Jerzy Kolecki nie należał do żadnej szkoły scenografii, choć jak Ali
Bunsch, Adam Kilian, Kazimierz Mikulski, Jadwiga Mydlarska-
-Kowal, Leokadia Serafinowicz, Rajmund Strzelecki czy Jerzy
Zitzman był jednym z wybitnych twórców polskiej scenografii lalkowej.
Odszedł niespełna rok temu (15 czerwca 2018), mając 93 lata. Przez
ostatnie ćwierćwiecze z żadnym teatrem już nie współpracował, zajmował
się malarstwem, zgodnie ze swoim powołaniem i życiową pasją oraz
profesją, którą poświadczył dyplomem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych
w 1954 roku w pracowni Zbigniewa Pronaszki. To było dawno temu.
Tomek w krainie dziwów | 1967 | fot. J. Sierosławski, arch. Teatru Lalek Rabcio, Rabka |
Kariera scenograficzna i lalkarska Koleckiego trwała na dobrą sprawę
25 lat, tyle ile jego stały związek z Teatrem Lalek Rabcio w Rabce. Po studiach
pracował krótko jako wychowawca w domu dziecka w Nowym
Targu i w rabczańskich sanatoriach, ale szukał pracy, która pozwoliłaby
rozwijać jego pasje. „Chciałem mieć trochę czasu dla siebie” – opowiadał
Karolowi Hordziejowi. To czysty przypadek, że trafił do rabczańskiego
teatru lalek, gdzie go przyjęto i został lalkarzem adeptem. Nie upłynęły
nawet trzy lata i w 1956 roku zdał eksternistyczny aktorski egzamin lalkarski.
Wszak nie aktorstwo interesowało go najbardziej. W kilka miesięcy po
rozpoczęciu pracy zrealizował swoją debiutancką scenografię do Kotka
uparciuszka Biełyszewa i Marszaka w reżyserii Stanisławy Rączko, i tak się
zaczęło. Z początku spektakle, do których projektował scenografie, oparte
na repertuarze radzieckim lub Teatru Baj, reżyserowała głównie założycielka
teatru Stanisława Rączko; sporadycznie Julianna Całkowa i Dorota
Stojowska. W 1961 roku Koleckiemu powierzono stanowisko dyrektora
i kierownika artystycznego, które sprawował do końca 1977 roku, kiedy
odszedł z teatru ze względów zdrowotnych. Przez następne piętnastolecie
przygotował jeszcze kilka scenografii w Rabce i innych miastach, troszkę
dłużej niż teatrem zajmował się pracą pedagogiczną (uczył wychowania
plastycznego w rozmaitych szkołach), ale w zasadzie był już nieobecny
w lalkarskim środowisku. Wycofał się z niego.
Sądzę, że Jerzego Koleckiego nigdy nic do tego środowiska
nie ciągnęło. Nie żeby iskrzyły tu jakieś konflikty,
przed którymi się bronił, ani żeby było mu ono obce.
Po prostu taką miał naturę. Nie wysuwał się do przodu
w trakcie krakowskich studiów, był zupełnie na uboczu
podczas pracy w Rabce i nawet jako szef teatru nie
narzucał swojej opinii, nie walczył o miejsce wśród
innych teatrów i ich liderów, specjalnie nawet nie lansował
swojego Rabcia. Bywał z nim, gdy teatr otrzymywał
festiwalowe zaproszenia, cieszył się z każdego sukcesu,
ale nie zależało mu ani na mnożeniu tych
sukcesów, ani na publicznej aprobacie. Robił swoje po
cichu, głęboko wierzył w sens uprawiania teatru lalek
dla dzieci, co w środowisku rabczańskim nabierało
wyjątkowego znaczenia ze względu na dziecięce sanatoria
przeciwgruźlicze. Tułał się ze swoim zespołem
po najmniejszych miejscowościach, niósł odrobinę radości
widzom i zajmował się tym, co kochał: malarstwem,
plastyką, projektowaniem lalek, charakteryzowaniem
gotowych konstrukcji postaci, obmyślaniem
przestrzeni, w której można by dokonać teatralnych
cudów. Wszystko to przynosiło mu radość i spełnienie.
Trudno zatem się dziwić, że odszedł w zapomnienie.
Nie ma już przecież nikogo z jego kolegów, coraz
mniej lalkarzy nawet z najbliższego rabczańskiego
środowiska miało okazję go spotkać; pozostała jakaś
legenda, też znana tylko nielicznym. W całym powojennym
lalkarstwie polskim Jerzy Kolecki przemknął
się tylko, pozostawiając nieliczne, choć piękne ślady.
