Siła formy | Hubert Michalak

Wrocławskie Międzynarodowe Spotkania Szkół Lalkarskich mają swą energię i wierną widownię, złożoną przede wszystkim ze studentów Akademii Sztuk Teatralnych i aktorów zaproszonych przedstawień. Niewielkie sale pękały w szwach, a organizatorzy jak mantrę powtarzali „studenci, wpuśćcie pedagogów i gości”. Tworzy to urok i niepowtarzalną atmosferę, choć jednocześnie zamyka imprezę w klimacie środowiskowym; niewielu było widzów spoza uczelni. 

Wykluczeni | Akademia Teatralna, Białystok | fot. P. Gryniewicz

W programie nie zastosowano systematyzacji zaproszonych pokazów. Pełnospektaklowe przedsięwzięcia pojawiały się na równi z kilkunastominutowymi etiudami. W chaotycznej różnorodności tkwił element zaskoczenia: nie było wiadomo, czy zobaczymy pracę wykonaną na zaliczenie semestru, czy dyplom; na każdą ewentualność widz musiał być nieustannie gotowy. 

Zainaugurował Spotkania Słaby rok gospodarzy (reż. Martyna Majewska). Przez ponad dwie godziny studenci ze sceny podawali w wątpliwość status lalkarza, na różne sposoby wykazując jego słabszą pozycję wobec aktora dramatycznego. Nie miejsce tu na przypominanie środowiskowej awantury rozpętanej wokół tego dyplomu. Jednak znamienne jest, że wszystkie pozostałe przedstawienia Spotkań udowadniały, że do lalkarstwa można podejść bez kompleksów, miast kwestionować jego pozycję; można poszerzać jego granice i eksplorować możliwości, które daje. 

Wśród studenckich realizacji dostrzec można fascynację niedoskonałościami ludzkiego ciała i śmiercią idącą z nimi w parze. Chyba najpełniej – a na pewno w najbardziej atrakcyjny scenicznie sposób – zajęli się tym Anita Piotrowska i Oskar Lasota w etiudzie Wykluczeni opartej na fragmentach Końcówki Becketta (opieka pedagogiczna Paula Czarnecka, Akademia Teatralna, Białystok). Nell i Nagg, w dramacie unieruchomieni w koszach na śmieci, w prezentowanej etiudzie umiejscowieni zostali w pustym pokoju, wśród śmieci. Garbata Nell z niewładną ręką ciągnie za sobą jak fetysz z dawnych lat sparciały fotel, od którego niemal się nie odrywa. Aktorka daje postaci niewprawny ruch i ogrywa jej przestrzenną dezorientację. Z kolei Nagg to sparszywiała forma ludzka: na stopie aktora zamocowana została maska postaci, druga stopa i ręka to górne kończyny; postać dzięki ułożeniu ciała została przygwożdżona do podłogi, odczłowieczona, w naturalny sposób prowadzona przez chaotyczny, rozpaczliwie żałosny ruch. W metaforycznym skrócie uchwycono wielką tragedię niepotrzebnych Beckettowskich starców. 

Niedoskonały, zdekomponowany i uwięziony w niewygodnej przestrzeni był też tytułowy bohater rozbudowanej wrocławskiej etiudy Nondum (opieka pedagogiczna Anna Twardowska). To zdekompletowany manekin z tymczasowo przymocowanymi do korpusu kończynami, osobnik żywy i martwy jednocześnie (w tej roli Aleksander Maciejczyk). Ułomności Nonduma zyskały sceniczny kontrapunkt w postaci pełnej żywotnego wdzięku Emilii (w żywym planie Martyna Matoliniec; również w roli Psychopompa). Bardzo ciekawie współgrała z wykonawcami przestrzeń spektaklu: niedoświetlona, tajemnicza, zakomponowana roboczo przy pomocy metalowych płyt, z których wydobyto również łomoczące, zgrzytliwe dźwięki. Estetyczna całość pomogła zbudować atmosferę niekończącego się oczekiwania w nieprzyjaznym limbo. 

