jak Język Polski, Brzydkie Słowo i Logopeda (wszyscy grani przez Michała Kocurka, modyfikującego swój kostium). Aktorzy mówią o sobie i do siebie, wszystko opiera się na dialogu, zaś oprawa sceniczna, stylizowana na komedię dell’arte, ogranicza się do kurtynki w tle oraz wyrazistych kostiumów, fryzur i półmasek (oraz jednej pokaźnej, animowanej od środka kury).

Z kolei zespół Opolskiego Teatru Lalki i Aktora dzielnie mierzy się ze skomplikowanym i wielopiętrowym tekstem Roberta Jarosza Wnyk, ale scenariusz sporo traci w konfrontacji z literaturą. Reżyser uprościł metafory i zrobił interwencyjne przedstawienie o problemach dojrzewania. Tekst zyskał na klarowności i sile wyrazu, ale stracił na finezji. Być może była to konieczna cena za komunikatywność całości. Młodzi widzowie odbierają spektakl z przejęciem, więc koncepcja się broni.

Silniejszy dysonans między dramatem a inscenizacją słychać w przypadku sztuki Carrière’a. Poetycka opowieść o poszukiwaniu prawdy została przez autora ujęta w kształt baśni skrzyżowanej z powiastką filozoficzną i okraszona dowcipem, często absurdalnym. Tymczasem koncepcja inscenizatorska mocno osadziła Księcia i prawdę w tu i teraz. Miejscem akcji uczyniono studio telewizyjne, Gawędziarza (w stylu Sancho Pansy) zmieniono w antypatycznego prezentera, a Księcia – w uczestnika kiepskiego show. W rezultacie, wśród monitorów, projekcji i innych efektów scenicznych, zgubiono nastrój i głębię. Z ponadczasowych rozważań o naturze prawdy wyszła satyra na telewizję, która manipuluje i kłamie. Dla tych, którzy lubią w teatrze doraźność i krytykę współczesności – to dobrze, dla innych – niekoniecznie.

Najgorzej z autorem sztuki obeszli się twórcy W brzuchu wilka. Wywrócili sensy do góry nogami i zrealizowali spektakl idący myślowo wbrew intencjom autora. Dramatopisarz podjął motyw Czerwonego Kapturka w taki sposób, by przywrócić powagę złu. Od lat w przedstawieniach dla dzieci żartuje się z wilka, zmienia go w sympatycznego pluszaka, minimalizuje grozę. Robert Jarosz, przez skojarzenie z autentycznym seryjnym zabójcą grasującym w Krakowie w 1965 roku, przypomina czytelnikom, że archetypiczne baśnie (a do nich należy Czerwony Kapturek Grimmów) nie bagatelizowały zła, lecz przeciwnie – uczyły dzieci jak je rozpoznawać i jak się przed nim bronić. Teatr przeciwnie – wziął zło w obronę, m.in. dostarczając mu alibi w rodzaju: nie zgwałciłem, sama się prosiła. Wilk jest dojrzałym mężczyzną uwodzonym i wykorzystanym przez wyzywającą panienkę blond (skądinąd dobre role Agnieszki Chodźby i Tomasza Dajewskiego). Nie widać związku między ich seksualną grą a trupem czarnowłosej dziewczyny na prosektoryjnym stole ani z wypowiadanymi przez starą kobietę (świetną Elżbietę Okupską) wspomnieniami o strachu przed psychopatycznym bandytą. Projekcje multimedialne pokazują fragmenty lukrowanych wersji Czerwonego Kapturka, które mają się nijak do losów dziewczyny dokonującej wyboru między doświadczonym lowelasem a młodym prawiczkiem. Wydaje się, że dla efektów – gorącego tanga, pięknej sukienki, muzyki i multimediów – poświęcono bez żalu sens wybitnej sztuki.

Obok wymienionych sztuk nowych pojawiła się jedna stara (z 1965), ale ponadczasowa, należąca do najwartościowszej klasyki dramatycznej polskiego teatru lalek: Złoty klucz Jana Ośnicy. Zrealizowana w Bielsku- Białej przez Janusza Ryla-Krystianowskiego, wzmocniona świetną scenografią Julii Skuratovej i wysokim kunsztem animacyjnym aktorów Banialuki, stanowi przykład doskonałej symbiozy tekstu i teatru, choć teatru w starym stylu.

