17 dni teatru | Karolina Dąbrowska

W historii polskiego teatru można odnaleźć wiele luk, wiele zjawisk, których badacze nie poddali analizie, wiele wydarzeń, o których zapomniano lub jeszcze nie odnaleziono ich dokumentacji. Taką luką jest teatr podczas II wojny światowej. Cechuje go rozproszenie po różnych zakątkach świata, a także niedługi czas działalności. Między spektaklami szopkowymi w obozach koncentracyjnych i więzieniach a oficjalnymi polskimi teatrami na ziemiach wschodnich znaleźć można nieliczną grupę teatrzyków działających w konspiracji. Wśród nich dostrzec należy wyjątkowe na tamten czas zjawisko – teatr na ulicach walczącej Warszawy.

Joachim Joachimczyk „Joachim” | ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Wybuch powstania w Warszawie wywołał euforię ludności stolicy, wiązał się z nadzieją na szybkie wyzwolenie miasta i zwycięstwo nad okupantem. Właśnie w takiej radosnej atmosferze na Powiślu dwie koleżanki – Krystyna Berwińska i Zofia Czerwosz – postanowiły założyć teatr. Jak podkreśla jedna z nich: w sierpniu, w naszej szczęśliwej dzielnicy było wszystko: biało-czerwone flagi, gazeta „Barykada Powiśla”, odezwy porozklejane na murach, komitet samoobrony (...). Łapaliśmy audycje powstańczego radia. Zachłystywaliśmy się wolnością. Było, powtarzam, wszystko. A skoro tak, to musiał być i teatr (1).

Wybuch powstania zastał je obie na Powiślu. Berwińska mieszkała tam z rodzicami, natomiast Zofia Czerwosz pochodziła z Saskiej Kępy, ale jako młoda plastyczka przychodziła na Szczyglą do pracowni ceramicznej pani Orczyńskiej. Początek walk zaskoczył ją w trakcie pracy, a prawobrzeżna strona Wisły stała się niedostępna. Dziewczyny znały się, były rówieśniczkami i obie miały już wcześniej pewne doświadczenia z teatrem lalkowym: Zofia Czerwosz robiła „Szopkę konspiracyjną”(2), natomiast Berwińska wraz z kolegami z podziemnego PIST-u Królewnę Śnieżkę w lalkach (3). Wraz z pojawieniem się pomysłu założenia teatru było jasne, że ma to być właśnie teatr lalkowy, oczywiście uliczny, podwórkowy, łatwo przenośny. Coś w rodzaju szopki, (...) wertepu (4). Miał wyznaczony konkretny cel, musiał spełniać dwa zadania, wtedy uważane za najważniejsze – szerzyć  propagandę wśród cywilów, wyśmiewając tych, którzy nie mieli odwagi stawić czoła okupantowi, oraz dawać chwile wytchnienia i rozrywki walczącym żołnierzom – zagrzewać do walki i podnosić na duchu.

Względny spokój na Powiślu na początku sierpnia pozwalał na twórcze działania. Nim powstał tu teatr lalkowy, odbywały się już koncerty chopinowskie czy wieczory literackie.

Atmosfera sprzyjała twórczości, powstał zatem tekst pióra Krystyny Berwińskiej i Michała Dadleza – ona stworzyła satyryczny opis jednej z kamienic na Powiślu, ukazując w bohaterach utworu odbicie prawdziwych zachowań własnych sąsiadów; profesor Dadlez natomiast, jako polonista z wykształcenia, dopisał do pracy Berwińskiej kilka utworów bardziej patetycznych. Cała historia – prościutka szopka satyryczno-patriotyczna – została napisana w jeden dzień, dzięki czemu twórcy mogli w krótkim czasie zabrać się do pracy.

