Dziecięca wyobraźnia jest nieograniczona. Przetwarza napotkane
kształty, przedmioty, sytuacje, kreując z nich nowe światy
i piękne przygody, które pozwalają oswajać strach i przygotowują
dziecko do kolejnych wyzwań. Podobnie jest z animacją:
jej podstawą jest nieograniczona wyobraźnia połączona z kreowaniem
historii, miejsc i postaci. Płaszczyzna wyobraźni i kreacji nie jest jednak
jedynym miejscem, w którym naturalna dziecięca zabawa spotyka się
z kreacyjnymi zdolnościami animacji. Drugim jest plastyczność. To jest
sfera, która dostarcza tworzywa; za jej pomocą wyobraźnia może przemówić.
W animacji mówi za pośrednictwem ożywionych rysunków lub
obiektów, w świecie dzieci – stwarzane rysunki i przedmioty, którym
nadaje się niezwykłe zastosowania, są jedynie świadectwem kipiącej
dziecięcej wyobraźni.
Fantazja i plastyczność to dwie podstawowe cechy, które łączą świat dzieci i przemysł animacji na całym świecie. Wydaje się, że taka synergia czyni z animacji najprostsze i najodpowiedniejsze medium przeznaczone dla dziecka. To jednak pozór. Po pierwsze, tworzona przez nieraz kilkudziesięcioosobowe zespoły specjalistów (od scenarzystów, przez projektantów, rysowników, po animatorów, montażystów itd.), wspierana przez spore budżety, okazuje się być wtórna i nudna, a przede wszystkim mało odważna w stosunku do tego, co jest w stanie wygenerować pięciolatek w czasie godzinnej zabawy. Po drugie – i to jest o wiele bardziej niebezpieczne – zalew wtórnych stylistycznie i płytkich w wymowie animacji, często nieodpowiednio podawanych młodym odbiorcom, może osłabić ich naturalne zdolności do kreacji, nieszablonowego myślenia i rozwoju wyobraźni.
Co ciekawe, na tle wielu istniejących rodzajów animacji szczególnie wyróżnia się lalkowa. Tworzy się jej zdecydowanie mniej niż dominującej obecnie animacji komputerowej 2D i 3D (które prawie całkowicie wyparły z rynku tradycyjną rysunkową), i być może dlatego niemal zawsze zwraca ona uwagę ciekawą formą, przesłaniem, pomysłem. Co nie oznacza, że brakuje przykładów zachwycającej animacji 2D i 3D. Sekret tkwi w sensie i technice tradycyjnej animacji lalkowej – w tajemnicy ożywienia lalki. Jest to proces, który osadza się na dwóch zasadniczych elementach: pracy z istniejącym, rzeczywistym obiektem i precyzyjnych działaniach przechytrzających prawa fizyki, by sprostać wymaganiom wyobraźni.
W animacji rysunkowej, 2D lub 3D, jeśli chcemy, by ogromny, ciężki potwór stanął na swoim cienkim ogonie, musimy to narysować, pamiętając o zachowaniu realiów takiego ruchu. Tworząc animację lalkową, już na etapie preprodukcji (m.in. projektowania lalek i scenografii) musimy zastanowić się, jak zbudować lalkę, by mogła wykonać dany ruch. Pomyśleć o jej konstrukcji, materiałach, z jakich będzie zrobiona itp.; później animator musi precyzyjnie zaplanować jej ruch, tak by wyglądał „realistycznie”; a na końcu, używając odpowiedniej techniki, „wcielić” ruch w jej martwe ciało. W międzyczasie ma miejsce oczywiście jeszcze mnóstwo innych procesów, ale już te trzy unaoczniają, że praca z lalką wymaga precyzyjnej strategii (uwzględniającej budżet) i musi być dogłębnie przemyślana na każdym etapie tworzeniu filmu (serialu). Dodatkowo animacja lalkowa jest „sensualna”; wszystkie jej elementy: bohaterowie, miejsca, przestrzenie istnieją rzeczywiście (nie są zapośredniczone w programie komputerowym), mają swoją objętość, fakturę, ciężkość, trzy wymiary. Można je zobaczyć i ich dotknąć, a ich ożywienie następuje dzięki interakcji z człowiekiem – zazwyczaj co najmniej z dwoma: animatorem wprawiającym w ruch i aktorem użyczającym głosu. W tym sensie animacja lalkowa jest najbliższa zmaganiom dziecięcej wyobraźni, która przedmioty codziennego użytku ożywia, przemieniając je w zależności od potrzeb konkretnej zabawy, oraz z nimi eksperymentuje, badając, który najlepiej sprawdzi się w nadanej mu roli. Specyfika i wysokie wymagania techniczne, „fizyczność”, „sensualizm” oraz konieczność strategicznego myślenia przy produkcji filmów lalkowych dla dzieci sprawiają, że spośród niewielu przykładów ostatnich lat niemal wszystkie zasługują za wyróżnienie.
