Adam Walny wymyślił bardzo trafne określenie dla alternatywnych
lalkarzy, którzy są niemal nieobecni w głównym nurcie
polskiego życia teatralnego, choć, paradoksalnie, chętnie
wymienia się ich nazwiska, gdy rzecz idzie o autorskie, eksperymentalne
działania lalkarskie i poszerzanie pola sztuki animacji. Nazwał
ich kaskaderami teatru i pod tym hasłem we wrześniu na scenie i w plenerze
Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego zagrali i opowiedzieli o swojej
pracy Tadeusz Wierzbicki, Krzysztof Zemło oraz sam Adam Walny.
Wydarzenie przeszło bez większego echa, niestety prawie niezauważone
również przez środowisko lalkarskie, jako inicjatywa twórców działających
w absolutnej niszy nisz, która dzięki grantowemu wsparciu miała
potem jeszcze jedną odsłonę w nieco innym składzie na Scenie Warszawska
6 w Białymstoku. Tymczasem dzięki 1. Festiwalowi Kaskaderów Teatru
(czy to zapowiedź kontynuacji?) można było spotkać się z największą
osobliwością polskiego lalkarstwa, jak pisał Marek Waszkiel, i zarazem
najbardziej chyba niszowym artystą o lalkarskich rodowodzie, czyli Tadeuszem
Wierzbickim i jego Laboratorium Zjawisk Świetlnych. Pokazał on
niemal legendarne, prezentowane na wielu festiwalach zagranicznych,
ale w Polsce chyba niestety zapomniane, przedstawienie Litera
„i”, które
jest jego dziełem w toku od lat dziewięćdziesiątych XX wieku.
Wspominam ten fakt, bo miał on znaczący wpływ na to, co zdarzyło się
parę miesięcy po warszawskim projekcie. W domowym laboratorium teatralnym
w Majaczewicach, gdzie powstają studyjne eksperymenty i kameralne
performanse z pogranicza sztuk i różnych mediów, na styku kultury
i natury, poezji i technologii, zaczął kiełkować nowy spektakl w technice
teatru świetlnych cieni. W marcu na Alternatywnych Spotkaniach Teatralnych
Klamra w Toruniu Tadeusz Wierzbicki pokazał swoją najnowsząpremierę – Labirynty pustyni wg aforyzmów Stanisława
Jerzego Leca. Jak przystało na dzieło w toku, już
w dniu prezentacji spektakl sygnowany był zmienionym
tytułem Labirynty światła, pod którym też kilka
dni później oglądali go widzowie w Teatrze Animacji
w Poznaniu. Nie bez znaczenia jest to, że pierwszy
pokaz odbył się na festiwalu teatrów niezależnych,
offowych, funkcjonujących poza instytucjonalnymi
strukturami, na którym alternatywni lalkarze bywali
systematycznie, by wspomnieć choćby ¾ Zusno, Teatr
Wierszalin, Unię Teatr Niemożliwy, Teatr K3 czy ostatnio
Adama Walnego. Laboratorium Zjawisk Świetlnych
to bowiem teatr osobny, autorski, alternatywny
i w wielu sensach tego słowa kaskaderski.
Poetycka wizualność świetlno-cieniowych miniatur
teatralnych Wierzbickiego jest tak bliska aforyzmom
Stanisława Jerzego Leca, że wręcz dziwić może, iż
dopiero teraz doszło do tak bezpośredniego dialogu
wyobraźni tych twórców. Lec zdaje się bowiem być
podskórnie obecny w twórczości Wierzbickiego (nie
tylko reżysera, ale też poety, co warto przypomnieć),
bliski mu w tej szczególnej umiejętności chwytania
prostych słów, obrazów, przedmiotów, mikrozdarzeń
w aforystyczną strukturę, której istotą są gra elementów,
paradoksy, kontrasty, absurd i znaczenia rodzące
się z tego, co przemilczane, niedopowiedziane. Jesteśmy
granicą między światłem i cieniem – powiedział
Lec, na granicy światła i cienia jest teatralność, która
interesuje Wierzbickiego.
W Labiryntach światła patrzymy na migotliwe momenty stawania się różnych bytów, ich kształtowanie
i przekształcanie się, które zdaje się dążyć do jakiejś
najwłaściwszej formy, ale to właśnie bycie „w drodze”,
w ruchu, w procesie, pochwyconym i zapisanym
światłem na ekranie, jest akurat najciekawsze i najważniejsze.
Dwoje performerów, Tadeusz Wierzbicki
i Irena Lipczyńska, wpisuje animację elastycznych
plansz z lustrzanymi kształtami w specyficzną dwudzielną
strukturę Myśli nieuczesanych. Wraz z cytatami
początkowych fragmentów sentencji Leca ożywają
emblematyczne znaki: kropka, kreska, zero, linia, koło,
spirala, pętla, litera oraz maski. Wprawione na kilka
sekund w ruch przedrzeźniają pojedyncze głoski,
słowa czy aforystyczną frazę, komentują i rozwijają
skojarzenia w myśl Lecowskiej zasady, że „najwięcej
kształtów ma abstrakcja”. Wizualna gra z niedokończonymi
aforyzmami nie ilustruje słów, to raczej spotkanie
dwóch poetyckich porządków i dwóch wyobraźni
tropiących szczeliny ludzkiej egzystencji, miejsca
pęknięć myśli, niepewności co do natury
człowieka i porządku świata. Dlatego każda ze słowno-
-wizualnych puent aforystycznych miniatur świetlnych
nie zamyka niczego ostatecznie, raczej jak w labiryncie
prowadzi raz w tę, raz w inną stronę, bo też nie
cel jest w tym spektaklu najważniejszy, ale właśnie
droga, swoiste błądzenie człowieka po okrężnych drogach
do siebie samego.
