Wilk odchodzi | Janusz Legoń

Początkowo się ich nie zauważa. Skupiamy się na pierwszym planie, tym bardziej że lalki niezbyt duże. Te obiekty znajdują się w głębi sceny, zawieszone wysoko nad głowami aktorów. Kilka sporych, pustych ram do obrazów, przez które przezierają zajęcze głowy, a właściwie, o ile można tak powiedzieć, popiersia zajęcy. W trakcie spektaklu, którego głównymi bohaterami są Zajączek i Wilk, coraz wyraźniejsza staje się dwuznaczność tej dziwnej galerii. Kolekcja myśliwskich trofeów, a zarazem galeria przodków. Nic bardziej naturalnego. Trofea Wilka to przodkowie Zajączka. Ale zjednoczenie tych znaczeń w formie plastycznej nadaje im walor paradoksu.

fot. D. Dudziak
Bohaterowie sztuki Marty Guśniowskiej to albo stereotypowe postaci, występujące w niezliczonej liczbie baśni, powiastek filozoficznych czy przedstawień ikonograficznych, które autorka uwalnia od alegorycznych znaczeń (Zając jest tu odważny, Wilk nie jest groźny, a i chytrość Lisa stoi pod znakiem zapytania); albo postaci na ogół budzące wstręt, które w sztuce stają się już to sympatyczne i dobroduszne (jak Pajączka, którą polubić mogą nawet osoby cierpiące na arachnofobię), już to przynajmniej zabawne – jak duet Kleszczy. Scenka Kleszczy (świetni Władysław Aniszewski i Tomasz Sylwestrzak), jedno z kilku w tym spektaklu komediowych intermediów, bawi nie tylko tekstem, ale również dowcipną realizacją sceniczną, w której jednym ze źródeł komizmu jest gra skalą postaci: od półmetrowej lalki do... świetlnej kropki na ścianie. Zabawy paradoksalnymi odwróceniami jest tu dużo więcej. Kury gotujące się w garnkach na piecu Lisa brawurowo wykonują chórki w jego piosence, utrzymanej w zaskakującej tu konwencji musicalu, Zięba z radością przyjmuje kukułczego podrzutka, itp.

Jeszcze bardziej wykracza poza stereotyp relacja między głównymi postaciami. Wilk na polecenie swojej partnerki Pajączki opiekuje się, dość nieporadnie, Zajączkiem sierotą, którego ojca dzień wcześniej... zjadł. Ten dzieciak (grany z wdziękiem przez Radosława Sadowskiego) jest jak Wolterowski Prostaczek. Wszystkiego ciekawy, ufny, sprytny i odważny – śmiałością zrodzoną z nieświadomości. Nie wie nawet tego, że powinien śmiertelnie obawiać się Wilka. W drodze do babci, dokąd prowadzi go nieoczekiwany opiekun, zawiązuje się między nimi szczególna, wzajemnie wzbogacająca więź: drapieżnik zastępuje ojca potencjalnej ofierze.

Paradoksalnym spotkaniom, z których utkany jest ten dramat, odpowiada poszukiwanie paradoksów w formie widowiska. Dom Wilka i Pajączki, do którego przez przypadek trafia Zajączek, nosi ślady długoletniego zamieszkiwania – widać to po zdezelowanych sprzętach – a zarazem jest rodzajem prowizorycznej budy, zrobionej między innymi z drewnianych skrzynek na owoce. Płyta drewniana, która stanowi jego podłogę, przy zmianie dekoracji okaże się starymi drzwiami. Także dom zajęczej babci jest zrobiony z materiałów nietrwałych – niepomalowanych listewek, płyty pilśniowej czy też sklejki. Ale jednak jest domem. Lalkarze ubrani są w kostiumy szaro-czarne nie tylko po to, by ukryć się w cieniu przed oczyma widzów. W niemodnych kapeluszach albo wełnianych czapkach, w za dużych spodniach, w jakby przypadkowo dobranych innych częściach garderoby wyglądają jak kloszardzi, jak włóczędzy. Są bezdomni.

Mogłoby się wydawać, że mamy tu do czynienia ze zrealizowanym z wdziękiem i humorem, ale jednak nieco wysilonym konceptem dydaktycznym, służącym otwarciu na odmienność i zachęcie, by w wyborach życiowych nie kierować się stereotypami. Ale zamiar autorki i reżyserki przedstawienia jest dużo ciekawszy. Bardziej poważny i, choć twórczyni przyzwyczaiła nas wcześniej do podejmowania tematów „trudnych”, świadczący o artystycznej odwadze.

