O teatrze Układ Formalny
Siedzimy na twardych ławkach bez oparć. Przed nami stoły, krzesła, tablica. I trzech nastoletnich uczniów: dżinsy, sportowe buty, smartfony. Przez godzinę obserwujemy ich przygotowania do konfrontacji z gronem pedagogicznym, zmieniające się strategie obrony i narastający konflikt. O co są oskarżeni? Wiemy jedynie, że dotyczyło to jednej z koleżanek i że być może doszło do G... Ale przecież rzeczy na G dzieją się zwykle w ciemnych parkach, nie w szkolnych klasach w biały dzień. Dopiero po chwili dostrzegamy, że w sali jest ktoś/coś jeszcze. Siedząca ze spuszczoną głową lalka – manekin wielkości człowieka. Bez twarzy, bez znaków szczególnych, bez osobowości. To ona, Kaja, ofiara G. Ofiara – a może prowokatorka?
Obecność lalki na scenie wywołuje w widzach naturalne oczekiwanie na moment animacji. Ten w końcu nastąpi, nie będzie to jednak animacja- ożywienie, ale swoista antyanimacja: ruch, który nie nada lalce duszy, przeciwnie, uczyni ją jeszcze bardziej martwą. Kaja będzie popychana, przerzucana i pokrywana obraźliwymi napisami, aż wreszcie chłopcy (Jerzy Górski, Adam Michał Pietrzak, Maciej Rabski) dojdą do wniosku, że G był „jej winą”. To wtórne uprzedmiotowienie formy lepiej niż jakiekolwiek słowa wyraża wszystko, co dzieje się z ofiarami przemocy seksualnej już po samym akcie, w artykułach i dyskusjach, w których najwięcej uwagi poświęca się sprawcom, marginalizując punkt widzenia ofiar. W dyskursie wokół G kobiety krzywdzi się po raz drugi, odbierając im prawo do podmiotowości: mogą być wyłącznie bohaterkami historii opowiadanych przez mężczyzn.
Spektakl #[+#@!? (słowo na G) w reżyserii Grzegorza Grecasa (premiera w 2017 r.) powstał w ramach drugiej edycji Konkursu im. Jana Dormana z myślą o prezentacji w szkołach. Jego akcja rozgrywa się symultanicznie w klasie i pokoju nauczycielskim. Przedstawienie oparte na znakomitym tekście Magdaleny Drab opowiada o przemocy seksualnej w sposób wstrząsający, choć przecież niedosłowny: poprzez formę. Surowa, minimalistyczna scenografia Agnieszki Aleksiejczuk jest idealnym tłem dla opowieści o banalności zła, które dzieje się tuż obok, każdego dnia i nie ma w sobie nic demonicznego.
Poza Kają na scenie są jeszcze trzy lalki – niewielkie szmaciane awatary chłopców, przypominające przytulanki i używane w ich funkcji, kiedy z bohaterów wychodzi słabość i bezradność. Współczucie, jakie odczuwamy wtedy wobec sprawców – przecież to jeszcze dzieci! – jest co chwila przełamywane, w scenach „dzieci” okrucieństwem i pogardą przewyższają dorosłych. Na ich twarzach pojawiają się upiorne szmaciane worki, skrzyżowanie sadomasochistycznych erotycznych masek z kapturami więźniów Guantanamo. Ten zaskakujący scenograficzny koncept, maska kata i ofiary w jednym, doskonale oddaje niejednoznaczność ról przypisywanych sprawcom przemocy seksualnej.
W spektaklach Układu Formalnego forma jest prosta, ale nigdy nie neutralna. Mocno obecna, zaangażowana, czasami wydaje się przemawiać własnym głosem – zawsze w imieniu ofiar.
Plaża. Pod nogami piasek. Znów jesteśmy w bezpośredniej bliskości aktorów, znów w roli świadków, na granicy fizycznej i psychicznej niewygody. Na naszych oczach Brechtowska Matka Courage (Joanna Gonschorek) robi wszystko, by ocalić swoje dzieci. W spektaklu Grzegorza Grecasa akcja rozgrywa się nie podczas wojny trzydziestoletniej, ale współcześnie, w slumsach targanej nieustannymi konfliktami wojennymi Liberii, a bohaterowie reprezentują trzy najbardziej pokrzywdzone afrykańskie grupy społeczne: kobiety, biedotę i dzieci-żołnierzy.