W powstającym teatrze Berwińska była odpowiedzialna za tekst, na Czerwosz zaś spadło zadanie stworzenia lalek. Miałam trudności z materiałem do wykonania lalek – wspominała – bo mój dom był na prawym, niedostępnym dla nas brzegu Wisły (...). Pierwszą lalkę zrobiłam z jakichś chusteczek do nosa i pokazaliśmy ją sąsiadom na podwórku, poprzez okno bez szyby (...). „Jest nas tu więcej – wołała – ale nie mamy się w co ubrać”. Bardzo szybko znalazł się cały worek najprzeróżniejszych resztek (5). I tak w kilka dni powstał cały teatrzyk, z prostym, ale aktualnym tekstem oraz z wyjątkowymi lalkami, wśród których szczególną uwagę widzów przyciągał Tygrys – symbolizujący okupanta, a właściwie czołgi, potocznie nazywane przez warszawiaków tygrysami, należące do wyposażenia niemieckiego wojska. Był wielki, pasiasty, żółty. Na grzbiecie – flaga ze swastyką. Na czterech patykach poruszał się butnie, z rozdziawioną paszczą (6). Razem z tekstem i lalkami pojawili się również aktorzy, m.in.: Jolanta Jeleniewska, Michał Dadlez i jego trzynastoletni syn Ryszard, Włodzimierz Kaniewski, Józef Małgorzewski z żoną, Roman Jaglarz – muzyk, harmonista. Jak wspominają obie panie, na jednej z ostatnich prób przed premierą pojawił się Jan Brzechwa, mieszkający podczas wojny na Powiślu, i poprawił niektóre rymy w tekście szopki napisanej przez Berwińską.

W dialogach i monologach odbijała się bieżąca sytuacja powstania. Komentowano i ośmieszano zachowania niektórych mieszkańców Warszawy, pokazując w ten sposób hipokryzję i sknerstwo ludzi, których w przedstawieniu obrazowali bohaterowie tacy, jak Mięczak czy Schronowa. Lalek, a jednocześnie charakterów, było 11 – dwie już wymienione oraz: Pan Ważny, Plotkarka, Morowy, Fasoniarz, Strojnicka, Optymistka, Dzielny Harcerz Antek, Porucznik Szary z AK i Tygrys. Ich rozmowy przerywane i dopełniane były piosenkami, których nowe teksty dopisywane były do popularnych melodii.

Pierwsze spektakle nie zostały udokumentowane, sami twórcy wspominają tylko, że zagraliśmy kilka razy na podwórkach domów przy Okólniku, a potem ktoś (...) zaprowadził nas na Tamkę, do dowództwa Powiśla, do „Krybara” (7) (...) odegraliśmy przed „Krybarem” naszą szopkę – zostaliśmy zaakceptowani (8). Wtedy też odbyła się oficjalna premiera w lokalu dowództwa. Ze wspomnień oraz recenzji zamieszczonych w powstańczej prasie wiemy, że odbyła się ona 16 sierpnia 1944 r. Dwa dni później na łamach „Barykady Powiśla” ukazała się recenzja z oficjalnego pokazu „Bloku z Powiśla”. Czytamy w niej: „Tygrys” wylazł na scenę. Małe lalki, ale sztuka niemała. (...) Dwuaktowa. Dowcipna. Barwna. I przede wszystkimpaląco aktualna. Jeszcze w tym wszyscy tkwimy, a już o nas grają. Bo siebie, siebie właśnie ujrzysz na scenie, a raczej nad parawanem (9).

Premiera była swego rodzaju zarejestrowaniem działalności. Twórcy zostali współpracownikami Wydziału Propagandy 48. Grupy Bojowej Krybar i otrzymali przepustki, aby swobodnie przemieszczać się po całej Warszawie. Od tego momentu teatrzyk zagrał jeszcze kilkanaście przedstawień w różnych miejscach Powiśla i Śródmieścia. Tekst ulegał aktualizacjom i zmieniał się w zależności od miejsca, w którym przyszło Kukiełkom się prezentować. Byli bardzo popularni wśród warszawiaków, bywali zapraszani w różne miejsca. Nie oni walczyli o widzów, a widzowie o nich.

We wspomnieniach Marii Diatłowickiej, uczestniczki powstania warszawskiego, czytamy: Rodzice wiedzieli, że będą się odbywać te przedstawienia, kilka razy byli i nie dostali biletów i dopiero za którymś razem kupili bilety kilka dni naprzód, co w warunkach Powstania wydawało się dosyć absurdalne – plany, że pójdzie się za kilka dni na przedstawienie. W każdym razie kupili te bilety i nadszedł ten dzień, poszłam (10).

Kukiełki często grały również w drodze do konkretnego punktu, który najczęściej wyznaczała im komenda. I tak historię Tygrysa i dzielnego Antka mogli zobaczyć mieszkańcy Warszawy w bramach, piwnicach, prywatnych mieszkaniach czy schronach. Wspominała Krystyna Berwińska: Inna atmosfera panuje natomiast w czasie spektakli ulicznych. Przygodna publiczność nie zawsze daje się wciągnąć, czasem ktoś przystaje tylko na chwilę, czasem przerywa nam alarm, trzeba się wtedy zwijać i chować do bramy. Czasem zaczęty na ulicy spektakl kończymy w bramie (11). Czasami ktoś ich wyśmiał, wyszydził, ale wtedy nie miało to większego znaczenia. W lalkowych bohaterów wciąż wpatrywała się najwierniejsza publiczność, czyli dzieci, które potrafiły towarzyszyć lalkarzom nawet na trzech spektaklach dziennie. Młodzi warszawiacy nie odstępowali na krok swoich idoli, pomagali w przenoszeniu parawanu i lalek. Jeden z takich momentów uchwycił powstańczy fotograf, a zdjęcie to opublikowane zostało w 1982 r. na łamach czasopisma „Stolica” (12).

