Dramaturgia dla dzieci i młodzieży ma się dobrze, więc doskonale
się stało, że festiwal organizowany przez Teatr Lalki
i Aktora w Wałbrzychu został przez dyrektora Zbigniewa Prażmowskiego
ukierunkowany na prezentowanie przedstawień
prapremierowych adresowanych do młodych widzów. Formuła nie jest
restrykcyjna i nie ogranicza się jedynie do dramatów, lecz uwzględnia
także adaptacje tekstów niedramatycznych, np. wierszy lub opowiadań,
a nawet adaptacje bezsłowne (pantomima).
Sam... | Wrocławski Teatr Lalek | fot. K. Kołowicz |
Druga edycja Festiwalu Małych Prapremier, której towarzyszyły pokazy
pozakonkursowe (przedstawienia gospodarzy, studentów wydziałów lalkarskich
oraz dwa czytania dramatów w wykonaniu aktorów wałbrzyskiego
TLiA: Bajka o psie, który zerwał się z łańcucha Piotra Rowickiego oraz
Bajka o Kapciuszku, czyli jak to z wdzięcznością było Liliany Bardijewskiej),
uwypukliły wiele zjawisk typowych dla obecnego stanu sztuki teatralnej
dla dzieci i młodzieży, ale najważniejsze z nich są chyba dwa: wartość
dramaturgii oraz plusy i minusy „teatru młodego widza”, który to model nieomal
zdominował znaczną część teatrów lalek w Polsce.
Dramaturgia
Podczas festiwalu pokazano dwa przedstawienia oparte na nowych polskich
dramatach: SAM, czyli przygotowanie do życia w rodzinie Marii
Wojtyszko (Wrocławski Teatr Lalek) oraz A niech to Gęś kopnie! Marty
Guśniowskiej (Teatr Animacji z Poznania). Oba – znakomite. Stawiają
ważne pytania, ale w sposób błyskotliwy, niełopatologiczny i dowcipny
(m.in. problem rozwodów w SAM..., szukanie sensu życia w Gęsi...),
co precyzyjnie potrafili wyrazić świetni aktorzy (zwłaszcza Grzegorz
Mazoń,
Kamila Chruściel i Agata Kucińska z WTL oraz Elżbieta Węgrzyn,
Marcin Ryl-Krystianowski, Marek Cyris i Krzysztof Dutkiewicz z Teatru
Animacji). W Sam ... tekst został wzbogacony przez songi grane, śpiewane
i skomponowane przez Grzegorza Mazonia. W Gęsi... wysmakowana scenografia
Julii Skuratovej (komody, koronki) stworzyła nastrojową oprawę
lalek stolikowych
– małych, dopracowanych w szczegółach, wystylizowanych.
Wszystkie zalety tekstu (np. dowcipy językowe) mogły nie tylko wybrzmieć, ale także nabrać nowych odcieni dzięki
plastycznym walorom lalek i ich znakomitej animacji.
Oba te przedstawienia wymagałyby szerszego
omówienia
(i były już recenzowane w „Teatrze Lalek”),
tutaj zauważmy tylko, że reprezentują dwa bieguny dzisiejszych
przedstawień dla dzieci: aktorski i lalkowy.
Na scenariuszach utkanych z różnych gatunkowo polskich
tekstów bazowały przedstawienia: Po sznurku
(na podstawie wierszy i opowiadań Piotra Gęglawego;
Wrocławski Teatr Lalek), doMY (na podstawie sztuk
Stefana Themersona i Krystyny Miłobędzkiej; Olsztyński
Teatr Lalek) oraz pantomima Pan Bam i ptak
Agrafka oparta na opowiadaniu Andrzeja Kuby Sielskiego,
grającego w przedstawieniu rolę Pana Bama
(Teatr Lalki i Aktora Kubuś, Kielce). Obrazu dopełniały
przedstawienia pozakonkursowe gospodarzy: Królik,
Słoń i Tereska według powieści Zbigniewa Batki oraz
Sachem. Wódz Czarnych Węży według noweli Henryka
Sienkiewicza.
