Oglądając spektakle LALE.Teatru, warto odwrócić się na chwilę
i spojrzeć za siebie, na twarze innych widzów. Można dostrzec
całą gamę emocji i stanów. Fascynację, zachwyt, niedowierzanie
– na buziach dzieci. Czasami także dezorientację –
w oczach dorosłych. „Co to jest?”, „Co oni robią?” – to słowa, które najczęściej
dobiegają z widowni.
Podłogowo | fot. P. Kozioł |
Co oni robią
Słowa-klucze dla LALE.Teatru to prostota, wyobraźnia, śmiech. Przedstawienia
Janki Jankiewicz-Maśląkowskiej i Tomasza Maśląkowskiego –
absolwentki i adiunkta wrocławskiego Wydziału Lalkarskiego PWST –
wyrastają z żywiołu dziecięcej zabawy, pozornie chaotycznej i pozbawio-
nej scenariusza, ale nie ukrytego porządku. Bawiąc się, dziecko porządkuje
świat – mówił Jan Dorman. Chcecie zobaczyć, w jakim świecie żyją
dzieci? Obserwujcie ich zabawy. Twórczość LALE.Teatru świadczy o tym,
że jego założyciele są uważnymi obserwatorami. Tak jak europejscy klasycy
teatru dla najnajmłodszych zaczynali pracę od podglądania maluchów
w żłobkach, Maśląkowscy bacznie przyglądają się własnemu
synowi, jego zabawom i jego dorastaniu.
Trzy kolejne przedstawienia grupy: Podłogowo (2012), Ściana.Banana
(2013) i Kręcipupa (2015) przenoszą widza do świata dziecka (kolejno) kilkumiesięcznego,
kilkunastomiesięcznego i kilkuletniego. Każde z nich
przemawia innym językiem, operuje na odmiennej, specyficznej dla
danego etapu rozwoju wrażliwości i wykorzystuje zupełnie różne środki,
zachowując jednocześnie charakterystyczny, rozpoznawalny styl. Założony
zaledwie pięć lat temu LALE.Teatr mimo młodego wieku zdołał
wypracować swój własny kod. Spróbujmy mu się przyjrzeć.
Podłoga, czyli świat
W Podłogowie oglądamy podłogę nie z perspektywy dorosłego, czyli jako
coś, co w dole i poza zasięgiem wzroku, ale z punktu widzenia dziecka:
jako absolutne centrum świata. Świata bogatego, złożonego, mającego
swoją topografię, fakturę, zapach i smak. Świata, który dzięki eksploracji
poszerza swoje granice i który na skutek wzrastania (dorastania, wyrastania)
dziecko w końcu opuszcza.
Wędrówka po Podłogowie odbywa się w rytmie spontanicznej
zabawy. To podróż nie tylko horyzontalna,
ale i wertykalna, z dołu do góry i z powrotem – bo akcja
sceniczna spektaklu to ciągła gra z grawitacją. Mamy
tu wycięte z papieru ślady stóp, po których można stąpać,
ale także oderwać je od podłogi i posłać w powietrze.
Widzimy papierowe kształty, które po podniesieniu
z ziemi i nazwaniu tracą swoją wyjątkowość i prze-stają
być interesujące. Jest piasek, w którym można
zanurzyć twarz, zmieniając ją w maskę klauna, i woda,
która ucieka z wiadra niczym chmura. W zaskakującym
finale podłoga ostatecznie traci swoją materialność,
odrywa się od ziemi i unosi się nad bohaterami
jak falująca tafla jeziora.
Forma w pierwszym spektaklu Maśląkowskich jest
niematerialna, ulotna, a jednocześnie niemożliwa do
pominięcia. To nie ozdobnik, ale tkanka przedstawienia.
Warto zauważyć, że rok 2012 to czas, kiedy polski
teatr dla najnajmłodszych przeżywa prawdziwy boom.
Propozycje dla dzieci poniżej trzeciego roku życia ma
już w swoim repertuarze większość teatrów instytucjonalnych.
