(Pop)kulturowe oblicze lalki | Magdalena H. Rusek - Karska

Obecność lalek w różnych tradycjach Ameryki Środkowej 

Podczas ponad trzech tysięcy lat obszary Mezoameryki stały się sceną rozwoju wielu fascynujących kultur, których nie sposób opisać i wymienić w sposób zwięzły. Jedną z najbardziej znanych cywilizacji stworzyli Majowie. Początkami sięga wczesnego okresu preklasycznego datowanego na 1800–1000 rok p.n.e. 

Platforma wielkanocna z postacią Jezusa | Ciudad de Guatemala | fot. M.H. Rusek-Karska



Do dzisiaj zachowało się niewiele informacji odnośnie do samych lalek, które mogłyby być wykorzystywane w tamtych czasach przez Majów. Jedynym zachowanym zabytkiem, który mówi nam co nieco na ten temat, jest Monument 21 znaleziony na stanowisku Bilbao w Gwatemali [1] (il. 2). Fragment, ukazujący zapewne scenę o charakterze rytualnym, przedstawia trzy postaci. Protagonista znajdujący się w centrum tańczy i śpiewa, co zostało zobrazowane symbolicznie w formie kwiecistych wolut unoszących się z jego ust. Po prawej stronie, patrząc od strony obserwatora, ukazana została kolejna postać, również w momencie śpiewu. Z naszego punktu widzenia najważniejszą będzie jednak ta po lewej stronie sceny – interpretowana najczęściej jako muzykant. Jest to postać o tyle ważna, że to akurat ona trzyma w dłoni pacynkę (il. 3). Lalkę zakładaną na rękę i właśnie w ten sposób animowaną. Jest to jedyne takie przedstawienie pokazujące używanie lalek przez Majów z okresu klasycznego. 

Interpretacja tejże postaci jest kluczowa dla zrozumienia całości przedstawienia. Ciało muzykanta jest ludzkie, jednak pewne szczególne cechy jego wizerunku sprawiają, że możemy domyślać się, iż mamy do czynienia z momentem transformacji człowieka w nadludzką istotę. Strzeliste woluty wyrastające z jego oczu, a także przedmiot wystający z jego ust – interpretowany jako krzemienne ostrze – dają nam niemal pewność, że osoba ta jest właśnie w trakcie transformacji. Również pozycja jego ciała wskazuje, że sam taniec jest bardzo energetyczny, wręcz transowy. Na prawej dłoni tancerz ma, wspomnianą już, niewielką pacynkę. W przeciwieństwie do pozostałych postaci z Monumentu 21 lalkę tę możemy identyfikować jako postać kobiecą między innymi z powodu długich włosów z opaską, symbolicznie przedstawiającą kwiaty. Tunika, w którą odziana jest lalka, a która jednocześnie zakrywa rękę muzyka, wskazuje, że mamy do czynienia z tradycyjną pacynką. Trudno stwierdzić, czy była to sztywna lalka wykonana z drewna lub ceramiki, a jedynie pokryta materiałem, czy też bardziej miękka i lekka konstrukcja. Sam fakt jej pojawienia się w kontekście tańca wskazuje, że jest to swego rodzaju teatralny performans. Ponadto powstaje pytanie, czy sama pacynka nie miała jeszcze jednej dodatkowej funkcji – mianowicie, czy nie została w niej umieszczona grzechotka, która podczas ruchu mogłaby dawać tancerzowi dodatkowy akompaniament. Niestety, zachowane przedstawienie nie daje odpowiedzi na to pytanie. 

We wcześniejszych publikacjach Daniela Triadan [2] oraz Juan Pedro Laporte [3] zastanawiali się nad możliwością używania ceramicznych figurek, które znajdowane są w olbrzymiej ilości na ziemiach Majów, podczas występów o charakterze teatralnym, kiedy to mogłyby one przedstawiać różne postaci, niczym w nowożytnym teatrzyku kukiełkowym. Pacynka z Monumentu 21 może pełnić właśnie taką funkcję, a wniosek ten wydaje się uprawniony, mimo iż jest to jedyne znane nam dzisiaj przedstawienie tego typu. Co ciekawe, Monument może stanowić również dowód na to, że figurki w tej roli były wykorzystywane nie tylko w domach, w celu zabawienia dzieci, ale także w ceremoniach publicznych i rytualnych. 