Przemoc ma tu wiele wymiarów: seksualny, ekonomiczny, fizyczny i symboliczny. Jej sprawcą jest Werbownik (Paweł Palcat), zwany przez główną bohaterkę „massą”, czyli „panem” – ucieleśnienie opresyjnej władzy politycznej, ale także męskiej, klasowej i rasowej dominacji, przewijającej się w historii świata przez wszystkie epoki i kontynenty. Jego władza jest absolutna. To on decyduje, kto ma prawo do życia, kto może zabrać głos, a nawet – kto jest czarny, a kto biały.
Powstały w 2016 r. spektakl Matka Courage krzyczy był pierwszym przedstawieniem zespołu pod nazwą Układ Formalny i od razu po premierze zdobył główną nagrodę, Tukana, Nurtu Off 37. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Grany jest jednak rzadko (ze względu na brak stałej siedziby), głównie w przestrzeniach niescenicznych; ostatnio w fantastycznie zaadaptowanej przez zespół scenerii redłowskiej plaży w ramach Letniego Festiwalu Teatru Gdynia Główna.
Odtwórcy wszystkich ról mówią jednocześnie w dwóch językach: polskim i migowym. Polski język migowy, co wciąż rzadkie w naszym teatrze, jest tu czymś więcej niż tylko środkiem służącym poszerzeniu widowni o osoby niesłyszące: elementem ruchu scenicznego (Małgorzata Rostkowska) i jednym ze środków aktorskiej ekspresji. Każdy z aktorów używa go inaczej, harmonizując gesty z indywidualnością swojej postaci. Miganie Werbownika jest nonszalanckie, przypomina codzienną gestykulację. Katarzyna, niema (do czasu) córka tytułowej bohaterki (Katarzyna Kłaczek), miga gwałtownie i histerycznie, jakby walczyła o życie. Język migowy w Matce Courage... nie jest jedynie narzędziem przekazywania sensów, ale formą, która sama w sobie niesie znaczenie: pozwala pozbawionym głosu mówić, a więc wyzwala.
Motywy przemocy i władzy są mocno obecne we wszystkich spektaklach Układu Formalnego. W inscenizacjach Grecasa widać fascynację teatrem okrucieństwa, dzięki plastycznej wyobraźni i scenograficznym konceptom Agnieszki Aleksiejczuk daleko im jednak do brutalistycznej dosłowności. Okaleczenia, tortury, śmierć w Matce Courage... przedstawiono przy pomocy wyrafinowanych wizualnych metafor. Katowany Schweizerkas (Przemysław Furdak) jest opluwany sztuczną krwią przez popijającego z butelki Werbownika, któremu po tej scenie z kącika ust cieknie czerwona strużka jak po wewnętrznym krwotoku. Agresja niszczy agresora, kat staje się ofiarą, rewolucja pożera swoje dziecko – wszystkie te sensy skondensowane w jednym formalnym zabiegu.
W spektaklu Wszyscy=bogowie we krwi, inspirowanym Władcą much Williama Goldinga, przestrzeń gry wyznacza krąg z wdeptanych w ziemię ubrań i „zwłok” – pokawałkowanych manekinów. To krajobraz po katastrofie, zamieszkany przez tych, którzy (jeszcze) żyją. Aktorzy są na scenie cały czas, ani na chwilę nie znikając z pola widzenia. Siedzimy wokół, obserwując ich zmęczenie, narastające równolegle z wyczerpaniem bohaterów.
Przedstawienie opowiada o mechanizmie narodzin zła, ale nie w sensie esencjonalnym; nie jest ono czynione przez Belzebuba (Kacper Pilch) – rodzi się w grupie. Oryginalne dialogi przeplatane są młodzieżowym slangiem i aluzjami do współczesności. Przekaz jest jasny: to historia, która nadal się wydarza – obok nas, wszędzie, gdzie obecna jest przemoc. Niemoc i bezradność jej ofiar po raz kolejny zostaje wyrażona przy pomocy subtelnego formalnego konceptu. Koncha, w powieści symbol praworządności i sprawiedliwości, w spektaklu Grecasa i Aleksiejczuk ma postać dziecięcej czaszki. Kiedy któryś z bohaterów wznosi ją do góry, żeby – jak u Goldinga – zyskać prawo głosu, ginie mu w dłoni, staje się niewidoczna. Trudno o bardziej wymowną metaforę fasadowej demokracji.
