Od roku 1742 Wrocławiem zarządzali Prusacy. Prowadzony
w tym mieście przez jezuitów uniwersytet podupadał.
W roku 1811 na królewskie zarządzenie z Berlina powsta-
ła w śląskiej stolicy nowa uczelnia: Schlesische Friedrich-
Wilhelms-Universität. Universitas Leopoldina Towarzystwa Jezusowego
przestała istnieć. W roku akademickim 1835/1836 studiował
w tchnącej jeszcze świeżością wrocławskiej uczelni Gustav Freytag (1816–
1895). Student przyszedł na świat w Kluczborku, a mieszkał z rodziną
w nieodległej Byczynie. Nauki pobierał w Oleśnicy. W roku 1842 otwarta
została pierwsza na Śląsku linia kolei żelaznej łącząca Wrocław z Oławą.
Z Oławy do Kluczborka jest tylko jeden skok, ale Gustav Freytag wykładał
już wtedy na uniwersytecie noszącym imię Friedricha Wilhelma, zaś
Kluczbork stał się jednym z jego tematów literackich.
Szopka z początku XX w. | Czechy |
Kochane wiekowe miasto! Nie widziałem cię od dawna. Wiele w tobie się zmieniło, jesteś teraz węzłem dwu linii kolejowych, liczba mieszkańców podwoiła się od czasu mego dzieciństwa i żwawiej toczy się w tobie ruch uliczny oraz mocniejsze są odgłosy codziennego życia [1].
W opublikowanych wiele lat później wspomnieniach dramaturg, powieściopisarz,
nauczyciel akademicki, polityk wspominał dzieciństwo spędzone
w niewielkiej odległości od granicznej wtedy rzeki Prosny. Świadectwo
to pokazuje rozwijającą się w już pierwszej połowie XIX wieku
popularność masowo drukowanych – między innymi w brandenburskim
miasteczku Neuruppin, w Pradze, w Wiedniu – arkuszy litograficznych
z figurami do szopek, przede wszystkim szopek na Boże Narodzenie.
Papierowe figury wycinano, stabilizowano, ozdabiano w kręgu rodziny
podczas adwentu.
Wiele tygodni przed Bożym Narodzeniem chłopcy oddają się pilnym zajęciom,
przecież jako główna ozdoba świąt według miejscowego zwyczaju
wystawiona ma być szopka, obrazy żłóbka, w którym leży Dzieciątko,
obrazy Maryi i Józefa, świętych Trzech Królów, modlących się pasterzy i ich owieczek, a ponad wszystkim błyszcząca gwiazda
i anioły trzymające papierową wstęgę z napisem: „Gloria
in excelsis”. Postacie na arkuszach graficznych, które
malcy kupili, powycinali nożyczkami, przykleili z tyłu
każdej z nich płaskie drewienko ze szpiczastym końcem,
by obrazki trzymały się w miękkim podłożu. Dla
świętej rodziny, dla wołu i osiołka została sporządzona
tekturowa szopa z otwartą przednią ścianą, na dachu
zamocowano słomianą strzechę. Gwiazda była ze
złotka. Mech na podłodze, w którym miały stać figury,
mogliśmy przynieść z podmiejskiego lasu. Pewnego jasnego
dnia zimowego udała się tam matka z dziećmi
w towarzystwie męża, który na rowerze transportował
koszyk na mech. Już bywało czasem zimno i na mchu
leżały kryształki śniegu, ale z pomocą rozgorączkowanej
gorliwości zbieraczy płaty mchu z brzegu lasu
zostały podważone i ułożone warstwami w koszyku,
a w domu na wielkim stole na powrót złączone i na
dwóch końcach tak podwyższone, że zdawały się niewysokimi
górami. Pośrodku, na tle horyzontu, stała
szopka, nad nią unosiła się na delikatnym druciku
gwiazda, po obu stronach umieszczeni byli pasterze,
ich stada i aniołowie. Cały przepych figur został rozjaśniony
małymi woskowymi świeczkami, które zapalono
po raz pierwszy w wieczór wigilijny. Gdy świece płonęły
i anioły przy lekkim dotknięciu poruszały się jak żywe,
wtedy dzieci po raz pierwszy miały błogie poczucie zrobienia
czegoś pięknego. Podczas świąt oglądane były
inne, podobne prace małych i dorosłych artystów, przecież
w każdym prawie domu stała szopka, a niektórzy
dzielni i poczciwi obywatele korzystali z własnych warsztatów,
by upiększać szopki z pomocą wynalazków
mechanicznych. Widziało się na wzgórzach duże wiatraki,
których skrzydła poruszane były jakąś chwilę
przez opadający piach, albo kopalnię z wyciągiem, na
którym były opuszczane na dół i podnoszone do góry
wiadra. Często całkiem na przodzie stała czarno-biała
budka strażnicza z czerwonym dachem, a przed nią
pruska warta. Te dodatki nie przypadały chłopcu do
serca. Miał silne wrażenie, że one nie bardzo pasowały
do aniołów i świętych Trzech Królów [2].
