Przemysł filmowy niemal od początku korzystał z pomocy i osiągnięć lalkarzy. Zdarzało się, że producenci wynajmowali do nagrań gotowe i znane z występów lalki, chociaż zdecydowanie częściej zamawiali zupełnie nowe – zwłaszcza takie, które w typowej sytuacji teatralnej nie miałyby racji bytu. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku filmowa technika lalkarska dalece prześcignęła technikę teatralną, powołując do życia formy tak skomplikowane i różnorodne, że aż wymykające się próbie kategoryzacji według znanych i powszechnie stosowanych podziałów. Nie ma tu niestety miejsca na fantastyczną podróż śladami wszystkich tych tworów, a także ich twórców i animatorów, choć doskonale wiemy, że dzięki nim filmowy świat jest zdecydowanie ciekawszy, bogatszy i barwniejszy. Skupmy się zatem tylko na podziale wynikającym z kategorii obecności, odwołując się do najbardziej rozpoznawalnych filmowych przykładów.
Mupetty: Poza prawem | reż. James Bobin | Dystr. The Walt Disney Company (Polska) |
Występowanie lalek na srebrnym ekranie można podzielić według pięciu schematów: 1. Teatr lalek jako epizod w filmie. 2. Lalka lub teatr lalek jako stały motyw filmu. 3. Lalkowi bohaterowie występujący w świecie ludzi. 4. Lalkowi bohaterowie żyjący w swoim własnym świecie. 5. Filmy dokumentalne o teatrze lalek, jego dziejach i twórcach. Zanim omówię ten podział pragnę jedynie zaznaczyć, że pomijam tu filmy, które powstały metodą poklatkową
stop motion, gdyż wymaga ona innej formy pracy i odmiennych konstrukcyjnie lalek, a tym samym jest sztuką równoległą do interesującej nas, lalkarskiej.
Teatr lalek jako epizod
Lalkowy epizod w filmie ma zazwyczaj sens symboliczny – gdy krótka scenka jest komentarzem odnoszącym się do sytuacji bohatera lub bohaterów – albo realistyczny, kiedy przyjmuje formę obrazka sytuacyjnego, który często nie ma znaczenia dla dalszych ich losów. Twórcy sięgają wówczas po klasyczne i dobrze rozpoznawalne gatunki, takie jak marionetka czy pacynka, i pokazują je w ich naturalnej przestrzeni – teatru lub występu ulicznego. Takie epizodyczne sceny najczęściej odnaleźć można w komediach, dramatach, filmach obyczajowych, thrillerach lub musicalach.
Doskonałym przykładem z okresu kina czarno-białego jest produkcja grozy z 1944 roku w reżyserii Edgara Georga Ulmera, oparta na baśni Charles’a Perraulta i zatytułowana Bluebeard (Sinobrody). Opowiada o seryjnym mordercy kobiet, który w filmowej adaptacji jest lalkarzem i malarzem nazwanym Gaston Morrell. Jego kolejną ofiarą ma być młoda i piękna Modiste Lucille. Morderca wypatruje ją pośród publiczności, w trakcie pokazu marionetkowej inscenizacji opery Faust Charles’a Gounoda. Chęć porwania Modiste przeplata się w filmie ze sceną uwiedzenia Małgorzaty przez Fausta.
Kino kolorowe obfituje w podobne przykłady. W 1960 roku na planie G.I. Blues (Żołnierski blues) w reżyserii Normana Tauroga sam Elvis Presley (grający rolę amerykańskiego żołnierza) wystąpił w towarzystwie rozkosznej, choć niemej lalki rękawiczkowej, ubranej w typowy bawarski strój. Król rock’n’rolla, wychylony ponad uliczny parawan, śpiewał opartą na niemieckiej muzyce ludowej piosenkę Wooden Heart, by wzbudzić zainteresowanie swojej filmowej miłości.