Na metaforze się jednak nie kończy. Bohaterowie, którzy umierają, opuszczają przestrzeń gry, wychodząc z kręgu i jednocześnie z roli. Już jako aktorzy przedstawiają się widzom i wygłaszają prywatne monologi, opowiadając o sytuacjach, w których pozostali bierni wobec przemocy – najczęściej w szkole. Te autentyczne wypowiedzi, pozornie wyjęte z kontekstu przedstawienia, sprawiają, że na widowni zapada martwa cisza.
Układ Formalny to wrocławski kolektyw twórczy powstały w 2016 r. z inicjatywy studentów i absolwentów miejscowego Wydziału Lalkarskiego PWST oraz innych uczelni. Zespół działa w ramach Fundacji Teatr Układ Formalny, finansowanej głównie z programów grantowych. Kierowany przez Piotra Torchałę i Przemysława Furdaka skupia kilkadziesiąt osób. Poza wymienionymi wcześniej są to: Agnieszka Nasierowska (dramaturżka i reżyserka), Jan Głąb (scenograf ), Paweł Głosz i Tymoteusz Witczak (kompozytorzy), Monika Wolińska (pedagożka i psycholożka), Zofia Domaradzka (psycholożka), Jewgienia Aleksandrowa (seksuolożka), a także aktorzy: Anna Andrzejewska, Piotr Bublewicz, Wiktoria Czubaszek, Paulina Mikuśkiewicz i Malwina Rusów.
Kolektyw zawiązał się w 2015 r. w trakcie pracy nad spektaklem #enterorestes w reżyserii Grzegorza Grecasa, realizowanym w ramach 1. edycji Konkursu im. Jana Dormana. Jego pierwszym dużym przedsięwzięciem był udział w projekcie „Program podyplomowej samoformacji aktorskiej” Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we współpracy z wrocławską filią PWST. W ramach programu w ciągu niecałego roku Układ Formalny zrealizował aż cztery spektakle: Piotruś Pan? (reż. zespołowa), Traktat o Androidach: God hates Poland (reż. Grzegorz Grecas), Koniec (reż. Agnieszka Nasierowska) oraz wspomnianych Wszystkich=bogów we krwi.
Układ Formalny to jeden z niewielu polskich teatrów niezależnych mających jasno zdefiniowaną główną grupę docelową – młodzież – i regularnie grający w placówkach edukacyjnych. Teatr w szkole w jego wersji różni się jednak radykalnie od tego, z czym uczniowie mają do czynienia podczas występów innych grup, choćby popularnych teatrów tzw. edukacyjnych, inscenizujących lektury. Po pierwsze, twórcy poruszają tematy dotyczące bezpośrednio problemów swoich odbiorców. Po drugie, mówią tym samym co oni językiem. Po trzecie, podchodzą do swoich projektów z dużą odpowiedzialnością, traktując je nie tylko jako działania artystyczne, ale pedagogiczno-teatralne. Po przedstawieniach w szkołach zawsze odbywają się warsztaty. Ich uczestnikami są nie tylko uczniowie, ale też nauczyciele, co jest dobrą, a wciąż rzadką praktyką. Obecnie zespół pracuje nad międzypokoleniowym projektem Spólnota, inspirowanym ideami polskiego kooperatyzmu i doświadczeniami społeczników z okresu odbudowy Rzeczypospolitej po 1918 roku. Spektakl w reżyserii Marty Streker i Przemysława Furdaka miał premierę 3 listopada 2018 r. we wrocławskim Centrum Historii Zajezdnia.
Zespół Układu Formalnego deklaruje „wiarę w to, że teatr może być realnym narzędziem zmiany”. O jaką zmianę chodzi? Odpowiedzi nie znajdziemy wprawdzie w oficjalnych opisach i wypowiedziach członków kolektywu, ale przyglądając się jego intensywnej i konsekwentnej działalności, możemy udzielić jej sobie sami. Wszystkie przedstawieni Układu Formalnego, na różne sposoby i na różnych poziomach, wyrażają rozczarowanie niespełnionymi obietnicami demokracji. Głęboko eksplorują temat przemocy – jednostkowej, instytucjonalnej i systemowej, a także bezradności jednostki wobec niej. Oddają głos tym, którzy wciąż pozostają niesłyszalni: ofiarom prześladowań ze względu na płeć, rasę, społeczne lub indywidualne dysfunkcje. Ich zastępczym językiem staje się teatr. Nie jest to jednak popularny w mainstreamie publicystyczny i bombardujący widza tekstem teatr polityczny, ale teatr formy – uderzającej w ciszy, z zaskoczenia, dużo mocniej niż słowo. I, co ważniejsze, pozostawiającej widzowi przestrzeń na własną interpretację.
