Zostawiam dotychczasowy tytuł cyklu: „Nowi dramatopisarze”, choć powinien brzmieć: „Nowi dramatopisarze i dramatopisarki”. Dzisiaj kolejna uzdolniona autorka: Katarzyna Matwiejczuk. Jasny, dobry człowiek, barwny motyl, kochający kwiaty i kolory.
Fot. Piotr Matwiejczuk
Urodziła się w Szczecinie, a wychowywała we wsi Garlica Murowana (w okolicach Krakowa), która stała się dla niej ważnym, formacyjnym miejscem. Z wykształcenia jest filmoznawczynią, po studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisze powieści i sztuki teatralne (dla dzieci i dla dorosłych), tłumaczy, a także prowadzi wraz z mężem gospodarstwo ekologiczne, bo blisko jej do ziemi, drzew i natury w ogóle.
Ma spory dorobek i niemało nagród. Jej po części autobiograficzna powieść Jura (2016) została uznana przez olsztyński oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Debiut Roku 2016. Była też nominowana do Wawrzynu Warmii i Mazur. Jest tłumaczką książki Johna Eliota Gardinera Muzyka w zamku niebios. Portret Jana S. Bacha, wydanej przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne (2021). Opracowała scenariusz komiksu o Stanisławie Moniuszce U Rodziny w Operze, wydanego przez Filharmonię Warmińsko-Mazurską w Olsztynie. Była współautorką spektaklu muzycznego Tu rządzą lalki w Teatrze Pleciuga (Szczecin, 2021). Publikuje artykuły w prasie kulturalnej, programach filharmonicznych i książkach festiwalowych.
Nas, oczywiście, najbardziej interesuje dramatopisarstwo Katarzyny Matwiejczuk. W środowisku lalkarskim znanych jest kilka jej sztuk, są to zwłaszcza te wyróżnione czy nagrodzone w Konkursie na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży. W edycji 29. (2018) nagrodę uzyskała Wnuczka Słońca, w edycji 30. (2019) wyróżniono AtumammamutA albo Shelter from the Storm, zaś w edycji 32. (2021) jedną z trzech równorzędnych nagród przyznano Stalowemu wilkowi. Jak dotychczas, opublikowano tylko Wnuczkę Słońca – w 44. numerze „Nowych Sztuk dla Dzieci i Młodzieży” oraz Stalowego wilka na stronie miesięcznika „Dialog”.
Od 2016 roku Katarzyna Matwiejczuk działa w Pracowni Dramatu przy Olsztyńskim Teatrze Lalek. Etiudy uczestników pracowni zostały przeczytane na deskach Teatru z okazji 80-lecia wydania Na tropach Smętka Melchiora Wańkowicza. W 2017 odbyło się czytanie performatywne dramatu Matwiejczuk Uwięzione pod maską.
Dramatopisarski dorobek autorki można zgrupować w trzy kategorie: sztuki dla dzieci, dla dorosłych i „dokumentalne”.
Zacznijmy od dorosłych. CELLineczka porusza temat macierzyństwa. Powstała w ramach Sceny Nowej Dramaturgii Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie (miała premierę 27.11.2021 na Małej Scenie im. Zdzisława Kozienia, reżyseria oraz scenografia i wizualizacje Kamila Siwińska). Za ten tekst (oraz Birutę i tajemnicę rzeki) autorka została nagrodzona w 28. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Temat jest poruszający, bowiem dotyczy pragnienia posiadania potomstwa, prób zapłodnienia metodą in vitro, sposobu przeżywania macierzyństwa przez kobiety. Tytuł nawiązuje do baśni Andersena o dziewczynce narodzonej z ziarenka, które stęskniona za macierzyństwem kobieta dostała od czarownicy. Z drugiej strony, słowo „cell” po angielsku znaczy „komórka”. Katarzyna Matwiejczuk pozwala swojej bohaterce na ujawnienie głębokich rozterek kobiety, która pragnie dziecka i jest gotowa na ogromne poświęcenia, a jednocześnie jest świadoma wielostronnych zagrożeń, jakie niesie współczesne życie, co pod znakiem zapytania stawia zasadniczą kwestię: czy danie życia to dobry dar, czy przeciwnie – skazanie własnego dziecka na cierpienia. W głowie kobiety wirują głosy „Natalii” i „Antynatalii”, Doktora, Madonny, Gorliwego Katolika, Głosy w ciemności i Głosy z forum, a także głos Celineczki. Przejmująca sztuka!
