To, co najlepsze | Karol Suszczyński

Warszawskie Spotkania Teatralne (WST) nazywane są festiwalem festiwali. Przez niemal pół wieku skupiły i wychowały silne środowisko ludzi zainteresowanych teatrem. Niezwykle istotne dla uwrażliwiania i kształcenia twórczego przyszłych pokoleń widzów było jednak utworzenie przed paru laty małych Warszawskich Spotkań Teatralnych (mWST), czyli przeglądu najciekawszych spektakli dla dzieci. Od dwóch lat ich kuratorem jest Marek Waszkiel, którego poszukiwania skupiają się wokół teatru lalkowego lub twórców niezależnych silnie związanych z tym gatunkiem sztuki.

Historia Śnieżki | Teatr Maska, Rzeszów | fot. M. Leszczyńska
Organizatorzy kierują się zasadą, aby na festiwal zapraszać tylko te spektakle, które nie gościły wcześniej w Warszawie. Efekty są niezwykle ciekawe, a takie podejście zapewnia wręcz unikatowy repertuar.

Sześć zaprezentowanych w tym roku spektakli to za mało, aby podjąć szerszą próbę charakterystyki różnorodności środków wyrazu, wykorzystywanych technik czy podejmowanych w teatrach lalkowych tematów. Analizując jednak dokonany wybór, można stwierdzić, że lalka jest obecna na scenach teatralnych i wciąż cieszy się dużą sympatią widzów. Repertuar mWST nie składał się jednak tylko ze spektakli lalkowych.

Na festiwalu pojawił się między innymi reprezentant nurtu najnajowego. Jasno/Ciemno, z Teatru Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach, to autorski spektakl Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy. W swoim pomyśle autorka wychodzi poza rozpowszechnioną ostatnio modę na spektakle dla najnajów, w których dominuje zabawna, prosta i kolorowa forma. W Jasno/ Ciemno reżyserka wprowadza mrok, ale też kojarzone z ciemnościami przeraźliwe odgłosy, które potęguje wyobraźnia. W konsekwencji świadomie zaplanowanej akcji dzieci nie odczuwają i nie demonstrują dyskomfortu. Wręcz odwrotnie, wprowadzona ciemność je bawi. Co ciekawe, dla wzmocnienia niektórych kontrastów w koncepcji plastycznej wykorzystano barwy achromatyczne – przestrzeń wypełniają biel, czerń i różne odcienie szarości. Spektakl ma jeszcze jedną zaletę – z dużą uwagą oglądają go także widzowie w wieku 3-5 lat, bowiem w czytelny sposób porusza zagadnienia związane z różnorodnością otaczającego świata, stając się równocześnie prologiem do rozmowy o akceptacji i tolerancji.

Biorąc pod uwagę pomysły inscenizacyjne, estetykę oraz podejmowane tematy pozostałych inscenizacji, można ich odbiorców podzielić na dwie grupy wiekowe. Dla młodszych były trzy spektakle: Historia Śnieżki z Teatru Maska w Rzeszowie, Wąż z Wrocławskiego Teatru Lalek i Brzydkie kaczątko z Miejskiego Teatru Miniatura w Gdańsku.

Historię Kaczątka Romuald Wicza-Pokojski (reżyser i autor inscenizacji) wyprowadził z chińskiego teatru cieni, dodając animowane formy i środki plastyczne obce tej sztuce. Na ekranie-horyzoncie wyświetlana jest piękna i kolorowa bajka, którą dwie grupy aktorów rozgrywają na osobnych rzutnikach pisma. Kolejne sekwencje nawiązują do kinowego układu scen: obserwujemy akcję z bliska, często w detalu, ale także z lotu ptaka czy w ujęciu totalnym. W tym celu animatorzy wykorzystują liczne przedmioty, od powycinanych z barwionego plastiku postaci bajki, przez różne filtry i tła, po rozpoznawalne typu ready-made. Sięgają też po wodę, atrament czy farby. Zgodnie z tradycją teatru narracyjnego, w którym dokonuje się podział na animatora i opowiadacza, całość historii przedstawiana jest przez jedną osobę. W spektaklu uwagę zwraca wykonywana na żywo oprawa muzyczno- -dźwiękowa. Przepięknemu, ilustracyjnemu akompaniamentowi harfy towarzyszą bowiem odgłosy wydobywane z rozmaitych przedmiotów, począwszy od foliowych torebek imitujących dźwięki suchych liści, po prawdziwe teatralne maszyny do wiatru i grzmotów. Ciekawa jest też otwarta forma – wszystko dzieje się bowiem na oczach widzów, co wzmaga zainteresowanie młodych odbiorców, którzy uważnie śledzą zarówno historię, jak i działania animatorów.

