Sztuka lalkarska w Kanadzie | Henryk Jurkowski

Biorąc pod uwagę terytorium Kanady, można by sobie wyobrazić, że małe lalki zginą na nim całkowicie, szczególnie że spotkanie teatrowi lalek wyznaczono w Saguenay (wraz z dwiema innymi miejscowościami w głębi kraju – 500 km na północ od Montrealu i Quebecu). Oczywiście wciąż jesteśmy w części frankofońskiej Kanady ze wszystkimi jej przyzwyczajeniami językowymi. Pani z informacji na lotnisku czyniła mi zarzuty, że w pierwszej chwili zmusiłem ją do rozmowy po angielsku, podczas gdy – jak się okazało – możemy mówić „miejscowym” francuskim. Ten francuski jest rzeczywiście lokalny i brzmi trochę inaczej niż we Francji, ale jest tu preferowany i radzę się do tego dostosować.

Festival International des Arts de la Marionnette à Saguenay – wystawa | fot. Archiwum

Podróż samochodem do Saguenay, z przystankami, pozwoliła mi jeszcze raz popatrzeć na nowoczesną architekturę Montrealu i Quebecu, co przywołało dwa istotne wrażenia. Montreal jest miastem drapaczy chmur, wśród nich odnajduje się przy wielu ulicach niewielkie XVII-wieczne kościoły. Poruszają swoją skromnością. Przypomniały mi wiersz Jana Izydora Sztaudyngera Antyfona o nieśmiałej świętej: 
W kąciku kruchty stała 
święta nieśmiała, 
(...) Bała się stanąć za progiem, 
aby się nie minąć z Bogiem..

Kościoły w Quebecu są bardziej okazałe, bo ich wiek jest trochę późniejszy, tak jak niemal przeniesione z Francji zakątki i ulice. Ale był to jakby ostatni kontakt ze zwartą architekturą europejską, ponieważ miasta Saguenay, Chicoutimi i Jonquière [od 2002 roku Chicoutimi i Jonquière są dzielnicami Saguenay – przyp. red.], gdzie odbywały się festiwalowe przedstawienia, były rozrzucone jak przysłowiowe podwarszawskie „kolonie” i wymagały nieustającego korzystania z samochodu.

Powodem mej wizyty w Saguenay było spotkanie Komisji Zachowania Dziedzictwa Kulturowego UNIMA, współdziałającej z UNESCO, które od wielu lat wydaje certyfikaty uznania artystycznym instytucjom i praktykom widowiskowym. Ostatnio taki certyfikat otrzymał słynny ludowy teatr lalek Mamulengo z Brazylii. Była to świetna okazja, bym mógłzaprezentować tradycje szopki, wertepu i innych rodzajów przedstawień na Boże Narodzenie, prezentując książkę wydaną po festiwalach i sesjach naukowych w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, poświęconych tej tradycji, które wraz z Danyłą Posztarukiem organizowałem w Łucku. Komisję gościł międzynarodowy festiwal lalkarski w Saguenay. Był on niezwykle bogaty, zarówno jeśli chodzi o zestaw przedstawień, jak i dodatkowe atrakcje w postaci wystaw i seminariów. W sumie dość bliski zakresem zainteresowań naszym środkowoeuropejskim praktykom. Kierowali nim dwaj wytrawni dyrektorzy artystyczni: Benoît Lagrandeur i Dany Lefrançois. 

Festiwal otwierało przedstawienie teatrów kanadyjskich Motus i Populus Mordicus pt. Méphisto Méliès (Mefisto Mélièsa), pióra Hélène Ducharme, która je również reżyserowała wraz z Pierre’em Robitaille’em. Punktem wyjścia były dokonania znanego twórcy pierwszych filmów Georges’a Mélièsa, który startował z powodzeniem w zawodzie iluzjonisty, zanim stał się „magiem kina”. Realizował baśnie, filmy historyczne i fantastycznonaukowe, różnorodne burleski. W roku 1902 stworzył krótki film Le Manoir du diable (Rezydencja diabła), który stał się ironiczną podstawą dla Ducharme do przedstawienia dokonań twórczych Mélièsa, odkrywanych po latach przez jego córkę. Na scenie zatem Mefisto panuje nad instrumentami artysty, demonstrując za pomocą prymitywnego kinematografu różnorodne postaci demonów, wędrujących figur, cieni, ludzkich wybryków natury (tzw. freaks), wreszcie motywów nowoczesności w postaci latającego samolotu. Diabeł jednak okazuje się w końcu zazdrosny i prowokuje wielki, niezwykle efektowny pożar taśm filmowych. To nostalgiczny znak memento mori dla wszystkich ludzkich przedsięwzięć, choćby tak wspaniałych jak pokazane nam z woli Hélène Ducharme. Końcowe pożegnanie Mélièsa (na łożu śmierci) nie ma już siły dramatycznej, jest tylko zamknięciem godnej podziwu twórczości znakomitego iluzjonisty i filmowca. 