Najbardziej zapadająca w pamięć jest jednak scena z nagrodzonego pięcioma Oscarami filmu muzycznego w reżyserii Roberta Wise’a The Sound of Music (Dźwięki muzyki) z 1965 roku, w którym guwernantka Maria (w tej roli Julie Andrews) wraz ze swymi podopiecznymi wystawia spektakl marionetkowy dla ojca dzieci i jego wysoko urodzonych przyjaciół. The Lonely Goatherd - bo taki nosi tytuł piosenka, do której odbywa się pokaz - jest zabawną i dynamiczną etiudą, prezentującą obrazki sytuacyjne z rejonu Salzburga, gdzie rozgrywa się akcja filmu. Autorem i rzeczywistym animatorem marionetek był wybitny amerykański lalkarz Bil Baird, który od połowy lat pięćdziesiątych cieszył najmłodszą publiczność kanału telewizyjnego CBS występami w towarzystwie swojego wiernego towarzysza, lwa Charlemane’a.
Warto też wspomnieć polsko-francusko-norweską produkcję w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego Podwójne życie Weroniki z 1991 roku. W jednej ze scen Véronique (Irène Jacob) ogląda spektakl w teatrze dla dzieci – fragment etiudy amerykańskiego lalkarza solisty Bruce’a Schwartza. Pokazana tam przemiana lalkowej postaci – odradzającej się po śmierci jako motyl – jest metaforą egzystencjalnej metamorfozy, którą przechodzi główna bohaterka. Podobne epizodyczne sceny można odnaleźć między innymi w filmach Being John Malkovich (Być jak John Malkovich) w reżyserii Spike’a Jonze’a (2000) oraz Dolls (Lalki) w reżyserii Takeshi Kitano (2002).
Jako przykład nieco odmienny warto przypomnieć scenę z piosenką We Both Reached for the Gun z filmowej adaptacji musicalu Chicago w reżyserii Roba Marshalla z 2002 roku. W jej trakcie zwykła konferencja prasowa, na której oskarżona o zastrzelenie kochanka Roxie Hart (grana przez Renée Zellweger) prezentuje swoją wersję zdarzeń, przemienia się w wielki teatr marionetek sterowany przez jej obrońcę, Billy’ego Flynna (Richard Gere). Metaforyczny i mocno teatralizowany obrazek (dziennikarze przywiązani do długich nici-szarf ginących ponad rampą kabaretowej sceny) ukazuje, jak zdolny i pazerny prawnik potrafi manipulować nie tylko klientem, ale także opinią publiczną.
Lalka lub teatr lalek jako motyw
Wykorzystanie lalki lub teatru lalek jako powtarzającego się lub stałego motywu wynika zazwyczaj z osadzenia akcji filmu w środowisku lalkarzy lub pasjonatów tego gatunku sztuki. Sceny z udziałem lalek wprowadzane są wówczas na podobnych zasadach jak lalkowe epizody, z tą różnicą, że obrazki sytuacyjne mają swoje uzasadnienie w treści opowiadanej historii. Twórcy sięgają po te same, rozpoznawalne gatunki lalek, choć popularna jest też – zwłaszcza w filmach pochodzących ze Stanów Zjednoczonych – lalka brzuchomówcy. Nie ma także zbytnich różnic w gatunkach filmowych, w których pojawiają się omawiane motywy.
Listę otwiera I am Suzanne z 1933 roku w reżyserii Rowlanda Vance’a Lee z niemiecką gwiazdą kina Lilian Harvey w roli tytułowej. Dość skomplikowana historia rozgrywająca się w środowisku lalkarzy jest opowieścią o rodzącej się miłości pomiędzy tytułową Suzanne i marionetkarzem Tonym. Emocjonalne wzloty i upadki bohaterki ukazane są w długich i niekiedy wręcz surrealistycznych scenach. Wykorzystano w nich słynne lalki z Teatro dei Piccoli z Rzymu, który prowadzi Vittorio Podrecca, a także lalki zespołu Yale Puppeteers z Connecticut w Stanach Zjednoczonych.
