Biorąc pod uwagę terytorium Kanady, można by sobie wyobrazić,
że małe lalki zginą na nim całkowicie, szczególnie że spotkanie
teatrowi lalek wyznaczono w Saguenay (wraz z dwiema innymi
miejscowościami w głębi kraju – 500 km na północ od Montrealu
i Quebecu). Oczywiście wciąż jesteśmy w części frankofońskiej Kanady
ze wszystkimi jej przyzwyczajeniami językowymi. Pani z informacji na
lotnisku czyniła mi zarzuty, że w pierwszej chwili zmusiłem ją do rozmowy
po angielsku, podczas gdy – jak się okazało – możemy mówić „miejscowym”
francuskim. Ten francuski jest rzeczywiście lokalny i brzmi trochę
inaczej niż we Francji, ale jest tu preferowany i radzę się do tego dostosować.
Festival International des Arts de la Marionnette à Saguenay – wystawa | fot. Archiwum |
Podróż samochodem do Saguenay, z przystankami, pozwoliła mi jeszcze
raz popatrzeć na nowoczesną architekturę Montrealu i Quebecu, co
przywołało
dwa istotne wrażenia. Montreal jest miastem drapaczy chmur,
wśród nich odnajduje się przy wielu ulicach niewielkie XVII-wieczne
kościoły.
Poruszają swoją skromnością. Przypomniały mi wiersz Jana Izydora
Sztaudyngera Antyfona o nieśmiałej świętej:
W kąciku kruchty stała
święta nieśmiała,
(...)
Bała się stanąć za progiem,
aby się nie minąć z Bogiem...
Kościoły w Quebecu są bardziej okazałe, bo ich wiek jest trochę późniejszy,
tak jak niemal przeniesione z Francji zakątki i ulice. Ale był to jakby
ostatni kontakt ze zwartą architekturą europejską, ponieważ miasta
Saguenay,
Chicoutimi i Jonquière [od 2002 roku Chicoutimi i Jonquière są
dzielnicami Saguenay – przyp. red.], gdzie odbywały się festiwalowe
przedstawienia, były rozrzucone jak przysłowiowe podwarszawskie
„kolonie” i wymagały nieustającego korzystania z samochodu.
Powodem mej wizyty w Saguenay było spotkanie Komisji Zachowania Dziedzictwa Kulturowego UNIMA, współdziałającej z UNESCO, które
od wielu lat wydaje certyfikaty uznania artystycznym instytucjom i praktykom
widowiskowym. Ostatnio taki certyfikat otrzymał słynny ludowy
teatr lalek Mamulengo z Brazylii. Była to świetna okazja, bym mógłzaprezentować tradycje szopki, wertepu i innych
rodzajów przedstawień na Boże Narodzenie, prezentując
książkę wydaną po festiwalach i sesjach naukowych
w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, poświęconych
tej tradycji, które wraz z Danyłą Posztarukiem
organizowałem w Łucku. Komisję gościł międzynarodowy
festiwal lalkarski w Saguenay. Był on niezwykle
bogaty, zarówno jeśli chodzi o zestaw przedstawień,
jak i dodatkowe atrakcje w postaci wystaw i seminariów.
W sumie dość bliski zakresem zainteresowań
naszym środkowoeuropejskim praktykom. Kierowali
nim dwaj wytrawni dyrektorzy artystyczni: Benoît
Lagrandeur i Dany Lefrançois.
Festiwal otwierało przedstawienie teatrów kanadyjskich
Motus i Populus Mordicus pt. Méphisto Méliès (Mefisto
Mélièsa), pióra Hélène Ducharme, która je również
reżyserowała wraz z Pierre’em Robitaille’em. Punktem
wyjścia były dokonania znanego twórcy pierwszych filmów
Georges’a Mélièsa, który startował z powodzeniem
w zawodzie iluzjonisty, zanim stał się „magiem
kina”. Realizował baśnie, filmy historyczne i fantastycznonaukowe,
różnorodne burleski. W roku 1902 stworzył
krótki film Le Manoir du diable (Rezydencja diabła),
który stał się ironiczną podstawą dla Ducharme do
przedstawienia dokonań twórczych Mélièsa, odkrywanych
po latach przez jego córkę. Na scenie zatem Mefisto
panuje nad instrumentami artysty, demonstrując za
pomocą prymitywnego kinematografu różnorodne
postaci demonów, wędrujących figur, cieni, ludzkich
wybryków natury (tzw. freaks), wreszcie motywów
nowoczesności w postaci latającego samolotu. Diabeł
jednak okazuje się w końcu zazdrosny i prowokuje
wielki, niezwykle efektowny pożar taśm filmowych.
