Lalki i ludzie | Karolina Obszyńska

Wrocławski Teatr Lalek, podczas IV edycji Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci, posłużył się tym, co ma najlepszego, aby opowiedzieć o wszystkim, co przez ostatnie 70 lat pojawiało się na jego scenie. Tegoroczny Przegląd, zbiegając się w czasie z jubileuszem WTL, stał się pretekstem do poprowadzenia widzów przez kulisy historii teatru, począwszy od uroczystej gali otwarcia, której bohaterami stali się nie ludzie, ale lalki. Marchewka i Wilk zostali głosem twórców wrocławskiej placówki, a pretekstów do splendoru dostarczyła im już sama – długa i pomyślna – historia WTL. 

Dobrze, że jesteś | Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu | fot. W. Łomża


Nieco dłuższy tym razem Przegląd, bo trwający aż siedem dni, zgromadził ponad 3000 tysiące widzów. Nie zabrakło również tego, co rok w rok tworzy atmosferę w foyer teatru i w Ogrodzie Staromiejskim – warsztatów z różnych dziedzin sztuki, od muzyki, przez plastykę, aż po film i fotografię. Natomiast o tym, co podczas Przeglądu priorytetowe, czyli repertuarze, można powiedzieć z całą pewnością jedno: różnorodność na wszystkich polach – WTL zaoferował w tym roku 27 spektakli, z których każdy wyróżniał się czymś niepowtarzalnym. Niektóre z nich zachwyciły oprawą muzyczną, inne – jak A niech to Gęś kopnie! Teatru Animacji z Poznania – wartką historią i misternie wykonanymi lalkami, jeszcze inne natomiast niekonwencjonalnym wykorzystaniem scenografii: to widać na przykład w spektaklu Teatru Lalki i Aktora z Wałbrzycha Dobrze, że jesteś. W rękach aktorów szczotka zmienia się w kołysane wiatrem drzewo, a podróżna torba... w pasterskiego psa. Sceniczną przestrzeń do maksimum wykorzystali natomiast artyści z Białostockiego Teatru Lalek, twórcy Robota i Motylka, którzy małą scenę WTL zamienili w pokaźne muzeum robotów. 

Polityka dla sześciolatków 

Tradycją otwarcia corocznego Przeglądu jest premiera Wrocławskiego Teatru Lalek – tym razem była to Yemaya – Królowa Mórz w reżyserii Martyny Majewskiej. Yemaya... to spektakl, choć bardzo aktualny, również niełatwy, z racji podejmowanego tematu. O małym chłopcu, który zmuszony do ucieczki ze swojego kraju wypada z tratwy i opada na dno oceanu, podejmować można dyskusje nie tylko estetyczne, ale i polityczne – ewidentnie znać tu bowiem inspiracje aktualnymi dylematami Europy w sprawie uchodźców. Jak umiejętnie wyważyć informacje w przedstawieniu dla sześciolatków, aby nie przysłoniły wartości artystycznej i wciąż pozostały przystępne dla małych widzów? Majewska nie angażuje się w zawiłe polityczne dysputy – raczej nieznacznie tylko wskazuje na swoją przychylność wobec uchodźców, ale tę aluzję sceniczną zrozumieją wyłącznie dorośli. 

Mały Omar (w tej roli doskonała Agata Kucińska) to postać niemal bajkowa – a przynajmniej świat, w którym żyje, zdaje się taki być. Chłopiec porusza się w odrealnionej przestrzeni, swobodnie dyskutując to z parapetem, to z kawałkiem ziemi pod domem, to z doniczkowymi kwiatami. Słyszy i rozumie pieśni fal oceanu, odczuwa empatię wobec każdego nieożywionego obiektu, ale w zamian za to – trudno mu zrozumieć ludzi. Dlatego też Omar staje się ofiarą nie tylko wojny, ale również najbliższego otoczenia, obojętnego na jego wizję świata – nie może dojść do porozumienia z ojcem, który nie pojmuje wrażliwości syna. Kiedy więc zaczarowany Omar trafia do podwodnej krainy, szybko zaprzyjaźnia się z tamtejszymi istotami, takimi jak Manta czy Rekin. 