To ars moriendi. Łacińskie określenie sztuka umierania stało się nazwą gatunkową dla popularnych w średniowiecznej Europie poradników, jak dobrze przygotować się na spotkanie śmierci, rozumianej jako „powrót do domu Ojca”. W renesansie zaczęto wyraźniej podkreślać, że warunkiem dobrej śmierci jest dobre życie (ars bene vivendi), odwołując się do antycznych rozważań Cycerona czy Seneki. Rozważania o terminalnym ludzkim doświadczeniu snuto przez wieki we wszystkich kulturach, wychodząc z różnorodnych stanowisk religijnych i filozoficznych, ale jednak nie adresowano ich do dzieci, ewentualnie pozostawiając taką tematykę baśniom. Dzisiaj kultura masowa czyni ze śmierci towar, pod warunkiem, że jest widowiskowa, jak w Kill Bill czy Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną albo w komputerowych grach typu „strzelanka”. Programy informacyjne telewizji wypełniają doniesienia o zbrodniach, zamachach, katastrofach. Równocześnie śmierć zwykła, powszednia, jest czymś wstydliwym, jakby niehigienicznym, ukrywanym w hospicjach, domach opieki i szpitalach. Rugowana jest także ze sztuki dla dzieci. A Guśniowska proponuje byśmy – wraz z najmłodszymi – towarzyszyli w ostatniej drodze Wilka. I dotyka tematu bez patosu czy moralizowania. Uobecnia go i zaprasza do przemyślenia.

Temat umierania wprowadza prolog, w którym widzimy Wilka i Pajączkę mieszkających ze sobą i odnoszących się wzajemnie jak małżeństwo z długoletnim stażem. Kiedy zmęczony życiem Wilk traci ząb, Pajączka mówi, że może to być znak, że czas umierać. Za chwilę słyszymy odgłos trafiających do jakiejś metalowej miski kolejnych kłów. Zęby Wilka wypadają seryjnie. Robi się śmiesznie. Wilk próbuje zasnąć (na wieki), układając się na swej zdezelowanej kanapie. Bezskutecznie. W poszukiwaniu snu zmienia pozycje, jak ktoś cierpiący na bezsenność. Pajączka, nie przerywając robótki na drutach, wyjaśnia marudzącemu Wilkowi, że prawdopodobnie powinien jeszcze coś załatwić przed śmiercią. Jak gdyby czytała Ars moriendi Mateusza z Krakowa albo znała ludowe wierzenia, według których trzeba przed zgonem pozamykać swoje sprawy, aby nie zostać upiorem czy wampirem. Niedopełnione żywoty, w których zabrakło jakiegoś istotnego ludzkiego doświadczenia, pokazuje też Mickiewicz w II części Dziadów. Ale czego brakuje w żywocie starego Wilka? Czym jest jego „gorczycy ziarnko”? Kiedy pojawi się to pytanie, do okna zapuka Zajączek sierota. Ta scena w wykonaniu Włodzimierza i Katarzyny Pohlów paradoksalnie łączy z poważnym tematem dobroduszny humor i subtelną satyrę, nadając całemu widowisku, nawet w jego najbardziej komediowych momentach, tonację intymnego, melancholijnego liryzmu, którego kulminacja następuje w sekwencji końcowej – kiedy Wilk odchodzi.

To druga, po A niech to Gęś kopnie! w poznańskim Teatrze Animacji, próba reżyserska cenionej dramatopisarki. W jednym z wywiadów powiedziała o debiutanckiej realizacji: zrobiłam dokładnie taki spektakl, jaki chciałam jako widz zobaczyć (1). Sądzę, że mogłaby powtórzyć tę opinię w odniesieniu do pracy z aktorami Banialuki.

(1) Marta Guśniowska: Umiem tylko pisać, wywiad Joanny Biernackiej-Płoskiej, „ZAiKS. Teatr. Biuletyn Informacyjny” 2018, nr 17, [online], [dostęp: 10.02.218], dostępne na: http://www.zaiksteatr.pl/rozmowaz.id_561,marta_gusniowska.

Smacznego, proszę Wilka!, Marta Guśniowska. Reżyseria Marta Guśniowska, scenografia Pavel Hubička, muzyka Piotr Klimek. Teatr Lalek Banialuka, Bielsko-Biała. Premiera listopad 2017. 27 teatr lalek
Nowszy post Starszy post Strona główna