Wyobraźnia a edukacja
Dla twórcy animacji wyobraźnia jest narzędziem do stworzenia filmowej czy serialowej historii (podobnie jak w przypadku komiksu – obrazkowej), dla dzieci jest ona natomiast sposobem poznawania świata i samego siebie. W obu przypadkach wykorzystanie wyobraźni może mieć duże walory edukacyjne czy ludyczne. Taki charakter przyjmuje większość produkcji animowanych dla dzieci. Co istotne, dalekie są one od bezpośredniego dydaktyzmu, pouczającego, co jest dobre, a co złe. Współczesna animacja (także lalkowa) pobudza nieskrępowaną wyobraźnię dzieci, stymuluje, sięgając po odpowiednie skojarzenia i znaki, zachęca do samodzielnego eksplorowania rzeczywistości. Nie daje gotowych odpowiedzi, ale podsuwa sposoby ich poszukiwania, stwarza przestrzeń do odkrywania przez widza wszelkich tajemnic.
Jedną z takich animacji jest serial Kiwi (reż. Isabelle Duval, 2013–2018), zdobywca serc dzieci we Francji. Bohaterami serii (powstało już 130 odcinków) są dwaj bracia, ptaki kiwi (wykonane z plasteliny): Twini i Twiki. Każda z pięciominutowych opowiastek zrealizowana jest w podobnej formie. Bohaterowie (dość precyzyjnie wyrzeźbieni) znajdują się w pustej przestrzeni, w której po chwili pojawia się rekwizyt (lub postać) sugerujący temat odcinka. Ptaki zazwyczaj w bardzo zabawny, czasem niezdarny sposób wchodzą w reakcję z rekwizytem (lub bohaterem), nawzajem sobie przy tym dokuczając. Ich przygody i otoczenie są komentowane przez dorosłego i dziecięcego narratora – czasem zadaje on ptakom pytania, a czasem zachęca do konkretnych zachowań. Narratorzy symbolizują głos widzów, przez co młody odbiorca czuje się zaproszony udziału w tym, co dzieje się po drugiej stronie ekranu. Interakcja widzów (narratorów) i bohaterów odbywa się w dwóch językach (francuskim i angielskim), w ten sposób odbiorca dziecięcy, angażując się w fabułę (będącą serią gagów), uczy się jednocześnie języka. Dodatkowo, każda nowa postać czy rekwizyt są nazywane i literowane na ekranie, co stymuluje naukę pisania.
Kolejnym ciekawym przykładem animowanej edukacji dla najmłodszych jest kolumbijski serial Camusi Camusi (reż. Yenny Santamaría Amado, 2013). Jego bohaterów, Sol i Remiego (przepiękne lalki wykonane z gąbki), spotykamy w wypełnionym poduszkamii rysunkami pokoju zabaw. Dzieci na początku każdego odcinka przyzywają nowy instrument, wielokrotnie wymieniając jego nazwę, a następnie na nim grają. Prostota, ale też kreatywność pomysłu tej serii wyraża się w samym tytule i czołówce. Wielokrotnie powtarzany przez Sol i Remiego tytuł serii (w przyśpieszającym rytmie bębenka) dla ucha odbiorcy zamienia się w słowo „musica”, zdradzając przewodni temat serialu. Camusi Camusi przeznaczone jest dla najmłodszych widzów, od 2 do 5 roku życia, i jest idealnie do nich dostosowane: powtarzalne (bohaterowie zawsze pojawiają się w tej samej scenerii), bliskie (lalki wyglądają jak szmaciane zabawki), przekazuje proste informacje na wielu płaszczyznach. Pokazuje instrument i sposób grania na nim, łącząc obraz, dźwięk i czynność. Dodatkowo serial wsparty jest poprzez treści i zabawy umieszczone na stronie internetowej, co pozwala dzieciom na dalszą eksplorację tematu pod okiem rodziców (co jest coraz bardziej powszechnym zjawiskiem).
Wyobraźnia a codzienność
Jedną z kluczowych mocy wyobraźni dziecka jest zmiana obiektów z otoczenia w atrybut zabawy. Codzienność jest najlepszą inspiracją dla fantazji. Także w tym wypadku twórcy animacji starają się naśladować świat dziecka. Doskonale ilustruje to holendersko-belgijska produkcja George & Paul (reż. Joost van de Bosch i Erik Verkerk, 2017), w której wszystko zostało wykreowane za pomocą drewnianych klocków (co przysparza bohaterom przygód, gdy upadną i muszą ponownie złożyć się do właściwej postaci). Na ekranie obserwujemy jedynie kolorowe bloki drewna skaczące i tłoczące się na białym tle. O tym, czym w danym momencie jest klocek, dowiadujemy się z kontekstu i działań bohaterów, a pomaga nam w tym wyobraźnia. Podobnie jak w przypadku Kiwi największy nacisk fabularny położony jest tutaj na wzajemne interakcje między postaciami oraz między nimi a narratorem komentującym ich przygody. George i Paul w każdym odcinku wpadają na pomysł kolejnej zabawy, a niewidzialna ręka narratora tworzy dla nich odpowiednie klockowe konstrukcje, by umożliwić wymarzoną aktywność. Uwaga widza skupia się na krótkich gagach i żartach pomiędzy bohaterami, które pokazują, jak ważne są wzajemny szacunek i wsparcie.
