Jak apostoł marionetek tańczył na balu u lal | Karol Suszczyński

Nie byłoby zapewne dziś o czym pisać i czego wspominać, gdyby w 1930 roku młody, bo zaledwie 26-letni Jan Izydor Sztaudynger – już wtedy doktor filozofii – nie przeniósł się z Bydgoszczy do Poznania, by podjąć lepszą pracę i rozwijać swoje zainteresowania pedagogiczne. Wir miasta, które w tym czasie miało bardzo silne aspiracje kulturotwórcze, wciągnął młodego człowieka i rzucił w rejony dotąd mu obce, ale tak interesujące, że całkowicie odmieniły jego plany życiowe. Po latach, w wywiadzie udzielonym redaktorowi łódzkiego radia, Tadeuszowi Gicgierowi, tak wspominał ten moment: Dwukrotnie w życiu dokonałem wolty. Ukończyłem studia uniwersyteckie, zdobywając tytuł doktora, potem wyższe Studium Pedagogiczne i dwuskrzydłowy egzamin nauczycielski, naukowy i pedagogiczny. (...) Jednak w roku 1935, po pięciu latach zrezygnowałem z uczenia (...) odtąd bez przerwy, aż po dzień dzisiejszy oddaję się pisaniu artykułów o teatrze lalek, zbieraniu książek z tej dziedziny, a także podróżom celem ujrzenia teatrów lalkowych w różnych krajach europejskich. Nie mniej też interesowało mnie śledzenie rozwoju teatru lalek w Polsce [1].

Karykatura Jeanne'a Paula |  „Bal u lal”, nr 2/1938, s. 19
Ta fascynacja Sztaudyngera teatrem lalek, teatrem, który szczególnie w okresie dwudziestolecia międzywojennego znalazł silnych sprzymierzeńców i propagatorów w kręgu pedagogów szkolnych [2], była wynikiem kilku zaistniałych w krótkim czasie wydarzeń: w latach 1933– 1935 współpracy z kabaretem literackim Klub Szyderców Pod Kaktusem Artura Marii Swinarskiego (dzięki tym doświadczeniom zrodziła się w Sztaudyngerze m.in. fascynacja kabaretem Zielonego Balonika oraz szopką), objęciem w 1934 roku stanowiska kierownika literackiego Teatru Lalek Miniatura Stefana Polonyi-Polońskiego oraz otrzymaniem stypendium Funduszu Kultury Narodowej na lata 1935–1937, w celu przeprowadzenia prac naukowych dotyczących organizacji i tradycji teatru lalkowego Europy Środkowo-Wschodniej i Zachodniej (to stypendium umożliwiło mu wyjazdy badawcze do Austrii, Niemiec, Francji, Belgii oraz Czechosłowacji).

O tym, jak ważny był to dla Sztaudyngera okres w życiu, pisał po latach we wspomnieniach jego przyjaciel, Stanisław Witold Balicki: Sztaudynger wyzwolił się z Seminarium Nauczycielskiego (a lubił być pedagogiem, rozbudzać zamiłowania i talenty humanistyczne młodych) i zajmował się z pasją teatrem marionetek i ich rolą społeczną, oświatową i kulturalną. Niesłychanie przeżywał fakt, że w Polsce są dwa takie teatry, a w sąsiedniej mniejszej Czechosłowacji – 2 tysiące [3].

Na efekty tych wydarzeń nie trzeba było długo czekać. Już w 1937 roku Sztaudyngera powołano na stanowisko instruktora do spraw teatru marionetek w Oddziale Oświaty Pozaszkolnej Kuratorium Okręgowego w Poznaniu, niemal równocześnie został szefem Komisji Marionetkowej przy Wielkopolskim Związku Teatrów Ludowych, a wraz z Marią Kownacką i Teofilem Matejką – członkiem Komisji Teatru Kukiełek przy Instytucie Teatrów Ludowych w Warszawie, której przewodnictwo objął Jan Wesołowski.

W tym samym czasie wiele publikował o teatrze lalek, zarówno w prasie lokalnej, jak i w miesięcznikach ogólnopolskich. Za jego najważniejsze osiągnięcie tego okresu (choć przez lata krytykowane) należy uznać wydane w 1938 roku, nakładem Książnicy Atlas, studium naukowe Marionetki, po publikacji którego Tadeusz Boy-Żeleński nazwał Sztaudyngera „apostołem marionetek” [4].

