Człowieku, który chcesz poznać siebie,
czy wiesz, że istniejesz?
Wiem.
Skąd wiesz?
Nie wiem.
Czy uważasz się za istotę prostą,
czy złożoną?
Nie wiem.
Czy wiesz, że się poruszasz?
Nie wiem.
Czy wiesz, że myślisz?
Wiem.
A więc prawdą jest, że myślisz?
Tak.
Czy wiesz, że jesteś nieśmiertelny?
Nie wiem.
Wyznałeś swoją niewiedzę
w wielu sprawach. A czego chciałbyś się
najpierw
dowiedzieć?
Czy jestem nieśmiertelny?
Św. Augustyn, z Solilokwiów
(Przełożyła Anna Świderkówna)
Wiesław Hejno | fot. M. Grotowski |
Przygotowuję kolejny spektakl. Kiedyś, lata temu, zapragnąłem reżyserować. Nie potrafię rzeczowo odpowiedzieć, dlaczego. Zostałem zaangażowany do teatru, praktycznie z ulicy, ale marzeniami byłem w teatrze, jak daleko pamięcią sięgam. Szukałem teatru wokół siebie. Mimo woli teatralizowałem zdarzenia, obrazy, postaci, twarze. Tak pewnie ma każdy, wcześniej lub później, zajmujący się teatrem lalek. Ale miałem wrażenie odrębności. Ponieważ ktoś, kto widział to samo co ja, w tej samej chwili, odbierał to inaczej. Początkowo spierałem się o wartość, jakość czy formę lub brzmienie widzianego i słyszanego, a może znaczącego obrazu, dźwięku, zjawiska, ale po czasie uznałem, że mój sprzeciw nie ma sensu. W najlepszym razie rodziła się dyskusja, często pojawił się spór. A mnie, w zasadzie, nie zależało na racji. Zauważyłem, że prawdziwa racja rzadko jest przewidywalna. Racja to konsekwencja zdarzeń, z których każde jest strukturą złożoną. Zdarzenie ma jakąś przyczynę, a ta z kolei swoją – też niekoniecznie do końca przewidzianą. Nanizane na nić owe zdarzenia wprawdzie zostają ograniczone i przyporządkowane pozostałym, oraz w obrębie nici, na której spoczywają, ale żadne nie ma początku i końca. Zawsze można zauważyć, że mały strumyk zalewa dom, kiedy wzbierze w nim woda. Spada wielki deszcz, ponieważ nadeszła potężna burza. Ciepłe powietrze spotkało się z zimnym, powstał wiatr, rozpadał się deszcz. Od dziecka występowałem w amatorskim teatrze i bałem się teatru. Uleganie naciskowi przeszłości, myśli. Teraźniejszość wdziera się pod skórę w masce aktualności. Tym ona się przede mną pyszni. Sprawia wrażenie, że brak jej przekonania o przetrwaniu. Wiem, że to już gdzieś słyszałem, tamto widziałem, a owo przemknęło na sztandarze nieśmiertelność. I zniknęło, razem z tym sztandarem.
Uparcie staram się lokować myśl w przyszłości, której
przecież nie znam. Te słynne gruszki na wierzbie...
Albo ta swoista gra wyobraźni w tym, co jawi się we
mnie jako pamięć przeszłości zakamuflowana w wieloznacznych
znakach.
Odbieram teraźniejszość. Jest ona wyobrażeniem złożonym
z obrazów przeszłości. Zakamuflowana. To się
wiąże z tym, że nie byłoby tego, gdyby nie zaistniało
tamto.
Przyszłość kusi perspektywą lepszego świata.
Nie wiem, jaki ten świat będzie naprawdę,
myślę, jak
on będzie wyglądał w nowej konfiguracji.
Przecież ten
właśnie świat przedstawiam na scenie. Skąd wiem, że
wiem?
Przybornik kopisty służy reżyserowi lalki do odtworzenia
tego, co było. Kopista jest potrzebny. Podobno jest
prawdziwszy, bo co było, wszyscy wiedzą. Co będzie
tylko niektórzy, albo nikt nie wie. Z tropów teraźniejszości
wyłapuję ślady będące utrwalonymi komunikatami.