To nostalgiczny znak memento mori dla wszystkich
ludzkich przedsięwzięć, choćby tak wspaniałych jak
pokazane nam z woli Hélène Ducharme. Końcowe
pożegnanie Mélièsa (na łożu śmierci) nie ma już siły
dramatycznej, jest tylko zamknięciem godnej podziwu
twórczości znakomitego iluzjonisty i filmowca.
Innym dziełem Teatru Motus było przedstawienie
Élisapie
et les aurores boréales (Élisapie i zorza
polarna) w reżyserii Hélène Ducharme. Była to opowieść
o małej Inuitce, która przez kanadyjskie śniegi
prowadzi widzów w świat własnego kraju i kultury
spod znaku zorzy polarnej. Widowisko pełne nastroju,
intymności w relacjach z towarzyszącą nam naturą.
Wielkim i godnym uwagi przedstawieniem był Swift,
ogromne widowisko w wykonaniu zespołu Skappa! &
associés w reżyserii Isabelle Hervouët, mojej byłej
studentki
z Instytutu w Charleville-Mézières. Korzystając
z inspiracji Podróży Guliwera Swifta, twórcy spektaklu
przedstawili Guliwera naszych czasów. Pokazali,
jak odkrywa świat środkami nam współczesnymi (cienie,
wideo, teatr przedmiotów), idąc za bohaterem (aktorem),
który prowadzi widza w świat pełen fantastycznych
zjawisk, o zróżnicowanych proporcjach. Bohater
działa wśród zgromadzonych na scenie różnorodnych
artefaktów miejskiego życia,zyskujących
nowe wymiary
na trzech (jak w tryptyku) wielkich płaszczyznach
w postaci olbrzymich cieni. Ta gra proporcjami
jest estetyczną zasadą przedstawienia. Znakiem podróży
jest platforma na szynach, otaczających wspomniane
artefakty (czy też po prostu miasto). Posiada
ona wielki żagiel, w który dmie wentylator trzymany
w rękach bohatera. Na platformie znajduje się oczywiście
kamera, która przekazuje powiększone obrazy na
ekranach. Niektóre z nich fascynujące – jak ludzie pokonujący
drabiny, by wznieść się na poziom granic wyobraźni,
albo surrealny koń, przesłaniający niemal cały
świat. Albo obecność jajka Kolumba ze znakami kultury
pierwotnej czy wielki pożar widoczny na ekranach,
którego źródło odnajduje się w miniaturowym mieście.
To nie tylko gra proporcjami, ale gra rzeczywistością,
w której nie ma nic pewnego.
Inny spektakl, również francuski, pod tytułem Insensé?
(Ekstrawagancje?), w wykonaniu zespołu Drolatic Industry
(Śmieszny Przemysł), zrealizowane zostało
przez Maud Gérard i Gilles’a Debenata w konwencji
główek osadzonych na maszerujących dłoniach. Inspiracją
tego absurdalnego przedstawienia w regularnym
tradycyjnym „castelet” była twórczość Lewisa
Carrolla (Po drugiej stronie lustra) oraz angielska postać
Humpty Dumpty z dziecięcych
rymowanek. Pełne
absurdalnego humoru i zabawnych
sytuacji, potwierdzało
specjalne dyspozycje
teatru
lalek w tworzeniu
obrazów
przekornych i ironicznych.
Ciekawym pomysłem
wyróżniał
się spektakl zespołu
Tenon
Mortaise z Quebecu
w reżyserii Denysa
Lefebvre’a pt. Le carré de sable
(Piaskownica). Wprawdzie
stosowano tu różnego rodzaju
lalki, ale ich tłem była
ogromna sterta piasku, który,
o dziwo, był wyznacznikiem
wszystkich działań. Piasek
stał się bohaterem przedstawienia,
jak to wynika z dialogu
aktorów:
– Widziałeś, piasek nam się tu
wciska.
– Tak, wciska się wszędzie.
– Tak, piasek wciska się wszędzie.
