Od dyrektora teatru do niezależnego artysty
Lata siedemdziesiąte XX wieku to czas narastającej wrogości wobec Jana Dormana. Z jednej strony stawał się artystą znanym i cenionym, nie tylko w Polsce, z drugiej – jego teatralny styl okazywał się coraz bardziej hermetyczny, trudny i dla wielu niezrozumiały.
Wiosna lato jesień zima | Teatr Lalki i Aktora Kacperek, Rzeszów, 1979 | fot. Autor nieznany, AJD/IT, Warszawa |
Lata siedemdziesiąte XX wieku to czas narastającej wrogości
wobec Jana Dormana. Z jednej strony stawał się artystą znanym
i cenionym, nie tylko w Polsce, z drugiej – jego teatralny styl okazywał
się coraz bardziej hermetyczny, trudny i dla wielu niezrozumiały.
Po prezentacji Kubusia Fatalisty na Międzynarodowym Festiwalu
Teatrów Lalek w Bielsku-Białej (1972) część publiczności na znak
oburzenia opuściła salę. Oto co napisał recenzent, Marian Sienkiewicz:
Spektakl Dormana – to już ani teatr lalek (tylko plan aktorski), ani teatr
dramatyczny. Jest to próba, bardzo irytująca, ale konsekwentnie i logicznie
przeprowadzona, teatru nowych działań aktorskich (a nie gry!) odwołujących
się do literackich skojarzeń, znaków, symboli i archetypizacji świata,
ludzkich reakcji i odruchów. Jest to jeszcze jeden odprysk metody Grotowskiego
i młodzieżowego teatru kontestacji, który czerpiąc inspiracje
u Mistrza z Wrocławia, coraz bardziej ulega degeneracji [1].
Jednak początkiem prawdziwego kryzysu było przedstawienie zrealizowane
w 1973 roku specjalnie na zakończenie Ogólnopolskiego Festiwalu
Teatrów Lalek w Opolu: Choinka futurystów, w którym Dorman, wykorzystując
formę happeningu, bezkompromisowo zaatakował środowisko lalkarskie
za bezduszność i zabijanie dziecięcej wyobraźni. Tak tłumaczył się
z tej artystycznej prowokacji w roku 1985 w Poznaniu:
Wprawdzie był to Majakowski, ale Majakowski zbuntowany, ten, który nie
znosi obłudy. (...) W Opolu: „Lubię patrzeć jak umierają dzieci” wypisano
nad sceną. To miało być motto dla pokazywanego spektaklu. To miało być
hasło, transparent. Cała reszta odgrywana przez aktorów: szorowanie
podłogi, zawieszanie metalowych żetonów z napisem „pluskwa” na piersiach
jurorów, później „Międzynarodówka” odegrana przez pijanego
grajka (...) i całe pijane, niechlujne towarzystwo złożone z reżyserów, dziennikarzy, to wszystko wzięte razem oburzało, a jednocześnie
spowodowało panikę. Naruszono świętości.
Musiałem się tłumaczyć w Warszawie. Przed kolegami
w SPATIF-ie i nie tylko. A przecież o co chodziło Dormanowi?
Po prostu Festiwal był okazją, aby zwrócić
uwagę na fakt, że dzieci, do których przychodzimy
z własnymi radościami i problemami, mają swoje
sprawy, których staramy się nie dostrzegać [2].
Ów atak okazał się nietrafiony. Dlaczego? Częściowo
wyjaśnia to Jan Kuczyński, członek Klubu Studenckiego
Ethiopus:
Dyrektor adresował swoje przesłanie do uczestników
festiwalu, aktorów, reżyserów, scenarzystów, dziennikarzy,
urzędników „pionu kultury”. Niestety, na skutek
rażącego braku synchronizacji działań artystycznych
i organizacyjnych na widowni zasiadły... dzieci, co całkowicie
zmieniło charakter happeningu [3].
Sytuację potwierdza korespondencja Dormana
z Romaną Fik z Opola [4], z której wynika, że padł on
ofiarą intrygi zorganizowanej przez opozycję
antydormanowską.