Siedzimy na twardych ławkach bez oparć. Przed nami stoły, krzesła, tablica. I trzech nastoletnich uczniów: dżinsy, sportowe buty, smartfony. Przez godzinę obserwujemy ich przygotowania do konfrontacji z gronem pedagogicznym, zmieniające się strategie obrony i narastający konflikt. O co są oskarżeni? Wiemy jedynie, że dotyczyło to jednej z koleżanek i że być może doszło do G... Ale przecież rzeczy na G dzieją się zwykle w ciemnych parkach, nie w szkolnych klasach w biały dzień. Dopiero po chwili dostrzegamy, że w sali jest ktoś/coś jeszcze. Siedząca ze spuszczoną głową lalka – manekin wielkości człowieka. Bez twarzy, bez znaków szczególnych, bez osobowości. To ona, Kaja, ofiara G. Ofiara – a może prowokatorka?
Słowo na G | fot. T. Papuczys |
Obecność lalki na scenie wywołuje w widzach naturalne oczekiwanie na moment animacji. Ten w końcu nastąpi, nie będzie to jednak animacja- ożywienie, ale swoista antyanimacja: ruch, który nie nada lalce duszy, przeciwnie, uczyni ją jeszcze bardziej martwą. Kaja będzie popychana, przerzucana i pokrywana obraźliwymi napisami, aż wreszcie chłopcy (Jerzy Górski, Adam Michał Pietrzak, Maciej Rabski) dojdą do wniosku, że G był „jej winą”. To wtórne uprzedmiotowienie formy lepiej niż jakiekolwiek słowa wyraża wszystko, co dzieje się z ofiarami przemocy seksualnej już po samym akcie, w artykułach i dyskusjach, w których najwięcej uwagi poświęca się sprawcom, marginalizując punkt widzenia ofiar. W dyskursie wokół G kobiety krzywdzi się po raz drugi, odbierając im prawo do podmiotowości: mogą być wyłącznie bohaterkami historii opowiadanych przez mężczyzn.
Spektakl #[+#@!? (słowo na G) w reżyserii Grzegorza Grecasa (premiera w 2017 r.) powstał w ramach drugiej edycji Konkursu im. Jana Dormana z myślą o prezentacji w szkołach. Jego akcja rozgrywa się symultanicznie w klasie i pokoju nauczycielskim. Przedstawienie oparte na znakomitym tekście Magdaleny Drab opowiada o przemocy seksualnej w sposób wstrząsający, choć przecież niedosłowny: poprzez formę. Surowa, minimalistyczna scenografia Agnieszki Aleksiejczuk jest idealnym tłem dla opowieści o banalności zła, które dzieje się tuż obok, każdego dnia i nie ma w sobie nic demonicznego.
Poza Kają na scenie są jeszcze trzy lalki – niewielkie szmaciane awatary chłopców, przypominające przytulanki i używane w ich funkcji, kiedy z bohaterów wychodzi słabość i bezradność. Współczucie, jakie odczuwamy wtedy wobec sprawców – przecież to jeszcze dzieci! – jest co chwila przełamywane, w scenach „dzieci” okrucieństwem i pogardą przewyższają dorosłych. Na ich twarzach pojawiają się upiorne szmaciane worki, skrzyżowanie sadomasochistycznych erotycznych masek z kapturami więźniów Guantanamo. Ten zaskakujący scenograficzny koncept, maska kata i ofiary w jednym, doskonale oddaje niejednoznaczność ról przypisywanych sprawcom przemocy seksualnej.
W spektaklach Układu Formalnego forma jest prosta, ale nigdy nie neutralna. Mocno obecna, zaangażowana, czasami wydaje się przemawiać własnym głosem – zawsze w imieniu ofiar.
Plaża. Pod nogami piasek. Znów jesteśmy w bezpośredniej bliskości aktorów, znów w roli świadków, na granicy fizycznej i psychicznej niewygody. Na naszych oczach Brechtowska Matka Courage (Joanna Gonschorek) robi wszystko, by ocalić swoje dzieci. W spektaklu Grzegorza Grecasa akcja rozgrywa się nie podczas wojny trzydziestoletniej, ale współcześnie, w slumsach targanej nieustannymi konfliktami wojennymi Liberii, a bohaterowie reprezentują trzy najbardziej pokrzywdzone afrykańskie grupy społeczne: kobiety, biedotę i dzieci-żołnierzy.