Nieco inaczej kwestie wyobraźni wykorzystuje argentyński serial przygodowy Anton (reż. Maria Rosario Carlino, 2014). Główny bohater to siedmioletni chłopiec, który w sposób szczególny i niecodzienny interpretuje rzeczywistość. W każdym odcinku serii (powstało ich obecnie sześć) codzienna czynność lub przedmiot stają się inspiracją do odbycia niezwykłej przygody i odkrycia magicznego wszechświata – w nim wszystko jest inne, niż się wydaje. Animowana opowieść wprowadza młodego widza w świat filozofii, w której wszystkie oczywistości są kwestionowane po to, by poszukiwać nowych odpowiedzi na odwieczne pytania. Świat Antona jest nietuzinkowy w każdym calu: poczynając od niebieskiego koloru skóry bohatera aż po kubistyczny wygląd rzeczywistości. Stymuluje kreatywność i samodzielność myślenia i prowadzi widza w nieznane zakamarki wyobraźni.
Nierzeczywista rzeczywistość
Animacja kreuje rzeczywistość serialu (filmu) i może ją kształtować w dowolny sposób: naśladując lub projektując. Niezwykle ciekawe są te animacje, które balansują na granicy fantazji. Najbardziej rozpowszechnionym przykładem tego typu są kultowe seriale i filmy produkowane przez brytyjskie studio Aardman. Jednym z najpopularniejszych bohaterów studia jest plastelinowy Baranek Shaun (występował zarówno w serialu, jak i dwóch filmach pełnometrażowych), mieszkający na niewielkiej farmie razem ze swoim stadem, właścicielem i pasterskim psem. Świat baranka jest pozornym odwzorowaniem rzeczywistości – pełen detali (jak choćby dokładnie odtworzona roślinność farmy) i precyzyjnych rekwizytów (meble, naczynia). Potencjał kreacyjny animacji ujawnia się tutaj w szczegółach: sumarycznym potraktowaniu wyglądu postaci (wyraźnie podkreślającym materiał, z którego zbudowano lalki – plastelinę) o bardzo obłych rysach twarzy, z wyjątkowo wydatnymi ustami, nierealnym użyciu kolorów (np. żółty pies), niedostosowaniu skali niektórych elementów (rekwizytów czy poszczególnych części ciała postaci), lekkości w traktowaniu praw fizyki. Animacje z barankiem to przede wszystkim esencja absurdalnego poczuciu humoru i groteskowej fabuły. Baranek Shaun, podobnie jak najnowsze dzieło studia Jaskiniowiec (reż. Nick Park, 2018), jest zaproszeniem do oglądania nieco odrealnionej wersji naszej rzeczywistości, pełnym lekkiej przygody i slapstickowego śmiechu.
Podobną relację z rzeczywistością prezentuje francusko-belgijski serial Dimitri (reż. Agnès Lecreux i Fabien Drouet, 2014–2018), opowiadający o przygodach małego wróbelka, jesienią lądującego na afrykańskiej równinie Ubuyu. Wraz ze swoimi przyjaciółmi: zebrą Oko i surykatką Pilim przeżywa niezwykłe przygody. Młode zwierzątka, pod czujnym okiem żyrafy Makeby, uczą się oswajać swój strach, pokonywać lęki i odkrywają, że świat jest pełen niezwykłych niespodzianek. Afrykańska przyroda jest w Dimitrim odwzorowana sumiennie, choć z typową dla animacji szczyptą kreacji. Zwierzęta i rośliny zachowują swoje właściwe cechy, przyjmując często lapidarną, mocno geometryzującą formę (co szczególnie widoczne jest w sposobie prezentacji koron drzew i zwierzęcych pyszczków). Jednocześnie twórcy zadbali o odwzorowanie faktury futer, skóry czy piór poszczególnych postaci, traktując je jednak w sposób umowny. Świat Dimitriego, podobnie jak Baranka Shauna, jest mocno osadzony w konkretnej rzeczywistości, z precyzyjnie nakreślonymi przestrzeniami i elementami, choć przy dokładniejszej obserwacji okazuje się on być znacznie mniej dosłowny.
