Witkacy Jana Dormana | Karol Suszczyński

Nie ma wątpliwości, że Jan Dorman doskonale znał dwutomowe wydanie dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza opracowane przez Konstantego Puzynę [1]. Cytaty z obszernego Wstępu przywoływał w trakcie zajęć na Wydziale Lalkarskim wrocławskiej PWST, by zainteresować studentów twórczością Witkacego, przełamać ich młodzieńczą niechęć do „niepokornego” dramatopisarza i przybliżyć im jego geniusz, wyprzedzający tak znamienitych artystów teatru, jak Bertolt Brecht, Samuel Beckett czy Eugène Ionesco. 

Odważna księżniczka | Teatr Baj Pomorski, Toruń, 1985 fot. Archiwum


A jednak to nie tzw. dojrzałe dramaty autora Szewców intrygowały Dormana najbardziej. Swoją uwagę skierował ku tekstom juwenilnym, pisanym przez Stasia Witkiewicza na przełomie 1892 i 1893 roku. Zainteresowanie młodzieńczą twórczością Witkacego – w kontekście typowych działań teatralnych Dormana – nie dziwi, bowiem konstrukcja dramaturgiczna Juweniliów otwarta jest na wszelkiego rodzaju modyfikacje i przetworzenia [2]. 

Są to teksty żywe, dynamiczne, pełne żartów sytuacyjnych, prostego dowcipu oraz dziecięcego, niekiedy wręcz absurdalnego humoru. Akcja jest w nich logiczna i ciągła, a działania jednych bohaterów wywołują reakcje innych. Najważniejszy jednak – z punktu widzenia Jana Dormana – jest fakt, że są to utwory niewielkie, co pozwala je dowolnie modyfikować (dokładnie tak samo jak wszelkie inne wiersze i krótkie teksty literackie, które dzięki autorskiej metodzie Dormana przyjmowały kształt teatralnej zabawy). 

Artysta dwukrotnie sięgał po juwenilną twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza. Po raz pierwszy w 1980 roku, gdy przygotowywał egzamin ze studentami wspomnianego już wrocławskiego Wydziału Lalkarskiego, po raz drugi pięć lat później, gdy pracował z aktorami teatru Baj Pomorski w Toruniu. Próba odtworzenia pracy toruńskiej nie stanowi większego problemu. Spektakl doczekał się licznych recenzji, zachował się fragment nagrania wideo, pełne nagranie audio, a przede wszystkim scenariusz. Przybliżenie realizacji ze studentami nasuwa jednak pewne trudności. Był to bowiem egzamin z pracy aktora w planie żywym, przygotowany na II roku w sesji letniej i zagrany tylko raz. W odróżnieniu od spektakli dyplomowych, pokazy egzaminacyjne w tamtych latach rzadko były opisywane czy utrwalane na kliszy fotograficznej – nie ma zatem trwałych śladów tamtych wydarzeń. Pozostało jedynie kilka materiałów autorstwa Dormana przybliżających tę pracę i... archiwum pamięci byłych studentów. Jednak ich wersje – po prawie czterdziestu latach – zdecydowanie różnią się od zapisków pedagoga powstających w trakcie przygotowań do egzaminu i tuż po nim. 

Najwięcej informacji zawiera tekst Dormana datowany na 30 czerwca 1980 roku, zatytułowany Dwa ognie. Zabawa podwórkowa nic więcej. Czytamy w nim: Rzecz miała być „brana” na zajęciach w trzech grupach, z tym, że podczas pracy domontujemy do tego utworu trzy inne – dla każdej grupy według wyboru. Dość, że pierwsza grupa wybrała „Księżniczkę Magdalenę”, druga „Menażerię”, a trzecia „Księżniczkę odważną” [3]. 

Wybór młodzieńczych tekstów Witkiewicza nie spodobał się studentom, którzy domagali się utworów głęboko emocjonalnych, dających im możliwość rozwoju talentu aktorskiego. W semestrze letnim pracowali z Dormanem nad Medeą Eurypidesa, sięgnięcie więc po utwory tak odmienne było w poczuciu studentów – stawiających po dziś dzień na „wysoki i ambitny” repertuar – artystycznym regresem. Dorman jednak postawił na swoim, wymyślając chwytliwą konwencję i atrakcyjną przestrzeń do prezentacji egzaminu. 