W słowackim Andronicusie (reż. Veronika Trokšiarová, Vysoká škola múzických umení /Wyższa Szkoła Sztuk Scenicznch/ w Bratysławie) wykorzystano lalki muppetowe. Ekspresyjne, szpetne głowy mimicznych form nie udźwignęły jednak ciężaru krwawej tragedii Shakespeare’a. Choć przedstawienie bogate jest w piękne obrazy i ma swój rytm wzbogacany wykonywaną na żywo muzyką, trudno było oprzeć się wrażeniu, że bez lalek niewiele by straciło. Być może twórcom zależało na eksperymentalnym sprawdzeniu, czy ten konkretny typ lalek, wykorzystywany przede wszystkim w przedstawieniach komediowych, zadziała również w tragedii. Tak się jednak nie stało: formy niosły inny komunikat niż treść, a dysonans ten nie został w żaden sposób ograny. 

Bogatym polem poszukiwań okazał się również teatr przedmiotu. Na polskich scenach lalkowych konwencja ta właściwie nie istnieje; współczesne polskie lalki wizualnie przypominają postaci, które grają, zupełnie jakby twórcy zapomnieli o sile generowanej przez skrót wizualny. 

Technikę tę eksplorowała np. przywieziona z Białegostoku etiuda Kubuś P., pełna takiego wdzięku, jaki mają tylko opowieści ukochane w dzieciństwie (opieka pedagogiczna Bernarda Bielenia, wystąpiły Joanna Jakacka, Magdalena Bednarek i Aleksandra Sapiaska). Stumilowy Las ukazano tam w błyskotliwej metaforze: jego miejsce zajęły szafki z książkami. To wśród drukowanych opowieści wędrowali Kubuś i Prosiaczek. Skupienie aktorek na licznych drobnych zadaniach oraz konsekwencja w metaforycznym ujmowaniu książek dowiodły, że teatr przedmiotu żyje i ma się całkiem nieźle. 

Inne białostockie przedsięwzięcie, Konteksty, pokazało jednak, że może być to również materia trudna do okiełznania. Autorski eksperyment Michała Murawskiego (opieka pedagogiczna Wiesław Czołpiński i Kamila Wróbel-Malec) w założeniu skupić się miał na konstrukcji i dekonstrukcji powszechnie panujących relacji. Realizować to założenie miały manipulacje stołem, taboretem i kilkoma drobniejszymi obiektami ustawianymi w coraz to nowych układach. Całość przypominała bardziej instalację artystyczną niż przedstawienie, chyba również dlatego, że wykonawca zagubił po drodze precyzję myśli i skupił się przede wszystkim na przemieszczaniu obiektów w przestrzeni. 

Atrakcyjnym, niemal gotowym przedstawieniem wykorzystującym formułę teatru przedmiotu była wrocławska Opowieść plastikowej torebki (reż. i wykonanie Zuzanna Kotara i Mateusz Bernacik). Opowieść o spotkaniu diamentu i przekonanej o swej wyjątkowości torby foliowej dzieje się po zagładzie ekologicznej świata, a przypadkiem zetknięci ze sobą bohaterowie w zarysie o niej opowiadają (główny winowajca to, oczywiście, plastik). Wykorzystując swoje ciała, prostą, ruchomą scenografię i liczne kolorowe elementy eksponowane na tle białych ścian, wykonawcy bezbłędnie połączyli storytelling z animacją przedmiotu, co wzbudziło entuzjazm młodych widzów (spektakl adresowany był do widzów od 6 roku życia). Jedyny mankament tej opowieści to fakt, że w warstwie fabularnej nijak nie przestrzega ona przed skutkami katastrofy ekologicznej: plastik jest w spektaklu atrakcyjny i kolorowy, a foliowa torebka ma swoją pełną perypetii, zajmującą opowieść. Kilka przesunięć akcentów z pewnością przysłużyłoby się wymowie przedstawienia. 

Swój pełen wyraz teatr przedmiotu znalazł we wrocławskiej realizacji Kiedy króla boli ząb (reż. Monika Reks). Aktorzy, uruchamiając liczne instrumenty i tworząc z nich teatralne obiekty, zbudowali żywiołowy, pełen wigoru spektakl, który łączy energię, muzyczność i szlachetną formę. Emocjonalny odbiór dziecięcej widowni nie pozostawiał wątpliwości: to dobra, profesjonalna robota, z której radość czerpią tak wykonawcy, jak i widzowie. Zwierzęca energia Bartosza Jędrasia i świetnie formalnie poprowadzone role Marty Franciszkiewicz i Marceliny Kieres sprawiają, że wypada życzyć artystom, by rozwinęli etiudę w pełnowymiarowy spektakl. 