Choinka futurystów otwarła tamę wrogości. Ten skandal
stał się bezpośrednią przyczyną likwidacji „Herodów”,
imprezy najbliższej sercu Dormana. Wszystko
razem pociągnęło nieprzychylność zagłębiowskich
i śląskich recenzentów oraz coraz ostrzejszą krytykę
konwencji jego teatru, a co za tym idzie nieprzychylność
władz miasta i regionu. Nawet zespół aktorski
dołożył swoją cegiełkę do muru oddzielającego artystę
od reszty świata, pisząc skargę do SPATiF-u w Katowicach
(10.04.1976). W tej sytuacji Dorman czuł się zgnębiony,
opuszczony i niezrozumiany. W liście do Henryka
Jurkowskiego pisał: Martwi mnie to, że istnieje ból,
który potrafi umieścić się w głowie [5].
Nie dziwi zatem fakt, że w styczniu 1976 roku składa
rezygnację ze stanowiska dyrektora Teatru Dzieci
Zagłębia. Okazuje się jednak, że nie ma nikogo, kto
mógłby poprowadzić teatr, więc Dorman zostaje. Otoczony
nieprzychylną, a nawet wrogą atmosferą realizuje
swoje ostatnie przedstawienia.
Pierwszym była Siewierska panna, która miała uświetnić
obchody 30-lecia Teatru Dzieci Zagłębia. Jak się
wydaje, inscenizacja ta miała być też swego rodzaju
próbą wyjścia naprzeciw krytykom i widzom. Chciał
bowiem przygotować przedstawienie mniej hermetyczne
w formie i treści, bardziej przyjazne zwykłemu
widzowi. Pisał do Marii Polakowskiej:
Robię „Siewierską pannę” na trzydziestym drugim piętrze.
Jest to podsumowanie konwencji mojego teatru,
próba ucieczki od tej konwencji i kłopotliwy powrót do
sprawdzonej formy [6].
Jednak coś szło nie tak. Próby trwały długo, a premiera
odbyła się już po obchodach 30-lecia teatru, w przedostatnim
dniu roku. Sztukę przyjęto raczej chłodno.
Drugim przedstawieniem była Wiosna lato jesień zima.
Próby rozpoczynał Dorman jeszcze w czasie przygotowań
Siewierskiej panny, 25 października 1976 roku.
Wydaje się, że i tu próbował jakiegoś podsumowania
swojej konwencji teatralnej. Jakby czuł niedosyt, jakby
nie udało mu się uchwycić czegoś istotnego
w poprzedniej inscenizacji.
Inspiracją muzyczną i jednocześnie strukturą
muzyczno-rytmiczną widowiska był słynny utwór
Antonia Vivaldiego Cztery pory roku:
Ta muzyka każe mi zrobić ten spektakl, dla niej
będziemy go tworzyć. Vivaldi będzie stanowić dla nas
kanwę, na którą musimy nanieść nasz obraz – nasze
działanie – formę i treść – mówił [7].
W inscenizacji reżyser zapragnął powrócić do swoich
dawnych koncepcji przełamywania bariery między
sceną a widownią, specyficznej organizacji przestrzeni
teatralnej, a także zaangażowania widza dziecięcego
w spektakl. Miała to być swego rodzaju kontynuacja
edukacji teatralno-artystycznej dzieci:
Edukacją stopnia niższego były w tym układzie „Konik”
i „Kaczki” (przedstawienia dla dzieci przedszkolnych).
Tu mielibyśmy do czynienia z dziećmi 1-3 klasy, a zatem
powinniśmy potraktować je inaczej – właśnie na zasadzie
zupełnego zaskoczenia, co byłoby kontrastem do
tamtych spektakli [8].
Pierwszym założeniem było stworzenie takiej inscenizacji,
którą można byłoby grać w salach gimnastycznych.
Chodziło Dormanowi o dopasowanie
spektaklu do możliwości terenowych, tak aby kolejne
przedstawienia nie zatracały swych wartości artystycznych.
Powstało jednak pytanie, jak to zrobić, aby
artystyczną formę opartą na arcydziele muzyki barokowej
scalić z tak nieartystyczną przestrzenią. Karkołomne
zadanie. Pierwsze próby stały się poszukiwaniem
takich rozwiązań. Zaskakująca była dyskusja
zespołu aktorskiego nad koncepcją swego rodzaju
kamuflażu:
(...) grupa dzieci powinna przyjść do sali gimnastycznej
w kostiumach sportowych i rozpocząć zajęcia zbiórką
czy też zajęciem jakiejś wyjściowej pozycji do lekcji gimnastyki.