Labirynty światła mają swoich głównych bohaterów –
są nimi maski. Światło odbijające się od lustrzanych
matryc z subtelnie prowadzonymi liniami, punktami,
wypiętrzeniami załamuje się na nich, tworząc maski
o indywidualnych rysach. Te maski mają twarze –
Wierzbicki wzmacnia tym samym ich poetyckość i teatralność.
Intrygują one emocjami uchwyconymi
w krzywiznach oczodołów, nosa i ust, zarysach brwi,
policzków, w obrysie głowy. Niektóre z masek są niemal
hieratyczne, toporne, z bagażem życia wypisanym
na prędze czoła, inne subtelne, zwiewne, z łagodnym uśmiechem rysowanym delikatnymi liniami załamań
światła na ustach. Na ich twarzach wypisane jest to, co
w maskach teatru nō nazywa się stanem zdziwienia –
tajemna głębia niewyrażalna słowami. Fascynuje w tej
głębi fakt, że powstaje nie tylko jako efekt warstwowej
kompozycji światła i cienia, ale również pod wpływem
granej na żywo muzyki. Anna Zielińska, która nie
pierwszy raz współpracuje z Wierzbickim, rozpisuje
skrzypcowe frazy poddawane elektronicznemu przetworzeniu
tak, że świetlno-cieniowe byty zyskują
trzeci wymiar, ich ekspresja znajduje w bardzo przestrzennych
dźwiękach dopełnienie, przedłużenie,
kontrapunkt. Wręcz można powiedzieć, że muzyka
nadaje swoistą fantomową cielesność bytom powoływanym
na ekranie. Jest chwilami przenikliwie bolesna,
świdrująca, rwie się jej rytm, ale też dowcipnie igra
z lekkością niektórych obrazów. Dramaturgię masek
dodatkowo wzmacnia zapisane w nich napięcie między
tym, co indywidualne, a tym, co zbiorowe. W kilku
miniaturach grupują się, a ruch światła i cienia balansuje
między wprzęgnięciem ich w rytm zbiorowego
marszu, w którym zatraca się indywidualność twarzy,
a punktowym uchwyceniem odrębności każdego
z samotnych światów zapisanych w rysach maski.
Przybiera to przejmującą formę w scenie sygnowanej
aforyzmem „Ile masek musi nałożyć człowiek, by nie
odczuć uderzenia w twarz”. Cieniowy tułów zawłaszcza
kolejne świetlne twarze, wampirycznie wysysa ich
światło-życie i porzuca, by szukać następnej ofiary.
Wzmaga to tylko nienasycenie i puentuje się w smutnej
konkluzji, że myśl, zmieniając głowy, przejmuje
ich kształt.
Wierzbickiego interesuje człowiek jako byt indywidualny,
którego beztroskiemu „Ideą ja sobie, a idę sobie”
towarzyszy jak cień samotność i ciągle otwarte pytanie
o autentyczność w społeczeństwie. Od zdania „deformują
nas formuły” przez sztandarowy tekst Leca „Obywatel
dojrzewa w poczekalniach władzy” powstają
obrazy, w których nasza rzeczywistość znajduje wyjątkowo
aktualne odbicie. Wijące się kształty ciągów liter,
paragrafu na pięciolinii czy zawłaszczającego wszystko
zera dopisują swój komentarz na temat porządku
władzy, która co prawda zmienia się, ale jej paradoksy
i absurdy pozostają. Tu szczególnie gra swoimi znaczeniami
zmiana świetlistych form w ich negatywy.
Satyryczne puenty słowno-wizualne wywołują śmiech
przyciszany realnym poczuciem, że w społeczno-politycznym
ładzie najchętniej widziany jest człowiek
znormalizowany. Wierzbicki oddaje też głos subtelnej
ironii Leca na temat artysty i sztuki. Igraszka falujących
świetlnych linii, które przemieniają się w eteryczną
rybę z welonem, a może syrenę, łudzi pięknem
impresji przywołującej poetycki klimat natchnienia
muz, gdy tymczasem kulisami tworzenia są bezmięsne
dni i życie z tego, co nie daje żyć.
Labirynty światła to w jakimś sensie hołd złożony
Lecowi w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci. Tadeusz
Wierzbicki wspominał w rozmowie po toruńskiej
premierze, że w związku z tą rocznicą na całość spektaklu
złożyło się pięćdziesiąt aforyzmów. Wybór
i układ myśli nieuczesanych w labirynt teatralnych
miniatur pozwolił żywo przemówić błyskotliwym
i trafiającym w sedno spraw sentencjom Leca, a formuła
teatru świetlnych cieni okazała się nośnym
wehikułem dla teatralności, która nie służy ilustracji,
reprezentacji świata, ale poetyckiej grze z wyobraźnią
widza. Dlatego
każdy widz może krążyć i błądzić po
Labiryntach światła własnymi ścieżkami i tworzyć
autorskie konstelacje myśli zapisanych w animacji
świetlnych kształtów.
Labirynty światła, Stanisław Jerzy Lec. Scenariusz, reżyseria, scenografia
Tadeusz Wierzbicki, słowo, animacja Irena Lipczyńska,
Tadeusz Wierzbicki, muzyka na żywo Anna Zielińska.
Laboratorium Zjawisk Świetlnych. Premiera marzec 2016,
Klub Od Nowa w Toruniu.