A mimo to Podłogowo wyróżnia się na ich tle
– głównie za sprawą estetyki. Jest oszczędne scenograficznie,
wręcz surowe: żadnych kolorowych poduszek
i miękkich materiałów. Przestrzeń sceniczna wydaje
się pusta: czarne ściany, czarna podłoga, techniczne
światło. Zastosowane tworzywa to biały papier, folia
malarska, woda, piasek. Wszystko neutralne, pozbawione
ustalonych znaczeń. Te zostają nadane dopiero
w trakcie spektaklu. W spisie realizatorów nie znajdziemy
scenografa, a jedynie „konsultanta scenograficznego”
(Mateusz Mirowski), brakuje w nim także
kompozytora. Nie znaczy to jednak, że nie ma muzyki.
Podłogowo ma swój rytm, wyznaczany przez dźwięki.
Te momentami hipnotyzują widownię, choć to niemal
wyłącznie odgłosy wydawane przez aktorów: klaskanie,
tupanie, szepty i wokalizy, przypominające melodie
nucone pod nosem przez bawiące się dziecko.
Równolegle z własnym teatrem zakładają Maśląkowscy
stronę LALE.Li.Lo.Lu.Ly – czyli, jak sami to określają,
przestrzeń wokół teatru lalek i formy. Ciąg sylab
w nazwie – trochę wyliczanka, trochę gama, którą
wykonuje się podczas rozśpiewywania, z dominu-jącym
słowem „lale” – dobrze określa trzy przenikające
się sfery, które interesują twórców: szeroko rozumiany
teatr lalek, obszar dziecięcych zabaw oraz właśnie
muzykę.
Piętro wyżej
Oryginalność artystyczna Podłogowa zapewnia mu
pewien rozgłos w środowisku, i tak pierwszy spektakl
nieznanej offowej grupy zostaje zaproszony na XVI
Międzynarodowy Festiwal Teatrów dla Dzieci i Młodzieży
Korczak w Warszawie. Nagroda „Kot w Worku”,
którą otrzymuje on na festiwalu (wraz z nagrodą jury
dziecięcego), to zaproszenie „w ciemno” do udziału
w następnej edycji. Nikt chyba się nie spodziewa, że
ów kot w worku za rok zdobędzie Grand Prix.
Twórcy LALE.Teatru nigdy nie ukrywali, że największą
inspiracją do ich działań jest codzienne, prywatne,
domowe życie. Pomysłu na dyptyk Podłogowo
i Ściana.Banana (w planach była jeszcze trzecia część,
poświęcona sufitowi) dostarczył im syn Antek. Ściana.
Banana to opowieść o świecie dziecka, które potrafi
chodzić, a zatem odrywa się od ziemi i zaczyna zauważać
powierzchnie pionowe. Bada ono ścianę inaczej
niż badało podłogę: odkrywa, że można ją przekraczać,
opuszczać i znikać poza nią. I co ważniejsze – że
da się ją naruszyć, zmienić, na przykład rysując po
niej. Dziecko, które w Podłogowie było raczej
odkrywcą świata, w Ścianie.Banana staje się twórcze.
Już nie tylko poznaje, ale też przetwarza otoczenie.
Nadal lubi dźwięki, ale uczy się je dekonstruować,
używać ich, tworząc własne kompozycje. W drugim
spektaklu LALE.Teatru muzyka powstaje na scenie.
Wciąż składają się na nią głównie głosy aktorów, ale
przetwarzane na żywo przy użyciu mikrofonów i prostego
miksera.
Tytuł Ściana.Banana, stworzony na wzór dziecięcych
rymowanek – zabawnych, acz surrealistycznych –
dobrze oddaje atmosferę spektaklu. Brak ciągu przyczynowo-
skutkowego, klimat spontanicznej zabawy
z elementami klaunady, a momentami wręcz błazenady,
co nie do końca podoba się recenzentom, swobodny
dobór rekwizytów, wśród których znalazły się
i kiczowate plastikowe zabawki, i piłeczki pingpongowe,
i rolki tapet – wszystko to przypomina dziecięcy
pokój w chwili, w której dorośli mówią zwykle „Ale tu
bałagan!”.
Potrzeba ruchu
Kręcipupa to trzeci spektakl LALE.Teatru i jednocześnie
pierwszy, który powstaje bez udziału Janki Jankiewicz-
Maśląkowskiej, za to z gościnnie występującymGrzegorzem Mazoniem – muzykiem i podobnie jak
Maśląkowski aktorem Wrocławskiego Teatru Lalek.