Wyjście aktorów winno nastąpić w najmniej
oczekiwanym momencie. Kostiumy gimnastyczne sprawiłyby
to, że widz byłby jak gdyby częścią składową
widowiska, które przecież ma bazować na tym, co znajduje
się w sali (sprzęt sportowy, przyrządy gimnastyczne
itp.) [9].
Ostatecznie jednak odstąpiono od tak radykalnego
rozwiązania.
Próby nie dawały spodziewanego efektu może też dlatego,
że Dormanowi brakowało wsparcia syna, Jacka,
który przebywał za granicą i nie mógł przyjechać do
Polski. Szczęśliwie dzięki pośrednictwu przyjaciela ze
Słowacji, Martina Jančuški, dochodzi do spotkania
ojca z synem w Bratysławie. Oto dwie notatki sporządzone
przez Dormana:
Dn. 13.II.1977 Bratysława.
Jacek słucha o mojej koncepcji. Dla niego to jasne,
żadna filozofia. Proponuje dalej: Courage – odwaga,
matka i jej dzieci; odważny ojciec i jego dzieci Zagłębia,
a zatem co? Dzieci to aktorzy w spektaklach Dormana.
Jak to wszystko woli zrobić? Rozmowa – czasu mało.Wtorek 15 februara 1977.
W kawiarni wyjątkowo czystej i nobliwej Jacek opowiada
mi dalej o swojej wersji. W jego wersji jest
rockiem – rok. Takie coś jak wielki punkt triangulacyjny.
Stale nie jestem przekonany, coś muszę z tym zrobić,
nie wiem co? [10]
Tak powstaje koncepcja głównego elementu plastycznego
organizującego przestrzeń – będzie to słup
z zamocowanymi w formie krzyża ramionami; na nich
zawieszone kolorowe płótna.
Podstawowym założeniem inscenizacyjnym było
nawiązanie do roku obrzędowego, który zgodnie
z czasem holistycznym przybiera zamkniętą formę
koła. A zatem „karuzela” idealnie ilustrowała ten
aspekt powtarzających się rytuałów, przede wszystkim
agrarnych. Jednak reżyser poszedł jeszcze dalej – skojarzył
to z ludzkim
życiem, którego najważniejszymi
aspektami
były: walka dobra ze złem
oraz życie i śmierć jako
dopełniające się
elementy.
Działania sceniczne
dopełnił poetyckimi
cytatami wydobytymi
z wierszy M. Białoszewskiego,
T.A. Ribota,
M. Bieżańskiej, W. Kazaneckiego,
R.M. Rilkego,
J. Harasymowicza,
H. Poświatowskiej
i U. Kozioł. Niemniej
inspiracji należy szukać
także u Goethego,
Brechta czy Szekspira.
Już pierwsza scena rozgrywa
się przecież między
Mefistem a Małgorzatą, w następnych scenach
dołącza do nich Matka Courage i Clown/Puk. Mamy
więc do czynienia z wykorzystywaną już wcześniej
przez Dormana praktyką przenikania postaci z wielkiej
literatury do teatru, a następnie z jednej inscenizacji
do drugiej. Dotyczy to zresztą także rekwizytów,
na przykład w przedstawieniu pojawiają się kaczki na
rowerowych kołach, które odbyły długą drogę z Niezwykłej
przygody Pana Kleksa (1966) przez Kaczkę
i Hamleta (1968) do spektaklu Wiosna lato jesień zima
(1977). Z Brechta zapożycza Dorman napisy, które
pojawiają się w niektórych scenach jako dopowiedzi
czy skojarzenia, a na wszystko nałożone są formy działania
teatralnego inspirowane obrzędem ludowym:
Bogaty arsenał – szlaczków, wycinanek, papierowych
obrusów czy filiżanek, ozdobników z tradycji ludowej –
jest więc dla nas materiałem, z którego powinniśmy
czerpać motywy scenograficzne do poszczególnych pór
roku. Beczki aluminiowe z piwiarni przemalowane na
wzór pisanek są rekwizytami teatralnymi do wiosny [11].