Najnowszym dramatem dla dorosłych jest utwór Moje miasto teraz nie płonie. Sztuka ze śpiewkami. Trzy pokolenia kobiet – Babcia, Mama i Wnuczka – opowiadają w migawkowych wspomnieniach o poplątanych losach ludzi wysiedlanych, przesiedlanych (zwłaszcza po II wojnie światowej), wypędzanych, o obcych i o innych, o wojnach i o żołnierzach – zabijających i zabijanych, o dywanowych nalotach na Szczecin w 1944 roku i o Anatewce Marca Chagalla. To piękna, mądra sztuka, której splątane wątki układają się w jeden krzyk przeciwko wykluczeniom i przeciwko wojnom. Szczególną postacią jest Pies, który – jak informują didaskalia – „nic nie mówi, ale jest”. Katarzyna Matwiejczuk w niemal każdym utworze daje wyraz głębokiej więzi z Naturą i rozczarowaniu w stosunku do ludzi. Pies jest niemym komentatorem ludzkich poczynań i w ewentualnej inscenizacji sztuki Moje miasto teraz nie płonie potrzebny byłby dobry animator, potrafiący tak ożywić lalkę psa, by wyraziła pozasłowne intencje autorki.
Wrażliwość na ludzką (i nie tylko) krzywdę leży u podstaw trzech sztuk Katarzyny Matwiejczuk o charakterze dokumentalnym. Uwięzione pod maską to dramat powstały na kanwie opowieści więźniarek osadzonych w zakładzie karnym w Grudziądzu. Sześć kobiet w różnym wieku opowiada o życiu, o cierpieniach zaznanych w dzieciństwie, o toksycznych rodzinach, przemocowych ojcach, nieczułych matkach, a także w paru przypadkach o nieszczęśliwych zbiegach okoliczności lub wręcz pomyłkach sędziowskich, które doprowadziły te kobiety do więzienia. Jedna z nich stwierdza: „Są blizny, które zostają na duszy i na ciele, są takie blizny, których do końca życia nikt nie będzie w stanie naprawić”. Zarazem jednak podkreślony jest wątek szukania pomocy, potrzeby mówienia o własnych krzywdach, bo tylko wówczas jest nadzieja, że pomoc się znajdzie. Sztuka stanowi splot oddzielnych monologów, bo kobiety nie potrafią wejść ze sobą w dobre relacje, niemniej różne historie oświetlają siebie nawzajem, pokazując rozpaczliwy los wielu współczesnych kobiet.
Z kolei Najlepsze zabawy były pod mostem powstały na podstawie nagrań wspomnień mieszkanki małego miasteczka, Ornety, na Warmii. Wspomnienia są rozpisane na postacie dwóch sióstr oraz głos ich zmarłego braciszka. Ludzkie losy były po II wojnie światowej szczególnie poplątane.
MIRKA: Wszyscy razem w jednym pasztecie.
HELENKA: Warmiacy, warszawiacy, Zabugaje, Kurpie, Niemcy też.
MIRKA: Dzieci, wdowy, radzieccy żołnierze czasem.
HELENKA: Wszyscy w jeden pasztet.
MIRKA: Przemieleni do szczętu przez maszynkę do robienia historii.
Ta sztuka również nie ma konstrukcji dramatu, lecz stanowi polifoniczną opowieść kilkorga narratorów. Na podstawie autorskiego scenariusza powstało słuchowisko pod tym samym tytułem, zrealizowane w Olsztyńskim Teatrze Lalek (reżyseria Andrzej Bartnikowski, muzyka Marcin Rumiński). Jako ilustrację internetowej wersji słuchowiska wykorzystano stare fotografie (zwłaszcza dzieci) oraz warmińskie pejzaże.
Trzecia sztuka o dokumentalnej proweniencji to Planeta szczęście, napisana na podstawie warsztatów z seniorami i osobami chorymi psychicznie, w ośrodku na Śląsku. Przedziwnie poplątane ludzkie losy, w dodatku obserwowane i komentowane przez kosmitów, którzy próbują zrozumieć mieszkańców Ziemi, układają się ostatecznie w jasny wzór na szczęście: być z tymi, których się kocha. Zarazem jednak trzeba pamiętać, że „Na szczęście szczęście nie przychodzi tak łatwo, bo gdyby przychodziło łatwo, to co to by było za szczęście?” – jak stwierdza jedna z postaci. Migawkowość bohaterów, fragmentaryczność rysunku psychologicznego oraz strzępy zdarzeń układają się we frapujący szkic, który jednakże wymaga dopełnienia przez teatr – przez konkretnych ludzi, a także zjawy („Jan – duch męża Lili”), kosmitów i motyle.