W tym zbiorze ważny jest także film muzyczny w reżyserii Charlesa Waltersa z 1953 roku zatytułowany Lili. Pokazana w nim historia miłosna rozgrywa się pomiędzy młodziutką, bezdomną sierotą Lili (Lesile Caron) a byłym tancerzem, który po wypadku zajął się lalkarstwem, Paulem (Mel Ferrer). Ukrywając swoją ułomność, Paul komunikuje się z dziewczyną jedynie za pomocą swoich pacynek. W jednej z pamiętnych scen Lili śpiewa piosenkę Hi-Lili, Hi-Lo w duecie z rudowłosą pacynką Carrot Topem – bohaterem teatrzyku Paula. Na planie filmowym autorami i animatorami lalek byli tworzący wybitny amerykański duet kabareciarzy Paul Walton i Michael O’Rourke. Natomiast muzykę do filmu – nagrodzoną rok później Oscarem – napisał polski kompozytor, Bronisław Kaper.
Lalkę brzuchomówcy jako stały motyw w filmie wykorzystał między innymi Richard Attenborough, realizując w 1978 roku thriller Magic (Magia), w którym pozbawiony talentu magik Corky (grany przez Anthony’ego Hopkinsa) po nieudanym występie próbuje swoich sił jako lalkarz. Akcja dramatycznie się zmienia, gdy lalka imieniem Fats zaczyna przejmować kontrolę nad swoim animatorem. Widz do końca nie wie, czy Corky’ego dręczą problemy psychiatryczne, czy może Fats jest nawiedzony. Po tę technikę lalkarską sięgnął także Greg Pritikin w komedii Dummy (Brzuchomówca) z 2002 roku. W filmie niedojrzały emocjonalnie Steven (Adrien Brody) wyraża się głównie za pośrednictwem swojej lalki – sobowtóra, z którą nie potrafi się rozstać. Postawa Stevena wywołuje szereg zabawnych sytuacji, a w finale okazuje się początkiem wymarzonej kariery.
Z naszej rodzimej kinematografii warto wspomnieć zwłaszcza film Janusza Morgensterna Do widzenia, do jutra... z 1960 roku. Akcja, osadzona w Gdańsku końca lat pięćdziesiątych, dzieje się w środowisku młodzieży akademickiej grupującej się w teatry studenckie, a główne role grają Zbigniew Cybulski i Teresa Tuszyńska. Do filmu wpleciono fragment występu teatrzyku rąk Bim-Bom założonego przez Cybulskiego i studentów Politechniki Gdańskiej w 1954 roku. Zachowane obrazki do dziś służą studentom na naszych wydziałach lalkarskich jako inspirujący przykład warsztatu techniki dłoni.
Tu także trzeba wymienić wyprodukowaną w 2016 roku komedię romantyczną, którą wyreżyserował Słoweniec Mitja Okorn, Planeta Singli. Rzecz dzieje się w środowisku show-biznesu, a lalki są tam bohaterami satyrycznego programu telewizyjnego poświęconego nieudanym związkom zawieranym przez aplikacje telefoniczne, prowadzonego przez Tomka Wilczyńskiego (w tej roli Maciej Stuhr). Autorem lalek – wykonanych w technice muppetów – jest robiący karierę w mediach i wywodzący się z programów typu talent-show Kony, czyli Konrad Czarkowski. W bieżącym roku do kin wejdzie druga część filmu.
Lalkowi bohaterowie w świecie ludzi
Najobszerniejszą grupę stanowią filmy, w których lalki występują na tych samych zasadach, co aktorzy grający w żywym planie – są częścią kreowanego świata. Takich bohaterów spotykamy przede wszystkim w filmach fantasy, science fiction, baśniach, horrorach i komediach. Ponieważ często są postaciami pierwszoplanowymi – od których wymaga się niezwykłej precyzji ruchów czy bogatej mimiki – konstrukcyjnie odbiegają od znanych gatunków, będąc lalkami bardzo złożonymi i różnorodnymi. Zdarza się też, że jedną postać gra w filmie cała grupa wizualnie identycznych animantów, a każdy z nich posiada inne właściwości. Mowa o skomplikowanych formach, ale do tej grupy należą też wszelkiego rodzaju kostiumy i maski przekształcające wygląd aktora. Zbiór jest zatem całkiem liczny. Nie ma jednak sensu wymieniać wszystkich filmów o przygodach Godzilli, popularnych dziś superbohaterach czy omawiać kolejnych epizodów serii Star Trek. Przyjrzyjmy się tylko tym, które wyróżniają się na tle pozostałych.
