Mowgli nie był ulubionym bohaterem mojego dzieciństwa.
Jednak
gdy zobaczyłam Księgę dżungli Teatru Minor z czeskiej
Pragi, który zdobył Grand Prix 25 Międzynarodowego
Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej w 2012 roku,
zachwyciłam się oryginalną formą, ale też płynącym z przedstawienia
niedocenianym wcześniej przekazem. Od tej pory strzygę uchem –
a raczej okiem, gdy czytam, że gdzieś powstaje nowa realizacja historii
„dzikiego dziecka”.
fot. D. Dudziak |
Widać jest coś w tej książce. Uważaj, ona wciąga – mówi znajoma rodziców
bohaterki najnowszego spektaklu Banialuki, obdarowując dziewczynkę
Księgą dżungli.
Skąd ten żeński rodzaj? Nie tylko dlatego, że zupełnie nową sztukę, na
motywach Kiplingowskiego samograja, na zamówienie Banialuki, napisała
kobieta. Może przyszedł czas, żeby o świecie mówić z żeńskiej perspektywy?
Nie ma zbyt wielu bohaterek literackich – dziewczynek z krwi
i kości, które nie byłyby mdłymi pastelowymi laleczkami czy mdłymi
księżniczkami. Zdarzają się, ale przedstawione są z reguły z męskiej perspektywy.
Są inne, gorsze od chłopców, do których muszą równać, a ich
przygody można streścić hasłem „10 sposobów, jak sprostać męskiemu
światu”. Świetnie widać to w powieści Dziewczyna i chłopak, czyli heca na
14 fajerek Hanny Ożogowskiej, obnażającej patriarchalne mechanizmy produkowania
grzecznych dziewczynek i władczych chłopców. Wyjątkiem jest
Pippi Langstrumpf – ale wymyśliła ją kobieta. I w pewnym sensie jest wyjątkiem
Alicja – ta z Krainy Czarów, a raczej z krainy po drugiej stronie lustra –
choć skonstruował ją mężczyzna. Co dziś odkryłaby tam Alicja? Raczej nie
partię szachów, ale korpoświat – dżunglę, w której toczy się walka o władzę
i pieniądze. Jej imienniczka, Alicja z bielskiego przedstawienia, musi
w dżungli nie tylko przetrwać, ale odnaleźć własną tożsamość.
Początkowo Roksana Jędrzejewska-Wróbel wzbraniała się przed podjęciem
tego tematu, bo Księga dżungli, jak wyjaśniała premierowej publiczności:
„to nie była moja bajka”. Ale zaczęła czytać Kiplinga i pewne zdania same
zapadały jej w pamięć. Zaczęła podkreślać to, co wydało jej się ważne. Te
zwroty i sentencje stały się osnową, na której zbudowała dramaturgiczny
wątek. Dżungla wie. Czasem warto się zgubić. Idź za swoją tęsknotą.Jesteśmy jednej krwi. Prawa dżungli są niewzruszone,
ale uczciwe.
Przedstawienie zaczyna się i kończy w domu dziewczynki.
To, co się tam wydarza, określa sytuację emocjonalno-egzystencjalną bohaterki. Jej podstawowym
zadaniem i sensem istnienia jest bycie grzeczną.
Córeczka tatusia, naśladuje mamę słodkim tonem
głosu i uległym zachowaniem. Rodzimy proces
wychowawczy wytresował ją na istotę bezwolną i bezosobową,
której braku nie zauważa się, gdy zniknie.
Na szczęście Alicja nie znika, jak marząca o utrzymaniu
permanentnego stanu grzeczności Lusia, bohaterka
książki Grzeczna norweskiej autorki Gro Dahle. Zanurza
się w lekturze i trafia do dżungli. Tam usiłuje funkcjonować
według znanych sobie zasad. Bądź miła
i grzeczna, dla wszystkich serdeczna, a zawsze i wszędzie
dobrze ci będzie – powtarza swoją mantrę łamiącym
się głosem, coraz bardziej kuląc się ze strachu. To
przejmująca scena, z którą młoda aktorka Dagmara
Włoszek poradziła sobie nad wyraz dobrze. Alicja jako
jedyna w dżungli nie posiada lalkowego odpowiednika.
Nie ma tam też, rzecz jasna, miejsca na maskę
milutkiej, ułożonej panienki, a i wielka kokarda z czasem
staje się zbędna. Na szkolny bezpłciowy mundurek
trafia sznurkowa, wielobarwna spódniczka.Wojenne
barwy zdobią twarz. Rodzi się wojowniczka.