Tłumaczeń i adaptacji literatury obcej było kilka: Najmniejszy
samolot na świecie Swietłany Bień (Teatr
Maska, Rzeszów), Jeśli nie powiesz, kto będzie wiedział?
Berty Hiriat (Teatr Baj, Warszawa), Błękitna planeta
Andriego Snaera Magnasona (Miejski Teatr Miniatura,
Gdańsk) oraz Zły Pan Gro Dahle i Sveina Nyhusa (Teatr
im. H.Ch. Andersena, Lublin).
Jaki obraz wyłonił się z tych wszystkich propozycji?
Niezły, choć wypada zauważyć, że nie każdy reżyser jest
dobrym dramaturgiem i warto korzystać z fachowców
w tej dziedzinie. SAM... (reż. Jakub Krofta) i Gęś...
na scenie powstawały pod czujnym okiem autorek –
Marii Wojtyszko pracującej w WTL jako kierownik literacki
oraz Marty Guśniowskiej, która tym razem sama
wyreżyserowała własną sztukę.
Świetnym dramaturgiem okazała się Joanna Gerigk,
reżyserka Po sznurku, która sięgnęła po opowieści niepełnosprawnego
mężczyzny (Piotr Gęglawy, z zespołem
Downa), którego fantastyczne historyjki, pełne
poezji i dowcipu, inspirował i zebrał Roman Zańko,
propagator twórczości osób niepełnosprawnych. Reżyserce
udało się obudować niebanalną osobowość
bohatera (znakomita rola Tomasza Maśląkowskiego)
światem też nie do końca sprecyzowanym – dom
pisarza przypomina slumsy z tektury, Pani Ania przychodzi
nie wiadomo skąd i dlaczego. Wspaniałe sceny
jazdy windą, obierania kartofli (które stają się figurami
ojca i syna), symboliczne wyrzucanie za drzwi własnych
strachów i kilka innych pomysłów inscenizacyjnych
sprawiają, że widzowie dają się wciągnąć w fantasmagoryczne
przeżywanie rzeczywistości, odkrywając
niejako od środka wewnętrzne bogactwo człowieka
odbierającego świat nieco inaczej niż większość ludzi.
Dramaturgia inscenizacji nierozerwalnie splotła się
z dramaturgią scenariusza.
Pomocy dramaturga zabrakło w kilku innych przypadkach.
Przejmująca opowieść o losach polskich dzieci,
które w czasie II wojny światowej po sowieckiej deportacji
i syberyjskiej odysei trafiły do Meksyku, wzrusza
i robi wielkie wrażenie swą tematyką i kilkoma bardzo
dobrymi pomysłami inscenizacyjnymi (np. jazda
pociągiem), ale popada w dłużyzny (nic niewnosząca
scena z okrętem) i razi błędami w konstrukcji opowieści
(nagle urwany i połatany na skróty wątek jednego
z bohaterów, Jurka).
Dobry dramaturg zwróciłby uwagę tłumaczce Błękitnej
planety, jak bardzo wtręty epickie osłabiają dramaturgię
(próba określania miejsca akcji), nie mówiąc już
o fundamentalnej sprzeczności między tekstem
a przedstawieniem, w którym wciąż mówi się o dzieciach,
a po scenie chodzą brodaci panowie i dorosłe
panie.
Czasami wierność tekstowi prowadzi do błędów, jak
w przypadku Złego Pana. Dobre intencje teatru, który
odważnie podjął trudny temat przemocy w rodzinie,
zostały wypaczone przez wiernie przetłumaczone
zakończenie, w którym pomoc przychodzi ze strony
króla, do którego chłopiec napisał list. W Norwegii
właśnie król powołał do istnienia Urząd Rzecznika
Praw Dziecka. Polskim dzieciom król kojarzy się jedynie
z baśniami, a więc pisanie do króla to jak przeskok
ze świata realnego, w którym istnieje przemoc, do
świata wyobrażonego, w którym można tylko pomarzyć
o kimś, kto rozwiąże nasz problem jak dobra
wróżka.