Nasilenie filmów z udziałem lalkowych bohaterów żyjących w świecie ludzi przypada na koniec lat siedemdziesiątych i jest bezwzględnie powiązane z dokonaniami Jima Hensona. Od The Muppet Movie (Wielka wyprawa muppetów) z 1979 roku, przez The Great Muppet Caper (Muppety na tropie) z 1981, aż do kultowego Labyrinth (Labirynt) z 1986 Henson jako producent, reżyser, autor i animator – wraz z potężną ekipą lalkarzy, plastyków, techników i scenografów – rozwijał nurt kina, w którym na pierwszym planie znajdowała się lalka. Z pewnością nie byłoby to możliwe, gdyby nie determinacja i niezwykła pracowitość artysty, ale również bogate doświadczenie zdobyte w pracy z lalkami w telewizji.
Równolegle z własnymi produkcjami Jim Henson i jego ekipa pracowali też na zlecenie innych wytwórni, a do historii kina przeszła zwłaszcza saga George’a Lucasa Star Wars (Gwiezdne wojny). Choć najbardziej rozpoznawalna lalka – Mistrz Yoda, animowany przez znanego jako Miss Piggy Franka Oza – występuje dopiero w epizodzie z 1980 roku, to i tak ilość i różnorodność lalkowych bytów, które pojawiły się w filmie rozpoczynającym historię, A New Hope (Nowa nadzieja) z 1977 roku, była zachwycająca. Siła lalek w Gwiezdnych wojnach jest tak potężna, że po nieudanej próbie zastąpienia ich animacjami komputerowymi w epizodach I-III, a także po krytykowanej przez fanów zremasterowanej wersji epizodów IV-VI producenci wprowadzili je ponownie do epizodów kręconych po 2010 roku (oczywiście mieszając je ze wszechobecną dziś animacją cyfrową).
Do tej grupy filmów należą także cieszące się wielką popularnością horrory science fiction, w których budzące lęk istoty niemal zawsze grane były przez lalki. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych jest tytułowy Obcy z serii filmów zapoczątkowanych w 1979 roku przez Ridleya Scotta. Coraz łatwiejsze w dostępie materiały w stylu „making off” czy „behind the scenes” ukazują, że mimo rozwoju technik komputerowych filmowcy nieprzerwanie korzystają z pomocy lalkarzy, którzy konstruują do każdej kolejnej części (a jest ich dziś, łącznie z różnymi hybrydami, osiem) potężne ożywione postaci Królowej i jej morderczego potomstwa.
Ważnym przykładem jest też film mistrza horroru Johna Carpentera The Thing (Coś) z 1982 roku. Opowieść, skupiona na heroicznej walce amerykańskich naukowców przebywających na polarnej stacji badawczej z obudzonym do życia po tysiącach lat hibernacji obcym organizmem, nie byłaby możliwa, gdyby nie lalki. Tytułowe Coś posiada bowiem zdolność transformacji i na ekranie przyjmuje niezwykle wyrafinowane kształty.
Do tego grona należy też grupa horrorów z lalkami mordercami w rolach głównych. Do dziś hitem jest seria, którą rozpoczął film Child’s Play (Laleczka Chucky) z 1988 roku w reżyserii Toma Hollanda. Niezwykle intensywna praca włożona przez zespół konstruktorów pod przewodnictwem Kevina Yaghera zaowocowała stworzeniem kilkumetrowej wysokości lalek przedstawiających Chucky’ego, a do animacji najbardziej skomplikowanej trzeba było aż siedmiu lalkarzy. Podobne w konwencji były Dolly Dearest (Ukochana laleczka) w reżyserii Marii Lease z 1991 czy Dead Silence (Martwa cisza) w reżyserii Jamesa Wana z 2007 roku.