Kostiumem aktorów był codzienny współczesny ubiór
wzbogacony elementami ludowych strojów. Całość
miała surrealizująco-folkloryzujący klimat [12].
Krystyna Miłobędzka, po obejrzeniu tego przedstawienia
na Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu,
w liście pisze:
W spektaklu Pana nowe i dla mnie najciekawsze jest
„nakładanie się” – dosłownie – pór roku. Czapka narciarska
z wiankiem kwiatów – gaik z jabłkami
i z kulami choinkowymi – ten sam gaik, myślę, że za
szybko Pan tę myśl porzucił, ledwo dotknął i zajął się
Pan ruchem innym, powiedziałabym „zewnętrznym”
(wybieganie, chodzenie korowodu, włączanie przedmiotów).
Jest to za bardzo zewnętrzne np. nie godzę się
z ciągłym zanikiem i zjawianiem się aktorów, bo ja nie
rozumiem, gdzie oni znikają – przecież świat jest tylko
tu, w tej sali gimnastycznej – nie ma innego słońca niż
kaczki. Nie godzę się także ze sztywnym podziałem. (...)
Kiedy myślę, tak cudownie to Dorman zrobił, że nie da
się uchwycić momentu, w którym znika zima a zaczyna
się wiosna, tak właśnie jest...[13]
Sam reżyser czuł, że będzińska inscenizacja nie
w pełni realizuje jego idee, gdyż 3 maja pisał do
Miłobędzkiej:
W moich didaskaliach jest: karuzela – zbawienie
dzieci, karuzela – drzewo kosmiczne, stoi pośrodku
świata. Karuzela strumień spraw podświadomych.
I tego wszystkiego nie było w spektaklu (scenografii) –
nie było koni, nie było wszystkiego, co jest karuzelą.
A była wystawa plansz statycznych, nieruchomych –
a ruch aktorów, który miał poruszać karuzelę stał się
zewnętrzny [14].
Jednak dalsza praca nad przedstawieniem okazała się
niemożliwa. Sytuacja Dormana w jego teatrze była na
tyle trudna, że 7 września 1977 roku składa po raz
kolejny rezygnację z funkcji dyrektora teatru. I tym
razem nie następuje rozwiązanie: dyrektor musi pozostać
na stanowisku jeszcze do końca marca 1978
i wdrożyć do pracy swoich następców.
Okazuje się to niezwykle przykre i jednocześnie
smutne. W notatkach ze stycznia 1978 roku czytamy:
Stopniowo muszę usamodzielnić Teatr. Na razie aktorzy
grają moje stare, dormanowskie spektakle, ale kiedy
odejdę „na dobre”, przestaną istnieć. Tak więc, do repertuaru
wejdą „Muminki” sfabrykowane przez panią
dyrektor z Krakowa. Wejdą, aby wypchnąć z niego którąś
pozycję dormanowską i nową krwią zasilić nową
epokę teatru. (...) Pan Grajek, dyrektor od teatralnych
zmartwień namawia mnie, abym chwilowo pozostał
w teatrze. Zostaję i konferuję z panem Chwisteckim
nasłanym przez Katowice. Pan Chwistecki tutaj
w Będzinie będzie pełnił obowiązki dyrektora administracyjnego.
Tak musi być, ponieważ dyrektor generalny
pan Lewandowski nie ma zamiaru zajmować się
sprawami małymi, doczesnymi. (...) Dlatego nie żałuję
czasu i mówię o swoich niespełnionych zamiarach [15].
W międzyczasie, od 1 października 1977, rozpoczyna
Dorman pracę na Wydziale Lalkarskim PWST we Wrocławiu. Realizuje także, na zaproszenie Teatru
Marcinek
w Poznaniu, kolejną wersję Młynka do kawy
(prem. 21.04.1978), zaś późną jesienią zaczyna próby
w Teatrze Kacperek w Rzeszowie, gdzie drugi raz
podchodzi
do realizacji przedstawienia Wiosna lato
jesień zima.
Rzeszowski spektakl, choć bazował na scenariuszu
przywiezionym z Będzina, ostatecznie okazał się
odmienny niemal w każdym teatralnym elemencie.