Sam wymieniał wśród swoich największych sukcesów
trzy spektakle zrealizowane z Joanną Piekarską
w Rabce w latach siedemdziesiątych: O Zwyrtale
Muzykancie, czyli jak się góral dostał do nieba,
Cudowną lampę Aladyna i Królową Śniegu. Wszystkie
nagradzane, dwa ostatnie między innymi Wielką
Honorową Nagrodą Widzów podczas telewizyjnych
festiwali widowisk lalkowych w drugiej połowie lat siedemdziesiątych.
Żaden polski teatr nie zebrał tylu laurów
od wielomilionowej widowni telewizyjnej, głosującej
listami, nie kliknięciem w klawiaturę.
Z perspektywy powojennych dziejów lalkarskich
wydaje się, że miejsce Jerzego Koleckiego jest w Rabce.
Choć bez szczególnego rozgłosu, jaki czynili wokół siebie
dyrektorzy innych teatrów, dokonał tam cudu, jak
Jan Wilkowski w Lalce, Stanisław Ochmański w Lublinie,
Stanisław Stapf we Wrocławiu czy Leokadia Serafinowicz
w Poznaniu. W ciągu szesnastu lat jego dyrekcji
zmieniło się niemal wszystko. Półamatorski zespół
lalkarski wyrosły z bajowskich idei teatru dla dzieci
przekształcił się w zawodowy, atrakcyjny teatr lalek, na
dodatek jeszcze upaństwowiony, którego obecność
w programach festiwalowych podnosiła ich prestiż
i znaczenie. Kolecki postawił na wartościowy polski
repertuar (Świrszczyńska, Wilkowski, Korczak, Januszewska,
Ośnica, Kann), wytrawnych reżyserów (Niesiołowski,
Ochmański, Piekarska) i magiczny, iluzjonistyczny
lalkarski styl. Taki styl kochała dziecięca
publiczność. Tego stylu od lat zupełnie już nie ma.
O Jerzym Koleckim myślę troszkę jak o Stanisławie
Stapfie. Obydwaj zbudowali teatry na swój sposób
wyjątkowe, lecz ich następcy (lepsi i gorsi) mieli
własne pomysły, wprawdzie nigdy nie prowadzili
jakiejś kampanii przeciwko poprzednikom (co się
przecież czasem zdarzało i zdarza), ale też nie akcentowali
ich roli i miejsca w rozwoju własnych teatrów.
A czas robi swoje. Zapominamy. Tak jak zapomnieliśmy
o Jerzym Koleckim.
Okazało się jednak, że ta cisza, niekonfliktowość, lalkarska
samotność Koleckiego nie poszły na marne.
Jego wnuk, Karol Hordziej, menadżer kultury i kurator,
związany głównie z młodą fotografią, od kilku lat
poznawał dorobek swojego dziadka. Na szczęście zdążył,
zanim Jerzy Kolecki odszedł na zawsze. Przed
dwoma laty przygotował wystawę w Galerii BWA
w Tarnowie Teatr lalek Jerzego Koleckiego, na której
znalazły się lalki, projekty scenograficzne, plakaty oraz
elementy scenografii z przedstawień twórcy. Wydał
też w formie broszury-katalogu publikację, pod tym
samym tytułem. Teraz, korzystając ze stypendium
„Młodej Polski”, opublikował okazały album pod swoją
redakcją jeszcze raz zatytułowany Teatr lalek Jerzego
Koleckiego. Ta nowa, okazała publikacja, w części
powtarzająca poprzednie wydawnictwo, jest jednak
przywróceniem pamięci o swoim bohaterze. Zawiera,
obok nieco poszerzonej wobec katalogu rozmowyautora z artystą i powtórzonej dokumentacji
jego działalności artystycznej,
oprócz pięknie wydrukowanych
zdjęć ze spektakli,
plakatów, projektów lalek i dekoracji
Koleckiego, dwa ważne teksty
dotyczące jego twórczości.
Bożenna Frankowska, obserwująca
z uwagą od lat działalność Teatru
Lalek Rabcio, w szkicu Idealista
i realista kreśli zajmującą sylwetkę
artysty, „scenografa-inscenizatora”
– jak pisze. Była to bowiem nie tylko
scenografia, ale inscenizacja plastyczna,
czyli koncepcja scenograficzna,
mająca wartość reżyserską
i nadająca formę przedstawieniu – przestrzeni i działaniom
postaci. Frankowska próbuje określić niepowtarzalny
styl Jerzego Koleckiego, malarski i inscenizacyjny,
bo nie tylko scenograficzny. I wynosi jego teatr
wysoko, „do szeregu pierwszych w Polsce”.
