35 maja to niewielka książeczka Ericha Kästnera, niemieckiego
pisarza, który znany jest w Polsce przede wszystkim jako
autor Emila i detektywów i Mani czy Ani. Powstała jeszcze
przed wojną, w Polsce przetłumaczono ją w latach 50.
i opublikowano ze wspaniałymi ilustracjami Bohdana Butenki.
W 2007 roku została wznowiona jako jedna z 23 propozycji w kolekcji
dla dzieci wydanej przez Fundację Cała Polska Czyta Dzieciom
oraz tygodnik „Polityka”.
35 maja człowiek musi być przygotowany na wszelkie nadzwyczajności –
pisze Kästner. Wydaje się, że w stworzonym przez niego świecie 35 maja
przypada w każdy czwartek, kiedy to pan Nagietek1 spędza popołudnie ze
swoim bratankiem. Wuj, kawaler i aptekarz, jest mistrzem nietypowej
kuchni i szalonych zabaw. Pewnego dnia Konrad, jako świetny matematyk,
zostaje posądzony przez nauczycielkę o brak wyobraźni i dostaje
zadanie napisania wypracowania o morzach południowych. Nagietek
wraz z gadającym cyrkowym koniem Negro Kaballo, który akurat wpadł
z wizytą, zabiera młodego racjonalistę w podróż.
Opowieść tę można odczytywać jako pochwałę fantazji i absurdu, wyrażoną w humorystyczny sposób. Malina Prześluga, autorka adaptacji, podbija jeszcze dowcip tekstu Kästnera, dodając liczne lingwistyczne zabawy, charakterystyczne dla języka, którym zwykle się posługuje w swojej twórczości. Nie stroni też od aluzji do wydarzeń ze współczesności czy kontekstu lokalnego. Wyruszając na wyprawę, podróżnicy muszą przejść przez drzwi w szafie. „Marna kopia Narnii” – narzeka Nagietek. Ten komentarz nie odnosi się tylko do literatury, ale również ma poziom autoironiczny: w oddalonym o 100 metrów Teatrze im. Jana Kochanowskiego równolegle odbyła się premiera Opowieści z Narnii...
Paweł Aigner wspominał, że bardziej niż sama historia interesuje go kontekst jej powstania. Kästner od 1927 roku do końca istnienia Republiki Weimarskiej mieszkał w Berlinie i był cenionym intelektualistą i publicystą. Ze względu na stan zdrowia matki nie opuścił miasta po przejęciu władzy przez nazistów, ale stał się pisarzem zakazanym, a jego książki zostały wciągnięte na listę „szkodliwych i niepożądanych publikacji”. Wydany w 1931 roku 35 maja Aigner chce widzieć jako zapowiedź późniejszych wydarzeń wojennych.
Mamy rok 1934, a bohaterów poznajemy, gdy jadą w zniszczonym towarowym wagonie kolejowym. Spektakl otwiera scena kolacji, podczas której wuj i bratanek delektują się wiśniami z musztardą czy szarlotką z grzybami, by „hartować żołądek”. „Skąd wiesz, czy jutro nie będzie końca świata?” – pyta wuj bratanka. Brzmi to pozornie niewinnie, ale w istocie może być odczytane jako ostrzeżenie przed widmem nadchodzącej II wojny światowej. Odwołań do wojny jest w spektaklu więcej – i na poziomie scenografii (drut kolczasty, na którym w jednej ze scen pojawia się napis „Granica”, a gdy neon się psuje, zostaje słowo „nic”), i na poziomie aluzji tekstowych czy sytuacji, w których można dopatrywać się krytyki systemów totalitarnych.
Konrad, wuj Nagietek i Negro Kaballo, zanim dotrą do celu, odwiedzają Kraj Leniuchów, spotykają panią szorującą równik, małpy czytające Krytykę czystego rozumu Kanta. Nieproporcjonalnie rozrosła się scena wizyty w Kraju na Odwrót, gdzie władzę przejęły dzieci. Tu rodzice są wychowywani, a właściwie zostają poddani specyficznemu procesowi resocjalizacji: dorosłego zamienia się miejscem z potomkiem, którego źle traktował. Mama zamykająca dziewczynkę w kojcu sama siedzi w wózku i nie może się odzywać, a do pani Majcherek ciągle mówi się zdrobnieniami, bo została skazana za infantylizowanie problemów nastoletniej córki. Ta scena, choć ogromnie zabawna dla dzieci, wydaje się w przedstawieniu zajmować za dużo miejsca.