Mniej jasne przejawy rzeczywistości to informacje
ograniczone, hermetyczne. To właśnie dziedzina
reżyserów rzeczy trudnych. Czyli materii?
Przyszłość, wieszczona zaledwie, wymyka się uchwyceniu.
Lecz podnieca tkwiąca w niej nadzieja. Coś
dobrego, co było, będzie znowu. Cóż lepiej może
poświadczyć prawdziwie twórczy wysiłek? Odkrycie
zasłoniętego. To, co obecne pomiędzy nami i niedostrzeżone
przez otoczenie. Dla reżysera lalki frapujące
pole myślowych dociekań. Droga prowadząca przez
zaskakujące odkrycia, które przecież są strawą
codzienną – reżysera, o którym mówimy: twórczy.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt w tej sprawie. Otóż,
mówiąc o przeszłości, można wyznaczyć granicę jej
zapamiętania. To może być pamięć całego życia. Stale
dopełniająca się nowym zapisem i doświadczeniem.
Wówczas wspomnienie przeszłości wypełni nieprzebrana
ilość zdarzeń. Komentarze do nich, nakładanie
się realności i fikcja wspomnień. Po tym wszystkim
powiemy: oto, co będzie?
Znane metody dojścia, nabyte przy okazji wystawienia
poprzedniej premiery, okazują się nieprzydatne.
Pomimo że każda następna inscenizacja jakoś koresponduje
z poprzednią. Choć w rzeczy samej jest ona
niepowtarzalna – z pewnością jest niepowtarzalna
w realizacji reżysera artysty. Reżyserskie sposoby
uchwycenia sedna sprawy to coś w rodzaju rozplątywania
węzła życia. Sceniczna wykładnia w formie.
Otwartość i sprawność umysłu, już niby rozpoznane,
jednak przed nowym zadaniem chropawe i oporne.
Chytre, podstępne sztuczki – zagadywanie aktorów
wykonawców. Oni coś chcą wiedzieć o przyszłej robocie.
Ale czego mogą się dowiedzieć, skoro tego nikt nie
wie. Nie są tylko pustosłowiem słowa objaśniające,
boć człowiek swoje przeżył i ma co opowiadać, lecz
nie licują one z dogłębnym dotarciem do istoty
sprawy. Bo któż w tym momencie, na tym etapie,
w tych warunkach, dziś, przy takiej pogodzie itd., zna
istotę? Na nic zdadzą się tutaj przebieranki reżysera
w nowe maski i stroje (będące też maskami), za którymi
trzeba gonić po ugorach zdarzeń, faktów, emocji,
idei, materializacji rzeczy i ich braku.
Na próbie mogę powiedzieć: O, to dobrze powiedziałeś.
Lub: teraz dobrze to zrobiłaś/zrobiłeś. Czy potrafisz
to powtórzyć? Nie, teraz ci to nie wychodzi. Postaraj
się przypomnieć sobie to, co przed chwilą miało
miejsce. Jak się zachowałeś, jaką formę miało zdarzenie
wykonane spontanicznie przed chwilą, wczoraj,
kiedyś. Może nigdy, a nam się wydaje, że już było.
Teraz musisz przenieść to, co zrobiłeś, do „rozumu”.
Musisz o tym pomyśleć. Powtórzyć to samo, ale już
panując nad formą, którą utworzyłeś instynktownie.
Wiesz jaka to forma? Wiem. Jaka? Nie wiem. I tak
w kółko.
Przedstawienie jest we mnie. Sam nie wiem, gdzie ono
jest posadowione. W głowie? Może. Kiedyś mały widz
powiedział: głowa jest najważniejsza. Redaktor Klemens
[Krzyżagórski – przyp. red.] pytał, dlaczego
głowy lalek są duże. Cóż warta jest głowa bez reszty,
nóg, rąk, korpusu...?
Obserwacja świata poucza nie o tym, jaki ten świat jest,
tylko jak on się objawia. Oczywiście umysł nadaje tej
obserwacji wartość. Czasem też przeczucie podpowiada:
to jest dobre, a to jest złe. Co kryje się pod
powłoką aktora, który gra? Człowieka, który mówi?