Na scenografię składają się geometryczne bryły i proste kształty, utrzymane – nie jak mogłoby się wydawać – w błękicie i lazurze, ale w monochromatycznych kolorach, które za pomocą tylko odpowiedniego światła i wizualizacji potęgują wrażenie głębi oceanu. Podobnie rzecz ma się z kostiumami – finezyjne w formie, dzięki stłumionej kolorystce idealnie współgrają ze scenicznym tłem, ale przy tym pozostają charakterystyczne dla bohaterów, określając ich osobowość. I tak na przykład Rekin Gogo (Grzegorz Mazoń) jako drapieżny postrach oceanu nosi srebrny kombinezon, by mógł być widoczny z daleka, i porusza się na rolkach, żeby wyprzedzać ofiary. W jego przerażającej szczęce nie ma też zwyczajnych zębów – w ich roli występują... aktorzy. Chłopcy poruszają się we wspól-nym rytmie otwierania i zamykania szczęki, budując atmosferę grozy i tajemnicy. Sugestywna choreografia oraz przeniesienie ciężaru interpretacyjnego z jednego obiektu na kilka postaci unaoczniają imponującą wielkość rekina. Mazoń, dotąd znany wrocławskiej publiczności najczęściej z ról komicznych, w tym spektaklu jest poruszający w dramatycznej roli ofiary – to dzięki niemu mały Omar zrozumie, na czym polega okrucieństwo konfliktów wynikających z wzajemnego niezrozumienia. 

Całość wzbogacona jest wartą uwagi muzyczną oprawą – kompozycje Dawida Majewskiego wykonywane przez chór tworzą niebanalny klimat. Wrażenia estetyczne są tutaj niekwestionowane, jednego natomiast w przedstawieniu Majewskiej brakuje – spoiwa w postaci pointy, bo to, że Omarowi udaje się szczęśliwie porozumieć z ojcem, nie jest wynikiem toczących się na scenie wydarzeń, lecz jedynie kwestią przypadku. Morału i konsekwencji próżno tu szukać. 

Mała lalka może więcej 

Na tegorocznym Przeglądzie zachwycały spektakle gości z zagranicy – różnorodne, niezwykle pomysłowe, choć bardzo proste w formie. Niemożliwego dokonali artyści niemieckiego teatru Theater o.N., którzy za pomocą jedynie białej falującej płachty sprężystego materiału zrealizowali na oczach widzów marzenie o lataniu. Ich flying & falling to taneczna miniatura, pełna dynamiki i prosta w przekazie, a zarazem w miłej dla oka oprawie. 

Wzruszyło z kolei przedstawienie A Mano hiszpańskiego teatru El Patio, pochylające się nad nietypowym tematem: co nadaje przedmiotom właściwość? co decyduje o ich wartości? czy niektóre przedmioty są winne posiadania takich, a nie innych właścicieli? A Mano to niezwykle poruszająca historia małej glinianej figurki, która z powodu braku zainteresowania klientów pozostaje samotna na sklepowej wystawie, przysłuchując się zasmucającemu dźwiękowi kasy fiskalnej. Wzruszającą treść dopełnia dodatkowo wysublimowana forma, jaką swojemu spektaklowi nadali twórcy. Otóż główny bohater tej historii to ulepiona z plastycznej gliny głowa, osadzona na dłoni animatora – jak się okazuje, tak wykonana lalka potrafi być niezwykle ekspresyjna. Za pomocą dłoni i formującego się wciąż na nowo kawałka gliny twórcom spektaklu udaje się opowiedzieć złożoną historię, w której bohater przeżywa rozterki i wzruszenia, będąc zamkniętym za sklepową witryną. Niemałą rolę grają tu nie tyle sami aktorzy – co właściwie ich dłonie, które opowiadają tę historię pięknie i w bardzo wysublimowany sposób. 

Porusza lekkość tego spektaklu, jego minimalistyczna forma, świat przedstawiony, który zamyka się w niewielkiej komodzie oświetlonej subtelnym światłem. Zminimalizowanie scenografii i uproszczenie formy zmusza widzów do maksymalnego skupienia, przy tym jeszcze buduje tajemniczą aurę. W tej kameralnej scenerii rodzi się poczucie empatii dla glinianego bohatera, jego los wyciska łzy z oczu nawet starszym widzom. 