Na początku 1938 roku wspomniana Komisja Teatru Kukiełek podjęła współpracę z „Teatrem Ludowym” Jędrzeja Cierniaka, otwierając tam Dział Teatru Kukiełek [5], jednak dopiero po wakacjach 1938 roku zaczął się ukazywać dodatek, poświęcony teatrowi lalek. Po wydaniu 2 czy 3 numerów, lalki rozstały się z „Teatrem Ludowym” [6]. Sztaudynger, niezrażony niepowodzeniem współpracy z czasopismem Cierniaka, już w listopadzie tego roku wydał (pod auspicjami utworzonej właśnie Wielkopolskiej Rodziny Marionetkarzy) pierwszy numer miesięcznika marionetkowego, zatytułowanego „Bal u lal”. Było to pionierskie w Polsce czasopismo skupiające całą swą uwagę na coraz popularniejszym w kręgach szkolnych i amatorskich (a także na tworzącym się dopiero zawodowym) teatrze lalek. Właśnie mija 75-lecie tej zasłużonej dla kultury teatralnej publikacji.

Już sam tytuł miesięcznika świadczy o drugiej, równie istotnej pasji jego twórcy, pasji poetyckiej (choć pełen zwrot ku poezji nastąpił dopiero po oficjalnym rozstaniu się z teatrem lalek – to będzie ta druga życiowa „wolta” Sztaudyngera). W otwierającym pierwszy numer artykule redaktor pisał: Pismo po długich namysłach postanowiliśmy nazwać Bal-u-lalem. „Bal u lal” ma swoje wytłumaczenie znaczeniowe bal u lalek. Balulal traci to znaczenie, trzy „l” (al-ul-al) przenoszą cały wyraz w strefę emocjonalną i muzyczną. Nazwa pisma wydaje się przez to szczególnie dopasowana do lalki [7]. Choć próba definiowania tytułu kieruje uwagę na sferę ekscytacji i uniesień oraz towarzyszących im dźwięków, to nie da się uciec od wrażenia, że Sztaudynger wyraźnie zawęził znaczenie działania z lalkami, do właściwego małym dzieciom dźwiękonaśladownictwa towarzyszącego utulaniu dziecięcej (nie teatralnej) lalki do snu. Wskazuje to, że bliższe było mu podejście pedagogiczno-poetyckie niż naukowe, co wyraźnie zaznaczyła Joanna Rogacka, pisząc, że stosunek Sztaudyngera do teatru lalek to nie zainteresowanie, a namiętność. W dodatku namiętność poety [8].

Tytuł ten od początku budził dyskusje, a i sam Sztaudynger w odpowiedzi na list gratulacyjny od Teofila Matejki (pedagoga, ludowego działacza oświaty i przedstawiciela Wielkopolskiego Związku Teatrów Ludowych) pisał: Myślałem poważnie o zmianie tytułu „bal u lal”; niestety, jesteśmy do niego tak przywiązani, jak „Teatr Ludowy” do swojej okładki. Może w przyszłości konkurs czytelników tę sprawę rozstrzygnie [9]. Konkursu jednak nigdy nie ogłoszono i do końca istnienia czasopismo nie zmieniło tytułu. Łącznie, do wybuchu wojny, wyszło siedem numerów, w sześciu zeszytach (podwójny zeszyt nr 2/3 (4/5) z 1939 r.).

Także okładka czasopisma od razu zdradza, które ludowe tradycje lalkowe były Sztaudyngerowi wyjątkowo bliskie. Jeden z uczonych francuskich wywodzi marionetkę od konika drewnianego oddającego grzbiet dziecku na jazdę w krainę fantazji. My przeto na pierwszą okładkę daliśmy lajkonika, tę marionetkę harcującą po dziś dzień na rynku Krakowa i Mons (Bergen)w Belgii [10]. Lajkonik jest postacią wywodzącą się z ludowej zabawy, której treść nawiązuje do tatarskich napadów na podkrakowskie miejscowości w XIII wieku. Zabawa ta, od lat inscenizowana w Krakowie w pierwszy czwartek (oktawę) po Bożym Ciele dla uczczenia bohaterskiej postawy cechu flisaków, zainspirowała w przeszłości także ludowych twórców szopki, a postać lajkonika weszła na stałe do panteonu jej bohaterów.