W środowisku lalkarskim Katarzyna Matwiejczuk jest najbardziej znana jako autorka sztuk dla dzieci. Wszystkie one charakteryzują się pomysłowością, baśniowym rozmachem oraz wrażliwością na potrzeby dziecka i szacunkiem dla życia zwierząt i roślin. Autorka patrzy na życie jako całość i zawsze na pierwszym miejscu stawia uczucia żywych istot oraz harmonię świata. W szerokiej, wręcz kosmicznej perspektywie tracą znaczenie przyziemne interesy, zawodowe kariery czy pogoń za pieniędzmi.
Wnuczka Słońca opowiada o dziewczynce, Kari (8 lat), trafiającej do mrocznego świata, z którego zniknęło słońce. Sztuka ma nordycki klimat, przywołuje mrok nocy polarnych, skalistych pejzaży i zimna. Inicjacyjna podróż bohaterki pozwala jej odnaleźć w sobie samej i w świecie zewnętrznym harmonię i dobro. Wraca słońce i bajeczne kolory, wraca rodzinne szczęście. Bohaterowie to dziadek, matka i ojciec bohaterki, ale symbolicznie odmienieni. Dziadek to Słońce, a jego dom to pałac, gdzie „wszystko jest pełne złota, żółci, oranżu, soczystych barw”. Mama i ojciec pokazani są w przedakcji, gdy Kari nie było jeszcze na świecie. Dziewczynka stopniowo poznaje zadawnione rodzinne konflikty i potrafi im zaradzić, w przekonaniu, że „dorosłym po prostu nie można ufać”. W przywracaniu harmonii świata dziewczynce pomagają trzy barwne papugi i para kondorów, a przeszkadzają Głos Góry i Głosy Czarnych Kwiatów. Efektowne miejsca akcji (jak pałac Słońca, wodospad wśród skał, wnętrze Góry), dramatyczne wydarzenia oraz ludzcy i nieludzcy bohaterowie zachęcają do stworzenia urokliwego przedstawienia z użyciem animantów.
Tytuł sztuki Dalajmama mówi sam za siebie. Narratorka, dziewczynka Thea, jest córką kobiety przejętej ideami buddyzmu. Mama czuje się odpowiedzialna za cały świat, głosi miłość do wszelkich stworzeń (otacza opieką komary i pozwala im się gryźć), przygarnia tych, którzy potrzebują pomocy. Broni córkę przed przemocowymi metodami pedagogicznymi nauczycielki oraz „Duraktorki”, nie chce, by wbijano dzieciom do głowy kult żołnierzy „zaklętych” i w ogóle wojskowości. Władza szkolna idzie w parze z władzą państwową, reprezentowaną przez „odpowiednie służby”. O nich mówi się w didaskaliach: „mogą mieć dwie głowy, trzy, jedną – i tak mówią i myślą to samo”. Thea, idąc za wzorem Dalajmamy, ma odwagę wstawiać się za ciemiężonymi, broni szkolnej koleżanki, zaprzyjaźnia się i przygarnia bezdomnego Tygrysa. Tygrys to ciekawa postać, bowiem nie wiadomo do końca, kim jest – chwilami nowym, osamotnionym kolegą w szkole, chwilami „obcym”, może ciemnoskórym imigrantem, a chwilami rzeczywistym tygrysem. Cały ten ludzko-zwierzęcy świat, z ważnymi postaciami Komara Homera i Komarzycy Heleny, stanowi dla teatru nie lada wyzwanie. Może animanty byłyby w stanie unieść tę wieloznaczność świata przedstawionego i nie spłaszczyć na scenie sensu opowieści.