Niestety, jak już zostało wspomniane, Monument 21 stanowi jedyny znany nam dzisiaj przykład użycia pacynki przez Majów. Można jednak zastanawiać się, czy używane przez nich tzw. ekscentryki (il. 4), rodzaj krzemiennego berła, nie miały podobnej funkcji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niektóre były rodzajem krzemiennej lalki przedstawiającej postać K’awiila – bóstwa opiekuńczego dynastii panującej [4]. 

Po upadku cywilizacji Majów wszystko zaczęło się zmieniać. Przybywający na te tereny misjonarze hiszpańscy rozpoczęli walkę z wszelkimi przejawami religii pogańskiej, jak zwykli ją nazywać. Rozpoczęło się burzenie świątyń i palenie kodeksów, jednocześnie wprowadzano na te tereny kulturę i sztukę europejską, a także religię chrześcijańską. Indianie początkowo opierali się tym wpływom, co skutkuje tym, że do dzisiaj istnieją zamknięte enklawy Majów, które nie wpuszczają na swoje tereny ludzi z zewnątrz i w dalszym ciągu kultywują swoją tradycję, zaś w przypadku religii przetransformowują swoich bogów w postaci znane z Biblii bądź też tworzą postaci zupełnie nowe. 

W dzisiejszej Gwatemali tradycja teatru lalkowego nie przetrwała, jednak pojawił się nowy zwyczaj łączący się z kulturą hiszpańską, mianowicie niezwykle boga- te i hucznie obchodzone uroczystości związane ze świętami Wielkiej Nocy. Można w nich dopatrywać się wpływów, które pojawiły się już wraz z konkwistą. Co prawda, nie powstały na tamtych terenach spektakle pasyjne, jednak bardzo popularny jest inny rodzaj widowisk – rozbudowane i niekiedy wręcz gigantyczne procesje, które ściągają ludzi z całego świata. Wielkanoc dla Gwatemalczyków jest świętem zdecydowanie ważniejszym i dużo bardziej uroczyście obchodzonym niż Boże Narodzenie. Jest to moment, kiedy rodziny zjeżdżają się z całego świata właśnie po to, żeby wziąć udział w procesjach. Tak naprawdę każda z nich jest inna, jednak po głębszej analizie można doszukać się pewnych zbieżności. 

Istnieją procesje trwające dwie, trzy godziny, które prowadzone są np. dookoła kościoła, jednak są i takie, które rozpoczynają się o godzinie drugiej nad ranem i trwają do czwartej czy piątej po południu. Każda podzielona jest na tzw. turnos, które wiążą się z niesieniem świętych figur, umieszczonych na niekiedy kilkumetrowych platformach, co od razu przypomina nam hiszpańskie auto sacramentales prezentowane w okolicach Bożego Ciała. Na każdej z nich stoi potężna, kilku-, kilkunastometrowa marioneta przedstawiająca postać Matki Boskiej, Jezusa, Marii Magdaleny czy św. Jana Ewangelisty (il. 1, il. 5). W niektórych miastach, a nawet tylko parafiach, zdarza się, że na takiej platformie są całe sceny z Drogi Krzyżowej. Główna procesja w większości miast zaplanowana jest na piątkowe popołudnie, kiedy to z katedry w Ciudad de Guatemala, lub w Antigua, wyruszają największe i najwspanialsze pochody, spowite dymem z ciągle palących się kadzideł, a wtóruje im akompaniament marszów pogrzebowych. Na czele każdej procesji znajduje się platforma z figurą ukrzyżowanego Jezusa, niesiona przez mężczyzn (tzw. Cucuruchos), każdy z nich ubrany jest dokładnie w ten sam fioletowy kostium, zależny od dnia i procesji (il. 9). Zaraz za tą platformą posuwa się druga, zazwyczaj nieco mniejsza, jednak również niekiedy niesiona na barkach ponad 30, 40 kobiet, z figurą Matki Boskiej. W mieście, jednocześnie, mogą krążyć dwie lub trzy procesje, wychodzące z różnych kościołów, jednak ich trasy zaplanowane są w taki sposób, żeby nawzajem sobie nie przeszkadzać. Dodatkową atrakcją są tzw. alfombras – kolorowe dywany ułożone z kwiatów i barwionego piasku (można je porównać z tymi sypanymi w Polsce na Boże Ciało), po których przechodzi cała procesja. 