Tu pozwolił sobie reżyser na pójście w znacznie większym
stopniu w kierunku rytuału, zaś tematyka zbliżyła
się do filozoficznej rozprawy
o ludzkim losie.
Pierwotną literacką bazę
wzbogacił Dorman kilkoma
cytatami z utworów Słowackiego
(Godzina myśli), Gałczyńskiego
(Przemarsz
Aniołów), Szymborskiej
(Drobne ogłoszenia), Hillar
oraz Gombrowicza (Operetka).
Teksty jednak nie
układały się w jakąś opowieść,
a raczej dopowiadały,
dopełniały działania sceniczne.
Także kompozycja
przestrzenna została zmodyfikowana.
Statyczny
i ciężki element słupa
z poprzecznymi ramionami
zastąpiła drabina, od której
rozchodziły się na cztery
strony wstążki przymocowane
do czterech drewnianych
stojaków:
(...) sznurki, które wychodzą
z centralnego punktu naszej
karuzeli i są przymocowane
do czterech stojaków rozmieszczonych
na bokach
sceny. W ten sposób stworzyła
się architektura. Owe sznurki sprawiły, a właściwie
podsunęły myśl, aby naszym działaniem objąć
również widownię, a świecące lampki na nich sprawią,
iż nie będzie różnicy między sceną a widownią. Widownia
będzie miała wrażenie, że jest objęta naszą karuzelą [16].
(Eugeniusz Kret)
Wokół postawione zostały konie, jak w oryginalnej
karuzeli. Nie ma też ani postaci, ani rekwizytów „przechodzących”
z innych przedstawień – aktorzy formują
je według własnych pomysłów, choć nawiązują do różnych
postaci obrzędowych czy rytualnych.
Są więc na przykład Anioł i Diabeł jako metafory
Dobra i Zła; jest Marzanna, która także symbolizuje
Czas i Słońce; jest Przewodnik, którego funkcja bliska
jest funkcji szamana. Jest także Człowiek – Mężczyzna
i Kobieta. Wszystkie postaci mają charakter
symboliczny.
Kim jest Michał? Postać od początku spektaklu narażona
na zło, na działanie diabła, a istniejąca na scenie również
w grupie. W części I („Wiosna”) mefistofelicznym
śmiechem wyszydzana, wykpiwana z prawd, które głosi
i ochrania, obroniona przez Anioła. W części IV
(„Zima”) Diabeł szuka tego kogoś ważnego, świętego.
Może to jest Zbawiciel, żyjący wśród nas, a w końcu
ponoszący ofiarę za nasze życie. (Bogusław Froń)
Działanie teatralne tworzy się w wyniku zderzenia idei
Dormana, propozycji aktorów i przypadku. Sprawozdania
z prób wyraźnie pokazują, że wszystkie sceny są efektem dyskusji i przemyśleń całego zespołu. Zyta
Czechowska pisała w programie:
Nasze notatki z każdego dnia prób są elementem
metody pracy twórczej Dormana. Są nam niezbędne.
Stale sięgamy do nich. Są one również świadectwem
procesu tworzenia się naszego spektaklu „Wiosna lato
jesień zima”. Tak, naszego. Nie jesteśmy w nim bowiem
li tylko odtwórcami ról – są w nim nasze, aktorów-uczestników tego misterium, doświadczenia, przemyślenia,
akceptacje [17].
O czym traktowało to przedstawienie? Nie jest łatwo
odpowiedzieć na to pytanie, kiedy ma się do czynienia
z teatrem metafory, teatrem skojarzeń, jaki uprawiał
Dorman. Oto co mówili o tym aktorzy:
Teatr jest zjawiskiem – szukajmy w nim prawdy –
muszą się ciągle rodzić pytania: gdzie jestem? Co robię?