Ostatecznie ustaliliśmy, że będzie to spektakl relacji między sceną a widownią. Ustaliliśmy następnie, że trzy wersje „Karaluchów” plus wybrane inne utwory Witkacego zostaną zagrane na dworcu kolejowym. Będą to „dramaty” afabularne, improwizowane wśród publiczności przygodnie zebranej w poczekalni dworca. W spektaklu tym brak będzie postaci scenicznych mających swoje psyche, toteż „stroje” będą jednolite, niwelujące hierarchię, płeć, rolę. Aktor będzie tu traktowany jak znak teatralny, jak istota poruszająca się w czasie i przestrzeni. Swoim świadomym działaniem, działający aktor może powodować powstawanie znaków u swoich partnerów i u widzów. Wszystko tutaj stawać się będzie na styku: teatr i rzeczywistość [4]. 

Z powyższego opisu jasno wynika, że metoda pracy Dormana nad egzaminem była kontynuacją jego zainteresowania happeningiem (w dodatku interpretowanym w myśl teorii semiotycznych). Pedagog wziął na warsztat tzw. dramaciki Witkiewicza, w trakcie prób zarysował plan wydarzeń, wybrał nieartystyczne miejsce, które wyniósł do rangi przestrzeni sztuki i – korzystając ze słów Patrice’a Pavisa – zaproponował konkretne działania zgromadzonym uczestnikom, zakładając przypadkowość, nieprzewidywalność i niepewność mających nastąpić zdarzeń [5]. Działania te – partytura pokazu, swoisty scenorys – zachowały się częściowo w postaci słynnej Dormanowskiej sklejki, którą pedagog opatrzył tytułem pokazu, czyli Karaluchy [6]. 

Otwierające ją zapiski wskazują jednak na koncepcję odmienną niż ostatecznie zrealizowana. Początkowo Dorman chciał zbudować akcję Juweniliów wokół schodów i szafy. Notował: Gotowym atrybutem i konkretnym przedmiotem, który musi stanąć – jest szafa. Szafa, do której można wejść, i znowu wyjść, i można [przez nią – K.S.] przejść na druga stronę, na przestrzał (...) [7]. 

Plan musiał szybko ulec zmianie, bo już na kolejnych stronach Dorman rysuje i opisuje działania studentów podzielonych na grupy i skupionych na takich przedmiotach, jak gazety i krzesła. 

Korzystając z dwóch pierwszych scen Witkiewiczowskiej „komedii w jednym akcie”, pedagog stworzył partyturę działań zupełnie oderwanych od tekstu, nierealizujących autorskich wskazówek wpisanych w didaskalia. Skupił się na studencie i przede wszystkim towarzyszących mu przedmiotach, podnosząc je do rangi ważnych elementów kształtujących akcję. 

Karaluchy rozpoczynało pojawienie się studentów, rozdzielenie na dwie grupy i wywołanie akcji równoczesnym powtarzaniem przez pięć osób pierwszych słów komedii: „Czy widzisz to szare?”; „Na serio, co tomoże być?”; „Zbudzić Piotra. Zbudzić Piotra”; „A po co, a czemu? A po co, a czemu?”; „To dziwne, to dziwne”. Potem scenorys koncentruje się na działaniach Księdza, Jakuba, Piotra i Dworzanina, którzy „ogrywają” towarzyszące im krzesła i gazety. Do działań tych dołożone są oczywiście kolejne kwestie postaci. Całość zakończona jest bójką bohaterów. 

Pokaz egzaminacyjny odbył się 16 czerwca o godzinie 13.00 w sali poczekalni dworca Wrocław Główny bez jakiejkolwiek wcześniejszej próby. Ale odważna koncepcja ujednolicenia wyglądu studentów, niwelująca „hierarchię, płcie i role” chyba ostatecznie została zarzucona, na rzecz widowiskowości zdarzenia. Każda z grup – jak notował Dorman – została bowiem ubrana odmiennie: pierwsza „po Beckettowsku” – czarne koszulki z napisem „Karaluchy”, spodnie, meloniki, brak obuwia; druga w klasyczne stroje krakowskie – żeby przypominali kosynierów, tych od Wyspiańskiego, a nie wieś i folklor cepeliowy [8]; trzecia w suknie okresu biedermeieru – nie tylko panie, także panowie. 