Co ciekawe, zwyczaj procesji wielkanocnych doczekał się również swojej wariacji w zamkniętych enklawach Majów mieszczących się głównie w rejonie jeziora Atitlan. W jednej z nich w tym samym czasie pojawiają się dwie, co zostało w genialny sposób ukazane przez Andrew Weeksa w filmie dokumentalnym Balancing the Cosmos5. Tam właśnie, oprócz tradycyjnej procesji wielkanocnej, z figurami Jezusa, Matki Boskiej oraz świętych, występuje jeszcze jedna, dodatkowa – niby nie łącząca się z obchodami kościelnymi, jednak mimo wszystko odnosząca się do nich. Jest związana z Maximónem, znanym również jako San Simón – niektórzy twierdzą, że jest to jeden ze świętych; inni, że rodzaj ducha lub demona, któremu również należy oddawać cześć, aby nie ściągnąć na siebie problemów; jeszcze inni zaś, że figura przedstawiająca postać historycznego duchownego, który w XVII wieku niósł pomoc Majom. Maximón to manekin wielkości człowieka, w pozycji siedzącej, ubrany w normalny strój. Jego atrybutami są kapelusz na głowie oraz zapalony papieros bądź cygaro w ustach (il. 6). Przez cały rok „mieszka” u jednej z miejscowych rodzin, dzięki czemu w razie problemów każdy mieszkaniec może udać się do jego tymczasowego sanktuarium i złożyć mu w ofierze pieniądze, alkohol, cygara lub papierosy, wraz z prośbą o wstawiennictwo. Co roku, w Wielki Piątek, następuje moment uroczystego przeniesienia go do innego domu, w którym będzie przez następny rok. Uroczystości z tym związane przebiegają niemal tak samo jak w przypadku pozostałych procesji wielkanocnych, z tą jednak różnicą, że postać Maximóna jest niemal cały czas animowana przez jednego z mężczyzn, czy to podczas przygotowania figury do opuszczenia domu, czy też podczas samego momentu przeniesienia. Jest to niezwykle ciekawe widowisko, zarówno z punktu widzenia teatrologa, jak i socjologa. 

Wróćmy jeszcze na chwilę do obchodów Wielkiego Tygodnia w stolicy Gwatemali. Bardzo ciekawy zwyczaj istnieje w jednym z tamtejszych kościołów. Już w środę, która jest w Gwatemali ostatnim dniem pracy przed Wielkanocą, następuje oficjalne i niezwykle uroczyste mycie oraz przebieranie figury Jezusa. W wydarzeniu tym biorą udział przedstawiciele rządu i najbardziej wpływowi Gwatemalczycy. Jeden za drugim podchodzą do figury leżącego Jezusa i odgrywają przypisaną sobie rolę – w kolejności jest to stopniowe rozbieranie figury z szat założonych rok wcześniej, później przemywanie i „balsamowanie” ciała, następnie ubieranie. Wszystko to zaś przy akompaniamencie Marsza pogrzebowego Chopina. Co ciekawe, wydarzenie to jest na tyle istotne społecznie, że jest corocznie pokazywane w jednej z największych gwatemalskich stacji telewizyjnych. 