Przemoc ma tu wiele wymiarów: seksualny, ekonomiczny, fizyczny i symboliczny. Jej sprawcą jest Werbownik (Paweł Palcat), zwany przez główną bohaterkę „massą”, czyli „panem” – ucieleśnienie opresyjnej władzy politycznej, ale także męskiej, klasowej i rasowej dominacji, przewijającej się w historii świata przez wszystkie epoki i kontynenty. Jego władza jest absolutna. To on decyduje, kto ma prawo do życia, kto może zabrać głos, a nawet – kto jest czarny, a kto biały.
Powstały w 2016 r. spektakl Matka Courage krzyczy był pierwszym przedstawieniem zespołu pod nazwą Układ Formalny i od razu po premierze zdobył główną nagrodę, Tukana, Nurtu Off 37. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Grany jest jednak rzadko (ze względu na brak stałej siedziby), głównie w przestrzeniach niescenicznych; ostatnio w fantastycznie zaadaptowanej przez zespół scenerii redłowskiej plaży w ramach Letniego Festiwalu Teatru Gdynia Główna.
Odtwórcy wszystkich ról mówią jednocześnie w dwóch językach: polskim i migowym. Polski język migowy, co wciąż rzadkie w naszym teatrze, jest tu czymś więcej niż tylko środkiem służącym poszerzeniu widowni o osoby niesłyszące: elementem ruchu scenicznego (Małgorzata Rostkowska) i jednym ze środków aktorskiej ekspresji. Każdy z aktorów używa go inaczej, harmonizując gesty z indywidualnością swojej postaci. Miganie Werbownika jest nonszalanckie, przypomina codzienną gestykulację. Katarzyna, niema (do czasu) córka tytułowej bohaterki (Katarzyna Kłaczek), miga gwałtownie i histerycznie, jakby walczyła o życie. Język migowy w Matce Courage... nie jest jedynie narzędziem przekazywania sensów, ale formą, która sama w sobie niesie znaczenie: pozwala pozbawionym głosu mówić, a więc wyzwala.
Motywy przemocy i władzy są mocno obecne we wszystkich spektaklach Układu Formalnego. W inscenizacjach Grecasa widać fascynację teatrem okrucieństwa, dzięki plastycznej wyobraźni i scenograficznym konceptom Agnieszki Aleksiejczuk daleko im jednak do brutalistycznej dosłowności. Okaleczenia, tortury, śmierć w Matce Courage... przedstawiono przy pomocy wyrafinowanych wizualnych metafor. Katowany Schweizerkas (Przemysław Furdak) jest opluwany sztuczną krwią przez popijającego z butelki Werbownika, któremu po tej scenie z kącika ust cieknie czerwona strużka jak po wewnętrznym krwotoku. Agresja niszczy agresora, kat staje się ofiarą, rewolucja pożera swoje dziecko – wszystkie te sensy skondensowane w jednym formalnym zabiegu.
W spektaklu Wszyscy=bogowie we krwi, inspirowanym Władcą much Williama Goldinga, przestrzeń gry wyznacza krąg z wdeptanych w ziemię ubrań i „zwłok” – pokawałkowanych manekinów. To krajobraz po katastrofie, zamieszkany przez tych, którzy (jeszcze) żyją. Aktorzy są na scenie cały czas, ani na chwilę nie znikając z pola widzenia. Siedzimy wokół, obserwując ich zmęczenie, narastające równolegle z wyczerpaniem bohaterów.
Przedstawienie opowiada o mechanizmie narodzin zła, ale nie w sensie esencjonalnym; nie jest ono czynione przez Belzebuba (Kacper Pilch) – rodzi się w grupie. Oryginalne dialogi przeplatane są młodzieżowym slangiem i aluzjami do współczesności. Przekaz jest jasny: to historia, która nadal się wydarza – obok nas, wszędzie, gdzie obecna jest przemoc. Niemoc i bezradność jej ofiar po raz kolejny zostaje wyrażona przy pomocy subtelnego formalnego konceptu. Koncha, w powieści symbol praworządności i sprawiedliwości, w spektaklu Grecasa i Aleksiejczuk ma postać dziecięcej czaszki. Kiedy któryś z bohaterów wznosi ją do góry, żeby – jak u Goldinga – zyskać prawo głosu, ginie mu w dłoni, staje się niewidoczna. Trudno o bardziej wymowną metaforę fasadowej demokracji.