Jeszcze trudniejsze zadania stawia przed teatrem sztuka AtumammamutA albo Shelter from the Storm, w którym występują mamuty duże i małe, pies, kot, odkurzacz o imieniu Darek, a także ludzie: Tata reprezentowany jedynie przez swoją Lewą i Prawą Nogę, cwaniak Ponury Grzegorz oraz dwoje dzieci, Mimi i Tadek. Główna para protagonistów to suka Dorrit oraz mały mamut, Mamu, który zagubił się przed wiekami i w cudowny sposób trafił do mieszkania Taty i Dorrit. Istotą opowieści jest znaczenie przyjaźni, która łączy najróżniejsze gatunki istot i nadaje życiu sens. Podtytuł z piosenki Boba Dylana przypomina o tym, jak ważne jest, by dać komuś schronienie podczas burzy, podzielić się bezpieczeństwem i ciepłem kominka. Sztuka, wyróżniona w poznańskim Konkursie na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży, została zrealizowana w Olsztyńskim Teatrze Lalek (Mamu-Ty, reżyseria Aga Błaszczak, scenografia Katarzyna Leks, muzyka Dawid Majewski, premiera 26.09.2020). Twórcy poszli za sugestiami autorki i na scenie rzeczywiście oglądamy lalkowe mamuty, zwierzęta i widziane z psiej perspektywy odpowiednio duże nogi Taty (też animanty). Przedstawienie uzyskało „nagrodę dla najlepszego spektaklu nurtu głównego” na Festiwalu Maskarada w Rzeszowie w 2021 roku.
Futurystyczny charakter ma sztuka Muzeum Drzew, pokazująca świat wymierającej przyrody i dzieci wychowywanych przez elektroniczne nianie (czas akcji: rok 2068). Chłopczyk, Tristan, z pomocą babci odbywa pełną przygód podróż, by odzyskać mamę, całkowicie pochłoniętą szukaniem doskonałości pod kierunkiem modnego guru. Pomocne okazują się drzewa oraz siły natury (Wiatr, Morze). Katarzyna Matwiejczuk jest prawdziwie przejęta problemami ekologicznymi i potrafi przybliżyć je dzieciom tak, by zrozumiały ich wagę.
Do napisania sztuki Biruta i tajemnica rzeki zainspirowała dramaturżkę mitologia bałtyjska. Pierwotne żywioły znajdują odpowiedniki w bóstwach zwierzęcych, na przykład Żar Ptak jest „Panem Ognia”, a Wilczyca jest „Panią Lasów” (według legend Medeina, bałtyjska bogini lasów, przybiera postać wilczycy). Tytułowa Biruta to zielarka, która chce zamieszkać w małej wiosce. Początkowo zostaje przyjęta do lokalnej społeczności, ale wkrótce – odrzucona jako wiedźma. Mieszkańcy potrzebują kozła ofiarnego, bo w wiosce źle się dzieje. Na szczęście kobiecie udaje się, z pomocą żywiołów i przy wsparciu dziewczynki buntującej się przeciwko wioskowej mentalności, udowodnić niesprawiedliwość oskarżeń i wyjaśnić przyczyny problemów. Tkwią one w postępowaniu mieszkańców, którzy żyją w kłamstwie, skryci za maskami (w dosłownym rozumieniu), tłumiąc emocje i wszelkie uczucia. Biruta uczy ludzi, jak żyć w wolności i otwartości, w przyjaźni ze sobą i otaczającą Naturą. Mówi: „Każdy ma w sobie śpiew. Ale nie każdy wypuszcza go, żeby pobiegał po lesie.” Sztukę zrealizowano w Teatrze Maska w Rzeszowie (premiera 26.06.2021, reżyseria Przemysław Jaszczak, scenografia Marta Ożóg, muzyka Urszula Chrzanowska). Zgodnie z tekstem zastosowano maski (stylizowane na sztukę afrykańską) dla bohaterów ludzi oraz animanty dla zwierząt. Przedstawienie znalazło się w finale 28. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Z kolei do mitów greckich nawiązuje słuchowisko Ostatnia bitwa Maestra według scenariusza Katarzyny Matwiejczuk. Mowa jest o zmarłym wybitnym kompozytorze (nasuwa się myśl o Krzysztofie Pendereckim), którego uroczysty pogrzeb jest odsuwany w czasie z powodu covida. Sytuację komentują Hades i Persefona (Cerber to ich piesek), wspominany jest Orfeusz, który porzucił w świecie umarłych swoją lirę. Maestro tkwi w zawieszeniu, bo dopóki jego ciało nie zostanie pochowane, dusza nie może wejść do świata zmarłych. By osiągnąć spokój, musi pokonać Corona Virusa. Zaczyna od obrażania go i lekceważenia. Mówi do wirusa: „Rozczarowałeś mnie. Nażreć się, rozmnożyć się, pozabijać. Jeszcze znaleźć jakieś mieszkanie, wszystko jedno jakie, wszystko jedno w kim. Zupełnie jak człowiek. Naprawdę tylko o to ci w życiu chodzi?”. Dzięki takiej inspiracji Corona Virus mutuje tak, że przemienia ludzi w znacznie lepszych, niż byli do tej pory.