Innym dziełem Teatru Motus było przedstawienie Élisapie et les aurores boréales (Élisapie i zorza polarna) w reżyserii Hélène Ducharme. Była to opowieść o małej Inuitce, która przez kanadyjskie śniegi prowadzi widzów w świat własnego kraju i kultury spod znaku zorzy polarnej. Widowisko pełne nastroju, intymności w relacjach z towarzyszącą nam naturą. 

Wielkim i godnym uwagi przedstawieniem był Swift, ogromne widowisko w wykonaniu zespołu Skappa! & associés w reżyserii Isabelle Hervouët, mojej byłej studentki z Instytutu w Charleville-Mézières. Korzystając z inspiracji Podróży Guliwera Swifta, twórcy spektaklu przedstawili Guliwera naszych czasów. Pokazali, jak odkrywa świat środkami nam współczesnymi (cienie, wideo, teatr przedmiotów), idąc za bohaterem (aktorem), który prowadzi widza w świat pełen fantastycznych zjawisk, o zróżnicowanych proporcjach. Bohater działa wśród zgromadzonych na scenie różnorodnych artefaktów miejskiego życia,zyskujących nowe wymiary na trzech (jak w tryptyku) wielkich płaszczyznach w postaci olbrzymich cieni. Ta gra proporcjami jest estetyczną zasadą przedstawienia. Znakiem podróży jest platforma na szynach, otaczających wspomniane artefakty (czy też po prostu miasto). Posiada ona wielki żagiel, w który dmie wentylator trzymany w rękach bohatera. Na platformie znajduje się oczywiście kamera, która przekazuje powiększone obrazy na ekranach. Niektóre z nich fascynujące – jak ludzie pokonujący drabiny, by wznieść się na poziom granic wyobraźni, albo surrealny koń, przesłaniający niemal cały świat. Albo obecność jajka Kolumba ze znakami kultury pierwotnej czy wielki pożar widoczny na ekranach, którego źródło odnajduje się w miniaturowym mieście. To nie tylko gra proporcjami, ale gra rzeczywistością, w której nie ma nic pewnego. 

Inny spektakl, również francuski, pod tytułem Insensé? (Ekstrawagancje?), w wykonaniu zespołu Drolatic Industry (Śmieszny Przemysł), zrealizowane zostało przez Maud Gérard i Gilles’a Debenata w konwencji główek osadzonych na maszerujących dłoniach. Inspiracją tego absurdalnego przedstawienia w regularnym tradycyjnym „castelet” była twórczość Lewisa Carrolla (Po drugiej stronie lustra) oraz angielska postać Humpty Dumpty z dziecięcych rymowanek. Pełne absurdalnego humoru i zabawnych sytuacji, potwierdzało specjalne dyspozycje teatru lalek w tworzeniu obrazów przekornych i ironicznych. 

Ciekawym pomysłem wyróżniał się spektakl zespołu Tenon Mortaise z Quebecu w reżyserii Denysa Lefebvre’a pt. Le carré de sable (Piaskownica). Wprawdzie stosowano tu różnego rodzaju lalki, ale ich tłem była ogromna sterta piasku, który, o dziwo, był wyznacznikiem wszystkich działań. Piasek stał się bohaterem przedstawienia, jak to wynika z dialogu aktorów: 
– Widziałeś, piasek nam się tu wciska. 
– Tak, wciska się wszędzie. 
– Tak, piasek wciska się wszędzie. 
– To jest piasek, który się wciska absolutnie wszędzie. 
– Czy widziałeś, że mam go na rękach? 
– Ach tak! Ja mam go w kieszeni. 
– W kieszeni? Ach! Ja także go tam mam!