Poetycka natura twórcy bardzo silnie oddziaływała na treść czasopisma. Prawie każdy numer otwierał liryk poświęcony lalkom. Są to utwory Sztaudyngera (Śpiew marionetek za sceną, Narodziny Szopki i fraszka zaczynająca się od słów Bóg z uśmiechem się pochyla / Nad teatrem wiotkich łątek...), fraszka Ludwika Pugeta (Cieszyłem się teatrem / oraz dzieci wrzawą, / Z nimi klaskam pacynkom, / Z nimi wołam brawo!) oraz wiersz o szopce autorstwa Bolesława Karpińskiego. Jedynie numer trzeci czasopisma, omawiający kwestie odnoszące się do teatru lalek w szkole, otwiera wypowiedź Naczelnika Szkół Powszechnych Kuratorium Okręgu Szkolnictwa Poznańskiego, Mieczysława Jabczyńskiego.

Chcąc przyszłym czytelnikom wskazać najważniejsze zagadnienia związane z teatrem lalek, już w pierwszym numerze Sztaudynger przedstawił planowaną tematykę pięciu kolejnych wydań. Miały być poświęcone dziecku, marionetkom w szkole, marionetkom w wojsku, stosunkowi marionetek do radia i kina oraz 10-leciu warszawskiego Baja. W praktyce zasada ta okazała się raczej trudna – podsumował Henryk Jurkowski [11]. Udało się bowiem zrealizować tylko trzy z nich: dziecko, szkoła oraz wojsko – co i tak należy uznać za ogromny sukces.

Rozmach, z jakim Sztaudynger przystąpił do redagowania pisma, był imponujący. I choć dziś widać wyraźnie, że lwia część pracy leżała w rękach inicjatora, co z pewnością zaważyło na późniejszych niepowodzeniach wydawnictwa, to natychmiastowe reakcje zarówno środowisk teatralnych i pedagogicznych, jak również osób prywatnych dowodzą, że potrzeba powołania periodyku o tej tematyce była ogromna. Listy z gratulacjami i notki z prasy, które przedrukowywał Sztaudynger od numeru trzeciego, nie pozostawiają wątpliwości. O czasopiśmie „Bal u lal” pisano lub wspominano w „Kurierze Warszawskim”, „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”, „Krakowskim Kurierze Porannym”, „Kurierze Bałtyckim”, „Czasie”, „Naszym Przeglądzie” czy „Tęczy”.

Nowe czasopisma w listach do redakcji witali z radością m.in. Jędrzej Cierniak (wspomniany wcześniej redaktor naczelny „Teatru Ludowego”) i Marian Mikuta, kierownik artystyczny Małopolskiego Związku Teatrów Ludowych, właściciel objazdowego teatrzyku kukiełek, w czasie wojny kierujący Krakowskim Polskim Teatrem Kukiełek. Wśród zainteresowanych znalazł się też Julian Tuwim, który przesłał własne wycinki prasowe dotyczące marionetek w Ameryce, oraz Jan Berger, profesor Uniwersytetu Poznańskiego, historyk literatury niemieckiej, który udostępnił artykuł o marionetkach Rilkego – oba teksty nie doczekały się niestety publikacji. Wśród miłośników teatru marionetek znalazło się też grono anonimowych osób, które przesyłały do redakcji swoje uwagi, scenariusze sztuk lalkowych i szopek, informacje o wydarzeniach w kraju związanych z teatrem lalek czy zachowane wycinki z prasy. Sztaudynger wszystko to odnotowywał i starał się odpowiadać każdemu choć krótkim zdaniem na łamach czasopisma w dziale Rozmawiamy. Wspomniana aktywność przedstawicieli różnych grup, nie tylko profesjonalnie związanych z teatrem, ale także cichych wielbicieli tej sztuki, świadczy o naprawdę dużym zainteresowaniu teatrem lalek w tamtych latach.

Gratulacje wraz z materiałami płynęły także z zagranicy. Sztaudynger przedrukował m.in. listy od Paula McPharlina, prezydenta marionetkarzy amerykańskich, Fritza Wortelmanna, wydawcy niemieckiego „Puppenspieler” oraz Jindřicha Veselýego, wybitnego czeskiego działacza i teoretyka teatru lalek, od 1933 roku honorowego przewodniczącego UNIMA. Dowodzi to także, iż środowiska lalkarskie z innych krajów odnotowały fakt powstania nowego, polskiego czasopisma.