Po co żyję. (Eugeniusz Kret)Z pór roku bierzemy wszak tylko formę, a nas interesuje
przecież filozofia i biologia ludzkiego istnienia. (Zyta
Czechowska)
Wiemy – dzieciom dajemy piękną muzykę Vivaldiego
i wiemy, że motywem sztuki jest ciągły marsz przez
życie i ciągłe pozbywanie się balastu. (Ryszard Szetela)
Dorman mówił aktorom: „wszystko dzieje się w kręgu”
– a zatem „karuzela życia” znajduje się w centrum,
które określa przestrzeń sacrum, przestrzeń magiczną
– tam dokonują się przemiany. Ale jest też przestrzeń
zewnętrzna, profanum – to miejsce, gdzie znajdują się
widzowie. Wszystko zaczyna się, gdy aktorzy siedzą na
krzesłach w pierwszym rzędzie z zawiązanymi oczami,
dopiero po wejściu w magiczny krąg opaski zostają
zdjęte. Człowiek jest ślepy i dopiero doświadczenie
mitologiczne otwiera mu oczy na prawdę? Przewodnik–
Szaman jest kimś „pomiędzy” – przeprowadza
postaci z jednego
świata do drugiego.
Mamy zatem do czynienia
z przedstawieniem
symbolicznym,
którego mechanizm
stanowi rytuał.
Rytualność, obrzędowość, teatralność towarzyszy
człowiekowi od zawsze, ale on rzadko się nad tym
zastanawia, nie zwraca na to uwagi. A przecież w tym
realizuje się nasza ludzka duchowość. Mircea Eliade
pisze:
Życie człowieka współczesnego roi się od mitów na
wpół zapomnianych, od zdegradowanych hierofanii,
od wytartych symboli. Nieustająca desakralizacja człowieka
współczesnego wypaczyła treść jego życia duchowego
nie niszcząc jednak wzorców jego wyobraźni:
w strefach wymykających się kontroli trwa i żyje cała
zdegradowana mitologia [18].
Dorman czuł i rozumiał to doskonale i do tej właśnie
sfery odwoływał się w swoim spektaklu.
Przedstawienie Wiosna lato jesień zima znalazło się
w programie słynnego „Wernisażu prac Jana Dormana
OFF OFF BROADWAY” zorganizowanego przez
samego Dormana w Zakopanem w dniach 2-4 kwietnia
1981. Potem Krystyna Mazur napisała:
Spektakl rzeszowski zaskoczył widzów skromnością
plastyczną. Karuzela z pięciu zaledwie znaczonymi
konikami z papier maché, kilka rekwizytów jak
wstążki, szmaty, postronki, kostiumy niczym ubiory
posthipisowskiej młodzieży na ulicach miast europejskich.
W ramy muzyki Vivaldiego, wpisany
teatralnie z dalekim odniesieniem do folkloru
rytm przemijających pór roku i życia
ludzkiego organizowanego przez równie
odwieczne podążanie za marzeniem
i jakby szukanie siebie. (...) W przesłaniu
filozoficznym przedstawienia dobro i zło
towarzyszą człowiekowi równie nieodwołalnie
jak pory roku, a element kulminacyjny
spektaklu stanowi moment wymiany
rekwizytów przez aktorów grających Diabła
i Anioła. Zostaje zakłócony porządek
rzeczy, zło staje się dobrem, dobro – złem
i wszyscy na chwilę tracimy orientację „co
jest grane” [19].
Przedstawienie Wiosna lato jesień zima
stało się ilustracją czasu przejścia, jaki
zaistniał w życiu Dormana między 1977
a 1979 rokiem. Już nie dyrektor własnego
teatru, ale teatralny „wolny strzelec”, nie
musiał się przejmować repertuarem czy
planem pracy, a tylko proponował innym
dyrekcjom własne wizje, które mógł realizować
dość swobodnie. Okazało się
bowiem, że wiele teatrów chciało mieć
w repertuarze spektakl Dormana
– odmieńca.
Doświadczył Dorman sytuacji artysty
odrzuconego, artysty, który musi walczyć
o dorobek całego swojego życia, aby nie
został wymazany z historii. Było to trudne,
zwłaszcza że działo się to, gdy był już człowiekiem
dojrzałym – zbliżał się wówczas
do siedemdziesiątki.
W nieopublikowanej monografii OFF OFF BROADWAY
pisze:
Gdy w roku 1978 odchodziłem z Będzina, byłem zmęczony.
Gdzieś w górach miałem odpoczywać. Tak!