Rzeczywistość lalki kontra fantazja
Ciekawie na tym tle prezentują się animacje z Europy. Wyróżniają się one dużą scenograficzną dbałością o odwzorowanie szczegółu, precyzją i szacunkiem do rzeczywistości, a w warstwie fabularnej sięganiem po baśniowe, pełne fantastyki konwencje. Norweskie O czym szumi las (reż. Rasmus A. Sivertsen, 2017) to animowana historia o mieszkańcach pewnego lasu (Zwierzolasu), którzy chcą ustanowić nowe prawo, proklamujące przyjaźń między zwierzątkami i zabraniające wzajemnego zjadania się. Przygody bohaterów próbujących przekonać mięsożercę lisa do nowych porządków pokazane są w niesamowitej, bogatej scenograficznie przestrzeni. Twórcy zadbali, by uwidocznić piękno niemal każdego detalu: od źdźbła trawy, przez bujną roślinność, po wyszukane, wzorzyste i bardzo kolorowe materiały, z których uszyte są ubrania bohaterów. Podobnie wykreowano świat w innym lalkowym filmie animowanym dla dzieci z ostatnich lat Solan i Ludwik – wielki wyścig z serem (reż. Rasmus A. Sivertsen, 2015). Obie animacje cechują się podobnym podejściem do kreowania świata przedstawionego, swą precyzją przypominając XIX-wieczne malarstwo realistyczne. Obie mają swój literacki pierwowzór: O czym szumi las to ekranizacja książki klasyka norweskiej literatury dziecięcej Thornbjorna Egnera, a Solan i Ludwik powstała na podstawie serii książek autorstwa norweskiego rysownika Kjella Aukrusta. Obie sięgają po bajkową konwencję, posługując się typowymi dla niej narzędziami: personifikacją zwierząt i mocnym przesłaniem. Zarówno mieszkańcy Zwierzolasu, jak i uczestnicy Wielkiego Wyścigu Sera uczą najmłodszych widzów wzajemnego szacunku, sposobów budowania ładu społecznego, ale także pokazują bogactwo płynące ze spożywania warzyw czy szlachetność uczciwej rywalizacji. W obu wypadkach plastyczna fantazja twórców przejawia się mniej w kreatywnym, ale subtelnym odrealnianiu rzeczywistości, bardziej w zalaniu mnogością detali i feerią barw – niejako pokazując świat w konwencji hiperrealistycznej, ale przez to baśniowej.
Podobnie przedstawiony jest świat Miriam, bohaterki serii estońskich filmów krótkometrażowych. Miriam to kilkuletnia dziewczynka, która w otoczeniu rodziny poznaje różne oblicza codzienności. W pierwszej animacji z cyklu (Miriam i skrzat, reż. Mait Laas, 2003) dziewczynka oczekuje na przyjście bożonarodzeniowego skrzata z drobnym świątecznym upominkiem; w najnowszej (Miriam nad jeziorem, reż. Riho Unt, Sergei Kibus, 2017) bohaterka wybiera się z rodzicami nad jezioro. W każdym z filmów realistycznej i bogatej w detal scenografii towarzyszy baśniowa i pełna fantazji fabuła. Czasem zwierzęta dziewczynki pomagają skrzatowi dostarczyć świąteczny prezent, czasem wybieramy się z Miriam do pełnego potworów lasu, by je oswoić, a czasem wielki latawiec porywa brata głównej bohaterki. Cokolwiek obserwujemy na ekranie, zawsze znajdujemy się w realistycznym świecie pełnym nierealistycznych zdarzeń.
Subtelność
Wyjątkowa, pod każdym względem, jest szwajcarsko-francuska animacja Nazywam się Cukinia. W tym filmie, wymykającym się jednoznacznym kategoriom, skupia się wszystko to, co najlepsze w animacji. Bohaterem jest chłopiec o przezwisku Cukinia, w wyniku nieszczęśliwego wypadku trafiający do sierocińca. Samotny, z ciężkim bagażem doświadczeń, spotyka dzieci podobne do siebie – co od początku zwiastuje konflikt. Widz, obserwując zmagania Cukinii, towarzyszy chłopcu w dorastaniu, odkrywaniu mocy przyjaźni, poznawaniu samego siebie, ale przede wszystkim w walce o siebie. Nazywam się Cukinia (reż. Claude Barras, 2016) w prosty, delikatny sposób – i co ważne – pozbawiony patosu i dramatyzmu, opowiada o sprawach najpoważniejszych, subtelnie prowadząc widza pomiędzy śmiechem i łzami wzruszenia. Świat Cukinii to świat subtelnie odrealniony. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza i wygląda tak, jak otaczająca nas rzeczywistość. Ale już nadmiernie duża głowa bohatera, jego niebieskie włosy i nieco emblematyczne przedstawianie różnych przedmiotów zdradzają prawdziwe zamierzenia twórców. Rzeczywistość Cukinii, podobnie jak Baranka Shauna czy Dimitriego, nie jest dosłownie odwzorowana. W przypadku brytyjskiego czy francuskiego hitu umowność ma podkreślać gagowy, absurdalny czy bajkowy charakter fabuły. Jednak w przypadku szwajcarskiego pełnego metrażu metaforyczność plastyki filmu kieruje nas wprost do pełnego intensywnych i kontrastowych kolorów, skupiającego się na elementach kluczowych sposobu przedstawiania świata przez dzieci. Dzięki takim zabiegom możemy dosłownie przeniknąć do historii bohatera animacji i pozwolić, by ona nas przemieniła. Subtelnie i z uśmiechem.