Mimo obaw Dormana, dotyczących zachowania się studentów w całkowicie nowych dla nich sytuacji i przestrzeni, pokaz się udał, a pedagog notował: Aktor otrząsnął się z tremy. Spojrzał widzowi w oczy. Już ma widza po swojej stronie. Widz okazał się wspaniały – aktor niezłomny. (...) Poczekalnia dworca uległa epidemii. Postępująca mutacja ogarnia cały dworzec. Pasażerowie wchodzą. Wypełniają poczekalnię dworca. Nikomu nie spieszno na pociąg! Stoją w drzwiach, oknach [9]. 

I tu historia zaczyna rozjeżdżać się w kilku kierunkach [10]. Nie ma wątpliwości, że Karaluchy prezentowano na dworcu Wrocław Główny, ale w pamięci osób biorących udział w egzaminie dworzec nie był jednym miejscem pokazów tamtego dnia. Pokazów, które – podobnie jak inne happeningowe działania Dormana ze studentami – zakończyły się interwencją milicji i ingerencją władz szkoły. Zresztą już na samym dworcu dziwnym zachowaniem studentów zainteresowała się ówczesna Służba Ochrony Kolei – ale tu interweniował kierownik placówki, z którym pokaz był ustalony. Ucieczką Dormana, i pozostawieniem egzaminowanych studentów samotnie, skończyły się ponoć dwa kolejne pokazy. Pierwszy w sklepie Mody Polskiej na wrocławskim Rynku, drugi w restauracji mieszczącej się naprzeciwko dawnego kina Śląsk (dziś Teatr Muzyczny Capitol). Ale czy były to kolejne wersje egzaminów studentów roku drugiego, czy może innych roczników i w zupełnie innym terminie – tego już dziś nikt nie pamięta. Musimy więc – przynajmniej na ten moment – zaufać notatkom reżysera. 

Mimo wspomnianych perturbacji Dorman był bardzo zadowolony z egzaminu. Pisał: Czy myślicie, że byłem obojętny na to, co się wtedy działo. Stałem samotny, pełen godności. Nie obeschły na mnie malowane łzy. Potem spadła na mnie brawura uśmiechów, ich wszystkich, to było później, gdy zebrali się w moim pokoju gościnnym, w szkole [11]. 

A ówcześni studenci? Wspominają, że początkowo nie rozumieli Dormana prawie wcale, podchodzili do niego z dystansem i traktowali jego zajęcia z przymrużeniem oka. Buntowali się przeciw wymuszonym działaniom pod dyktando – jak podobno kazał do siebie mówić – Mistrza, nie widzieli potrzeby rytmicznego powtarzania fraz, wykonywania jasno narzuconych ruchów i specyficznej animacji przedmiotów. Dziś w większości patrzą na pracę z Dormanem inaczej i niemal jednogłośnie mówią, że docenienie przyszło dopiero po latach. 

Drugą inscenizację opartą na jednym z juwenilnych utworów Witkiewicza Jan Dorman przygotował w 1985 roku w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Przyjechał tam na zaproszenie Antoniego Słocińskiego, dyrektora toruńskiej sceny w latach 1980–1988. Początkowo Słociński pragnął, by Dorman wyreżyserował Błękitnego ptaka Maurice’a Maeterlincka. Miała to być kolejna, po Małym Księciu Antoine’a de Saint-Exupéry’ego w reżyserii Wojciecha Wieczorkiewicza, propozycja dla najtrudniejszej – zdaniem dyrektora – grupy odbiorców w wieku 12-15 lat. Po licznych spotkaniach i dyskusjach Słociński przystał jednak na propozycję, by sięgnąć po repertuar sprawdzony i bliższy reżyserowi – Przygody wiercipięty Josefa Pehra. 

Odbyła się nawet pierwsza czytana próba z aktorami, ale okazała się zupełnie nieudana. Dormanowi brakowało pomysłu na piątą już w karierze inscenizację tekstu, aktorom z kolei utwór średnio się podobał. Zarówno reżyser, jak i zespół podjęli więc decyzję o nowym kierunku poszukiwań. I tak, w czasie rozmów okazało się, że wszystkich przyciąga twórczość Witkacego. Decyzja zapadła, a punktem wyjścia do nowych, wspólnych działań miała być Odważna księżniczka. Przy okazji premiera spektaklu miała szansę wpisać się w obchody setnej rocznicy urodzin autora. 