Pomimo wyraźnego braku spójności kolejnych numerów, za stały element wydawnictwa można z pewnością uznać zamieszczanie tekstów sztuk dla teatru marionetek. Część z nich to utwory autorskie lub tłumaczenia własne Sztaudyngera. Są to: fragment utworu dramatycznego dla dzieci Chiński Mur, czyli 101 awantura Stracha na wróble; Książę Jaromir, czyli zbójca Kazimir (sztuka spisana z pamięci na podstawie obejrzanej w Warszawie komedii bulwarowej Korsarz, francuskiego dramatopisarza Marcela Acharda); a także dwie sztuki z repertuaru szkolnych teatrów zagranicznych Kruk i Lis oraz Lew i Mysz (teksty przypisane pannom B. i J. Auroy – nauczycielkom francuskim). W czasopiśmie znalazły się też utwory z repertuarów dwóch lalkarzy wielkopolskich: sztuka pacynkowa Juliana Sójki, lalkarza poznańskiego, zatytułowana Felek Ciapa przy wojsku oraz Edmunda Zaborowskiego, lalkarza z Leszna, Kubuś w Turcji – obie drukowane w podwójnym numerze (4/5) poświęconym lalkom w wojsku.

W pierwszych trzech numerach autorską rubrykę dotyczącą projektowania i wykonywania lalek miała Wanda Pawłowska, absolwentka Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa, związana z Bajem od 1930 roku – najpierw jako scenografka, później także jako aktorka, autorka ilustracji ukazujących prawidłowe wykonanie kukiełek w przedwojennym „Płomyku”. Jej teksty, dotyczące technicznego i plastycznego przygotowania lalek, przeznaczone były dla teatrów amatorskich (domowych i szkolnych). Koncentrowała się w nich na opisaniu konstrukcji poszczególnych elementów, prawidłowym wykonaniu części ruchomych lalki oraz wykorzystaniu odpowiednich materiałów. Wychowana w środowisku Jana Wesołowskiego używała niezmiennie nazwy kukiełka [12]. W swoich tekstach poradnikowych szczegółowo opisała, jak wykonać głowę i tułów lalki-zwierzaka oraz jak powinien wyglądać smok. Artykuły wzbogacała osobiście wykonanymi ilustracjami.

Sztaudynger, który pracował praktycznie sam nad opracowaniem i publikacją poszczególnych numerów, chcąc wypełnić je jak najobficiej materiałami służącymi popularyzacji teatru marionetkowego, dokonywał także licznych przedruków. W kolejnych numerach znalazły się m.in. ilustracja z książki Marii Kownackiej Teatrzyk kukiełek, pokazująca właściwe ułożenie ręki wewnątrz pacynki, karykatura przedstawiającą podobieństwo Josefa Skupy do jednego z jego lalkowych bohaterów – Hurvínka, krótki artykuł Jindřicha Veselýego z czasopisma „Bramborové Divadlo” wraz z ilustracją przedstawiającą inną formę pacynki, wierszowana bajka Franciszka Kniaźnina Lew i Mysz, jako uzupełnienie do sztuki o tym samym tytule, oraz obszerny fragment dziennika Fritza Wortelmanna (nadesłany przez autora), opisujący jego podróże i przemyślenia związane z zawodem aktora lalkarza.