Współczesna animacja lalkowa dla dzieci ma wiele twarzy. Od prostych edukacyjnych opowiastek, poprzez absurdalne przygody, aż po niezwykłe historie opowiedziane w delikatny sposób. Niektóre wyzywają rzeczywistość i prawa fizyki na pojedynek, inne starają się być wierne percepcji i sposobowi odbioru świata. Wszystkie łączy jedna cecha – są odpowiedzią na nieograniczoną, dziecięcą wyobraźnię.
Dimitri | reż. Agnès Lecreux, Fabien Drouet | prod. Vivement Lundi!, Beast Production, Nadasdy Film | materiały producenta |
Fantazja i plastyczność to dwie podstawowe cechy, które łączą świat dzieci i przemysł animacji na całym świecie. Wydaje się, że taka synergia czyni z animacji najprostsze i najodpowiedniejsze medium przeznaczone dla dziecka. To jednak pozór. Po pierwsze, tworzona przez nieraz kilkudziesięcioosobowe zespoły specjalistów (od scenarzystów, przez projektantów, rysowników, po animatorów, montażystów itd.), wspierana przez spore budżety, okazuje się być wtórna i nudna, a przede wszystkim mało odważna w stosunku do tego, co jest w stanie wygenerować pięciolatek w czasie godzinnej zabawy. Po drugie – i to jest o wiele bardziej niebezpieczne – zalew wtórnych stylistycznie i płytkich w wymowie animacji, często nieodpowiednio podawanych młodym odbiorcom, może osłabić ich naturalne zdolności do kreacji, nieszablonowego myślenia i rozwoju wyobraźni.
Co ciekawe, na tle wielu istniejących rodzajów animacji szczególnie wyróżnia się lalkowa. Tworzy się jej zdecydowanie mniej niż dominującej obecnie animacji komputerowej 2D i 3D (które prawie całkowicie wyparły z rynku tradycyjną rysunkową), i być może dlatego niemal zawsze zwraca ona uwagę ciekawą formą, przesłaniem, pomysłem. Co nie oznacza, że brakuje przykładów zachwycającej animacji 2D i 3D. Sekret tkwi w sensie i technice tradycyjnej animacji lalkowej – w tajemnicy ożywienia lalki. Jest to proces, który osadza się na dwóch zasadniczych elementach: pracy z istniejącym, rzeczywistym obiektem i precyzyjnych działaniach przechytrzających prawa fizyki, by sprostać wymaganiom wyobraźni.
W animacji rysunkowej, 2D lub 3D, jeśli chcemy, by ogromny, ciężki potwór stanął na swoim cienkim ogonie, musimy to narysować, pamiętając o zachowaniu realiów takiego ruchu. Tworząc animację lalkową, już na etapie preprodukcji (m.in. projektowania lalek i scenografii) musimy zastanowić się, jak zbudować lalkę, by mogła wykonać dany ruch. Pomyśleć o jej konstrukcji, materiałach, z jakich będzie zrobiona itp.; później animator musi precyzyjnie zaplanować jej ruch, tak by wyglądał „realistycznie”; a na końcu, używając odpowiedniej techniki, „wcielić” ruch w jej martwe ciało. W międzyczasie ma miejsce oczywiście jeszcze mnóstwo innych procesów, ale już te trzy unaoczniają, że praca z lalką wymaga precyzyjnej strategii (uwzględniającej budżet) i musi być dogłębnie przemyślana na każdym etapie tworzeniu filmu (serialu). Dodatkowo animacja lalkowa jest „sensualna”; wszystkie jej elementy: bohaterowie, miejsca, przestrzenie istnieją rzeczywiście (nie są zapośredniczone w programie komputerowym), mają swoją objętość, fakturę, ciężkość, trzy wymiary. Można je zobaczyć i ich dotknąć, a ich ożywienie następuje dzięki interakcji z człowiekiem – zazwyczaj co najmniej z dwoma: animatorem wprawiającym w ruch i aktorem użyczającym głosu. W tym sensie animacja lalkowa jest najbliższa zmaganiom dziecięcej wyobraźni, która przedmioty codziennego użytku ożywia, przemieniając je w zależności od potrzeb konkretnej zabawy, oraz z nimi eksperymentuje, badając, który najlepiej sprawdzi się w nadanej mu roli. Specyfika i wysokie wymagania techniczne, „fizyczność”, „sensualizm” oraz konieczność strategicznego myślenia przy produkcji filmów lalkowych dla dzieci sprawiają, że spośród niewielu przykładów ostatnich lat niemal wszystkie zasługują za wyróżnienie.
Wyobraźnia a edukacja
Dla twórcy animacji wyobraźnia jest narzędziem do stworzenia filmowej czy serialowej historii (podobnie jak w przypadku komiksu – obrazkowej), dla dzieci jest ona natomiast sposobem poznawania świata i samego siebie. W obu przypadkach wykorzystanie wyobraźni może mieć duże walory edukacyjne czy ludyczne. Taki charakter przyjmuje większość produkcji animowanych dla dzieci. Co istotne, dalekie są one od bezpośredniego dydaktyzmu, pouczającego, co jest dobre, a co złe. Współczesna animacja (także lalkowa) pobudza nieskrępowaną wyobraźnię dzieci, stymuluje, sięgając po odpowiednie skojarzenia i znaki, zachęca do samodzielnego eksplorowania rzeczywistości. Nie daje gotowych odpowiedzi, ale podsuwa sposoby ich poszukiwania, stwarza przestrzeń do odkrywania przez widza wszelkich tajemnic.