Chęć naprawiania zła i ludzkiej natury oraz sprawiania, by ludzie mogli żyć szczęśliwie i w zgodzie ze sobą, przyświeca autorce nieustannie. Czasem nadziei trzeba szukać w zaświatach, a czasem w świecie baśniowym. Duży ładunek emocji ma w sobie sztuka Stalowy wilk, dotykająca problemu kościelnej indoktrynacji i przemocowości. Akcja osadzona jest w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice, w którym wychowankowie poddawani są surowej dyscyplinie. Mrok, rozpacz i bezradność dzieci pozbawionych radości i wolności są wstrząsające. Opresyjne praktyki wychowawcze szczególnie dotykają dziewczynkę, Marikę, kochającą wolność i Naturę. Surowa siostra Sewera dręczy dziewczynkę, głodzi, zamyka w celi, ale na szczęście jest też inna siostra, młoda Agłaja, która ją rozumie, łagodzi kary i pomaga jej wymykać się do ukochanego lasu. Kulminacją dramatu staje się walka o możliwość adopcji Mariki przez Alicję, która doskonale nadaje się na matkę, ale jest odrzucona przez Sewerę jako kobieta niezamężna. Rozwiązanie dramatu następuje w planie nie realistycznym, lecz baśniowym. Stalowy Wilk pokonuje okrutny system i uwalnia dzieci. Takie rozwiązanie pozwala symbolicznie doprowadzić do happy endu, ważnego w baśniach, ale trudnego do osiągnięcia w prawdziwym życiu.
Autorka eksperymentuje w Stalowym wilku z językiem – parafrazuje modlitwy, cytuje Księgę Hioba, rapuje i rymuje. Wydaje się jednak, że o ile literackie parafrazy i cytaty wzbogacają utwór, to rymowanie mu niekiedy szkodzi. Zwłaszcza w ustach dzikiej Mariki wiersz brzmi nieco sztucznie.
Dramat został nagrodzony jedną z trzech równorzędnych głównych nagród w 32. edycji Konkursu na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży (Poznań, 2021) oraz znalazł się w półfinale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2022. Ostatnio ukazało się w ramach Sceny Czytanej online Centrum Sztuki Dziecka nagranie Stalowego wilka w reżyserii Magdaleny Miklasz.
Dramatopisarstwo Katarzyny Matwiejczuk jest interwencyjne, zawsze w jakiejś ważnej sprawie. Niewiele tu do śmiechu, raczej – do zadumy i refleksji. Autorce zależy, by czytelnikom i widzom ułatwić wprawianie się w empatii. Uczy wnikać w uczucia ludzi i zwierząt, pokazuje hierarchię ważnych spraw w życiu. W jej dekalogu pierwszym przykazaniem jest: nie krzywdzić. Wierzy, że można sobie nawzajem pomagać i że w tym pomaganiu uczestniczy cały świat – drzewa i zwierzęta, woda i ogień (jak w Birucie...). W Dalajmamie Thea pomaga tygrysowi/imigrantowi, a w AtumammamutA... pies pomaga tak osobliwej i nieznanej istocie jak mamut. Dręczonej w klasztornej szkole Marice pomagają nie tylko ludzie (dobra zakonnica, kobieta – kandydatka na mamę adopcyjną oraz opiekun psów), ale też drzewa, zwierzęta, a wreszcie postaci baśniowe (tytułowy Stalowy Wilk). Świat jest jednością i mógłby być dobrym miejscem do życia, gdyby nie ludzkie okrucieństwo, przemoc, wojny. Autorka dostosowuje sposób opowiadania do adresata – dorosłego lub dziecięcego, ale w gruncie rzeczy wołanie o dobro jest jedno, uniwersalne.
Konstrukcja sztuk Katarzyny Matwiejczuk, ich wewnętrzna dramaturgia i stylistyka zachęcają do teatralnych inscenizacji, co zresztą było praktykowane, jak wspomniano, i to z dobrym skutkiem. Narracyjność niektórych utworów, ich epicki, czy wręcz elegijny, kształt nie stanowi w dzisiejszym teatrze przeszkody. Z kolei odwołania do wątków mitologicznych i baśniowych oraz obecność licznych postaci innych niż ludzie zachęcają do użycia animantów i nie jest przypadkiem, że większość sukcesów scenicznych Katarzyna Matwiejczuk jako dramatopisarka odnosi w teatrach lalek.
Artykuł został opublikowany w Teatrze Lalek nr 4/150/2022.