Podobne do siebie w formie inscenizacyjnej były zaproszone spektakle Olega Żugżdy i Marka Zákosteleckiego. Obydwa nawiązują do tradycyjnego teatru lalkowego – zachwycającego animacją i iluzyjnością – a równocześnie wprowadzają na scenę aktora jako postać równorzędną wobec lalki. W obu uwagę zwraca też wartki i żywy dialog, który bawił, zapewniając wesołą atmosferę.

W Historii Śnieżki Olega Żugżdy interesująca jest dwuwarstwowa akcja spektaklu. Pierwszą tworzą perypetie postaci żywoplanowych (braci Wilhelma i Jacoba Grimmów, którzy zwodzą właścicielkę karczmy wymyślaną na poczekaniu historią Śnieżki), a drugą treść opowiadanej przez nich bajki, prezentowana z użyciem lalek – to swoista forma teatru w teatrze. Urok tego przedstawienia wzmacniają też same lalki, a zwłaszcza ich możliwości animacyjne i pomysłowe formy transformacji. Dodatkowo pięknie komponują się z animacjami wideo. Scena, w której Śnieżka ucieka do lasu, robi naprawdę niezapomniane wrażenie. Jest w tym spektaklu jednak moment tak magiczny, że nawet dorosłym dech zapiera. Żugżda przyzwyczaja widzów przez pierwsze pół godziny do obecności tylko trzech aktorów i otwartej animacji. Gdy jednak w pewnej chwili ze stołu (który jest centralnym punktem sceny i akcji) wychodzi siedmiu Krasnoludków, wszyscy są oczarowani. Tu tkwi iluzja i magia teatru lalek, nikt bowiem nie spodziewa się, że animatorów jest więcej. Uwagę zwraca także ilustracyjna, bogata i niemal filmowa muzyka. Rzadko taką oprawę spotyka się dziś w teatrze. Warto też podkreślić pracę aktorów, bo świetnie prowadzone role Karczmarzowej i Braci Grimm zachwyciły festiwalową publiczność.

Także Wąż Marty Guśniowskiej w reżyserii Zákosteleckiego zyskał uznanie publiczności. Inscenizacja była już szerzej omawiana w „Teatrze Lalek” (nr 4/2013), ale warto do niej powrócić w kontekście magii użytych środków. Reżyser osadził spektakl w konwencji cyrkowej. Jego magiczno-iluzyjną formę wzmocnił, nie tylko wmawiając publiczności (oczywiście w formie żartu), że aktorzy animatorzy, choć są widoczni, to tak naprawdę są niewidzialni, ale faktycznie ukrywającich za rozmaitymi parawanami. W konsekwencji w spektaklu jest wiele scen „czystego” teatru lalek. Reżyser bawi się też różnymi formami i pomysłami: ukazując zjedzonego, przez tytułowego bohatera, Chomika w konwencji teatru cieni; wyprowadzając głowę Węża z jednej kulisy, a końcówkę ogona z drugiej; demistyfikując pełną cyrkowych sztuczek scenę z magikiem. Do tradycyjnego teatru lalkowego zbliżają inscenizację także klasyczne pacynki (Chomika i Gekona), a do charakterystycznego czeskiego – sceny wyprowadzone z czarnego teatru. Dziś taki spektakl to rzadkość, cieszy więc, że mogła go obejrzeć także warszawska publiczność.