Na metaforze się jednak nie kończy. Bohaterowie, którzy umierają, opuszczają przestrzeń gry, wychodząc z kręgu i jednocześnie z roli. Już jako aktorzy przedstawiają się widzom i wygłaszają prywatne monologi, opowiadając o sytuacjach, w których pozostali bierni wobec przemocy – najczęściej w szkole. Te autentyczne wypowiedzi, pozornie wyjęte z kontekstu przedstawienia, sprawiają, że na widowni zapada martwa cisza.
Układ Formalny to wrocławski kolektyw twórczy powstały w 2016 r. z inicjatywy studentów i absolwentów miejscowego Wydziału Lalkarskiego PWST oraz innych uczelni. Zespół działa w ramach Fundacji Teatr Układ Formalny, finansowanej głównie z programów grantowych. Kierowany przez Piotra Torchałę i Przemysława Furdaka skupia kilkadziesiąt osób. Poza wymienionymi wcześniej są to: Agnieszka Nasierowska (dramaturżka i reżyserka), Jan Głąb (scenograf ), Paweł Głosz i Tymoteusz Witczak (kompozytorzy), Monika Wolińska (pedagożka i psycholożka), Zofia Domaradzka (psycholożka), Jewgienia Aleksandrowa (seksuolożka), a także aktorzy: Anna Andrzejewska, Piotr Bublewicz, Wiktoria Czubaszek, Paulina Mikuśkiewicz i Malwina Rusów.
Kolektyw zawiązał się w 2015 r. w trakcie pracy nad spektaklem #enterorestes w reżyserii Grzegorza Grecasa, realizowanym w ramach 1. edycji Konkursu im. Jana Dormana. Jego pierwszym dużym przedsięwzięciem był udział w projekcie „Program podyplomowej samoformacji aktorskiej” Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we współpracy z wrocławską filią PWST. W ramach programu w ciągu niecałego roku Układ Formalny zrealizował aż cztery spektakle: Piotruś Pan? (reż. zespołowa), Traktat o Androidach: God hates Poland (reż. Grzegorz Grecas), Koniec (reż. Agnieszka Nasierowska) oraz wspomnianych Wszystkich=bogów we krwi.
Układ Formalny to jeden z niewielu polskich teatrów niezależnych mających jasno zdefiniowaną główną grupę docelową – młodzież – i regularnie grający w placówkach edukacyjnych. Teatr w szkole w jego wersji różni się jednak radykalnie od tego, z czym uczniowie mają do czynienia podczas występów innych grup, choćby popularnych teatrów tzw. edukacyjnych, inscenizujących lektury. Po pierwsze, twórcy poruszają tematy dotyczące bezpośrednio problemów swoich odbiorców. Po drugie, mówią tym samym co oni językiem. Po trzecie, podchodzą do swoich projektów z dużą odpowiedzialnością, traktując je nie tylko jako działania artystyczne, ale pedagogiczno-teatralne. Po przedstawieniach w szkołach zawsze odbywają się warsztaty. Ich uczestnikami są nie tylko uczniowie, ale też nauczyciele, co jest dobrą, a wciąż rzadką praktyką. Obecnie zespół pracuje nad międzypokoleniowym projektem Spólnota, inspirowanym ideami polskiego kooperatyzmu i doświadczeniami społeczników z okresu odbudowy Rzeczypospolitej po 1918 roku. Spektakl w reżyserii Marty Streker i Przemysława Furdaka miał premierę 3 listopada 2018 r. we wrocławskim Centrum Historii Zajezdnia.
Zespół Układu Formalnego deklaruje „wiarę w to, że teatr może być realnym narzędziem zmiany”. O jaką zmianę chodzi? Odpowiedzi nie znajdziemy wprawdzie w oficjalnych opisach i wypowiedziach członków kolektywu, ale przyglądając się jego intensywnej i konsekwentnej działalności, możemy udzielić jej sobie sami. Wszystkie przedstawieni Układu Formalnego, na różne sposoby i na różnych poziomach, wyrażają rozczarowanie niespełnionymi obietnicami demokracji. Głęboko eksplorują temat przemocy – jednostkowej, instytucjonalnej i systemowej, a także bezradności jednostki wobec niej. Oddają głos tym, którzy wciąż pozostają niesłyszalni: ofiarom prześladowań ze względu na płeć, rasę, społeczne lub indywidualne dysfunkcje. Ich zastępczym językiem staje się teatr. Nie jest to jednak popularny w mainstreamie publicystyczny i bombardujący widza tekstem teatr polityczny, ale teatr formy – uderzającej w ciszy, z zaskoczenia, dużo mocniej niż słowo. I, co ważniejsze, pozostawiającej widzowi przestrzeń na własną interpretację.