Z czasem Gustav Freytag nie tylko przyzwyczaił się do
budek strażniczych, ale doznawał radości i dumy,
patrząc na pruskie wojsko. Szczyt podziwu dla armii
osiągnięty został po wygranej przez Prusy w sojuszu
z innymi niemieckimi krajami wojnie z Napoleonem
III. Wspomnienia pisarza wieńczy apoteoza.
Na koniec pozwolę sobie przecież, mężczyzna niezależny
i w latach, sławić jako największy zysk mego życia
to szczęście, które jest mi dane, podobnie jak milionom
mych współczesnych, przez tego, który spogląda na siedemdziesięciolatków
jako na młodsze pokolenie, sławić
więc to szczęście dane mi przez naszego dobrego
cesarza Wilhelma i przez jego pomocników, kanclerza
i naczelnego wodza [3].
Wilhelm (1797–1888), ogłoszony cesarzem w Wersalu,
zmarł dwa lata po wydaniu wspomnień Gustava Freytaga.
W tym samym roku Helmuth Karl Bernhard von
Moltke (1800–1891) opuścił stanowisko szefa sztabu
generalnego. Otto von Bismarck (1815–1898) zaś musiał
oddać władzę w roku 1890. Szef sztabu wersalskiego
niemieckiego cesarza pochowany został w dobrach
Krzyżowa pod Świdnicą. Grób jego nie przetrwał drugiej
wojny światowej i końca Prus. O przywiązaniu do
tradycji Gustava Freytaga, wykształconego we Wrocławiu
i Berlinie Prusaka, protestanta i Ślązaka – jak
o sobie pisał – dałoby się przy sposobności wiele jeszcze
opowiedzieć. Szacunku, a tym bardziej przyjaznego
stosunku, do polskich sąsiadów mieszkających
po obu stronach Prosny zarzucić mu nie sposób. Do
powstania Rzeczypospolitej w wyniku Wielkiej Wojny
Prosna na prawie całej długości była od dłuższego
czasu rzeką graniczną między Cesarstwem Niemieckim
i Imperium Rosyjskim. Zaś od roku 1918 do roku
1939 rzeka w swym południowym biegu stanowiła granicę
między Rzeszą Niemiecką i Rzeczpospolitą.
Nad Olzą, nad Prosną, nad Odrą przed Bożym Narodzeniem
ustawiane były w obu tych okresach w kościołach
i w domach betlejki, jak je po polsku w gwarze
nazywali Ślązacy, betlémy, jak je nazywali Czesi, i Krippels,
jak je zdrobniale nazywali Niemcy. Trzeba tu
dodać, że przyklejanie do kartonowych figur zaostrzonych
patyczków, za pomocą których później można
było osóbki w stosownych miejscach betlémů, betlejki
i des Krippel umieszczać oraz łatwo miejsce figur
pośród wzgórz i przy żłóbku zmieniać, wspólne było
dla Śląska i czeskich krain. Podobnie rzecz się miała
i ma z łączeniem kartonowych, płaskich figur z prawdziwym,
„trójwymiarowym” mchem przyniesionym
z lasu. Proste mechanizacje rzemieślników z okolic
Kluczborka były dalekim echem rozbudowanych szopek
mechanicznych i jasełkowych teatrów mechanicznych
być może oglądanych w innych, odległych od
domowych gniazd, stronach. Wspomnienia Gustava
Freytaga wskazują ponadto, iż szopka już w pierwszej
połowie XIX wieku zadomowiła się w rodzinach protestanckich, zwłaszcza żyjących po sąsiedzku
z katolikami, co i w obecnym czasie jest rzadko dostrzegane przez uczonych ewangelików.
Podczas długiego czasu, kiedy Rzeczypospolitej nie
było wśród państw europejskich, w okolicach Sandomierza,
Lublina i po pruskiej stronie granicy, w śląskich
miasteczkach i wsiach w czasie Godów chodzono
od domu do domu z szopką. Autor nie ze
śląskich stron, a z Monachium dostrzegł tę małopolską
i właśnie śląską tradycję [4]. Pisał o specjalnym
powiązaniu na polskich ziemiach szopki ze zwyczajem
chodzenia po Bożym Narodzeniu z życzeniami
świątecznymi na kolejny rok. Przytoczył w swym opracowaniu
na temat szopki opis tego obyczaju zamieszczony
w piśmie poświęconym folklorowi.