Jedną z takich animacji jest serial Kiwi (reż. Isabelle Duval, 2013–2018), zdobywca serc dzieci we Francji. Bohaterami serii (powstało już 130 odcinków) są dwaj bracia, ptaki kiwi (wykonane z plasteliny): Twini i Twiki. Każda z pięciominutowych opowiastek zrealizowana jest w podobnej formie. Bohaterowie (dość precyzyjnie wyrzeźbieni) znajdują się w pustej przestrzeni, w której po chwili pojawia się rekwizyt (lub postać) sugerujący temat odcinka. Ptaki zazwyczaj w bardzo zabawny, czasem niezdarny sposób wchodzą w reakcję z rekwizytem (lub bohaterem), nawzajem sobie przy tym dokuczając. Ich przygody i otoczenie są komentowane przez dorosłego i dziecięcego narratora – czasem zadaje on ptakom pytania, a czasem zachęca do konkretnych zachowań. Narratorzy symbolizują głos widzów, przez co młody odbiorca czuje się zaproszony udziału w tym, co dzieje się po drugiej stronie ekranu. Interakcja widzów (narratorów) i bohaterów odbywa się w dwóch językach (francuskim i angielskim), w ten sposób odbiorca dziecięcy, angażując się w fabułę (będącą serią gagów), uczy się jednocześnie języka. Dodatkowo, każda nowa postać czy rekwizyt są nazywane i literowane na ekranie, co stymuluje naukę pisania.
Kolejnym ciekawym przykładem animowanej edukacji dla najmłodszych jest kolumbijski serial Camusi Camusi (reż. Yenny Santamaría Amado, 2013). Jego bohaterów, Sol i Remiego (przepiękne lalki wykonane z gąbki), spotykamy w wypełnionym poduszkamii rysunkami pokoju zabaw. Dzieci na początku każdego odcinka przyzywają nowy instrument, wielokrotnie wymieniając jego nazwę, a następnie na nim grają. Prostota, ale też kreatywność pomysłu tej serii wyraża się w samym tytule i czołówce. Wielokrotnie powtarzany przez Sol i Remiego tytuł serii (w przyśpieszającym rytmie bębenka) dla ucha odbiorcy zamienia się w słowo „musica”, zdradzając przewodni temat serialu. Camusi Camusi przeznaczone jest dla najmłodszych widzów, od 2 do 5 roku życia, i jest idealnie do nich dostosowane: powtarzalne (bohaterowie zawsze pojawiają się w tej samej scenerii), bliskie (lalki wyglądają jak szmaciane zabawki), przekazuje proste informacje na wielu płaszczyznach. Pokazuje instrument i sposób grania na nim, łącząc obraz, dźwięk i czynność. Dodatkowo serial wsparty jest poprzez treści i zabawy umieszczone na stronie internetowej, co pozwala dzieciom na dalszą eksplorację tematu pod okiem rodziców (co jest coraz bardziej powszechnym zjawiskiem).
Wyobraźnia a codzienność
Jedną z kluczowych mocy wyobraźni dziecka jest zmiana obiektów z otoczenia w atrybut zabawy. Codzienność jest najlepszą inspiracją dla fantazji. Także w tym wypadku twórcy animacji starają się naśladować świat dziecka. Doskonale ilustruje to holendersko-belgijska produkcja George & Paul (reż. Joost van de Bosch i Erik Verkerk, 2017), w której wszystko zostało wykreowane za pomocą drewnianych klocków (co przysparza bohaterom przygód, gdy upadną i muszą ponownie złożyć się do właściwej postaci). Na ekranie obserwujemy jedynie kolorowe bloki drewna skaczące i tłoczące się na białym tle. O tym, czym w danym momencie jest klocek, dowiadujemy się z kontekstu i działań bohaterów, a pomaga nam w tym wyobraźnia. Podobnie jak w przypadku Kiwi największy nacisk fabularny położony jest tutaj na wzajemne interakcje między postaciami oraz między nimi a narratorem komentującym ich przygody. George i Paul w każdym odcinku wpadają na pomysł kolejnej zabawy, a niewidzialna ręka narratora tworzy dla nich odpowiednie klockowe konstrukcje, by umożliwić wymarzoną aktywność. Uwaga widza skupia się na krótkich gagach i żartach pomiędzy bohaterami, które pokazują, jak ważne są wzajemny szacunek i wsparcie.