Swoistym podsumowaniem i zebraniem wątków rozproszonych po różnych przestrzeniach Metaform była praska Medulla (reż. Viktorie Vášová, Akademie múzických umění /Akademia Sztuk Scenicznych/ w Pradze) pokazana na koniec ostatniego dnia Spotkań. Oglądanie tego przedstawienia przypomina czytanie wiersza, z którego nie wszystkie frazy do czytelnika docierają, w całości jednak ma się poczucie obcowania z niepokojącym pięknem. Cztery postaci zajmują się pozornie codziennymi czynnościami: czytaniem gazet, huśtaniem się na huśtawce, myciem zębów. Niepostrzeżenie jednak wkracza w ich rzeczywistość biała kulka. Jedna. A po niej kolejne. I kolejne. Pojawiają się wszędzie i zewsząd. Zaczynają się autonomicznie poruszać po scenie, by w finale zagarnąć ją dla siebie. Afabularne przedstawienie z bogatą warstwą dźwiękową ma pewien staroświecki urok. Staroświecki w szlachetny sposób: to nie jest muzealny teatr, wręcz przeciwnie, Medulla poszerza przestrzeń terminu „teatr lalek” i to w niezwykle elegancki sposób. 

Wspomnieć wypada o niedociągnięciach, które potencjalnie udanym spektaklom mocno przeszkadzały. Dominowały dwa mankamenty, zwykle idące w parze: przekonanie o samowystarczalności wykonawców i niedociągnięcia formalne. 

Brak reżysera czy wsparcia dramaturgicznego zaszkodził np. przedstawieniu Death or About Life (Opowieść o życiu i śmierci; scen. i reż. studenci i pedagodzy, Akademija za umjetnost i kulturu /Akademia Sztuki/ w Osijeku). Pełne było wyraźnych scenicznych „brudów” (widoczne okablowanie, techniczne działania aktorów w głębi sceny itd.). Ponieważ zaś zawsze to, co zakazane i na co nie wolno patrzeć, jest ciekawsze niż to, co oficjalnie dostępne, wzrok widza uciekał w kulisy, które powinny pozostać niezauważone, przez co ważny temat spektaklu nie wybrzmiał do końca. 

Monodram Sack of Puppets (Worek z lalkami; reż. i wykonanie Yanai Peri, The Royal Central School of Speech and Drama /Centralna Szkoła Mowy i Dramatu/ w Londynie) to połączenie ambitnego pomysłu i ważkich treści (m.in. wojennego epizodu widzianego oczyma żołnierza armii izraelskiej) z przegadanym i nie do końca wymyślonym scenariuszem. Na przedstawienie składały się opowieść o życiu osobistym lalkarza (w tej części wspierał go niebieski kot – muppet) i historia z wojną w tle (tu główną rolę grały drobne lalki i rekwizyty nakładane na palce aktora). Historie wiązała tylko osoba narratora, zapewne tożsamego z aktorem. Dyptyk, mieszając poważne z komicznym, miał jednak niewyważone proporcje i wyraźnie zabrakło mu zewnętrznego oka. 

Kłopoty formalne miała również niepozbawiona uroku białostocka etiuda Człenio (opieka pedagogiczna W. Czołpiński i K. Wróbel-Malec). Aktorki, Joanna Jakacka i Magdalena Bednarek, z zaangażowaniem i oddaniem wprawiały w ruch liczne lalki i pomysłowo wykorzystane elementy scenografii, ale ich dłonie były w pełni widoczne, bez maskujących rękawiczek. Przez to zaś rozpraszały i przeszkadzały w skupieniu się na scenicznym obrazie. 

Spotkania, organizowane naprzemiennie w Białymstoku i we Wrocławiu, to bez najmniejszych wątpliwości wydarzenie ważne i potrzebne. Studentki i studenci mogą skonfrontować swoją pracę z publicznością, publiczność – podejrzeć tok pracy wschodzących artystów sceny. Zaś lalkarstwo przemówić może wielonarodowym, mocnym głosem, pozbawionym kompleksów, autorskim, swoistym. 


XIV Międzynarodowe Spotkania Szkół Lalkarskich Metaformy, Wrocław, 23-26 października 2019. 


Nowszy post Starszy post Strona główna