Interesującym obyczajem naszej okolicy jest chodzenie
z schopą. Przez cały czas Bożego Narodzenia widzi się
podrośniętych chłopców i młodzieńców, jak ciągną
z nią ode wsi do wsi, z domu do domu. Ta schopa, po
niemiecku chatka, ma szerokość mniej więcej dwóch
trzecich metra, jest domkiem do noszenia z dachem
pokrytym słomą, w domku stoi żłóbek z Dziecięciem
Jezus oraz figury św. Panienki i św. Józefa. Domek jest
otwarty, jasno oświetlony, ozdobiony obrazkami świętych,
złotymi błyskotkami, kolorowymi papierami
i delikatnymi koronkami. Podczas pieśni z towarzyszeniem
skrzypiec, w której podaje się do wiadomości, że
ludy i narody tej ziemi wysyłają posłańców mających
oddać hołd boskiemu Dziecięciu, odsłania się zakrywająca
scenę kurtyna. Zjawia się zamożny Bojar w oblamowanym
futrem ubiorze, skłania się przed szopką
i tańczy na cześć Dzieciątka swój taniec narodowy,
w którym musi wziąć udział także jego tymczasem
przywołana małżonka. Po pełnym największego szacunku
pożegnaniu się Bojara do wewnątrz wskakuje,
brzękając ostrogami, arcywesoły Madziar ze swoim
bassa remtemtem, kłania się, przywołuje swoją niewiastę,
tańczy, hołduje i żegna się. Następują w różnobarwnym
szeregu Góral w swoich nieuniknionych Skirpcach,
Czikos, Moskal, Schlachcic, Cygan, Prusak,
Litwin, zbłądza nawet polski Żyd itd., aż zjawia się
sama koronowana głowa z jabłkiem królewskim i berłem.
Król nie śpiewa i nie tańczy, dumny i wyniosły
obchodzi szopkę, nie uznając jej godną jednego spojrzenia.
Wtedy ziemskiego, dumnego władcę napada
Książę Piekieł. Biednego władcę tak źle traktuje rogami,
kopytami, widłami, że korona i berło spadają na ziemię,
a on sam błaga o łaskę. Wtedy zjawia się Śmierć,
która ostrym uderzeniem kosy ścina szlachetną głowę.
Siwa i stara jak świat Czarownica sprząta grabiami
i miotłą ziemskie resztki bezbożnego i pysznego Króla
do znajdującego się na uboczu kąta. Na koniec zjawia
się Błazen z woreczkiem z dzwonkiem. Chętnie wkłada
się datek do woreczka, zwłaszcza gdy schopa jest ładnie
udekorowana, tak samo wystrojone figury, muzyka
brzmi czysto i śpiew odpowiednio do przedstawienia
jest dobrze wykonywany [5].
Nie jest wykluczone, że pisząc o „Skirpcach”, osoba
sporządzająca tekst miała na myśli kierpce. „Czikos”
zaś to najpewniej csikós, węgierski pasterz poruszający
się na koniu. Towarzystwo składające hołd Jezusowi
w tej szopce obejmowało więc, jak z powyższego
opisu wynika, „cały znany świat”, od Prus aż po Moskwę.
Niechże obce spojrzenie na rodzime obyczaje,
czego słusznie można być ciekawym, usprawiedliwi
długość cytatu.
[1] Gustav Freytag, Erinnerungen aus meinem Leben, Herausgegeben von Horst
Fuhrmann, Nicolaische Verlagsbuchhandlung Beuermann GmbH, Berlin
1995, s. 25.
[2] Gustav Freytag, op.cit., s. 37-38.
[3] Gustav Freytag: op.cit., s. 171. Tom ukazał się w serii „Deutsche Bibliothek
des Ostens”, w ramach Studium der deutschen Geschichte und Kultur
im Osten an der Universität Bonn [Studium niemieckiej historii i kultury
na Wschodzie przy Uniwersytecie w Bonn ]. Jak zaznaczono w posłowiu,
prawie cała ludność wiejska okolic Kluczborka mówiła w połowie XIX
wieku
po polsku. Por.: s. 179 powyższego tomu wydanego, przypominam,
w roku 1995.
[4] Słowa poniższe zostały napisane u początku XX wieku: Specjalnie w Polsce
zachowało się jeszcze powiązanie szopki z bożonarodzeniowymi wędrówkami
(...). Georg Hager, Die Weihnachtskrippe: ein Beitrag zur Volkskunde und
Kunstgeschichte aus dem bayrischen Nationalmuseum, München 1902,
s. 87-88.
[5] „Mitteilungen der Schlesischen Gesellschaft für Volkskunde” 1899, s. 53.
Cyt. za: Georg Hager, op.cit., s. 87-88.