Wydawało mi się wtedy, że potrafię odsunąć się od
pracy i ludzi. Po kilku dniach, zaledwie po kilku
dniach, uciekłem z gór. Potem zaczęło się wszystko od
początku, od nowa. Najpierw zaproszony przez Wrocław
(Szkoła), później przez kolegów dyrektorów – rozkręcałem
się coraz żwawiej. Nie wycofałem się również
z Komisji Reżyserów. Dzisiaj, dopiero dzisiaj widzę,
że tamto zmęczenie było chwilą, tylko chwilą.
I tak w ostatnim okresie swojego życia niespodziewanie
Jan Dorman jeszcze raz rozwinął skrzydła.
[1] M. Sienkiewicz, Aktorzy i lalki, „Zagłębie” [Sosnowiec] nr 24, z 16.06.1972.
[2] Repertuar dla dzieci i młodzieży, rękopis wystąpienia Jana Dormana podczas
seminarium zorganizowanego przez Ogólnopolski Ośrodek Sztuki dla Dzieci
i Młodzieży, 26.03.1985 (Archiwum Jana Dormana, Instytut Teatralny,
Warszawa
– dalej AJD/IT).
[3] J. Kuczyński, Pod parasolem Jana Dormana, Towarzystwo Przyjaciół
Będzina,
Będzin 2014, s. 191.
[4] (...) Muszę wiedzieć kto był motorem tego, że na moim spektaklu znalazły
się dzieci. (...) I wtedy otrzymuję pismo-odpowiedź. Do pisma załączone
oświadczenie pana Nitaka. Pan Nitak prowadzi Teatrzyk Kukiełkowy przy
Domu Kultury TW nr 1 i „samowolnie” zaprosił dzieci z Domu Dziecka.
Kto to jest ten pan Nitak? Dlaczego on akurat zaprosił dzieci? Skąd były
te dzieci? Nadal nie wiem. (...)
W odpowiedzi, Romana Fik pisze, że nie udało się wyjaśnić sprawy, ale
zaznacza,
że: (...) pan Matuszewski jest oportunistą Pańskiej twórczości
(por. Napisz jak pamiętasz. Listy artysty, red. I. Dowsilas, Fundacja im. Jana
Dormana, Będzin 2012, s. 225).
[5] H. Jurkowski, Jan Dorman, [w:] tenże, Moje pokolenie, Polunima,
Łódź 2006, s. 231.
[6] List Dormana z dn. 24.04.1976 w: Napisz jak pamiętasz... op.cit., s. 257.
[7] Z. Czachowska, Refleksje z zajęć z p. Dormanem nad inscenizacją „Wiosna
lato
jesień zima”, program przedstawienia Wiosna lato jesień zima,
PTLiA Kacperek,
Rzeszów, 1979.
[8] Relacja z dyskusji pomiędzy kol. kol. Musiałem i Winsczykiem... rękopis
z dn. 12.11.1976, s. 2, sklejka „Wiosna lato jesień zima”, AJD/IT.
[9] Relacja z dyskusji... op.cit., s. 1-2.
[10] Rękopis w sklejce „Martin Jančuška, 1977”, AJD/IT.
[11] Raport z 25-26.02.1977 podpisany przez W. Musiała, teczka „Wiosna lato
jesień
zima”, nr 1, AJD/IT.
[12] Por. O. Błażewicz, Ze sztuką do dziecka, „Tydzień”, magazyn ilustrowany
[Poznań],
nr 21, z 22.05.1977, s. 14.
[13] List K. Miłobędzkiej z 25.04, za: Napisz jak pamiętasz... op.cit., s. 241.
[14] List do K. Miłobędzkiej z 3.05, za: Napisz jak pamiętasz... op.cit., s. 242.
[15] Maszynopis Rok 1978, styczeń, AJD/IT.
[16] Ten i kolejne przytoczone fragmenty pochodzą ze sprawozdań aktorów,
które zebrane są w teczce „Wiosna lato jesień zima” oznaczonej nr 2, AJD/IT.
[17] Z. Czachowska, Refleksje z zajęć... op.cit.
[18] M. Eliade, Sacrum, mit, historia, przekł. A. Tatarkiewicz, PIW,
Warszawa
1993, s. 31.
[19] K. Mazur, Teatr Dormana, „Teatr” 1981, nr 13, s. 8.
Artykuł został opublikowany w Teatrze Lalek nr 1 (139) 2020