Trzeba jednak przyznać, że akcja toczy się wartko. Przygody są absurdalne i zabawne, pada dużo śmiesznych kwestii. Spektakl ogląda się z prawdziwą przyjemnością również za sprawą odtwórców trzech głównych ról. Miłosz Konieczny jako Konrad, Krzysztof Jarota jako Nagietek i Łukasz Bugowski jako Negro Kaballo tworzą wyraziste, pełnokrwiste postaci, nawet na chwilę nie pozwalają sobie wyjść z ról. Dawno w teatrze lalek nie widziałam tak sprawnego aktorsko przedstawienia. Pozostałą obsadę tworzą: Agnieszka Zyskowska-Biskup, Mariola Ordak-Świątkiewicz, Andrzej Szymański i Zygmunt Babiak. Wcielają się w kolejne postaci, które bohaterowie spotykają na swojej drodze. Warto wspomnieć, że część z nich budowana jest przez nałożenie ogromnych masek – głów z minami zastygłymi w często dziwnych grymasach.
35 maja Pawła Aignera ma być spektaklem dla dużych i małych. Charakterystyczne dla współczesnej kultury dziecięcej zjawisko podwójnego kodowania sprawia, że oglądając to samo przedstawienie, każda z grup odczytuje dla siebie inną treść. Dzieciaki skupiają się na wesołych przygodach trzecioklasisty Konrada i jego zabawnych towarzyszy. Dorosłym Aigner stworzył inną ścieżkę odbiorczą, rozsiewając znaki odwołujące się do czasów II wojny światowej. Tropy te, liczne i czytelne, sprawiają, że łatwo widzieć opolski 35 maja jako teatralną wariację na temat filmu Życie jest piękne. Odniesienia nie są jednak na tyle nachalne, by uniemożliwiały lub odbierały przyjemność szukania swojej interpretacji. Dla mnie to spektakl o kreacyjnej sile opowieści. Przypomina, że snując narrację, budujemy świat, w którym się możemy zanurzyć, który na te kilka chwil staje się nam bliższy od otaczającej rzeczywistości. To granice naszej wyobraźni wyznaczają granice stwarzanych przestrzeni. Przez godzinę mogę doskonale się bawić, bo w tym czasie wierzę i w gadającego konia, i w małpy czytające Kanta, i oczywiście w to, że maj może mieć 35 dni. A do Kraju na Odwrót sama skierowałabym paru (zbyt) dorosłych...
[1] To nazwisko funkcjonujące w spektaklu. W oryginale Onkel Ringelhut. W powieści w tłumaczeniu Stefanii Baczyńskiej wuj nazywa się Rabarbar.
35 maja, Erich Kästner. Adaptacja Malina Prześluga. Reżyseria Paweł Aigner, scenografia Pavel Hubička, muzyka Piotr Klimek, multimedia Krzysztof Kiziewicz. Opolski Teatr Lalki i Aktora, Opole. Prapremiera marzec 2014.
fot. R. Mielnik |
Opowieść tę można odczytywać jako pochwałę fantazji i absurdu, wyrażoną w humorystyczny sposób. Malina Prześluga, autorka adaptacji, podbija jeszcze dowcip tekstu Kästnera, dodając liczne lingwistyczne zabawy, charakterystyczne dla języka, którym zwykle się posługuje w swojej twórczości. Nie stroni też od aluzji do wydarzeń ze współczesności czy kontekstu lokalnego. Wyruszając na wyprawę, podróżnicy muszą przejść przez drzwi w szafie. „Marna kopia Narnii” – narzeka Nagietek. Ten komentarz nie odnosi się tylko do literatury, ale również ma poziom autoironiczny: w oddalonym o 100 metrów Teatrze im. Jana Kochanowskiego równolegle odbyła się premiera Opowieści z Narnii...
Paweł Aigner wspominał, że bardziej niż sama historia interesuje go kontekst jej powstania. Kästner od 1927 roku do końca istnienia Republiki Weimarskiej mieszkał w Berlinie i był cenionym intelektualistą i publicystą. Ze względu na stan zdrowia matki nie opuścił miasta po przejęciu władzy przez nazistów, ale stał się pisarzem zakazanym, a jego książki zostały wciągnięte na listę „szkodliwych i niepożądanych publikacji”. Wydany w 1931 roku 35 maja Aigner chce widzieć jako zapowiedź późniejszych wydarzeń wojennych.