Warto też wspomnieć jeden z nielicznych artykułów krytycznych Sztaudyngera, który znalazł się w pierwszym numerze. Dotyczył on powołania Wielkopolskiej Rodziny Marionetkarzy (z połączenia łątek Polonyi-Polońskiego, pacynek Sójki oraz kukiełek na niciach i drucie Czaplińskiego i Krauzego), a także powstania teatru Błękitny Pajac w Poznaniu. Sztaudynger skrytykował w nim głównie nazwę teatru, pisząc, że pacynka nie ma nic z pajaca, pajacowatość polega bowiem na ultradoskonałym wykończeniu wszelkich części przy bezduszności całej lalki. Pacynka natomiast istnieje właściwie tylko od połowy ciała i ma w sobie całą inteligencję ręki i równocześnie realną rękę. Można by się zgodzić, że pajacem może być łątka (wykończona i cała, bo posiadająca nie tylko ruchomą głowę, ale ręce i nogi), ale nigdy pacynka ani kukła. Pacynka, jak już mówiliśmy, przez swoją rękawiczkowość i połowiczność, kukła przez śmiałą, kanciastą i równocześnie płynną syntezę ruchów [13]. Ta krytyka, zdaniem Lecha Chojnackiego, wynikała ze sporu pomiędzy Janem Sztaudyngerem, który próbował zachować odrębność poszczególnych lalkarzy w ramach powstającego teatru, a Stefanem Polonyi-Polońskim, który chciał doprowadzić do scalenia wszystkich w jeden zespół [14]. Wypowiedź ta, poza sporą dawką ocen, zawiera także drobne recenzje spektakli poszczególnych lalkarzy tworzących Błękitnego Pajaca i są to, co zastanawiające, jedyne recenzje teatralne, jakie zostały opublikowane w tym czasopiśmie.

Poza licznymi tekstami i materiałami Sztaudyngera, w kolejnych numerach można odnaleźć także pojedyncze artykuły Ludwika Pugeta (Świat lalki – ciekawe studium z pogranicza sztuki, psychologii i kultury na temat istnienia lalki teatralnej) oraz Jerzego Kollera (Malarz dzieci, lalek i bajek – tekst poświęcony twórczości Witolda Wojtkiewicza, uzupełniony o list od Wlastimila Hofmana, który zawiera szczątkowe wspomnienia o młodo zmarłym malarzu). Na potrzeby numerów tematycznych teksty napisali: wspomniany wcześniej Mieczysław Jabczyński (Wielka Przyszłość Teatru Marionetek na terenie Szkoły Powszechnej) oraz kapitan Mieczysław Ziębiński (Lalki w wojsku u nas w Poznaniu). Wyraźnie zatem widać, że brakowało w periodyku publikacji naukowych, specjalistycznych, w tym o charakterze teoretycznym, niezbędnych do rozwijania badań nad historią i dziejami teatru lalek.

Co ciekawe, poza główną treścią czasopisma, uwagę czytającego zwracają także ogłoszenia i reklamy, zwłaszcza dotyczące edycji tekstów sztuk lalkowych. W księgarniach można było nabyć utwory Marii Kownackiej i Lucyny Krzemienieckiej, przedruki sztuk Juliana Sójki, Mariana Mikuty, Kazimiery Jeżewskiej czy Wincentego Paca oraz podręczniki do budowy teatrzyków amatorskich (Teatr marionetek Stanisława Roya i Teatrzyk kukiełek Marii Kownackiej). Nie brak też reklam dokumentujących istnienie wypożyczalni scen lalkowych i szopkowych spopularyzowanych w dwudziestoleciu międzywojennym za sprawą warszawskiego Baja. „Bal u lal” stał się przez to, w sposób niezamierzony, nieocenionym źródłem informacji dla historyków oraz badaczy literatury dramatycznej teatru lalek.

Raz jeszcze oddajmy głos Sztaudyngerowi. Pismo przestało wychodzić w chwili, gdy odniosło całkowity sukces. Redakcja przeniesiona została do Warszawy, pismo decyzją Min. W.R. i O.P. [Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego – K.S.] miało wydawać Z.N.P. [Związek Nauczycielstwa Polskiego – K.S.]. Ale nie wyszedł ani jeden dalszy numer. Wybuch drugiej wojny światowej przekreślił te plany [15].

Czy pismo rzeczywiście odniosło całkowity sukces? To sprawa dyskusyjna. Patrząc na dwa ostatnie numery, można podejrzewać, że Sztaudyngerowi zabrakło nie tylko siły, ale i pomysłów na kolejne wydania. Numer siódmy, z lipca 1939 roku, poza wymienionym wcześniej listem Hofmana, artykułem Kollera i fragmentem sztuki Sztaudyngera oraz kilkoma przedrukami obrazów Wojtkiewicza zawiera już tylko krótki głos w dyskusji nad oryginalnością Jasełek Lucjana Rydla.