Adaptacja dramaturgiczna jest zadaniem trudnym,
o czym przekonała się Honorata Mierzejewska-Mikosza,
sięgając po dobre teksty: Pan Tom buduje dom
Stefana Themersona oraz Ojczyznę Krystyny Miłobędzkiej,
ale dopuszczając w spektaklu doMy różne
nielogiczności i stereotypy. Dzieci chętnie podjęły
wyobrażeniową
zabawę w meblowanie domu, ale
zaprotestowały,
gdy nagle skonstruowano na środku
sceny drzewo. Temat domu, rodziny, matek i ojców,
stosunku do tradycji jest obecnie może trudniejszy
i delikatniejszy niż kiedykolwiek
i trzeba bardzo
uważać,
czy przypadkiem wbrew chęciom nie utrwalamy
skostniałych schematów myślowych.
W przedstawieniu
mężczyzna czyta książkę, a kobieta robi na
drutach. Mama zajmuje się dziećmi, ale nie wiemy,
dlaczego nie ma obok tatusia. W innej scenie są i mamusia,
i tatuś, ale tak zidiociali, że przez calutki dzieńzajmują się tylko jedną czynnością – ojciec wiąże krawat,
a mamusia suszy włosy, z którego to powodu synek
ucieka z domu. Najgorzej wypada scena obrony
domu/ojczyzny przed agresorem, bowiem padające
słowa to głównie obrona tego, co „moje” – jak walka
o łopatkę w piaskownicy. Od strony inscenizacyjnej
doMy miały sporo zalet (gry z wyobraźnią, interakcje
z widzami, schodzenie do piwnicy), ale zabrakło dramaturga,
który zwróciłby uwagę na mielizny
scenariusza.
„Teatr młodego widza”
Śledząc dyskusje toczące się (także na łamach „Teatru
Lalek”) na temat zaniku lalki w teatrach lalek, należy
zwrócić uwagę na fundamentalną rozbieżność kryteriów
uniemożliwiającą porozumienie. Część osób stosuje
kryterium formy (są lalki, czy ich nie ma), a część
kryterium odbiorcy (dzieciom się podoba). Te dwa
kryteria są rozbieżne i niczego nie wyjaśniają. Istnieją
złe i dobre przedstawienia lalkowe – i dla dzieci, i dla
dorosłych. Istnieją złe i dobre przedstawienia dla
dzieci, grane na scenach teatrów wszelkiej maści, lalkowych
i nielalkowych, państwowych i prywatnych,
dramatycznych i operowych. Po wojnie, gdy licznie
powstawały teatry dla dzieci, zlikwidowano „teatry
młodego widza” (tzw. Tjuzy – od rosyjskiego „Tieatr
junowo zritiela”) i scenom lalkowym zlecono obsługę
i dziecięcego, i młodzieżowego widza. Dzisiaj część
teatrów dawniej lalkowych przekształciła się w aktorskie.
Przedstawienia tego typu (także w instytucjach
dramatycznych) często robione są z rozmachem, dla
dużej widowni, z wykorzystaniem efektownych kostiumów,
multimediów i innych atrakcji.
Miłośnicy lalek mogą za to cieszyć się nowatorskimi
poszukiwaniami artystów niezależnych, a także niekiedy
udanymi spektaklami scen instytucjonalnych,
jak w przypadku pokazanej w Wałbrzychu Gęsi...
Spektakl przypomniał, na czym polega różnica między
teatrem lalkowym i nielalkowym – otóż na tym, jakimi
środkami buduje się postać sceniczną. W teatrze lalek
postać to animant, czyli obiekt niemający własnego
życia, lecz sztucznie ożywiony przez aktora (widocznego
dla publiczności bądź nie). W teatrze nielalkowym
postać sceniczna kreowana jest w ciele aktora,
poprzez mimikę, gestykę, kostium. Fakt, że w literaturze
dla dzieci bohaterami bywają często zwierzęta lub
przedmioty, zostaje w teatrze aktorskim rozwiązany
przy pomocy znaczących rekwizytów lub stylizowanego
kostiumu. I tak np. w przedstawieniu Najmniejszy
samolot na świecie aktor grający tytułową rolę nosi
przy sobie samolot, grający Starą Latarnię – latarnię,
a aktorzy grający Ważki mają „ważkopodobne”
kostiumy.