Na tle tych ciężkich gatunkowo filmów można wymienić zabawne Gremlins (Gremliny rozrabiają) z 1984 roku w reżyserii Joego Dantego. Pocieszne, choć mordercze z natury zielone stwory, które opanowują małe amerykańskie miasteczko, zyskały tak wielu fanów – zwłaszcza dzięki głównej lalce mogwaja Gizmo – że producenci zdecydowali się kontynuować historię. Niestety budżet wydany na produkcję lalek do drugiej części ledwo się zwrócił.
Niezliczoną ilość lalkowych bohaterów mają też filmy przygodowe i fantasy. Pośród najbardziej rozpoznawalnych można wymienić E.T. w reżyserii Stevena Spielberga z 1982 roku, The Neverending Story (Niekończąca się opowieść) w reżyserii Wolfganga Petersena z 1984, Ghostbusters (Pogromcy duchów) w reżyserii Ivana Reitmana z 1984, Little Shop of Horrors (Krwiożercza roślina) w reżyserii Franka Oza z 1986 czy Jurassic Park (Park Jurajski) z 1993 roku, znów w reżyserii Spielberga. To lista oczywiście mocno okrojona, ale reprezentatywna – kto bowiem nie pamięta takich postaci, jak kosmita ze świecącym palcem, biały i włochaty smok Falkor czy krwiożercza przerośnięta rosiczka Audrey. Nie wspominając o hordzie biegających po ekranie dinozaurów, które w części ujęć grane były właśnie za pomocą lalek.
W tej grupie także my mamy się czym pochwalić, mowa o wyprodukowanej w 1983 roku (wspólnie z naszymi wschodnimi sąsiadami) Akademii Pana Kleksa. Reżyserem filmu był Krzysztof Gradowski, a w rolę szalonego profesora wcielił się Piotr Fronczewski. Dziś mało kto pamięta, że głównym animatorem na planie był związany wówczas z Teatrem Lalek w Wałbrzychu Wiesław Lipiński, choć musiał on mieć pomocników, zwłaszcza przy kręceniu sceny w niebie dla psów.
Lalkowi bohaterowie w swoim własnym świecie
Całkowicie lalkowy świat należy przede wszystkim do filmów animowanych, czyli realizowanych wspomnianą na początku metodą poklatkową. Istnieje jednak spora grupa dzieł kinowych, w których animacja odbywa się bezpośrednio przed kamerą, a lalki biorące udział w tym procesie są jedynymi bohaterami. Należą do nich zwłaszcza filmy przygodowe, fantasy, bajki i baśnie, choć nie brak też filmów akcji. Lalki biorące udział w tych produkcjach prezentują pełną paletę gatunków.
Na wstępie wymienić trzeba zapomniany dziś przygodowy film w reżyserii Włocha Carlo Campogallianiego I quattro Moschettieri (Czterej muszkieterowie) z 1936 roku. Rolę walecznych Francuzów zagrały marionetki na długich niciach, a łączna liczba lalek, które pojawiły się na planie, przekroczyła trzysta sztuk.
Do tej grupy filmów należą też pełne akcji Thunderbirds Are Go (1966) i Thunderbird 6 (1968) – oba w reżyserii Davida Lane’a – opowiadające o ekipie superszpiegów działających na rzecz Wielkiej Brytanii. Pełnometrażowe obrazy stanowiły kontynuację popularnego, dwusezonowego serialu produkcji brytyjskiej, którego twórcą był Gerry Anderson. Producent ten wraz z firmą AP Films wprowadził na rynek lalki w autorskiej technice supermariation. Była to forma lalek strunowych, których cięgła biegły wewnątrz korpusu animanta. Później takie rozwiązania stosowano w wielu produkcjach filmowych, a przykładem jest wspomniana wyżej lalka z horroru Child’s Play.
