Przesłanie nadziei | Małgorzata Starzyńska

Polską prapremierą Złego Pana Teatr im. Andersena zapoczątkował cykl spektakli „Trudne sprawy”, który ma pomóc w rozwiązywaniu problemów dotykających dzieci.

fot. P. Bator
Książka Gro Dahle i Sveina Nyhusa Zły Pan powstała jako wsparcie terapii dla ofiar i sprawców przemocy domowej w Norwegii. Z perspektywy małego chłopca, Boja, portretuje rodzinę terroryzowaną przez agresywnego, niestabilnego emocjonalnie ojca. Niesie także nadzieję, pokazując sposoby wyjścia z takiej traumy. Na kanwie wielokrotnie nagradzanej książki powstał film animowany (Sinna mann) Anity Killi i jej scenariusz spektaklu teatralnego.

Recepcja książki i opartego na niej filmu bywa bolesna, zwłaszcza dla osób, które w przedstawianej materii rozpoznają własne doznania. Dlatego lubelska inscenizacja powstała we współpracy z Biurem Rzecznika Praw Dziecka, psychologami i pedagogami. Towarzyszy jej warsztat przygotowujący młodych widzów nie tylko do odbioru przedstawienia, ale też do radzenia sobie z doznawaną krzywdą. Dzieci ochoczo uczestniczą w tych zajęciach. Odgrywają i rozpoznają emocje – zarówno złe, jak i dobre – leżące w naturze każdego człowieka. Uświadamiają sobie potrzebę mówienia o nich oraz wskazują sposoby wyładowywania złości i agresji bez szkodzenia sobie i innym.

W tradycyjnej bajce postaci jednoznacznie dobre albo złe, zwykle w łatwo rozpoznawalnych wcieleniach, niosą oczywiste przesłanie dydaktyczne: dobry zwycięża i zostaje nagrodzony, zły zdemaskowany, potępiony, ukarany, czasami się poprawia.

Zły Pan łamie ten schemat i narusza silne tabu. Tu rodzinny dom nie jest bajkowo sielankowy, a rodzice nie zawsze są dobrzy i wzorowi. Lubelska inscenizacja Simone Thiis, oparta na precyzyjnej, wyważonej konstrukcji dramaturgicznej, dobitniej niż książka dezawuuje mechanizmy toksycznego układu, gdzie w dobrym Tacie czai się przerażający Zły Pan – egocentryczny manipulant, który miłymi gestami maskuje wyrządzaną krzywdę, wyłudza współczucie swoich ofiar i ich nieuzasadnione poczucie winy. A kochająca mama, bezradnie godząca się na zło i czuwająca nad trzymaniem go w tajemnicy, też nie umie zapewnić dziecku koniecznego oparcia. Jednak w tym przedstawieniu nikt nie jest miażdżony krytyką ani potępiany. Zamiast piętnowania winowajcy i egzekwowania kary afirmuje się pozytywne wartości, wskazuje możliwość naprawienia zła. Nie ma przegranych, wszyscy wygrywają. Bohaterowie są tylko ludźmi, takimi jak my, w ubraniach jakby wyjętych z naszej szafy. Podpatrujemy ich jak przez okno – na scenie pozbawionej ramy i kurtyny.

Poetyckie sugestie i niedomówienia oryginału udatnie przełożono na język teatru i rozegrano sugestywnie, ale z umiarem, bez epatowania dosłownością. Muzyka (Andreas Mjos) i zmiany barwy światła akcentują zmiany nastroju najistotniejszych scen; w jednej z nich po mistrzowsku ukazano emocjonalną retrospekcję.

Inscenizacja odznacza się wyważoną kompozycją dramaturgiczną. W zawiązaniu akcji nieumyślne przewinienie Boja wyzwala jego przerażenie i katastrofę, w toku akcji podobne potknięcie wywołuje tylko śmiech, a w finale poważniejsza niezręczność chłopca jest potwierdzeniem happy endu.

Warto docenić także jednolitość stylistyczną. Większość nośnych inscenizacyjnie rekwizytów (motyle w prologu, ptaszek, rybki, list-samolocik) wykonano z papieru. Aktorom noszącym współczesne, codzienne ubrania dobrze służy minimalistyczna, funkcjonalna scenografia Caroline Berg. Drewniany szkielet prostopadłościanu raz jest domem, który momentami dosłownie traci stabilność, raz placem zabaw. Wreszcie znika, otwierając czasoprzestrzeń drogi do pojednania, naprawy pokiereszowanych relacji i uleczenia zranionych uczuć.

Wyraźnie spowolniona w pewnych momentach akcja zdaje się wyrażać wagę problemów przytłaczających Boja i ciężar podejmowanych przez niego decyzji. Tempo adekwatne do rozwoju wydarzeń sprawia, że spektakl nie nuży, chociaż wydaje się trwać dłużej niż rzeczywiste 50 minut. Jednak młoda widownia – przyzwyczajona do szybkich zwrotów akcji i wizualnego efekciarstwa rozmaitych produkcji dla dzieci – momentami się niecierpliwi. Zapewne tym lepiej zapamięta odbiegający od schematu spektakl, który wymaga skupienia i refleksji, chociaż chwilami śmieszy. Przeplatanie mrocznych scen zabawnymi epizodami to nie tylko zabieg formalny, ale też prezentacja tego, jak poczucie humoru ułatwia wychodzenie z mroku i postrzeganie trudnych sytuacji z lepszej perspektywy. W scenie ożywienia zniszczonych papierowych rybek aktorski kunszt szczególnie urzeka i bawi.

Przedstawienie w warstwie zdarzeniowej zrozumieją nawet małe dzieci (afisz adresuje je do widzów od lat 6). Bardziej wyrobiony i wnikliwy widz doceni umiejętne operowanie teatralnymi środkami. W inscenizacji wolnej od pustej dekoracyjności tym dobitniej przemawiają rekwizyty użyte w funkcji znaku scenicznego, który w toku akcji zmienia zabarwienie emocjonalne. Ptaszek (jedyna animowana w przedstawieniu lalka), w żartobliwym prologu odganiany od wypranej bielizny, zyskuje rangę postaci dramatu – dostarcza ujawniający wstydliwą tajemnicę list. Ten sam papier wraca jak dyplom dzielności Boja, poświadczający słowa króla: „Jestem z ciebie dumny”, by w końcu zamienić się w samolocik – znak tego, że przeszłość już nikogo nie przytłacza. Czerwona piłka, jak radosna kula zabawy przyniesiona przez Boja do złowrogiego domu, pełni kilka funkcji symbolicznych, a zarazem jest akcentem kolorystycznym łączącym Boja z ojcem.

Wielowymiarowość efektów scenicznych jest walorem tej inscenizacji. Właśnie ten istotny element magii teatru warto wskazać młodemu widzowi: najzwyklejszy przedmiot może – bez pomocy słów – przenosić każde znaczenie, jakie nada mu kontekst i aktorska animacja albo gra.


Zły Pan, wg Gro Dahle. Scenariusz i reżyseria Simone Thiis, scenografia Caroline Berg, muzyka Andreas Mjos. Teatr im. Andersena, Lublin. Prapremiera wrzesień 2014.

Nowszy post Starszy post Strona główna