Typowy „teatr młodego widza” rzadko odwołuje się
do bajki zwierzęcej czy teatru przedmiotu, biorąc za
bohaterów po prostu ludzi. O ludziach (bez ich metaforyzowania)
opowiadała większość festiwalowych
przedstawień, a lalkowe środki wyrazu pojawiały się
sporadycznie jako symbole lub jako atrakcje. I tak,
w aktorskim Po sznurku pojawiła się jedynie wspomniana
scenka z animowaniem kartofli. W Najmniejszym
samolocie... obok aktorów wystąpił wielki pies
(animowany od środka przez dwóch aktorów), żaba
(w technice czarnego teatru) oraz marionetkowy Emeryt,
niemniej dominował główny bohater – aktor.
W Jeśli nie powiesz... aktorzy są niekiedy dublowani
przez lalki głównych protagonistów, ale bez większego
uzasadnienia (np. nie wiadomo dlaczego w sąsiednich
baliach odkażani są główni bohaterowie jako lalki oraz
żołnierz żywoplanowy). Zastosowana przez reżyserkę
(Ewę Piotrowską) rama wspomnieniowa – kobieta
wyciąga z kufra dawne pamiątki i lalki, po czym przy
ich pomocy opowiada sobie i rodzinie własne dzieje –
zasugerowana jest tylko na początku i na końcu przedstawienia,
a po drodze dominują aktorzy w żywym
planie. Błękitna planeta jest spektaklem aktorskim
(tylko zwierzęta, jak niedźwiedź i hiena, to animanty).
Podobnie pantomima Pan Bam... opiera się na aktorstwie,
przy czym mamy do czynienia z sytuacją, gdy
ptaka gra, a raczej wspaniale tańczy, aktorka (Jolanta
Kęćko); dla rozbawienia widzów dodano parę potworów
morskich. Aktorskie są doMY (z małym dodatkiem
lalki syna w jednej ze scen). Aktorski jest Sam ...
(z dodatkiem dwóch lalek chomików, metaforyzujących
wewnętrzne rozterki bohatera). Całkowicie
aktorski jest także Zły Pan. W Króliku, Słoniu i Teresce
aktorzy i lalki przeplatają się ze sobą, rywalizując
o uwagę widza. Sachem jest aktorski – w bardzo
dobrym znaczeniu, bowiem właśnie na aktorskiej
sprawności, rytmie, śpiewie i dobrych kostiumach
(bez „indiańskiego” kiczu, o co było łatwo) zbudowano
udane przedstawienie.
Reasumując, znakomita większość teatrów (które
wystąpiły na festiwalu, ale nie tylko) kieruje dziś
uwagę na aktora w żywym planie, pozostawiając lalkom
funkcje dodatkowych atrakcji, wzbogacających
plastykę przedstawienia, ale nie czyni z nich protagonistów,
nie obdarza „prawdziwym” życiem, nie buduje
z nich postaci, lecz najwyżej dodatek do postaci.
Widać wyraźną drogę ewolucji: od „teatru lalek”,
przez „teatr lalki i aktora” do „teatru aktora”. Czemu
nie? Może lalki, uwolnione od obowiązków dydaktycznych
i przypisania do teatru dla dzieci, wrócą do
nurtu, w którym odnosiły wspaniałe sukcesy – awangardy,
teatru plastycznego, teatru formy i animacji?
A zachwyty wielu widzów nad nostalgiczną Gęsią...
pozwalają dobrze wróżyć także technikom tradycyjnym.
2 Festiwal Małych Prapremier,
Wałbrzych, 13–18 września 2015