Do dziś na terenie Gwatemali istnieje tradycja tzw. worry dolls (il. 8) – niewielkich, ręcznie wykonanych laleczek mierzących niewiele ponad 15 mm, przedstawiających kobiety w tradycyjnych strojach Majów, mających w magiczny sposób sprawić, że wszystkie zmartwienia pójdą w niepamięć i okażą się być jedynie złym snem. Wykonuje się je w bardzo prosty sposób. Rzemieślnicy wiążą ze sobą za pomocą drutu maleńkie kawałki drewna, tworzą z nich szkielet lalki, na który składają się tors, ramiona, nogi i głowa. Później, każdą z osobna ubierają w skrawki huipili – tradycyjnych ubiorów kobiet z Gwatemali, tak aby stworzyć ich kostium. Wykorzystując przędzę, modelują głowę, włosy, stopy i dłonie. Niekiedy dodają maleńkie koszyki lub inne, typowe dla Majów, narzędzia czy ozdoby głowy. Następnie tworzą zestawy złożone z sześciu do ośmiu laleczek, układanych w specjalnych drewnianych pudełkach lub płóciennych woreczkach, które mogą zostać kupione przez każdego chętnego. Początku tradycji worry dolls upatruje się wśród rdzennych mieszkańców Wyżyny Gwatemalskiej, którzy stworzyli je wiele wieków temu, jako remedium na swoje zmartwienia. Według legendy Majów, kiedy różnego rodzaju troski lub niepokoje są na tyle duże, aby wyrwać kogoś ze snu, wtedy może on opowiedzieć o nich właśnie takim laleczkom. Następnie należy włożyć je pod poduszkę, dzięki czemu można spać spokojnie, bo wszystkie zmartwienia są „zabrane” właśnie przez owe laleczki i następnego dnia osoba ta może obudzić się już z głową wolną od wszelkich trosk. Inny wariant obyczaju polega na tym, że aby pozbyć się wszelakich strapień, należy nosić laleczkę ze sobą, a kiedy ją się zgubi, zgryzoty odchodzą razem z nią. 

Ostatnią, ważną cywilizacją, która wpisała się w świadomość kolejnych pokoleń w związku ze swoim okrucieństwem, byli Aztekowie. Zamieszkiwali głównie na terenie dzisiejszego Ciudad de México i okalających miasto terenów. W dzisiejszym Meksyku niezwykle ciekawy jest kult tzw. santos populares, czyli postaci uważanych przez mieszkańców za świętych, jednak niemających nic wspólnego z doktryną kościelną. Jednym z ciekawszych przykładów jest tzw. Santa Muerte – Święta Śmierć (il. 7), mająca postać szkieletu, najczęściej zakapturzonego, ubranego w sposób przypominający strój kobiecy (stąd też można wnioskować o jej płci). Często ukazywana jest z atrybutami takimi, jak dobrze znana nam kosa lub kula ziemska, które mają przywoływać myśl, iż to od Świętej Śmierci właśnie ma zależeć nasz los. Często towarzyszy jej również waga, na której ma ważyć dobre i złe uczynki. Meksykanie, będący jednym z najbardziej religijnych narodów na świecie, wyznają religię w dużym stopniu synkretyczną – łączącą katolicyzm, przywieziony przez misjonarzy hiszpańskich, z własnymi wierzeniami, wywodzącymi się jeszcze z czasów azteckich. Stąd też właśnie pojawienie się postaci Świętej Śmierci i jej bardzo wysoki status w tamtejszej kulturze. Z prośbą o pomoc mogą zwrócić się do niej wszyscy – zarówno na przykład matki pracujące czy studenci, jak też handlarze narkotyków lub prostytutki. Początkowo Santa Muerte kojarzona była właśnie ze środowiskiem przestępczym, zlokalizowanym przy granicy Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi, jednak z biegiem czasu wszystko zaczęło się zmieniać. Dzisiaj każdy może udać się do pobliskiego ołtarza Santa Muerte, które rozsiane są we wszystkich miastach, niekiedy po kilka, kilkanaście w różnych lokalizacjach, złożyć jej w ofierze papierosy, alkohol, czekoladę lub butelkę coca- -coli i poprosić o wstawiennictwo w swojej sprawie. 

Santa Muerte stała się również ikoną popkultury, przybrała postać tzw. La Catrina – lalki mającej postać szkieletu, ubranego w bardzo szykowne, damskie stroje, częstokroć z wachlarzem w ręce i kapeluszem na głowie. Postać tę stworzył na początku XX wieku José Guadalupe Posada – meksykański plakacista; z kolei swoje imię zawdzięcza ona malarzowi – Diego Riverze, mężowi Fridy Kahlo. La Catrina, bądź też La Calavera Garbancera, pomimo całego swego komizmu i ferii barw zdobiących jej ubranie stanowi symbol śmierci, która w kulturze meksykańskiej jest odbierana nie jako koniec, a początek dalszego, niekiedy nawet i lepszego życia. Jest ona niekiedy esencją ludzkiego życia. Obie wspomniane postaci – Santa Muerte i La Catrina – bardzo często przeplatają się ze sobą w świadomości odbiorców, współtowarzysząc sobie między innymi podczas uroczystych obchodów Święta Zmarłych, kiedy to ich animowane figury pojawiają się zarówno na cmentarzach, jak i w uroczystych procesjach na ulicach Ciudad de México. 