W wywiadzie z Zofią Czerwosz możemy przeczytać kilka opisów miejsc, w których przyjmowano lalkarzy z Powiśla jak największe sławy teatralne. Zaproszono nas do mieszkania na Nowym Świecie, blisko Smolnej. Wejście prowadziło przez schody podwórkowe, czarne od węglowego pyłu, ale na ścianie widniał napis: „Przejście do teatru” wykonane tak wykwintnym liternictwem, że aż uderzało swą doskonałością. Mieszkanie okazało się też nadzwyczaj bogate i piękne. Meble, obrazy, dywany – godne pałacu. Gospodyni, starsza dama, poczęstowała nas koniakiem i maleńkimi kawałeczkami kiełbasy na prześlicznej, kryształowej tacy. W tym mieszkaniu na pewno nie było dużych zapasów żywności, ale widzowie zapewnili nas, że to pierwszy polski teatr, od początku wojny, który przyszli oglądać. Nie wiem, kim byli ci ludzie, ale z ich mowy i sposobu bycia czuliśmy, że to oni nas w pewnej mierze swoją obecnością zaszczycają (13).

Innym razem zostali zaproszeni do restauracji Dołek, która w tamtych czasach była miejscem spotkań dorożkarzy oraz robotników i mieszkańców Powiśla. Właścicielka knajpy przyjęła bardzo dużo bezdomnych uciekinierów ze spalonych domów i otaczała ich wielkim staraniem. Nas poprosiła o jeszcze jedno przedstawienie, „żeby podnosić na duchu”, a nasi młodzi aktorzy chwalili się potem, że na zapleczu zjedli po dwa obiady, tak ich przyjmowano! (14)

Wśród miejsc, które obu twórczyniom zapadły bardzo mocno w pamięci, był spektakl w elektrowni warszawskiej, w której jako inżynier pracował ojciec Zofii Czerwosz. Tam w wielkiej podziemnej sali zgromadziły się całe rodziny pracowników, załoga zakładu, a także uciekinierzy z innych dzielnic. Młodzi inżynierowie przynosili coraz to większe reflektory, aby lepiej oświetlić te nasze małe, biedne laleczki. Nigdy, w żadnym teatrze nie widziałam aż takiego oświetlenia (15). Krystyna Berwińska uzupełniała, że mógł go nam pozazdrościć zawodowy teatr.

Wspomina również jeden ze spektakli w żołnierskiej kantynie przy ul. Wareckiej: Ciasna, zadymiona salka, ledwie się mieścimy, chłopcy – bryczesy, oficerki, różnego rodzaju kurtki, biało-czerwone opaski, podkrążone z niewyspania oczy, nie rozstają się z bronią. Częstują nas kawą i pajdami chleba z marmeladą. Chwytają każdą aluzję, co chwila ryk śmiechu, co za radość, gdy Tygrys zdycha, gdy stęka chrapliwie unter allem, i co za entuzjazm, gdy Tygrys staje się zdobycznym polskim czołgiem (16).

Kukiełki podróżowały po całym Śródmieściu i Powiślu, dając rozrywkę ludności cywilnej i żołnierzom. Najtrudniejszym momentem w ich działalności był niewątpliwie zakaz dalszej eksploatacji spektaklu wydany 23 sierpnia przez władze wojskowe. Twierdziły one, że spektakl jest zbyt satyryczny, że pokazuje rzeczywistość w krzywym zwierciadle i osłabia morale żołnierzy. Wskazywano, że negatywne przykłady zachowań społeczeństwa warszawskiego prezentowane przez zespół Kukiełek nie wzbudzają w żołnierzach entuzjazmu i prawidłowych postaw. Przekonywano aktorów, że cenniejsze od krytykowania negatywnych cech cywili jest chwalenie osiągnięć żołnierzy na frontach. Grzecznie, choć z ukrytą złością, wyjaśnialiśmy, że jesteśmy satyrykami (...). Byliśmy przekonani, że lepiej działa wychowawczo wyśmiewanie zła niż zachwyty nad bohaterstwem i ofiarnością. Istnieje przecież coś takiego, jak wstyd przed prostackim zachwalaniem odwagi i szlachetności, a prawdziwym bohaterom należy się raczej umiar w pochwałach i pełne szacunku milczenie. Mieliśmy przekonanie, że tak czują nasi widzowie, niezależnie od wieku, żołnierze czy cywile (17).

