W maju 2017 roku zmarł w Łomży Tomasz Brzeziński, aktor lalkarz, reżyser
i pedagog.
Syn filmowego amanta i scenografki pracującej w warszawskim Baju niejednego
młodego człowieka zauroczył teatrem lalek. Również mnie...
Jako artysta doskonale wpisywał się w słowa piosenki Jana Wilkowskiego
„Chodzi lalkarz światem...” i jak każdy indywidualista odgrywał różne role,
zwykle niejednoznaczne, nie zawsze łatwe do zaakceptowania, ale zawsze
bezkompromisowe. To zresztą było prawdopodobnie przyczyną owego
wędrowania Tomasza Brzezińskiego po całej Polsce – od Białegostoku,
przez Warszawę, po Zieloną Górę, na Łomży kończąc.
Tomasz Brzeziński |
Jego wiedza praktyczna o klasycznym lalkarstwie była ogromna. Kiedy
spotkałem go w wieku 11 lat, całkowicie zafascynował mnie teatrem,
a Czarny Teatr Sivina II, który powołał do życia, a który złożony był z dorastających
dzieciaków, stał się alternatywnym światem pełnym fantazji,
poezji i lalek właśnie. Wszyscy podglądaliśmy naszego surowego nauczyciela,
jak grał marionetką czy jawajką. I chociaż swoje umiejętności prezentował
z rzadka, bo aktorem Teatru Lalek w Łomży wówczas już nie był,
to dar ożywiania posiadał nieprzeciętny.
Czarował nas, a niektórych – jak się okazało – magią teatru lalek zaraził na
całe życie. A my, bo jest nas wielu, zainspirowani, wychowani teatralnie,
dziękujemy, Tomku, za twój impuls i jasne światełko.
Dziś Tomasz Brzeziński gra już wśród najlepszych...
Jacek Malinowski
W majowe popołudnie XIX-wieczny łomżyński Cmentarz
Katedralny stał się miejscem pożegnania Tomasza
Brzezińskiego, którego życie od trzydziestu lat nierozerwalnie
było związane z Łomżą. Jego odejście odbiło
się głośnym echem w środowisku teatralnym,
a pogrzeb zgromadził bliskie mu osoby z różnych środowisk.
W Eucharystii za zmarłego kapelan środowisk
twórczych i jednocześnie proboszcz łomżyńskiej katedry
nawiązał do Siódmej pieczęci Ingmara Bergmana.
Metaforycznie mówił o śmierci, która jest nieuchronna
i codziennie prowadzimy z nią grę, aż
w końcu następuje mat!
Tomek umierał wiele razy i tyleż razy się odradzał, jak
we Wspomnieniu jutra Jeana-Louisa Barraulta. Jego
życie było nieustannym zmaganiem się z trudnym
czasem okupacji, utratą rodziców, okresem dorastania,
poszukiwaniem idei i swojego miejsca w określonych
rzeczywistościach i przestrzeniach. Zanim pozostał
wierny teatrowi, zatoczył wielkie koło, jak ptaki
przed odlotem. Jego fascynacja teatrem lalek pojawiła
się w okresie młodzieńczym i przeszedł w nim drogę
od pracownika technicznego, po adepta, aktora, reżysera,
pedagoga oraz kierownika artystycznego teatru.
W latach osiemdziesiątych przez teatralne środowisko
był uznawany za jednego z najlepszych aktorów marionetkarzy.
Z bagażem doświadczeń i sporym dorobkiem artystycznym
w 1987 roku trafił do Łomży, w której powstawał
pierwszy w historii miasta zawodowy teatr lalek.
Spektaklem Bajki Pana Brzechwy w jego reżyserii
zainaugurował
działalność. W tym teatrze pracował
przez trzy lata, grając i reżyserując, a następnie
odszedł na emeryturę, aby móc realizować swoją największą
życiową namiętność. Jego pasją był czarny
teatr, łączący formę teatru luminescencyjnego i teatru
przedmiotu. Z tą kompilacją sztuk spotkał się w Bułgarii,
zaprzyjaźniając się z Ivanem Sivinovem – poetą
czarnego teatru. Tam poznał jego warsztat, tajniki,
metody pracy. Jak sam mówił, „była to miłość od
pierwszego wejrzenia”. Fascynacje i impresje Sivinovem
przeniósł do Łomży. Pod koniec lat osiemdziesiątych
wspólnie stworzyliśmy Czarny Teatr Sivina II,
w którym pierwszymi aktorami byli uczniowie ze szkół
podstawowych. To wyjątkowe zjawisko i taka forma
wizualna w Polsce były jeszcze nieznane. Przekaz
wizualno-fabularno-muzyczny opierał się na miniaturach
teatralnych prezentowanych w ultrafioletowym
świetle. Prostym językiem mówił o miłości, wolności,
śmierci, rozstaniu, przemijaniu, łącząc to w całość
fabularną. W krótkim czasie teatr „rozsławił” Łomżę, a spektakle spotkały się z ogromnym zainteresowanie
widowni w kraju i za granicą. To był bardzo ciekawy
czas, przede wszystkim dla młodzieży, którą edukowaliśmy
teatralnie i byliśmy z tego dumni, że ociera się
być może o przygodę życia.
Ta nasza wspólna symbioza zawodowa (czasami bardzo
burzliwa) i przyjaźń trwały kilka lat. Tomek do
końca pozostał wierny czarnemu teatrowi, realizując
coraz to nowsze projekty, jednocześnie ideę Sivinova
poddając artystycznej transformacji. Wykształcił
i uwrażliwił wielu młodych ludzi, którzy rozwijali się
u jego boku. Charyzmatyczna osobowość, wspaniały
kompan, niepokorny, buntowniczy, niegodzący się
na konwenanse i łatwe kompromisy. Spacerując po Łomży w kapeluszu, z walizką, w mundurze harcerskim,
wzbudzał ciekawość i zainteresowanie. Tworzył
teatr, aby spotkać ludzi, nawiązywać nowe kontakty,
wymieniać opinie i nawzajem się zrozumieć. W życiu
pasjonował się wszystkim i nie dbał o nic...
Jarosław Antoniuk.