Oto przykład mocy kryjącej się w materiale. Nic dziwnego, że po teatrze lalek, rąk i przedmiotów przychodzi czas na teatr materiału. Kanadyjczycy rozumieją to bardzo dobrze, nawet jeśli niedawno przybyli z Europy. Pavla Mano i Csaba Raduly przygotowali program- wycieczkę w poszukiwaniu lalek (Cache- cache marionnettes). Wiemy o tym z anonsu w programie festiwalu: Szukajcie przygody na pieszych ścieżkach góry Jacob. Odkryjcie tajemnicze życie lasu. Nasi eksperci lalkarscy poprowadzą was w tej wędrówce wśród natury. Będziecie sami dawać życie stworzeniom leśnym, dziwnym i mistycznym, ukrytym między drzewami. Za każdą gałązką chowa się być może jakiś rycerz, za każdym liściem jakiś motyl, za każdą gałęzią jakiś smok...[1] Oto wyzwanie dla wyobraźni i uznanie dla twórczości samej natury, z którą moglibyśmy współdziałać. 

Ale oczywiście dawne techniki na festiwalu też miały się dobrze. Przykładem może służyć dwuosobowy zespół niemiecki Barbary Steinitz i Björna Kollina, którzy pokazali przedstawienie z figurami z tektury w przestrzeni jednej walizki pt. Ils s’en fichent! (Śmieją się z tego!). Śmiali się z tego, że Gentlemen był na niebiesko, a jego pies na różowo. I że Madame była na różowo, a jej pies na niebiesko. Wystarczyło jednak by G. zainteresował się M. (i odwrotnie), a kolory ułożyły się w bardzo piękny, pogodny wzorek. 

Nie brak było także tematów bardziej serio, jak ucieczka od rzeczywistości w ujęciu Hiszpanów Compañía Pelmànec) w przedstawieniu Diagnostic: Hamlet (Diagnoza: Hamlet) w reżyserii Maríi Castillo. Zastosowano tu wielkie lalki, jak u Neville’a Trantera, by powiedzieć, że człowiek nie zawsze jest dość silny w zmaganiach z losem: czasem wybrałby chętnie miejsce w jakimś azylu, by uniknąć niepewności istnienia. 

Festiwalowi „w teatrze” towarzyszyły występy w przestrzeni otwartej, o bardzo zróżnicowanym charakterze. Oczywiście nie sposób było obejrzeć wszystkich. Te, które wybrali dla nas organizatorzy, już to wywodziły się z tradycji, już to posiadały wdzięk, powiedzmy, uniwersalny. Z tradycji wyrosła farsa La mort en cage (Śmierć w klatce) wspomnianego zespołu Drolatic Industry, demonstrowana za tradycyjnym parawanem z pomocą pacynek w stylu chińskim. Śmierć uwija się po świecie, zabierając życie różnym osobom i w różny sposób, aż wreszcie sama wpada w pułapkę i trafia do klatki. Motyw znany w kulturze plebejskiej różnych krajów. Z baletu natomiast wywieść można przedstawienie Camping Royal (Królewski kemping) zespołu Corpus z Ontario, w reżyserii Carolin Lindner. Bardzo trafnie opisano je w programie festiwalu: Dwie królowe z antycznej epoki wyruszyły na kemping na łonie natury bez swoich dworów. Bez swoich służących. By przetrwać, muszą wykorzystać wyobraźnię i pomysłowość. Pałac zastępują im proste namioty, tańce muszą wykonywać na trawie, trzeba też przygotować wieczorny posiłek i przezwyciężyć strach przed nocnymi fantomami [2]. Dodać trzeba, że ta pełna dobrego humoru awantura korzysta z przedmiotów jako elementów dekoracji. Obszerne krynoliny królowych stają się w razie potrzeby ich twierdzami – gdy trzeba chowają się w nich i drwią z niebezpieczeństw. 