Czasem nic, widzę tylko formę, lalkę. Człowieka zaś
widzę w masce. Czy chcę zobaczyć tego człowieka bez
maski? Nie wiem, może... A co zrobi ten człowiek,
kiedy zrzuci maskę? Jakim on będzie, bez maski? Czy
ten człowiek jest możliwy bez maski? Ale innym razem
spotykam coś więcej. Osadzenie tej formy, ścisłe jej
powiązanie z całą mówiąca istotą, nie tylko z jej formą.
Człowiek, istota mówiąca, jest czymś więcej niż tylko
człowiek forma. Słowo kształtuje człowieka, czy raczej
go wyraża. Jedno i drugie. Człowiek pozbawiony słowa
i człowiek, który pozbawia się słowa, to różni ludzie.
Strach, wykluczenie, zniewolenie masą, rezygnacja,
wszystko, co jest brakiem warunków zaistnienia słowa.
Słowo winno być akuratne w tej właśnie sytuacji. Mówi
się o tym, o czym się mówi. A czy można mówić
o wszystkim, kiedy nie można? To już lepiej nic nie
mówić.
Skąd się to bierze? Dlaczego ludzie niemo krzyczą? Co
powoduje, że zbiera się grupa ludzi, po to, aby załatwić
własne, potrzebne sprawy, i milczą?
To znaczy, człowiek, ale aktor, gra lalką, ale to rzecz,
która mówi za niego. Nie. On mówi, za nią. Nadaje jej
cechy żywej istoty poprzez swoją sztukę. Umowność,
iluzja, doskonałość gry przenosi mnie w ten istniejący
tu i teraz świat. Jestem uczestnikiem zdarzeń z tego
świata. To znaczy myślę o nim i jestem w nim.
Występujące postaci są wokół mnie. Jestem niemym
świadkiem i uczestnikiem, ale przecież teatr to wszystko
wie. Wtedy jestem w takim dziwnym stanie skupienia.
Jakby modlitwy. Patrzę na scenę. Będąc tam,
jestem tu. Mam sposobność być w kontakcie z przebiegającym
przede mną tokiem zdarzeń. Kontempluję,
poprzez to, co widzę.
– Jestem aktorem i wyrażam to, co jest aktorstwem,
czyli grą, nie sobą, lecz lalką. Nie jestem więc aktorem,
jak ten, kto sam sobą gra. Co więcej, ten ktoś mówi, że
on nie gra, tylko jest. Jest tym, kogo gra. Tego rodzaju
oświadczenie oznacza przemianę. Przestaję być tym,
kim jestem, staję się kimś innym. Następuje absolutne
utożsamienie z kimś nieistniejącym fizycznie. Postać
literacka, postać poskładana z różnych fragmentów
otrzymuje mnie jako ciało, które wypełnia umowny
byt. Dobieram ruch i gest, odruchy, słowo i brzmienie
głosu, frazowanie i przestankowanie – fantom, który
ma być mną. Tymczasem figura lalka to konkret, który
obarczam słowem, ruchem, gestem. Jeśli robię to
wszystko naturalnie, precyzyjnie, stosownie do innych
komponentów spektaklu, manifestuję tym umiejętność
wypracowaną, nabytą drogą ćwiczeń. Tego
wszystkiego muszę się nauczyć, przedtem przyswoić,
zrozumieć i ogarnąć, wystudiować celowość i zasadność
każdej chwili i wykonać najbardziej czysto i sprawnie,
jak potrafię. Niczym instrumentalista i recytator
równocześnie. Do tego znawca psychologii i obyczaju.
Jestem z lalką, figurą, która skąd jest? Nie myślę o tym,
skąd jest ta figura, bowiem wiem, kto jest jej autorem.
Kto ją zaprojektował i który snycerz i zespół rzemieślników
sprawili, że jest tym, co widzę. Wszystkich pracowników,
z których każdy w teatralnej pracowni
wykonał odpowiednią jej część, a potem jeden zmontował
wszystkie w to, co widzę, bez trudu wymienię.
Lecz nie bardzo wiem, skąd w istocie wzięła się ta
figura. Mam pewne przypuszczenia, ale brak mi ostatecznej
odpowiedzi. Będę dochodził sedna tej zawiłości.
Ta figura posiada mój kształt.