Nieco inaczej kwestie wyobraźni wykorzystuje argentyński serial przygodowy Anton (reż. Maria Rosario Carlino, 2014). Główny bohater to siedmioletni chłopiec, który w sposób szczególny i niecodzienny interpretuje rzeczywistość. W każdym odcinku serii (powstało ich obecnie sześć) codzienna czynność lub przedmiot stają się inspiracją do odbycia niezwykłej przygody i odkrycia magicznego wszechświata – w nim wszystko jest inne, niż się wydaje. Animowana opowieść wprowadza młodego widza w świat filozofii, w której wszystkie oczywistości są kwestionowane po to, by poszukiwać nowych odpowiedzi na odwieczne pytania. Świat Antona jest nietuzinkowy w każdym calu: poczynając od niebieskiego koloru skóry bohatera aż po kubistyczny wygląd rzeczywistości. Stymuluje kreatywność i samodzielność myślenia i prowadzi widza w nieznane zakamarki wyobraźni.
Nierzeczywista rzeczywistość
Animacja kreuje rzeczywistość serialu (filmu) i może ją kształtować w dowolny sposób: naśladując lub projektując. Niezwykle ciekawe są te animacje, które balansują na granicy fantazji. Najbardziej rozpowszechnionym przykładem tego typu są kultowe seriale i filmy produkowane przez brytyjskie studio Aardman. Jednym z najpopularniejszych bohaterów studia jest plastelinowy Baranek Shaun (występował zarówno w serialu, jak i dwóch filmach pełnometrażowych), mieszkający na niewielkiej farmie razem ze swoim stadem, właścicielem i pasterskim psem. Świat baranka jest pozornym odwzorowaniem rzeczywistości – pełen detali (jak choćby dokładnie odtworzona roślinność farmy) i precyzyjnych rekwizytów (meble, naczynia). Potencjał kreacyjny animacji ujawnia się tutaj w szczegółach: sumarycznym potraktowaniu wyglądu postaci (wyraźnie podkreślającym materiał, z którego zbudowano lalki – plastelinę) o bardzo obłych rysach twarzy, z wyjątkowo wydatnymi ustami, nierealnym użyciu kolorów (np. żółty pies), niedostosowaniu skali niektórych elementów (rekwizytów czy poszczególnych części ciała postaci), lekkości w traktowaniu praw fizyki. Animacje z barankiem to przede wszystkim esencja absurdalnego poczuciu humoru i groteskowej fabuły. Baranek Shaun, podobnie jak najnowsze dzieło studia Jaskiniowiec (reż. Nick Park, 2018), jest zaproszeniem do oglądania nieco odrealnionej wersji naszej rzeczywistości, pełnym lekkiej przygody i slapstickowego śmiechu.
Podobną relację z rzeczywistością prezentuje francusko-belgijski serial Dimitri (reż. Agnès Lecreux i Fabien Drouet, 2014–2018), opowiadający o przygodach małego wróbelka, jesienią lądującego na afrykańskiej równinie Ubuyu. Wraz ze swoimi przyjaciółmi: zebrą Oko i surykatką Pilim przeżywa niezwykłe przygody. Młode zwierzątka, pod czujnym okiem żyrafy Makeby, uczą się oswajać swój strach, pokonywać lęki i odkrywają, że świat jest pełen niezwykłych niespodzianek. Afrykańska przyroda jest w Dimitrim odwzorowana sumiennie, choć z typową dla animacji szczyptą kreacji. Zwierzęta i rośliny zachowują swoje właściwe cechy, przyjmując często lapidarną, mocno geometryzującą formę (co szczególnie widoczne jest w sposobie prezentacji koron drzew i zwierzęcych pyszczków). Jednocześnie twórcy zadbali o odwzorowanie faktury futer, skóry czy piór poszczególnych postaci, traktując je jednak w sposób umowny. Świat Dimitriego, podobnie jak Baranka Shauna, jest mocno osadzony w konkretnej rzeczywistości, z precyzyjnie nakreślonymi przestrzeniami i elementami, choć przy dokładniejszej obserwacji okazuje się on być znacznie mniej dosłowny.