Ze spektakli, którym „Teatr Lalek” (nr 4/2013) poświęcał już swoją uwagę, na festiwal został także zaproszony Dziób w dziób Maliny Prześlugi w inscenizacji Zbigniewa Lisowskiego z Teatru Baj Pomorski w Toruniu. Utwór ten przeznaczony jest dla starszych dzieci, obraca się bowiem wokół tematów nietolerancji, subkultur, samotności i odtrącenia. W Warszawie pokazano go zróżnicowanej wiekowo publiczności, a jednak zainteresował wszystkich, o czym świadczyły niekończące się pytania do twórców. Doskonały, pod wieloma względami, tekst Prześlugi wzmacnia w tej inscenizacji świetna gra aktorska całego zespołu. Kreowane postaci, zwłaszcza stado gołębi symbolizujące osiedlową bandę, wzbudzają ambiwalentne odczucia: bawią i przerażają równocześnie. Szkoda, że lalki obrazujące tę grupę służą jedynie za znaki-emblematy. W opozycji do nich jest zachwycająca, potężna i dominująca nawet nad aktorami, lalka kocicy – to rzadkość na naszych scenach. Klimat spektaklu buduje wykonywana na żywo muzyka, co ostatnio jest częstym pomysłem w inscenizacjach Lisowskiego.

Spektaklem, który na festiwalu zniósł wszelkie bariery wiekowe, były Bajki samograjki Jana Brzechwy w reżyserii Anny Augustynowicz z Teatru Lalek Pleciuga w Szczecinie. Nie ma w nim lalek, a jednak jego lalkowość jest nie do podważenia. Reżyserka postanowiła z rymów i rytmów wierszy Brzechwy uczynić siłę napędową całego spektaklu. Ta nietypowa składanka sceniczna rozpoczyna się od wiersza Na straganie, wykonywanego jako zbiorowa recytacja z wykorzystaniem języka migowego. W sposób mechaniczny, jak w zegarku, zespół przestawia się na inscenizację bajki o Kopciuszku, opartą na pomyśle zmarionetyzowania aktorów – to próba stworzenia teatru lalkowego, w którym kanciastym ruchom wykonawców towarzyszy tekst odtwarzany z taśmy. Po niej Augustynowicz wprowadza instrumentalno-śpiewaną inscenizację bajki o Czerwonym Kapturku, której wciąż aktualna tematyka podkreślana jest pomysłowymi projekcjami wideo. Powraca do wiersza Na straganie, w którym zachęca publiczność do wspólnej recytacji. A na zakończenie wprowadza wierszyk Entliczek-pentliczek, wskazując, że rytmiczno-mechaniczne odczytanie tekstów Brzechwy jest uzasadnione. Jest to prawdziwa i przebiegła zabawa z widzem, bo Augustynowicz w pewnym momencie świadomie męczy odbiorców konwencją, by nagle oczarować i całkowicie wciągnąć w spektakl. Owacje na stojąco potwierdziły słuszność pomysłu reżyserskiego.

Ogromne zainteresowanie publiczności wszystkimi inscenizacjami to zdecydowanie najlepsza ocena całej imprezy. W kontekście mWST cieszy, że była to publiczność w większości niezorganizowana, głównie młodzi rodzice z dziećmi. Utrzymanie zatem części festiwalowej dla najmłodszych, w formie przeglądu spektakli, które powstają w obrębie teatru lalkowego, wydaje się dziś słuszne. Taka koncepcja programowa nie koliduje z repertuarem innych warszawskich festiwali, zwłaszcza interesujących się teatrem dla dzieci i młodzieży w dużo szerszej perspektywie. Pozostaje również spójna z linią programową WST, które nie sięgają do opery, musicalu czy pantomimy, a skupiają się na repertuarze dramatycznym. A wszystko, co nie mieści się w głównym nurcie, można zaprezentować w repertuarze imprez towarzyszących – w tym roku zdominowanym właśnie przez lalkarzy.


małe Warszawskie Spotkania Teatralne, Warszawa, 5–13 kwietnia 2014 r.
Nowszy post Starszy post Strona główna