Nieco większa od bohatera A Mano, ale niewiele większa od dłoni lalka – bohaterka irlandzko-duńskiego spektaklu The Way Back Home – aby znaleźć swój dom, przemierza cały... wszechświat. Nie jest to jednak prawdziwa kosmiczna odyseja, ale wytwór niezwykle bujnej wyobraźni pewnego chłopca, który odkrywając samolot w szafie, postanawia poszukać przygód. Udaje mu się nawet znaleźć przyjaciela, a relacje z nim, choć na początku są trudne, szybko stają się prawdziwą nagrodą za tę męczącą podróż. Kiedy chłopiec ląduje na Księżycu, zaczyna się dla niego wielka przygoda, przez twórców spektaklu opowiedziana w bardzo nieszablonowy i nieoczywisty sposób. Siłą tego przedstawienia jest kilka scen, miniatur, z których każda mogłaby być osobnym spektaklem. Niektóre z nich wymagają prawdziwej gibkości w odniesieniu do konstrukcji lalki, ale też umiejętności od animatorów – zarówno te, w których postacie są bardzo ruchliwe (robią pompki, ocierają pot z czoła czy chwytają się za ręce), ale też takie, które obnażają każdy najdrobniejszy szczegół konstrukcji lalek. The Way Back Home momentami bowiem minimalizuje przestrzeń sceniczną wyłącznie do samej lalki, która jest tak sprawna, że widzom trudno oderwać od niej wzrok. Irlandzko-duński zespół tworzy na malutkiej scenie cały wszechświat, co udaje się dzięki zgrabnym metaforom i niezauważalnym niemal transformacjom środków transportu głównego bohatera – swoją podróż zaczyna bowiem na latającym łóżku, a kończy w samolocie. Nie sposób przyglądać się temu przedstawieniu bez przychylności – jego nienarzucająca się forma i wielki urok zamknięty w malutkich lalkach sprawiają, że nawet tak odległa podróż do domu staje się pełną emocji podróżą teatralną. 

Amerykański sen 

Spośród przedstawień dla młodzieży obok Remusa, spektaklu Teatru Miniatura z Gdańska, oraz Czekając na Otella, będącego scenicznym buntem przeciw rasizmowi w świecie sztuki, pojawił się na dużej scenie WTL także spektakl muzyczny. Bestia zrealizowana przez Przemysława Jaszczaka w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze okazała się być niezwykle trafnym, napisanym w młodzieżowym języku przesłaniem dla widzów w wieku szkolnym. Sprawdza się tu doskonale zielonogórski zespół, co ważne, sprawdza się również muzycznie, bo Bestia z założenia jest musicalem, choć właściwie – pastiszem amerykańskich musicali szkolnych. Ów pastisz zresztą wychodzi twórcom spektaklu całkiem nieźle – jest wyczuwalny dla widza, ale nie przesadnie groteskowy. Jaszczak poszukuje odpowiedzi na pytanie, do czego może doprowadzić marzenie o zdobyciu przychylności w internetowym świecie? Skupia się na przedstawieniu relacji między nastolatkami rywalizującymi w wyścigu o ilość polubionych zdjęć i medialny szum. Wniosek z tych rozważań jest pesymistyczny – uczniowie przesiąknięci cybernetycznym światem stają się wyrachowani, a ich wzajemne relacje są szkodliwe dla nich samych. 

Znamienne, jak twórcy Bestii umiejętnie prowadzą widza przez fabularny labirynt tego spektaklu – to, co Jaszczak patetyzuje, budując na scenie momentami prawdziwie nieznośną atmosferę lekcji moralności i poprawnego zachowania, za chwilę wyrównuje kąśliwym językiem i zmianą scenicznego klimatu na znacznie bardziej upiorny. W opowieści nastoletniej Wandy Sandał (Joanna Wąż) odnajdujemy bowiem historię rodem tak z amerykańskiego snu, jak i z najstraszniejszych horrorów. Wciągające melodie i teksty z historią w tle budują warstwę świata muzycznego, w którym nietrudno się całkowicie zatopić. Jest w tym spektaklu wszystko, co powinno stanowić podstawę młodzieżowego teatru – zaskakujący scenariusz, świeżość i nowoczesność języka, doskonale wyważona dramaturgia i przekonujące aktorsko, zróżnicowane postacie, które swoje alter ego mają najpewniej w każdej gimnazjalnej klasie. I jest też coming out aktorów, którzy wychodzą z ról, aby móc nawiązać jeszcze bliższy kontakt z widzami, co dopełnia obrazu Bestii jako spektaklu edukacyjnego, szczęśliwie jednak przełamanego pierwiastkiem niezobowiązującej pogawędki o skutkach wsiąkania w nowoczesne media.  


IV Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci, Wrocław, 28 maja – 3 czerwca 2016 

Nowszy post Starszy post Strona główna