W nawiązaniu do omówionych produkcji z lat sześćdziesiątych Trey Parker – reżyser popularnej i politycznie niepoprawnej serii kreskówek South Park (Miasteczko South Park) – w 2004 roku nakręcił lalkowy Team America: World Police (Ekipa Ameryka: Policjanci z jajami), superprodukcję o tajnej drużynie amerykańskich funkcjonariuszy walczących z terrorystami na całym świecie. W filmie długoniciowe marionetki biegają, strzelają, jeżdżą motocyklami, latają helikopterami i uprawiają seks, a głównym czarnym charakterem jest koreański przywódca Kim Jong Il.
Także w 2004 roku odbyła się premiera skandynawskiego filmu Strings (tłumaczonego na polski jako
Zemsta Hebalończyka) w reżyserii Andersa Rønnowa Klarlunda. Do tej produkcji rzeźbione i pełne dostojności marionetki na długich niciach robił zespół artystów, którym przewodził wybitny islandzki lalkarz solista Bernd Ogrodnik. Film utrzymany jest w klimacie mitologiczno-fantastycznym, a eksponowane nici podkreślają symboliczne rozumienie człowieka jako marionetki w rękach niewidzialnego boga.
Zamknijmy tę grupę ciekawym przykładem niskobudżetowego Dante’s Inferno (Piekło Dantego) w reżyserii Sean Meredith, który powstał w 2007 roku. Poemat Włocha – rozegrany w realiach dzisiejszego świata – realizowany jest tam w popularnej w XIX wieku technice teatru papierowych figur. Postaci mają nie tylko ruchome członki, ale są także lalkami trickowymi, rozpadającymi się lub zmieniającymi kształt przed okiem kamery.
Filmy dokumentalne
Większość filmów dokumentalnych, w których mowa o lalkach czy lalkarzach, to niestety produkcje telewizyjne, nie trafiają więc na srebrny ekran. Sporo jest też dokumentów i materiałów promujących lalkarskie rejony Azji, a te ze względu na charakter marketingowy realizowane są głównie z myślą o Internecie.
W ostatnich latach wybił się tylko film La Machina (Mały lalkarz) powstały w koprodukcji francusko-polskiej w reżyserii Thierry’ego Paladino. Jest to historia Sergia Dottiego, wędrownego lalkarza występującego na południu Francji, który zaprzyjaźnia się z dziewięcioletnim chłopcem, zafascynowanym jego teatrem lalek. Choć obraz zdobył nagrodę publiczności za najlepszy film dokumentalny na Docs Against Gravity Film Festival (realizowanym równolegle w kilku miastach Polski) w 2010 roku, to jednak można mieć zastrzeżenia co do jego czysto dokumentalnej formy. Także lalki Dottiego nie należą do wybitnych, są raczej namiastką postaci teatru wędrownego, niemającymi nic wspólnego z klasyką gatunku.
Dzieje lalek na srebrnym ekranie dopominają się pełnego, monograficznego opracowania, które nie tylko zaprezentowałoby obszerną – i wciąż powiększającą się – listę tytułów, poświęciłoby uwagę niedocenianym i często zapomnianym lalkowym twórcom, ale także przeanalizowałoby zmiany dotyczące samej istoty filmowego animanta. Dziś bowiem lalka na dużym ekranie najczęściej przyjmuje ciało wirtualne. Nie byłoby jednak trylogii The Lord of the Rings (Władca Pierścieni), gdyby Peter Jackson pod koniec lat osiemdziesiątych nie rozpoczął prób z lalkami w takich filmach,
jak Meet the Feebles (Przedstawiamy Feeblesów, 1989) i Braindead (Martwica mózgu, 1992). W końcu też lista dziesięciu najbardziej dochodowych filmów w historii kina składa się w większości z obrazów, w których występuje – fizyczny lub wirtualny – lalkowy bohater.
Han Solo: Gwiezdne wojny – historie | reż. Ron Howard | dystr. The Walt Disney Company (Polska) |