Festiwal Małych Prapremier | Waldemar Wolański

I oto stało się. Mamy w Polsce kolejny festiwal teatrów lalek. Namnożyło się ich ostatnio co niemiara, bo też i dyrektorzy poszczególnych teatrów bardzo prędko wyciągnęli wnioski z przedziwnych zachowań władz samorządowych i fundując nam kolejne teatralne święta, walczą tak naprawdę o lepsze warunki pracy własnych placówek. Niestety, ta walka często przynosi niezamierzone skutki, bo w wielości nowych propozycji zaczyna nam się wkradać jakowaś unifikacja. Teatr w walizce pokazuje formy prosto z olbrzymiego kufra, małe formy nie przypominają już nawet form średnich, festiwale polskie inkrustują się zagranicznymi gośćmi, a zagraniczne krążą wciąż dookoła tych samych zespołów, przegląd najnowszej polskiej dramaturgii wygrywa tekst Gruzina sprzed pół wieku, ale... Nie zapędzajmy się za daleko, bo między nami mówiąc, lepiej tak, niżby miało się na niwie festiwalowej nic nie dziać. Zawsze to jeszcze jedna okazja do zobaczenia, co aktualnie zdarza się dookoła nas. Obejrzyjmy więc, co też się działo pomiędzy 17 a 21 września w wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora, on to bowiem jest organizatorem nowego wydarzenia pod nazwą Festiwal Małych Prapremier.

Blee..., Teatr Maska, Rzeszów | fot. K. Kołowicz
Zaczęło się przeciętnie, ale z minuty na minutę było coraz lepiej. Przede wszystkim sama nazwa festiwalu wprowadziła obserwatorów w błąd, gdyż sugerowała repertuar dla tzw. najnajów, czyli dzieci, co to dopiero nauczyły się chodzić. A okazało się, że mamy do czynienia z pełnowymiarowymi spektaklami, które z jakże modną ostatnio edukacją postprenatalną niewiele mają wspólnego. I wprawdzie nie wszystkie prapremiery były sensu stricto prapremierami, ale nie powinno to przysłaniać faktu, że udało się Zbigniewowi Prażmowskiemu skompletować nad wyraz interesujący zestaw spektakli konkursowych. Ponieważ formuła festiwalu zakładała również poszukiwania literackie, więc nie mogło i zabraknąć w Wałbrzychu Zbigniewa Rudzińskiego z poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka, który od wielu lat z uporem prawdziwego fascynata usiłuje odkryć dla polskiej dramaturgii teatru lalek kolejne młode, piękne i zdolne autorki. Tym razem towarzyszyła mu Malina Prześluga, która posiada wszystkie trzy uprzednio wymienione cechy. Czytanie przez aktorów wałbrzyskiego teatru lalek jej dramatu Dziób w dziób można śmiało zaliczyć do wydarzeń artystycznych. Udało się dyrektorowi dopiero startującego festiwalu, w niewielkim mieście na rubieżach naszej ojczyzny, zgromadzić całkiem sporą i reprezentatywną delegację tzw. środowiska, która wraz z występującymi zespołami wytrwała przez większość festiwalowego czasu.

Mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że takiego zagęszczenia lalkarzy na metrze kwadratowym dawno już nie widziałem, a w dodatku to zagęszczenie skutkowało całkiem merytorycznymi i interesującymi dysputami, prowadzonymi zarówno „na poboczu” oglądanych spektakli, jak i wieczorem, w klubie festiwalowym. I tu mój gorący apel do dyrektorów kolejnych festiwali. Drogie koleżanki i drodzy koledzy po fachu! Naprawdę nie doceniacie znaczenia istnienia jednego miejsca, gdzie brać festiwalowa mogłaby się zintegrować i skrzyżować intelektualne szpady. To buduje atmosferę i w sposób znaczący rzutuje na końcową opinię uczestników.

Należy przy tym dodać, że festiwal wałbrzyski powstał w warunkach ekstremalnych finansowo. A to dlatego, że Teatr Lalki i Aktora jest jedną z najuboższych scen lalkowych w Polsce i jego dotacja nie przekracza nawet 25 procent budżetów tych największych w kraju. Tym większa chwała, że znakomicie udało się pokonać wszystkie logistyczne i finansowe górki. Goście mieli do swojej dyspozycji bardzo przyzwoite warunki socjalne (łącznie z wałbrzyskim Aquaparkiem), teatralne (obydwie sceny Wałbrzycha) i turystyczne (np. zwiedzanie zamku Książ). Zalety promocji docenił sam prezydent miasta, publicznie deklarując finansowe wsparcie zarówno teatru, jak i następnej edycji festiwalu, która ma się odbyć za dwa lata, jako że ma on formułę biennale. Miałem wrażenie, że mówił to szczerze, ale cóż, pożyjemy – zobaczymy.

Jeżeli dodamy do tego odbywający się w ramach festiwalu, współorganizowany ze Stowarzyszeniem Dyrektorów Teatrów, zjazd większości lalkarskich menadżerów, obecność senator Barbary Borys-Damięckiej, przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz obu uczelni lalkarskich, wyjdzie, że było to pięć bardzo intensywnych dni spotkania ze sztuką lalkarską. I tak też było w rzeczywistości. Proszę więc wybaczyć ton tej wypowiedzi, może zbyt lekki wobec faktu, że narodziło nam się kolejne wydarzenie artystyczne. Oby trwało i rozwijało się, bo zasługuje na to ze wszech miar.

Festiwal Małych Prapremier, Wałbrzych, 17-21.09.2013 r.

Nowszy post Starszy post Strona główna