Bardzo dobrze wypadły na „Kon-Tekstach” adaptacje epiki, dokonane z całą świadomością możliwości sceny. Słoń i Kwiat Grupy Coincidentia i BTL-u (adapt. i reż. Robert Jarosz) to udana próba przełożenia absurdalno- poetyckich i zabawnych zarazem opowiadań Briana Pattena na szaleństwo teatralne. Muzyka, kostiumy, lalki, multimedia, demolowany i wielofunkcyjny sześcian w połączeniu z brawurowym aktorstwem (Dagmara Sowa, Paweł Chomczyk, Michał Jarmoszuk oraz muzyk Robert Jurčo) celnie trafiają w ton wyobraźni spuszczonej z łańcucha zdrowego rozsądku.

Z kolei Katarína Aulitisová zaadaptowała opowiadanie Daniela Pennaca, tworząc scenariusz spektaklu Pes (prí)tulák Teatru Piki (Pezinok, Słowacja), w którym gra ona sama oraz L’ubo Piktor. Przygody brzydkiego pieska opowiedziane zostały zabawnie i bez sentymentalizmu, w pełnej harmonii zamierzonych sensów i wybranych środków wyrazu. Tak np. dziewczynka, która wzięła pieska dla kaprysu, a potem usycha z tęsknoty, gdy zaginął, pokazywana jest najpierw za pomocą jedynie nóg w trampkach uciętych oknem scenicznym – jak ktoś obcy i odległy. Im bardziej zbliża się do pieska, tym bardziej ujawnia nam swoją osobowość, a zarazem – całość postaci. Wciągająca opowieść, zharmonizowana z animacją i plastyką, zrobiła na widowni najlepsze wrażenia.

Z kolei Prawdziwe-nieprawdziwe warszawskiego Teatru Baj okazało się spektaklem zbyt chłodnym, zdystansowanym, atrakcyjnym plastycznie (scenografia Julia Skuratova), reżysersko (Rimas Driežis) i aktorsko (zwłaszcza Jan Plewako w roli Ślimaka), ale zbyt mało atrakcyjnym literacko. Poetycki tekst Vytautė Žilinskaitė według baśni Gałązka wierzbowa potrzebuje kameralności i skupienia, którego zabrakło w dużej sali teatralnej i w festiwalowym wirze.

Intrygującej adaptacji obszernej powieści Ignacego Karpowicza Balladyny i romanse dokonał Konrad Dworakowski (Teatr Pinokio, Łódź). Jako reżyser przełożył podwójność świata literackiego (plan ludzi i plan bogów) na podwójny plan aktorsko-lalkowy, co samo w sobie jest celnym pomysłem. Nie wszystkie sensy wybrzmiały jasno, nie wszyscy aktorzy udźwignęli role bogów i chyba można było sobie darować pornograficzne fragmenty (zabawne, bo lalkowe, ale niepotrzebnie ograniczające adresata do widzów dorosłych), zarazem jednak zachwycała animacja lalek, plastyka wielu scen (scenografia Marika Wojciechowska), dowcip, świetne role Mojry (Anna Makowska) i Ozyrysa (Ewa Wróblewska).

Pozostałe sześć przedstawień to realizacje własnych scenariuszy, czasem mających jakieś literackie inspiracje, a czasem nie. Joanna Gerigk, reżyserka i autorka Le Filo Fable (TLiA w Wałbrzychu) inspirowała się „bajkami filozoficznymi z różnych stron świata”. Współautorem spektaklu Zgubione- -znalezione. Opowieść o chłopcu i pingwinie (Teatro Telaio z Włoch) jest reżyser i scenograf Angelo Facchetti. Mistrz animacji Neville Tranter jest jednoosobowym twórcą i wykonawcą Puncha i Judy w Afganistanie (Stuffed Puppet Theater, Holandia). Taki właśnie nurt teatralny – kreacji scenicznej uwolnionej od literatury – od dawna dominuje na Zachodzie, a u nas, jeszcze powoli, wypiera inscenizacje w służbie dramatu.

Jeszcze wyraźniej dominację teatru nad jakąkolwiek literaturą widać w spektaklach dla młodszych dzieci, z zasady zmierzających ku zabawie i działaniom interaktywnym. Na „Kon-Tekstach” najwyższy poziom zaprezentował LALE.Teatr z Wrocławia spektaklem Podłogowo, proponujący dzieciom trening wyobraźni i pyszną zabawę przy pomocy najprostszych przedmiotów (formy wycięte z papieru, wiadro, folia). Zabawę kolorami podpowiedziała Honorata Mierzejewska-Mikosza reżyserująca Pokolorowanki (Teatr Pinokio, Łódź).

Jak widać, tegoroczne „Kon-Teksty” ogarnęły nie tylko tradycyjnie rozumiane „sztuki współczesne dla dzieci i młodzieży”, ale i rozmaite scenariusze oraz zdarzenia sceniczne. Może pora na modyfikację szyldu? A może tak właśnie organizatorzy chcą czytać współczesny teatr dla młodych?

Nowszy post Starszy post Strona główna