Rzeczywistość lalki kontra fantazja
Ciekawie na tym tle prezentują się animacje z Europy. Wyróżniają się one dużą scenograficzną dbałością o odwzorowanie szczegółu, precyzją i szacunkiem do rzeczywistości, a w warstwie fabularnej sięganiem po baśniowe, pełne fantastyki konwencje. Norweskie O czym szumi las (reż. Rasmus A. Sivertsen, 2017) to animowana historia o mieszkańcach pewnego lasu (Zwierzolasu), którzy chcą ustanowić nowe prawo, proklamujące przyjaźń między zwierzątkami i zabraniające wzajemnego zjadania się. Przygody bohaterów próbujących przekonać mięsożercę lisa do nowych porządków pokazane są w niesamowitej, bogatej scenograficznie przestrzeni. Twórcy zadbali, by uwidocznić piękno niemal każdego detalu: od źdźbła trawy, przez bujną roślinność, po wyszukane, wzorzyste i bardzo kolorowe materiały, z których uszyte są ubrania bohaterów. Podobnie wykreowano świat w innym lalkowym filmie animowanym dla dzieci z ostatnich lat Solan i Ludwik – wielki wyścig z serem (reż. Rasmus A. Sivertsen, 2015). Obie animacje cechują się podobnym podejściem do kreowania świata przedstawionego, swą precyzją przypominając XIX-wieczne malarstwo realistyczne. Obie mają swój literacki pierwowzór: O czym szumi las to ekranizacja książki klasyka norweskiej literatury dziecięcej Thornbjorna Egnera, a Solan i Ludwik powstała na podstawie serii książek autorstwa norweskiego rysownika Kjella Aukrusta. Obie sięgają po bajkową konwencję, posługując się typowymi dla niej narzędziami: personifikacją zwierząt i mocnym przesłaniem. Zarówno mieszkańcy Zwierzolasu, jak i uczestnicy Wielkiego Wyścigu Sera uczą najmłodszych widzów wzajemnego szacunku, sposobów budowania ładu społecznego, ale także pokazują bogactwo płynące ze spożywania warzyw czy szlachetność uczciwej rywalizacji. W obu wypadkach plastyczna fantazja twórców przejawia się mniej w kreatywnym, ale subtelnym odrealnianiu rzeczywistości, bardziej w zalaniu mnogością detali i feerią barw – niejako pokazując świat w konwencji hiperrealistycznej, ale przez to baśniowej.
Podobnie przedstawiony jest świat Miriam, bohaterki serii estońskich filmów krótkometrażowych. Miriam to kilkuletnia dziewczynka, która w otoczeniu rodziny poznaje różne oblicza codzienności. W pierwszej animacji z cyklu (Miriam i skrzat, reż. Mait Laas, 2003) dziewczynka oczekuje na przyjście bożonarodzeniowego skrzata z drobnym świątecznym upominkiem; w najnowszej (Miriam nad jeziorem, reż. Riho Unt, Sergei Kibus, 2017) bohaterka wybiera się z rodzicami nad jezioro. W każdym z filmów realistycznej i bogatej w detal scenografii towarzyszy baśniowa i pełna fantazji fabuła. Czasem zwierzęta dziewczynki pomagają skrzatowi dostarczyć świąteczny prezent, czasem wybieramy się z Miriam do pełnego potworów lasu, by je oswoić, a czasem wielki latawiec porywa brata głównej bohaterki. Cokolwiek obserwujemy na ekranie, zawsze znajdujemy się w realistycznym świecie pełnym nierealistycznych zdarzeń.
Subtelność
Wyjątkowa, pod każdym względem, jest szwajcarsko-francuska animacja Nazywam się Cukinia. W tym filmie, wymykającym się jednoznacznym kategoriom, skupia się wszystko to, co najlepsze w animacji. Bohaterem jest chłopiec o przezwisku Cukinia, w wyniku nieszczęśliwego wypadku trafiający do sierocińca. Samotny, z ciężkim bagażem doświadczeń, spotyka dzieci podobne do siebie – co od początku zwiastuje konflikt. Widz, obserwując zmagania Cukinii, towarzyszy chłopcu w dorastaniu, odkrywaniu mocy przyjaźni, poznawaniu samego siebie, ale przede wszystkim w walce o siebie. Nazywam się Cukinia (reż. Claude Barras, 2016) w prosty, delikatny sposób – i co ważne – pozbawiony patosu i dramatyzmu, opowiada o sprawach najpoważniejszych, subtelnie prowadząc widza pomiędzy śmiechem i łzami wzruszenia. Świat Cukinii to świat subtelnie odrealniony. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza i wygląda tak, jak otaczająca nas rzeczywistość. Ale już nadmiernie duża głowa bohatera, jego niebieskie włosy i nieco emblematyczne przedstawianie różnych przedmiotów zdradzają prawdziwe zamierzenia twórców. Rzeczywistość Cukinii, podobnie jak Baranka Shauna czy Dimitriego, nie jest dosłownie odwzorowana. W przypadku brytyjskiego czy francuskiego hitu umowność ma podkreślać gagowy, absurdalny czy bajkowy charakter fabuły. Jednak w przypadku szwajcarskiego pełnego metrażu metaforyczność plastyki filmu kieruje nas wprost do pełnego intensywnych i kontrastowych kolorów, skupiającego się na elementach kluczowych sposobu przedstawiania świata przez dzieci. Dzięki takim zabiegom możemy dosłownie przeniknąć do historii bohatera animacji i pozwolić, by ona nas przemieniła. Subtelnie i z uśmiechem.
Współczesna animacja lalkowa dla dzieci ma wiele twarzy. Od prostych edukacyjnych opowiastek, poprzez absurdalne przygody, aż po niezwykłe historie opowiedziane w delikatny sposób. Niektóre wyzywają rzeczywistość i prawa fizyki na pojedynek, inne starają się być wierne percepcji i sposobowi odbioru świata. Wszystkie łączy jedna cecha – są odpowiedzią na nieograniczoną, dziecięcą wyobraźnię.