Stach Szabłowski w eseju Nowoczesność bezinteresowna
(obecnym w Internecie od roku) patrzy na
twórczość Koleckiego z zupełnie innej perspektywy,
która w teatrze lalek nabiera szczególnego znaczenia.
To perspektywa plastyczna, niemająca nic wspólnego
z kontekstem teatralnym, ale przydatna w badaniu lalkarstwa
jak mało co – bo przecież tak wiele w teatrze
lalek jest (w zasadzie: było!) dziełem artysty plastyka.
Nie od dziś wiemy, jak atrakcyjne bywa życie lalek
i elementów scenografii w pozateatralnej przestrzeni.
Poszczególne dzieła nabierają zupełnie innego znaczenia,
wchodzą w relacje na przykład z rzeźbą
i malarstwem, istniejącymi jako samodzielne gatunki.
Tyle że bodaj nikt się dotychczas tym aspektem
dorobku scenografów lalkowych nie zajmował. Jeśli
chodzi o Koleckiego, okazało się, że jego prace inspirują
współczesnych artystów. Tak było zwłaszcza
w wypadku Pauliny Ołowskiej, która zainspirowana
jego plakatem do Alicji w Krainie Czarów, pracą z 1975
roku, wykorzystała ją w wielkim powiększeniu na
szklanej witrynie w wejściu do New
Museum w Nowym Jorku w 2011 roku,
zapowiadającej wystawę Ostalgia,
prezentującą sztukę Europy Środkowej
i Wschodniej. Tym samym cytatem
z Koleckiego posłużyła się Ołowska
w Warszawie w 2014 roku
w ramach wystawy Co widać. Szabłowski
ciekawie rozprawia o zapożyczeniach,
zawłaszczeniach, cytatach
w sztuce, ale z uwagą przygląda się
też (dzięki wystawie lalek i scenografii
Koleckiego) potencjalnemu funkcjonowaniu
artysty w środowisku
plastyków końca lat 50. i dekady lat
60. Odnajduje jego pokrewieństwo
z tradycją surrealistyczną, ale i z Grupą Krakowską,
a w wypadku afiszów z grafikami polskiej szkoły
plakatu.
Ta perspektywa badawcza pokazuje, jak wciąż nie
potrafimy spoglądać na sztukę w całości. Obracamy
się w kręgu wąskich i dość prymitywnie postrzeganych
własnych zainteresowań: Kolecki robi lalki dla dzieci,
więc co to ma wspólnego ze sztuką? Ale i Kantora
postrzegamy podobnie. Dla historyków sztuki – to
wyłącznie artysta plastyk, dla teatroznawców – scenograf
i człowiek teatru. O tym, że mu najbliżej było do
teatru lalek i tak naprawdę ten teatr na świecie zainspirował,
właściwie nie wiedzą ani historycy sztuki,
ani badacze teatru.
Album Hordzieja o Jerzym Koleckim ujawnił zatem
dość oczywistą, ale jednak wciąż zapominaną prawdę,
że teatr lalek jest syntezą sztuk, że Kolecki to nie tylko
scenograf, ale też malarz i rzeźbiarz, nawet jeśli malarstwo
i rzeźbę realizował w wymiarze sztuki lalkarskiej.
Tom zawiera przede wszystkim wiele ilustracji: projektów,
lalek, scenografii, plakatów. Przyglądając się
w skupieniu obrazom, możemy drążyć wyobraźnię
Jerzego Koleckiego, śledzić jego fascynacje, odkrywać
źródła inspiracji, porównywać z działaniami innych
artystów, szukać cech wspólnych konkretnym artystycznym
kierunkom. Wszystko to będzie przeniesieniem
jego dzieła teatralnego w kontekst sztuk plastycznych.
I tu odkryjemy Koleckiego nieznanego, jak
odkrywa go Ołowska, a w swoim szkicu Szabłowski.
Niemniej nie przywrócimy teatru Jerzego Koleckiego.
On zachował się wyłącznie w pamięci tych, którzy
oglądali jego spektakle.
Teatr lalek Jerzego Koleckiego. Album pod redakcją Karola
Hordzieja, opracowanie graficzne Witold Siemaszkiewicz,
Kraków 2018.
Książka powstała ze środków stypendium, które otrzymał
Karol Hordziej w Programie „Młoda Polska” Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego w 2017 roku.