Pozbawione słów przedstawienie przeznaczone jest
dla najnajmłodszych i przedszkolaków, ale wydaje się
wyrastać z obserwacji tych starszych – z ich nieumiejętnością
usiedzenia w miejscu i fascynacją ciałem
oraz jego fizjologią. Bohater Kręcipupy bez przerwy się
rusza, tańczy, skacze, nie do końca potrafi kontrolować
funkcje ciała, choć już wie, że powinien.
W przeciwieństwie do wcześniejszych przedstawień
mamy tu jasno określone miejsce akcji i konkretną
scenografię: dwie muszle toaletowe i rury pcv, a w roli
rekwizytów przetykaczki do odpływów oraz rolki
papieru toaletowego. Spektakl ma też instrumentalną
oprawę muzyczną, inspirowaną popem lat 70., skomponowaną
przez Grzegorza Mazonia, i oryginalną
choreografię Macieja Prusaka. W Ścianie.Banana
twórcy bawili się różnymi teatralnymi technikami,
w Kręcipupie żonglują kliszami z popkultury. Elementy
musicalu, teledysku disco i slapstickowej
komedii tworzą wybuchową, feerycznie radosną mieszankę.
Reakcje widowni są adekwatne – dzieci śmieją się, krzyczą, tańczą. To jednak, co podoba się najmłodszym
i ich rodzicom, nie zawsze odpowiada nauczycielom,
przyprowadzającym na spektakl grupy szkolne
i wczesnoszkolne. Toalety na scenie i aktorzy tańczący
w samej bieliźnie wprawiają w dezorientację opiekunów
wycieczek do teatru. Niektórzy nauczyciele
wychodzą w trakcie przedstawienia, w skrajnych przypadkach
domagając się rozmowy z dyrekcją. Zamieszanie
opisuje wrocławska „Gazeta Wyborcza”.
Nawet pomijając ten miniskandal, przedstawienia
LALE.Teatru są jednymi z najbardziej żywiołowo
przyjmowanych widowisk Wrocławskiego Teatru
Lalek. Podczas pokazu przedpremierowego Podłogowa
rozemocjonowane dzieci wdarły się na scenę
i dosłownie rozniosły na strzępy scenografię, co
zresztą zachwyciło jedną z recenzentek.
W działaniach LALE.Teatru to właśnie kontakt
z widownią, nie efekt artystyczny, wydaje
się priorytetem. Jest to, dodajmy, kontakt równego
z równym, nie – dorosłego z dzieckiem.
„Nie niańczymy widza” – mówi wprost Janka
Jankiewicz-Maśląkowska. Istotnie, uczestnictwo
w Podłogowie, Ścianie.Banana czy Kręcipupie
przypomina podglądanie doskonałej
zabawy. Być może dlatego te przedstawienia
tak hipnotyzują najmłodszą widownię.
Bowiem, wbrew stereotypowi, dzieci wcale nie
lgną do innych dzieci. One lgną do tych, którzy
się bawią.
Inna historia
Ostatni spektakl LALE.Teatru, znów bez
udziału Janki Jankiewicz-Maśląkowskiej, za to
ze współreżyserującym i występującym Radosławem
Kasiukiewiczem (także aktorem Wrocławskiego
Teatru Lalek), bardzo różni się od
poprzednich. Przeznaczona dla dzieci starszych niż
czteroletnie Prosta historia, mimo iż pozbawiona
słów, ma klasyczną formę oraz konkretną i jasną
fabułę. Na niebie nad domem szczęśliwej rodziny
pojawia się chmura. Rodzice z jakiegoś powodu rozstają
się, dziecko – główny bohater spektaklu – zostaje
samo. To wprawdzie nie porzucenie rzeczywiste, tylko
emocjonalne, co nie znaczy, że mniej bolesne. Mały
człowiek musi sam poradzić sobie z uczuciami. Te
ostatnie wizualizowane są w spektaklu jako siły natury
– coś zewnętrznego, niezrozumiałego, zagrażającego.
To propozycja tak różna od trzech pierwszych przedstawień
LALE.Teatru, że trudno ją z nimi porównywać.
Kolorowa, przypominająca dziecięce rysunki scenografia
Mateusza Stępniaka to estetycznie zupełnie
inna – nomen omen – bajka niż wcześniejszy „teatr
z niczego” Maśląkowskich i Mirowskiego. Prosta historia
pokazuje, że LALE.Teatr wyznaczył sobie nowy kierunek
poszukiwań. Czas pokaże, czy ta zmiana to dla
niego kryzys, czy przełom.