Zakaz dotyczył szczęśliwie tylko żołnierskich świetlic. Dlatego teatrzyk kontynuował swoją działalność, grając dalej w cywilnych miejscach (mimo zakazu na przedstawienia wciąż docierało bardzo wielu wojskowych), aż do momentu, kiedy i na Powiślu zaczęło robić się niebezpiecznie. W głowach twórców krążyły już myśli o zaprzestaniu pokazywania przedstawień ze względu na zbyt duże ryzyko związane z gromadzeniem się dużych skupisk cywili wokół kukiełkowych bohaterów. Z błędu wyprowadzili ich pracownicy fabryki Fuchsa, którzy przyszli do aktorów, robiąc im wyrzuty o to, że nie dotarli na umówione miejsce, jednocześnie posądzając ich o przekupstwo. „Jesteśmy z fabryki Fuchsa, czy pamiętacie, że mieliście u nas grać? Wszystko było przygotowane, czekaliśmy na was i bardzoście nas zawiedli. Ktoś was przekupił, pewno wam coś dali i poszliście gdzie indziej grać, ale wasza chytrość niewiele wam dała. My jesteśmy z Fuchsa, wiecie, czekolada! Każdy z was dostałby taaką paczkę!”. Nie chcieli słuchać wyjaśnień i poszli z powrotem, przez kilkanaście bombardowanych ulic (18) – pisała w swoich wspomnieniach Zofia Czerwosz.

Jednak z końcem sierpnia nasiliły się myśli o przerwaniu działań, zwłaszcza, gdy ranny został muzyk teatrzyku – Roman Jaglarz (według Zofii Czerwosz – miało to miejsce 28 sierpnia).

Ostatnie wspomnienia wiążą się z klasztorem na Dobrej i spektaklem, który się nie odbył. Artyści z wielkim trudem dotarli na umówione miejsce gry. Zaraz po wejściu zabrali się za rozstawianie parawanu i szykowanie lalek.

I wtedy brudni, pobandażowani żołnierze zaczęli wprowadzać do tej sali uciekinierów ze Starego Miasta. Ludzie z tobołkami, przysypani gruzem, popielate, tragiczne, martwe twarze. Siadali pod ścianami śmiertelnie zmęczeni. Bez słowa zwinęliśmy nasz parawan. I to był nasz ostatni spektakl. Ten spektakl, który się nie odbył, pamiętam, jakby to było wczoraj. Zjawiły się siostry zakonne, zapytaliśmy, czy możemy coś pomóc. Ale one powiedziały, że powinniśmy odejść, bo za dużo już tu jest ludzi. Załamałam się i gdzieś w kącie zaczęłam szlochać. Podszedł do mnie jeden z żołnierzy z ręką na temblaku i tą drugą ręką głaskał mnie po głowie. „No, cicho, cicho... nie trzeba...” – szeptał. Nie wiedziałam, co zrobić z lalką, którą trzymałam... głupią lalką, która miała rozśmieszać (19).

Przygoda Kukiełek pod Barykadą trwała zaledwie, a może aż, 17 dni. Wydawało się, że warunki, w jakich przyszło tworzyć ten teatr, były na tyle wyjątkowe, że nawet kilkanaście dni przemieszczania się po Powiślu i Śródmieściu, kilkadziesiąt zagranych przedstawień warte jest udokumentowania.

Mimo wątpliwości, które towarzyszyły wtedy aktorom, a także towarzyszą współczesnym badaczom tego okresu – czy warto robić teatr, bawić się lalkami w czasach, gdy inni przelewają krew za wolność – należy zaznaczyć, że spektakl reagował na bieżącą sytuację polityczną i społeczną, przedstawiając ją naprzemiennie serio i satyrycznie. Nie zakładał wychwalania powstańczych bohaterów, ale ukazywanie rzeczywistości okupowanej Warszawy. Dlatego kukiełkowe postaci gotowały zupę, wykopywały doły i studnie czy umawiały się na randki. Wszystko to przeplatały znane melodie ze zmienianym tekstem, dobranym do prezentowanej nad parawanem scenki.