Być może początkowe oczarowanie szybko minęło, gdy pismo z aspirującego do wydawnictwa popularnonaukowego okazało się być hybrydą pasji, fantazji i subiektywnego podejścia do tematu jego twórcy. „Apostoła marionetek” cechowała ponadto wyraźna dogmatyczność, czy może raczej apodyktyczność, wypowiedzi, co znajdowało odzwierciedlenie w powrotach do poruszanych wcześniej motywów. Czytający często zderzał się z dyskusyjnymi hasłami typu: „Bal u lal” dąży do przeorania psychiki narodowej weselem, przygodą, niespodzianką i możliwościami tkwiącymi w martwej materii!; Teatr lalek (...) jest po prostu prawem dziecka!; Ukochaj marionetki, a powiększysz duszę własną! Zwłaszcza ten ostatni pogląd, zawierający elementy metafizyki, w późniejszych latach spotkał się z licznymi zarzutami.

Dziś pogłębiona, naukowa analiza oraz interpretacja treści tworzących czasopismo „Bal u lal”, w kontekście szerzej pojętej kultury teatralnej II Rzeczypospolitej, a także odczytanie na nowo – z odwołaniem się chociażby do osiągnięć antropologii i socjologii kultury – koncepcji i filozofii teatru lalek samego Jana Sztaudyngera staje się wyzwaniem dla badaczy. Można przyjąć ostrożne założenie, że gdyby zabrakło pełnej pasji działalności Jana Izydora Sztaudyngera, być może dłużej czekalibyśmy na narodziny współczesnego „Teatru Lalek”.


[1] Tadeusz Gicgier, Dwie rozmowy i jedna anegdota. O Janie Sztaudyngerze w 80. rocznicę urodzin, „Życie Literackie” 1984, nr 17, s. 11. W tym artykule autor cytuje obszerne fragmenty rozmowy ze Sztaudyngerem przeprowadzonej w roku 1962. 
[2] Od 1934 roku wychodził m.in. miesięcznik Związku Nauczycielstwa Polskiego „Teatr w Szkole”, który łączył zagadnienia edukacyjne teatru dla dzieci i młodzieży z praktyką szkolną. 
[3] Stanisław Witold Balicki, Sztaudynger nieznany, „Życie Literackie” 1974, nr 10, s. 9. 
[4] Wspomina to w swojej książce jego wieloletni przyjaciel: Wojciech Natanson, Uśmiech i poezja Jana Sztaudyngera, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1976, s. 105. 
[5] Już w numerze pierwszym z roku 1935 redakcja „Teatru Ludowego” zapewniała, że będzie stale zajmować się sprawą teatru kukiełkowego, pomysł jednak upadł. 
[6] Jan Sztaudynger, O polskich czasopismach poświęconych teatrowi lalek, „ Teatr Lalek” 1950, nr 1, s. 35. 
[7] Jan Sztaudynger, Przyjaciele marionetek, entuzjaści teatru i miłośnicy dzieci..., „Bal u lal” 1938, nr 1, s. 3. 
[8] Joanna Rogacka, Jan Sztaudynger i lalki, „Teatr Lalek” 1989, nr 1, s. 11. 
[9] Jan Sztaudynger, Rozmawiamy, „Bal u lal” 1939, nr 1 (3), strona nienumerowana, przedostatnia. 
[10] Prawdopodobnie: Jan Sztaudynger, „Bal u lal” 1938, nr 1, wewnętrzna strona okładki. 
[11] Henryk Jurkowski, Teatr „Baj” i jego epoka, [w:] W kręgu warszawskiego „ Baja”, opracował i zebrał Henryk Jurkowski, PIW, Warszawa 1978, s. 75. 
[12] Od dłuższego czasu toczył się spór pomiędzy Janem Wesołowskim a Janem Sztaudyngerem o nazewnictwo. Wesołowski domagał się kukiełki, jako ogólnej nazwy lalki teatralnej, Sztaudynger zaś marionetki. Ostatecznie wygrała lalka – propozycja, którą Jędrzej Cierniak wyprowadził od staropolskiej łątki. 
[13] Jan Sztaudynger, Sadowa Pacynek, „Bal u lal” 1938, nr 1, s. 14. 
[14] Zob.: Lech Chojnacki, Wokół „Błękitnego Pajaca”. Lalkarze poznańscy 1919– 1939, „Pamiętnik Teatralny” 1987, z. 1-2, s. 279-296. 
[15] Jan Sztaudynger, O polskich..., op.cit., s. 35.

Nowszy post Starszy post Strona główna