O ile postać Świętej Śmierci może być mało optymistyczna, o tyle nie jest ona w żaden sposób przerażająca, czego nie sposób powiedzieć o Isla de las Muñecas – Wyspie Lalek – będącej jedną z najbardziej przerażających atrakcji turystycznych Ciudad de México. W dzielnicy Xochimilco, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, będącej w przeszłości rolniczą częścią imperium azteckiego, ze względu na liczne kanały wodne. Istnieje tam niewielka wyspa, z którą wiąże się historia mrożąca krew w żyłach, związana ze zmarłą blisko 60 lat temu dziewczynką. Jak głosi legenda, mieszkający na opuszczonej wyspie Meksykanin – Julian Santana Barrera – pewnego dnia usłyszał krzyk dziewczynki topiącej się w jednym z pobliskich kanałów. Niestety, nie zdążył przybyć na miejsce i dziecko utonęło. W tym samym dniu Barrera miał znaleźć unoszącą się na powierzch- ni wody lalkę, postanowił ją wyłowić i powiesić na jednym z drzew jako wyraz pamięci o dziewczynce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby sytuacja ta nie zaczęła się powtarzać każdego kolejnego dnia. Ponoć Julian Santana Barrera zaczął wierzyć, że lalki te są znakiem od niej, dlatego też sam zaczął szukać nowych zabawek i rozwieszać je na swojej wysepce. Większość lalek została wyrzucona do śmieci, z powodu różnych defektów: niektóre miały wyrwane ręce, nogi, niekiedy brakowało im głów lub oczu. Wszystko to sprawiło, że z każdą kolejną zabawką wyspa stawała się coraz bardziej przerażająca i ludzie zaczęli omijać ją z daleka. Obawiali się, że faktycznie może być nawiedzona, a mężczyzna mógł zostać opętany przez złe moce, co tylko potwierdzali śmiałkowie, którzy postanowili na własne oczy zobaczyć to przedziwne miejsce. Opowiadali później, że zawieszone na drzewach i płotach lalki żyły – poruszały głowami, zamykały i otwierały oczy, zaś wieczorami na całej wyspie i w pobliskich kanałach można było usłyszeć szept, który mroził krew w żyłach, a który przypisywany był zabawkom... 

Tradycja posługiwania się lalkami w Ameryce Środkowej sięga czasów prehiszpańskich. W tamtym okresie związana była ze sferą tajemną, rytualną. Lalka towarzyszyła człowiekowi podczas zabiegów szamańskich, a także uroczystości publicznych. Z biegiem czasu tradycja ta zaginęła, ale tylko po to, aby po konkwiście rozkwitnąć z jeszcze większą mocą, łącząc ze sobą wspomnienia o wielkich przodkach z nową religią chrześcijańską oraz kulturą masową. 



[1] O. Chinchilla, Sounds in Stone: Song, Music, and Dance on Monument 21 from Bilbao, Cotzumalguapa, Guatemala, „The PARI Journal”, vol. XVI, no. 1, Summer 2015. 
[2] D. Triadan, Warriors, nobles, commoners and beasts: Figurines from elite buildings at Aguateca, Guatemala, „Latin American Antiquity”, vol. 18, no. 3 (September 2007), pp. 269-293. 
[3] J.P. Laporte, El embrujo del tecolote y otras historietas: algunas consideraciones sobre los silbatos del Clasicode Tikal, [w:] XXII Simposio del Investigaciones Arqueologicas en Guatemala, 2008. 
[4] M. Coe, The Maya, 2005. 5 Balancing the Cosmos, reż. A. Weeks.

Nowszy post Starszy post Strona główna