– To jest piasek, który się wciska
absolutnie wszędzie.
– Czy widziałeś, że mam go na
rękach?
– Ach tak! Ja mam go w kieszeni.
– W kieszeni? Ach! Ja także go
tam mam!
Oto przykład mocy kryjącej się w materiale. Nic dziwnego,
że po teatrze lalek, rąk i przedmiotów przychodzi
czas na teatr materiału. Kanadyjczycy rozumieją
to bardzo dobrze, nawet jeśli niedawno przybyli
z Europy. Pavla Mano i Csaba Raduly przygotowali
program-
wycieczkę w poszukiwaniu lalek (Cache- cache marionnettes). Wiemy o tym z anonsu w programie
festiwalu: Szukajcie przygody na pieszych
ścieżkach góry Jacob. Odkryjcie tajemnicze życie lasu.
Nasi eksperci lalkarscy poprowadzą was w tej
wędrówce wśród natury. Będziecie sami dawać życie
stworzeniom leśnym, dziwnym i mistycznym, ukrytym
między drzewami. Za każdą gałązką chowa się być
może jakiś rycerz, za każdym liściem jakiś motyl, za
każdą gałęzią jakiś smok...[1] Oto wyzwanie dla wyobraźni
i uznanie dla twórczości samej natury, z którą
moglibyśmy współdziałać.
Ale oczywiście dawne techniki na festiwalu też miały
się dobrze. Przykładem może służyć dwuosobowy
zespół niemiecki Barbary Steinitz i Björna Kollina, którzy
pokazali przedstawienie z figurami z tektury w przestrzeni
jednej walizki pt. Ils s’en fichent! (Śmieją się
z tego!). Śmiali się z tego, że Gentlemen był na niebiesko,
a jego pies na różowo. I że Madame była na różowo,
a jej pies na niebiesko. Wystarczyło jednak by G. zainteresował
się M. (i odwrotnie), a kolory ułożyły się w bardzo
piękny, pogodny wzorek.
Nie brak było także tematów bardziej serio, jak ucieczka
od rzeczywistości w ujęciu Hiszpanów Compañía
Pelmànec) w przedstawieniu Diagnostic: Hamlet
(Diagnoza: Hamlet) w reżyserii Maríi Castillo. Zastosowano
tu wielkie lalki, jak u Neville’a Trantera, by powiedzieć,
że człowiek nie zawsze jest dość silny w zmaganiach
z losem: czasem wybrałby chętnie miejsce
w jakimś azylu, by uniknąć niepewności istnienia.
Festiwalowi „w teatrze” towarzyszyły występy w przestrzeni
otwartej, o bardzo zróżnicowanym charakterze.
Oczywiście nie sposób było obejrzeć wszystkich.
Te, które wybrali dla nas organizatorzy, już to wywodziły
się z tradycji, już to posiadały wdzięk, powiedzmy, uniwersalny.
Z tradycji wyrosła farsa La mort en cage
(Śmierć w klatce) wspomnianego zespołu Drolatic
Industry, demonstrowana za tradycyjnym parawanem
z pomocą pacynek w stylu chińskim. Śmierć uwija się
po świecie, zabierając życie różnym osobom i w różny
sposób, aż wreszcie sama wpada w pułapkę i trafia do
klatki. Motyw znany w kulturze plebejskiej różnych
krajów. Z baletu natomiast wywieść można przedstawienie
Camping Royal (Królewski kemping) zespołu
Corpus z Ontario, w reżyserii Carolin Lindner. Bardzo
trafnie opisano je w programie festiwalu: Dwie królowe
z antycznej epoki wyruszyły na kemping na łonie
natury bez swoich dworów. Bez swoich służących. By
przetrwać, muszą wykorzystać wyobraźnię i pomysłowość.
Pałac zastępują im proste namioty, tańce muszą
wykonywać na trawie, trzeba też przygotować wieczorny
posiłek i przezwyciężyć strach przed nocnymi
fantomami [2]. Dodać trzeba, że ta pełna dobrego
humoru awantura korzysta z przedmiotów jako elementów
dekoracji. Obszerne krynoliny królowych
stają się w razie potrzeby ich twierdzami – gdy trzeba
chowają się w nich i drwią z niebezpieczeństw.