Tekst spektaklu Dorman skonstruował z cytatów zapożyczonych z tytułowej Odważnej księżniczki, rozbudowując je o fragmenty lub motywy z „dojrzałych dramatów” Witkacego oraz łączące całość wstawki własne. Akt I jest kolażem pierwszego aktu tekstu juwenilnego z Gyubalem Wahazarem. Na jednym z zachowanych scenariuszy czytamy: Sprawy z Gyubala Wahazara, a szczególnie czekanie, które jest piekłem [12]. I rzeczywiście pojawiają się w nim pojedyncze wypowiedzi z pierwszego aktu dramatu, kiedy postaci oczekują na swojego władcę, ale wymieszane z tekstami z aktu drugiego, kiedy to Świntusia nieświadomie podporządkowuje sobie Wahazara rozkwitającą seksualnością, oraz z aktu czwartego, ze sceny zabójstwa tyrana. W scenariuszu pojawia się jednak galeria zupełnie nowych postaci, z wyjątkiem Złodzieja, Króla i Księżniczki (zwanej niekiedy Królewną), a są to: Aktorzy (jeszcze nie obsadzeni w rolach), Książęta, postaci z tzw. Ogonka (czyli stojące w kolejce), cała Grupa Ogonkowa, a nawet personifikowany Porządek Ogonkowy. Akt II spektaklu Dorman opatrzył tekstem: sprawa oparta o utwór „Nowe Wyzwolenie”; konstruując go posiłkował się jedynie tym dramatem, ponownie przypisując kwestie wymienionym wyżej postaciom. Akt III nosi podtytuł: sprawa „Mister Price, czyli Bzik Tropikalny” a szczególnie Elli; w wypadku tej części sytuacja jest analogiczna do poprzedniej, to powyjmowane luźno kwestie z dramatu przypisane postaciom Dormanowskim. Ostatni akt ma podtytuł: część czwarta napisana za sprawą „ONI”; tu kwestie oryginalnie wypowiadane przez Spikę przypisane są głównie Księżniczce, zaś teksty Bałandaszka Królowi – choć nie stanowi to reguły. W klamrowym zakończeniu Dorman wraca do tekstu Odważnej księżniczki, przypisując wypowiedź Złodzieja z pierwszego aktu Królowi, a w zasadzie Królom, gdyż postać ta w spektaklu wędrowała pomiędzy Aktorami. 

Trudno doszukiwać się w tej konstrukcji większej logiki, bardziej chodziło Dormanowi o wybranie krótkich, rytmicznych fraz, które były wielokrotnie zapętlone i wypowiadane przez te same bądź kolejne osoby. Całość miała kształt klasycznej Dormanowskiej zabawy teatralnej: spontanicznej, żywej, z konkretnie rozdzielonymi zadaniami do wykonania. 

W maszynopisie scenariusza, który Dorman spisywał ponoć jeszcze w dniu premiery, czytamy: Widzowie siedzą w sali, którą ktoś nazwał „szczurownia”. (...) Inscenizator podzielił pomieszczenie główne na trzy części – w pośrodku wnętrza buduje podest. Na podeście umiejscowi cztery „budsracze”. Coś w rodzaju budek telefonicznych. Oszklonych tak, aby sedesy wyraźnie zwracały na siebie uwagę. Po obu stronach podwyższenia, owego podestu z „budsraczami” będą wzniesione schody, na których zasiądzie młodzież. Aneks przedłuży miejsce gry aktorów. Pisząc swoje uwagi inscenizator już wie, że „budsracze” zbuduje z ram okiennych starych, ale jeszcze zaszklonych. Takie cztery komórki do wynajęcia osobliwie pomogą widowni młodzieżowej zorientować się, że cały spektakl jest kpiną i nic więcej [13]. 