Bardzo długo sądzono, że tekst sztuki nie przetrwał II wojny światowej – wedle najlepszej wiedzy istotnie tak było, jednakże wiemy, że na początku XXI w. udało się ten tekst odtworzyć. Z pomocą przyszły żyjące podówczas obie założycielki teatru oraz zapiski sporządzane w trakcie powstania przez Zofię Czerwosz.

Choć okoliczności zaprzestania gry nie są do końca jasne i istnieją różne wersje wydarzeń, wiemy na pewno, że teatrzyk działał do początku września. Z artykułu Franciszki Gryko wiemy, że wrzesień 1944 r. skomplikował osobiste relacje między twórcami teatrzyku, których drogi życiowe rozeszły się, w wyniku czego autorzy i aktorzy przez wiele lat nie utrzymywali ze sobą kontaktu.

Gryko odwoływała się też do dwóch książek – albumu ze zdjęciami Tadeusza Bukowskiego oraz Miasta niepokonanego Kazimierza Brandysa. W pierwszej z nich, we wstępie Lesława Bartelskiego znajdziemy opis powstańczych realiów. Tu także opublikowano informację, czemu właściwie Kukiełki nie zagrały nigdy w Teatrze Ateneum, który przecież miał (i wciąż ma) swoją siedzibę na Powiślu. W drugiej Brandys z żalem pisał: Warszawa – nigdy nieugięta. Widziałem wówczas kukiełki powstańcze w jakimś pustym garażu na Solcu, ulepione tymi samymi rękami, co wznosiły barykady Powiśla. Śmieszną piosenkę o „Pani Schronowej” śpiewał młody powstańczy baryton, a kolorowe figurki skakały, poruszane przez chłopców, którzy nazajutrz mieli oznaczony wypad pod filary kolejowego mostu (20). Obydwa fragmenty dodają kolejny element do obrazka, jakim jest historia Kukiełek pod Barykadą i pozwalają spojrzeć na wydarzenie również ze strony obserwatorów czy widzów, a nie tylko twórców i uczestników.

Joachim Joachimczyk „Joachim” | ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego


1 K. Berwińska, Wspomnienia, „Gazeta Wyborcza. Magazyn świąteczny” nr 39 z 27 września 2001.
2 Wnioskuję, że może chodzić o spektakl Szopka 1943, zorganizowany przez Krystynę Artyniewicz w ramach działań BIP-u Sztuka. Z życiorysu Zofii Czerwosz wynika, że przed wybuchem powstania współpracowała z Krystyną Artyniewicz w ramach działań konspiracyjnych. Jest to jednak moje przypuszczenie, którego nie udało się w pełni potwierdzić. 
3 W październiku 1943 r. grupa studentów podziemnego PIST-u (Krystyna Cegiełkowska, Zofia Mrozowska, Sława Przybyszewska, Barbara Rachwalska, Stanisław Bugajski, Andrzej Łapicki, Krystyna Berwińska) przygotowywała się do otwarcia teatru kukiełek Jantar, którym kierować miał Zbigniew Najwer. Niestety, do premiery nigdy nie doszło. Zob. Wspomnienia K. Berwińskiej, op.cit. oraz M. Waszkiel, Dzieje teatru lalek w Polsce, Warszawa 1990. 
4 K. Berwińska, op.cit. 
5 Z. Czerwosz-Rendzner, Wspomnienia, z materiałów Muzeum Powstania Warszawskiego / Adama Wnuczko. 
6 K. Berwińska, op.cit. 
7 „Krybar”, właśc. kpt. Cyprian Odorkiewicz – pseudonim dowódcy 48. Grupy Bojowej, do której dołączyli twórcy Kukiełek pod Barykadą. 
8 K. Berwińska, op.cit. 
9 „Tygrys” wylazł na scenę, „Barykada Powiśla” nr 12 z 18.08.1944. 
10 Muzeum Powstania Warszawskiego – Archiwum Historii Mówionej: M. Diatłowicka, [online], [dostęp: 17.05.17], dostępne na: http://www.1944. pl/archiwum-historii-mowionej/maria-diatlowicka,2445.html. 
11 K. Berwińska, op.cit. 
12 F. Gryko, Kukiełki pod Barykadą, „Stolica” 1982, nr 20, s. 12-13. 
13 Z. Czerwosz-Rendzner, op.cit. 
14 Tamże. 
15 Tamże. 
16 Tamże. 
17 Tamże. 
18 Tamże. 
19 K. Berwińska, op.cit. 
20 K. Brandys, Miasto niepokonane, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009.
Nowszy post Starszy post Strona główna