By skończyć (choć tylko wybiórczo) opis festiwalu,
trzeba jeszcze wymienić wystawę lalek olbrzymich,
powiązaną z seminarium, jak też ÉNAM, czyli „Szkołę
przysposobienia do życia z pomocą marionetek”
[École Nationale d’Apprentissage par la Marionnette –
przyp. red.] z Chicoutimi. ÉNAM zajmuje się psychoterapią
i adaptacją do działań społecznych. Mieliśmy
zresztą przykład takiego działania w postaci gotowego
już przedstawienia Pasażer bez twarzy. Taki właśnie
człowiek – bez twarzy – w wyniku różnych działań
odnajdywał swoją osobowość, potwierdzając, że teatr
lalek jest miejscem realizacji różnych metafor.
Komisja Zachowania Dziedzictwa Kulturowego
odbyła trzy sesje, z udziałem przewodniczącego
Jacques’a Trudeau z Kanady oraz członków: niżej podpisanego
z Polski, Nancy Staub z USA, Niny Malikovej
z Czech, Ottona van der Miedena z Holandii,
Boniface’a Kagambegi z Burkina Faso i Dimitriego
Cartera z USA. Tłem pracy tej komisji jest działalność
UNESCO na rzecz zachowania dawnych zjawisk kulturowych
o dużych wartościach.
W próbie określenia tradycji lalkarskiej w skali światowej
przez „naszą” komisję pojawiły się jednak znaczące
trudności. Po prostu pojęcie tradycji nie jest jednoznaczne.
Niezbadana jest także terminologia poszczególnych
kultur, podsuwająca rozmaite rozumienie
nazewnictwa lalek. Boniface Kagambega zapytany
o nazewnictwo lalkarskie w Burkina Faso odpowiedział,
że właściwie jest ono zapomniane, ponieważ
miejscowe frankofońskie szkoły kolonizatorów skutecznie
(często biciem swoich uczniów) likwidowały
posługiwanie się językiem lokalnym. Tymczasem, jak
to wynika ze współczesnej filozofii języka potocznego
(G.E. Moore i L. Wittgenstein), właśnie w języku zawarty
jest poznawczy dorobek ludzkości [3].
Nic dziwnego, że komisja zamierza przeprowadzić
w tej sprawie wielką ankietę wśród lalkarzy. Pisze o tym
w raporcie z posiedzenia komisji Jacques Trudeau:
Część spotkania pierwszego dnia została poświęcona
pojęciu tradycji. Czym jest tradycja? Po porównaniu
różnych słownikowych definicji, z różnych okresów,
i rozumiejąc, że termin „tradycja” może być interpretowany
na wiele rozmaitych sposobów, w zależności od
kraju, jego religii i sztuki, zdecydowaliśmy, by współpracować
z innymi komisjami UNIMA, takimi jak
Komisja Naukowa, Komisja Terytorialna i inne, lecz
również zachęcić do współpracy 98 centrów i reprezentantów
UNIMA.
To był punkt wyjścia do dalszych uściśleń, a także
zapowiedzi specjalnej ankiety, jak to zapisał J. Trudeau
w protokole posiedzenia komisji: Członkowie
komisji proponują ankietę do wypełnienia przez
wszystkie centra i reprezentantów, w której ankietowani
odpowiedzą na pytania o tradycyjne lalkarstwo
w ich kraju, jego źródła, formy, wystawiane treści,
ich znaczenia i związki z życiem społecznym, religią,
antropologią, filozofią, psychologią. Powiedzą też
o istnieniu dawnych mistrzów, o młodych lalkarzach
zainteresowanych lalkarstwem tradycyjnym w celu
jego zachowania, czasem reaktywacji i odnalezienia.
Podtrzymają odchodzące formy lalkarstwa i wskażą
przyczyny ich zanikania. Wszystkie te dane znajdą się
w odpowiednim wykazie.
Jestem niezwykle szczęśliwy, że wziąłem aktywny
udział w powołaniu do życia tak wspaniałego
programu badawczego. Będzie to kontynuacja moich
najdawniejszych zainteresowań, które przerastały
możliwości pracy jednego badacza.
Festival International des Arts de la Marionnette,
Saguenay, Kanada, 21–26 lipca 2015
[1] Festival International des Arts de la Marionnette à Saguenay, folder festiwalu,
s. 31.
[2] Tamże, s. 30.
[3] L. Wittgenstein, Philosophical Investigations, 1953.