Lalka umiera | Tadeusz Kornaś

W tym spektaklu monologuje tylko Śmierć. Druga postać to lalka – i to ona umiera. W przedstawieniu dzieje się naprawdę niewiele – ale przecież to „niewiele” dotyczy spraw ostatecznych. Umieranie rzadko kiedy jest spektakularne.

fot. Studio Filmowe
Przestrzeń gry to niewielki pokój. W rogu, blisko widzów łóżko, a właściwie materac ułożony na podłodze. Pościel i poduszka mają kolor popiołu. Na nim lalka – jak rzeźby Giacomettiego – o nieproporcjonalnie długich rękach, nogach, korpusie (wykonana przez Agnieszkę Polańską). Ułożona na boku – umierająca. Jej ciało jest równie szare jak pościel. W pokoju jeszcze krzesła, wózek inwalidzki. Żadnych wyrazistych kolorów...

W tę przestrzeń wejdzie postać nazwana przez autora dramatu Włodzimierza Szturca: Tod, grana przez Alicję Czerniewicz. Pierwsze słowa Śmierci stwarzają poczucie dystansu wobec wszystkiego, co się wydarzy później – wypowiada ona bowiem rozpoczynające dramat Szturca didaskalia: mów wolno / dużo przestrzeni / jakby po wyrazie / monotonnie. I właściwie przez cały spektakl aktorka będzie się trzymać tych wskazówek. Jednak ta założona „monotonia” gry będzie bardzo różnorodna, ciekawa, zaskakująca, obsesyjna.

Szturc w podtytule swojego dramatu umieścił określenie „monodia”. Bardzo dalekie skojarzenia religijne wydają się w tym kontekście właściwe. Monologi Śmierci – młodej dziewczyny – brzmią jak medytacje. Ale dalekie są od jakiegokolwiek psychologizowania, odgrywania uczuć. Odwrotnie – wydają się formalnym zabiegiem, mistrzowskim popisem. Niekiedy stają się zabawą dźwiękami, słowem, mierzeniem się z podskórnym rytmem wypowiedzi.

Gdy Tod wejdzie do pokoju, podniesie, jak kurtynę, czarną zasłonę ograniczającą z tyłu przestrzeń gry. Jakby otwierała okno. Na tym oknie-ekranie zobaczymy nie przestrzeń miasta czy przyrodę, ale filmowaną na żywo twarz lalki leżącej na materacu. Jest to jak zbliżenie dokumentujące ostatnie chwile człowieka, jak podglądanie. W tych ostatnich chwilach – zdaje się mówić reżyser – nie istnieje już żadne zewnątrz. Po każdym swoim wyjściu Śmierć zaciągnie na powrót czarną zasłonę.

Trzy wejścia Śmierci to trzy dni konania.Zdecydowana większość widowiska toczy się, gdy lalka jest nieruchoma, leżąca bezradnie w pościeli. Jednak filmowe zbliżenie jej twarzy powoduje, że mimo bezruchu wydaje się ona wciąż mieć w sobie żywą ekspresję. Zaś słowa wypowiadane do niej przez Śmierć dosłownie nadają jej życie. To słowa Śmierci powodują, że patrzymy na lalkę jak na wciąż żywą istotę. To słowa – budując w naszej wyobraźni postać – animują lalkę. Nie ruch aktorki.

W momentach „wyciemnienia”, gdy Śmierć wychodzi z pokoju, lalka wykona ostatnie rozpaczliwe akty życia. Trauma (takie imię nadał Szturc umierającemu) podejmuje więc śmiertelny marsz ku krzesłu. Nie kroczy, raczej pełznie, wykonuje jakieś cielesne łamańce – niezwykle wydłużone ręce i nogi nadają temu marszowi jakiś ostateczny, desperacki wymiar. Jakby to był najbardziej odważny czyn w życiu – a jest to tylko przejście czy raczej przeczołganie się kilka metrów do krzesła – jakby chęć ucieczki ze śmiertelnego łoża. A równocześnie – jakby wszystkie części ciała lalki odmawiały posłuszeństwa.

Gdy Tod przyjdzie po raz drugi, przewlecze pościel – teraz łóżko i poduszka obleczone zostają białą poszwą – to już rzeczywiste przygotowanie do śmierci. Rytualny akt. Nic się nie zmieniło, tylko pościel, ale wszyscy już wiemy, że to rzeczywiście zbliżanie się do końca. Szara postać Traumy odcina się teraz na nieskazitelnie białym prześcieradle.

Tod Alicji Czerniewicz to bardzo trudna rola. Bardzo niewiele jest do zdziałania – raczej jej obecność zaznaczana jest przez słowo, obecność. Śmierć w tym dramacie Włodzimierza Szturca – i w spektaklu – nie jest przerażająca, odstręczająca. To raczej ktoś, kto towarzyszy, przeprowadza, nawet koi. Powiedziałbym więcej – jest jedynym czuwającym przy zgonie. U Szturca Śmierć nie sugeruje, że jej nadejście zwiastuje koniec, ale wskazuje raczej, że jest ona „przeprowadzaczem” za granicę egzystencji. Gdzieś tli się jakaś nadzieja – choć to może zbyt wielkie słowo, bo nie ma tu wskazania, że coś będzie, że coś jest dalej.

W spektaklu Kaczorowskiego Tod jest młoda, sympatyczna – jak dziewczyna, którą spotkać można w każdym miejscu na swej drodze. Twierdzi, że przyszła trochę przez przypadek; ale nie bój się, nie zostanę tu długo, jakiś rok, może trzy, w końcu i tak się nudzisz, co masz innego do roboty. Mówi, że jej obecność jest inna od jej brata – snu; on nie pachnie, to ja pachnę. To zderzenie młodości i urody aktorki z wyobrażeniem przerażającej samotności umierającego w obliczu śmierci ma swoją siłę wyrazu. Czekanie, czuwaniu przy tym, kto czeka już tylko na śmierć, wydaje się zasadniczym tematem tego spektaklu.

Włodzimierz Szturc w dramacie Tod i Trauma ukazał samotność umierania. Trauma nie wypowie ani słowa. Jego samotność, odosobnienie od świata jest całkowite. W tym ostatecznym rozrachunku każdy bowiem zostaje sam. W spektaklu Tomasza Kaczorowskiego lalka, która właściwie prawie nie jest animowana, tylko leży, posiada bardzo dużą siłę emocjonalnego oddziaływania. Kamera poprzez zbliżenie twarzy bardzo mocno przekazuje jej intymne przeżycia, każde najdrobniejsze drgnięcie twarzy. Ale przecież ta twarz jest nieruchoma – to aktorka (Śmierć) w naszą percepcję wtłacza napięcia. To my projektujemy w nieruchomą materię domniemane znaczenia. Ta nieruchoma postać, gdy zacznie być animowana, gdy się przez krótki czas porusza, wydaje się, że dokonuje krańcowych czynów.

Umieranie lalki staje się w tym kontekście podwójnie ludzkie. Przekraczające możliwości oddania przez żywego aktora. Lalka, umierając, pozostaje absolutnie nieruchoma, martwa. Tod przestała jej nadawać swoją obecnością życie.

Tod i Trauma, Włodzimierz Szturc. Reżyseria Tomasz Kaczorowski. Wykonanie Alicja Czerniewicz. Wykonanie lalki Agnieszka Polańska. Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka, Kraków. Premiera luty 2018.

Nowszy post Starszy post Strona główna