Mamy rok 1934, a bohaterów poznajemy, gdy jadą w zniszczonym towarowym wagonie kolejowym. Spektakl otwiera scena kolacji, podczas której wuj i bratanek delektują się wiśniami z musztardą czy szarlotką z grzybami, by „hartować żołądek”. „Skąd wiesz, czy jutro nie będzie końca świata?” – pyta wuj bratanka. Brzmi to pozornie niewinnie, ale w istocie może być odczytane jako ostrzeżenie przed widmem nadchodzącej II wojny światowej. Odwołań do wojny jest w spektaklu więcej – i na poziomie scenografii (drut kolczasty, na którym w jednej ze scen pojawia się napis „Granica”, a gdy neon się psuje, zostaje słowo „nic”), i na poziomie aluzji tekstowych czy sytuacji, w których można dopatrywać się krytyki systemów totalitarnych.
Konrad, wuj Nagietek i Negro Kaballo, zanim dotrą do celu, odwiedzają Kraj Leniuchów, spotykają panią szorującą równik, małpy czytające Krytykę czystego rozumu Kanta. Nieproporcjonalnie rozrosła się scena wizyty w Kraju na Odwrót, gdzie władzę przejęły dzieci. Tu rodzice są wychowywani, a właściwie zostają poddani specyficznemu procesowi resocjalizacji: dorosłego zamienia się miejscem z potomkiem, którego źle traktował. Mama zamykająca dziewczynkę w kojcu sama siedzi w wózku i nie może się odzywać, a do pani Majcherek ciągle mówi się zdrobnieniami, bo została skazana za infantylizowanie problemów nastoletniej córki. Ta scena, choć ogromnie zabawna dla dzieci, wydaje się w przedstawieniu zajmować za dużo miejsca.
Trzeba jednak przyznać, że akcja toczy się wartko. Przygody są absurdalne i zabawne, pada dużo śmiesznych kwestii. Spektakl ogląda się z prawdziwą przyjemnością również za sprawą odtwórców trzech głównych ról. Miłosz Konieczny jako Konrad, Krzysztof Jarota jako Nagietek i Łukasz Bugowski jako Negro Kaballo tworzą wyraziste, pełnokrwiste postaci, nawet na chwilę nie pozwalają sobie wyjść z ról. Dawno w teatrze lalek nie widziałam tak sprawnego aktorsko przedstawienia. Pozostałą obsadę tworzą: Agnieszka Zyskowska-Biskup, Mariola Ordak-Świątkiewicz, Andrzej Szymański i Zygmunt Babiak. Wcielają się w kolejne postaci, które bohaterowie spotykają na swojej drodze. Warto wspomnieć, że część z nich budowana jest przez nałożenie ogromnych masek – głów z minami zastygłymi w często dziwnych grymasach.
35 maja Pawła Aignera ma być spektaklem dla dużych i małych. Charakterystyczne dla współczesnej kultury dziecięcej zjawisko podwójnego kodowania sprawia, że oglądając to samo przedstawienie, każda z grup odczytuje dla siebie inną treść. Dzieciaki skupiają się na wesołych przygodach trzecioklasisty Konrada i jego zabawnych towarzyszy. Dorosłym Aigner stworzył inną ścieżkę odbiorczą, rozsiewając znaki odwołujące się do czasów II wojny światowej. Tropy te, liczne i czytelne, sprawiają, że łatwo widzieć opolski 35 maja jako teatralną wariację na temat filmu Życie jest piękne. Odniesienia nie są jednak na tyle nachalne, by uniemożliwiały lub odbierały przyjemność szukania swojej interpretacji. Dla mnie to spektakl o kreacyjnej sile opowieści. Przypomina, że snując narrację, budujemy świat, w którym się możemy zanurzyć, który na te kilka chwil staje się nam bliższy od otaczającej rzeczywistości. To granice naszej wyobraźni wyznaczają granice stwarzanych przestrzeni. Przez godzinę mogę doskonale się bawić, bo w tym czasie wierzę i w gadającego konia, i w małpy czytające Kanta, i oczywiście w to, że maj może mieć 35 dni. A do Kraju na Odwrót sama skierowałabym paru (zbyt) dorosłych...
[1] To nazwisko funkcjonujące w spektaklu. W oryginale Onkel Ringelhut. W powieści w tłumaczeniu Stefanii Baczyńskiej wuj nazywa się Rabarbar.
35 maja, Erich Kästner. Adaptacja Malina Prześluga. Reżyseria Paweł Aigner, scenografia Pavel Hubička, muzyka Piotr Klimek, multimedia Krzysztof Kiziewicz. Opolski Teatr Lalki i Aktora, Opole. Prapremiera marzec 2014.