Powstał spektakl o Polsce połowy lat osiemdziesiątych, ukazanej w krzywym zwierciadle. Ironia i kpina budowały jego nastrojowość od pierwszej chwili. Widzowie wpuszczani byli na salę ledwo oświetloną za pomocą gołej lampki, wiszącej nad jednym z przybytków. W pomieszczeniu rozpylano zapach amoniaku, a w tle cały czas słychać było szmer wody z zepsutego spustu, mieszający się z muzyką dźwięcznego walca lub porywistego tanga, wygrywanymi na przemian. Z półmroku powoli wyłaniały się postaci siedzące na wyznaczonych przez przybytki miejscach. Porządku na widowni pilnowały cztery gołe sklepowe manekiny rozstawione w rogach sali – inne manekiny poutykane były pod podestem. 

Akcja rozpoczynała się, gdy do pianina zasiadał ubrany w wytarte jeansy, rozciągnięty sweter i znoszony waciak wirtuoz-robotnik. Trzymał on jednak ręce za plecami, a muzyka – Pineapple Rag Scotta Joplina – leciała z offu. Na dźwięk ragtime’u na scenę wbiegała solistka kabaretowa, przyodziana w lekki, tiulowy kostium, z piórem bażancim we włosach – jej nieartystyczny byt zdradzały jednak waciak bez rękawków i gumofilce. Męskie postaci, zajmujące miejsca na sedesach, ubrane były podobnie: w stare spodnie, koszule w kraty, porozciągane swetry. Po scenie krzątała się zwykła sprzątaczka – jak się później okaże, hrabina. Towarzyszył jej złodziej (kobieta), którego znakiem rozpoznawczym był kaszkiet. Jedyne wyróżniające się ze strojów elementy to meloniki i korona – ta ostatnia przekazywana kolejno, w zależności od tego, który z aktorów wcielał się w postać króla. Władcy siedzieli na swoich „tronach”, a przed nimi kolejno pojawiali się bohaterowie dramatów Witkacego. Recenzent „Faktów”, Piotr Szymański, tak opisywał spektakl: Zaczyna się od poczekalni przy „audiencjonalnej” sali w pałacu Wahazara. (...) Potem „Mister Price, czyli Bzik tropikalny”, potem Ryszard III z „Nowego Wyzwolenia” i wreszcie „Oni”. A wszystko spięte młodzieńczym utworem Witkiewicza „Odważna księżniczka” i podporządkowane myśli z „Gyubala Wahazara” – „Piekło jest jedną wielką poczekalnią”. Cytaty z Witkacego dyskretnie sygnalizowane tytułami sztuk, wypisanymi na wciąganych do gry manekinach. One także stają w kolejce. W kolejce, która w tym przedstawieniu urasta do symbolu naszej dzisiejszej małej stabilizacji [14]. 

Warstwa słowna Odważnej księżniczki, jak w innych spektaklach Dormana, składała się z powtarzalnych fraz wypowiadanych solo przez konkretnych aktorów lub chóralnie przez zespół. Ta zbiorowa recytacja uruchamiała równocześnie działania sceniczne. Padający tekst ulegał mechanizacji, rytmizacji i automatyzacji. Rytm wypowiadanych słów i melodykę przejętą z zabaw dziecięcych dopełniały dźwięczne przyśpiewki zbudowane z powtarzających się sylab, typu „lalalala”, „trututu”. Takie kontrastowanie dziecięcej gry-zabawy z cytatami z Witkacego wzmacniały tylko absurdalny wydźwięk spektaklu: (...) Jan Dorman, pokpiwa sobie ze wszystkich po trochu. Pokpiwa i ostrzega: tylko dystans wobec „kolejkowych problemów” i poczucie humoru może nas ocalić od zupełnego zszarzenia [15] – pisał Szymański. 

Premiera Odważnej księżniczki odbyła się w Sali Prób Teatru Baj Pomorski w Toruniu 10 listopada 1985 roku. 