By skończyć (choć tylko wybiórczo) opis festiwalu, trzeba jeszcze wymienić wystawę lalek olbrzymich, powiązaną z seminarium, jak też ÉNAM, czyli „Szkołę przysposobienia do życia z pomocą marionetek” [École Nationale d’Apprentissage par la Marionnette – przyp. red.] z Chicoutimi. ÉNAM zajmuje się psychoterapią i adaptacją do działań społecznych. Mieliśmy zresztą przykład takiego działania w postaci gotowego już przedstawienia Pasażer bez twarzy. Taki właśnie człowiek – bez twarzy – w wyniku różnych działań odnajdywał swoją osobowość, potwierdzając, że teatr lalek jest miejscem realizacji różnych metafor. 

Komisja Zachowania Dziedzictwa Kulturowego odbyła trzy sesje, z udziałem przewodniczącego Jacques’a Trudeau z Kanady oraz członków: niżej podpisanego z Polski, Nancy Staub z USA, Niny Malikovej z Czech, Ottona van der Miedena z Holandii, Boniface’a Kagambegi z Burkina Faso i Dimitriego Cartera z USA. Tłem pracy tej komisji jest działalność UNESCO na rzecz zachowania dawnych zjawisk kulturowych o dużych wartościach. 

W próbie określenia tradycji lalkarskiej w skali światowej przez „naszą” komisję pojawiły się jednak znaczące trudności. Po prostu pojęcie tradycji nie jest jednoznaczne. Niezbadana jest także terminologia poszczególnych kultur, podsuwająca rozmaite rozumienie nazewnictwa lalek. Boniface Kagambega zapytany o nazewnictwo lalkarskie w Burkina Faso odpowiedział, że właściwie jest ono zapomniane, ponieważ miejscowe frankofońskie szkoły kolonizatorów skutecznie (często biciem swoich uczniów) likwidowały posługiwanie się językiem lokalnym. Tymczasem, jak to wynika ze współczesnej filozofii języka potocznego (G.E. Moore i L. Wittgenstein), właśnie w języku zawarty jest poznawczy dorobek ludzkości [3]. 

Nic dziwnego, że komisja zamierza przeprowadzić w tej sprawie wielką ankietę wśród lalkarzy. Pisze o tym w raporcie z posiedzenia komisji Jacques Trudeau: Część spotkania pierwszego dnia została poświęcona pojęciu tradycji. Czym jest tradycja? Po porównaniu różnych słownikowych definicji, z różnych okresów, i rozumiejąc, że termin „tradycja” może być interpretowany na wiele rozmaitych sposobów, w zależności od kraju, jego religii i sztuki, zdecydowaliśmy, by współpracować z innymi komisjami UNIMA, takimi jak Komisja Naukowa, Komisja Terytorialna i inne, lecz również zachęcić do współpracy 98 centrów i reprezentantów UNIMA. 

To był punkt wyjścia do dalszych uściśleń, a także zapowiedzi specjalnej ankiety, jak to zapisał J. Trudeau w protokole posiedzenia komisji: Członkowie komisji proponują ankietę do wypełnienia przez wszystkie centra i reprezentantów, w której ankietowani odpowiedzą na pytania o tradycyjne lalkarstwo w ich kraju, jego źródła, formy, wystawiane treści, ich znaczenia i związki z życiem społecznym, religią, antropologią, filozofią, psychologią. Powiedzą też o istnieniu dawnych mistrzów, o młodych lalkarzach zainteresowanych lalkarstwem tradycyjnym w celu jego zachowania, czasem reaktywacji i odnalezienia. Podtrzymają odchodzące formy lalkarstwa i wskażą przyczyny ich zanikania. Wszystkie te dane znajdą się w odpowiednim wykazie. 

Jestem niezwykle szczęśliwy, że wziąłem aktywny udział w powołaniu do życia tak wspaniałego programu badawczego. Będzie to kontynuacja moich najdawniejszych zainteresowań, które przerastały możliwości pracy jednego badacza. 



Festival International des Arts de la Marionnette, Saguenay, Kanada, 21–26 lipca 2015 

[1] Festival International des Arts de la Marionnette à Saguenay, folder festiwalu, s. 31. 
[2] Tamże, s. 30. 
[3] L. Wittgenstein, Philosophical Investigations, 1953.
Nowszy post Starszy post Strona główna