Odważna księżniczka utrzymała się w repertuarze do końca sezonu. Zagrano ją 31 razy, w tym w trakcie dwudniowej Sceny Ogólnopolskiej dla Dzieci i Młodzieży zorganizowanej przez Ogólnopolski Ośrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży w Poznaniu (27-28.01.1986), oraz na I Spotkaniach Teatru Wizji i Plastyki w Katowicach (12-17.01.1986) [16], gdzie Dorman wystąpił w roli Złodzieja, wchodząc w ostatniej chwili w zastępstwo za chorą aktorkę. Wyczyn artysty wspominał po latach Henryk Jurkowski: Zastępował? To mało. Wypełniał swą osobowością spektakl na nowy sposób. Był bowiem nie tylko postacią, aktorem, sobą... był przede wszystkim Dormanem-reżyserem, który niósł w dłoniach wizję własnego teatru, w napięciu, ostrożnie, z całkowitym oddaniem. Jak dziecko niosące najcenniejszy skarb [17]. 

Opis ten przypomina rolę, jaką w swoich spektaklach odgrywał Tadeusz Kantor. Analogię tę widziało wielu historyków i teoretyków teatru i zaliczało teatr Dormana – obok Cricot 2 – do instytucji wiecznie poszukujących i wymykających się standardowym próbom charakterystyki [18]. L’enfant terrible z teatralnego pogranicza! – pisał Henryk Jurkowski. – Ani to teatr młodego widza, ani teatr dziecięcy, ani teatr aktorski, ani też teatr lalek. Wszystkiego tam po trochu, a w sumie wszystko ulotne i nieuchwytne [19]. 

Coś jednak uchwycić się udało... 


Artykuł stanowi skróconą wersję wystąpienia z konferencji Jan Dorman. Poszukiwania, inspiracje, refleksje, zorganizowanej w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie w dniach 13-15 grudnia 2019. W tekście wykorzystano fragmenty obronionej w 2019 roku rozprawy doktorskiej autora zatytułowanej Witkacy w teatrze lalek. Od inspiracji do inscenizacji. 


[1] Zdaje się jednak, że Dorman korzystał z drugiego wydania, uzupełnionego i rozszerzonego m.in. o teksty juwenilne Stasia Witkiewicza. Zob. S.I. Witkiewicz, Dramaty, t. 1-2, opracował i wstępem poprzedził K. Puzyna, Warszawa 1972. 
[2] Czego przykładem są m.in. spektakle Karaluchy w reż. Zbigniewa Micha w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora (1980) oraz Szarate w reż. Zbigniewa Wilkońskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku (1985). 
[3] J. Dorman, Dwa ognie. Zabawa podwórkowa nic więcej, 30 czerwca 1980. Archiwum Jana Dormana, Instytut Teatralny, Warszawa – dalej AJD/IT. 
[4] Tamże. 
[5] Zob. hasło „happening” [w:] P. Pavis, Słownik terminów teatralnych, Wrocław 2002, s. 180. 
[6] J. Dorman, Karaluchy, sklejka, AJD/IT. 
[7] Tamże. 
[8] J. Dorman, Dwa ognie... op.cit. 
[9] Tamże. 
[10] Rozmowy telefoniczne ze studentami Jana Dormana – Bogusławem Michałkiem, Andrzejem Szymańskim i Wojciechem Ługowskim – przeprowadzono w dniach 9-11 grudnia 2019. 
[11] J. Dorman, Dwa ognie... op.cit. 
[12] S.I. Witkiewicz, Odważna księżniczka, scenariusz spektaklu autorstwa J. Dormana, akt I, s. 1. AJD/IT. Dalsze cytaty także z tego scenariusza. 
[13] J. Dorman, Być mistrzem. Materiały z tamtych lat, t. 2, wybór materiałów i opracowanie I. Dowsilas, Będzin [2006], s. 142. 
[14] P. Szymański, Witkacy w samo południe, „Fakty” 1985, nr 42, s. 11. 
[15] Tamże. 
[16] Spotkania, które zorganizowano pod hasłem „Teatr Jana Dormana”, składały się z przeglądu najciekawszych spektakli artysty z ostatnich lat oraz wystawy jego prac scenograficznych. 
[17] H. Jurkowski, Moje pokolenie, Łódź 2006, s. 235. 
[18] Zob. T. Kudliński, Rok 1974, [w:] Teatr Dzieci Zagłębia 1945–1975, red. S. Wilczek, Będzin 1976, s. 82. 
[19] H. Jurkowski, Moje pokolenie... op.cit., s. 219.   


Artykuł został opublikowany w Teatrze Lalek nr 1 (139) 2020
Nowszy post Starszy post Strona główna