W przedstawieniu dżungla żyje – tańczy, śpiewa, radzi,
goni i ucieka – poluje. Bardzo dobry ruch sceniczny
Eweliny Ciszewskiej. Przestrzeń organizują parawany
– czasem aktorzy grają schowani za nim, jak w scenie
z małpami, czasem stanowią tło działań aktorskich.
Cały zespół daje z siebie sto procent. Gra w żywym planie
oraz wykorzystuje różnego rodzaju lalki i różne
techniki animacji, począwszy od klasycznej, animowanej
w widoczny sposób na proscenium drewnianej
lalki hieny, po splecionego z wielobarwnych tkanin
długachnego węża z drewnianą głową. Z tym szmacianym
Kaa w niezwykle teatralnej scenie walczy Alicja.
Jeszcze jest tygrys – kilkumetrowa pomarańczowo-
-żółta paszcza z obracającymi się groźnie oczyma
i wielkie łapy zakończone pazurami – całość animowana
przez kilku aktorów.
Na swej drodze dziewczynka spotka wiele zwierząt,
którym musi udowodnić, że jest coś warta. One tylko
czekają, by okazała strach, wtedy będą mogły ją
pożreć. O mały włos nie ginie w paszczy tygrysa Sher
Khana, bo chciała być dla niego miła. Tu jednak przymilanie
się, potakiwanie – nic nie daje, bo nikt nie
powiedział jej dotąd, że ma swoje prawa. Trzeba wiedzieć,
dla kogo można być miłym – uczy ją w zastępstwie
ludzkiej matki Raksza, matka wilczyca (Magdalena
Obidowska). To mądra wychowawczyni, która
pozwala przybranej córce zdobywać własne doświadczenia
życiowe, bez oglądania się na schematy, na to,
co wypada. Alicja stopniowo uczy się wyznaczać granice,
których nikomu nie wolno przekroczyć. Gdy po
raz drugi staje przed zwierzęcą radą, która wyprawiła
ją w dziki świat z absurdalnym zadaniem – buntuje się.
Wzięła sobie do serca wskazówkę Rakszy: Jak będziesz
mówić cicho, nikt ci nie uwierzy. Rozbudziła się uśpiona
potrzeba działania i samostanowienia.
Zgromadzenie znów tańczy – w znakomitym ekspresyjnym
ruchu powiewają kolorowe sznurki imitujące wilczą
sierść, wiruje afrykańska spódniczka Alicji. Czego
potrzebuje ludzkie szczenię? Wszystko ma! – orzeka
wolne wilcze plemię. Ma tożsamość i tę nieszczęsną,
poszukiwaną wilczą rzęsę, ciało obce, które wpada czasem
do oka i zaburza widzenie, narzuca niechcianą
wizję rzeczywistości. Budzi się w swoim domu i pociera
oczy – w dłoni trzyma rzęsę. Inaczej widzę – mówi Alicja
i zdejmuje rodzicom maski. Pozbawieni „gęby” przypominają
sobie, kim są, z dumą wymawiając znaczące
nazwisko: Wilczyńscy! Nie jest to więc przedstawienie
tylko dla dziewczynek. Historia Alicji wskazuje drogę
wszelkim grupom wykluczonych i marginalizowanych,
ot, choćby tym, którzy odchorowują zapieranie się
samego siebie i czują moralny opór przed przypodobaniem
się prezesowi.
Scenografia Julii Skuratovej przełamuje świat na pół.
Jeden, ten domowy, jest niby bezpieczny – czarno-biały, niby wiadomo, co w nim dobre, co złe. Ale to
wartościowanie zależy od optyki, od patriarchalnego
sposobu widzenia. Z innej perspektywy – na pierwszy
rzut oka jest płaski, nieprawdziwy, niemożliwy do
wytrzymania. Wyrysowane jakby czarnym tuszem na
białej kartce sprzęty – ławka, stół, zegar, szkolna tablica
z wypisanym starannym pismem podziałem zajęć
tygodniowych. W takim czymś nie da się żyć.
W tej scenerii poruszają się postacie w maskach: wielkie
biało-czarne twarze, jakby wycięte z czasopisma –
to dorośli. Trochę jak z ilustracji Disneya, trochę
z mangi – to Alicja. Ideał kobiety-dziecka, wielkie oczy,
mały nosek, lekko otwarte, pełne usta...
¶Uwagę zwracają kostiumy. Dress code czarnych,
biurowych
mundurków – damskich i męskich– kontrastuje z barwnymi maskami zwierząt, jakby
pooranych zmarszczkami, pełnymi charakteru, które,
podobnie jak wyobrażające liany czy może trawy parawany
– wyglądają niczym pomalowane pędzlem, po
którym pozostał widoczny ślad włosia.
Muzyka, rytmiczna, pełna onomatopeicznych dźwięków
naśladujących odgłosy dżungli – wycia, pohukiwania
szmery, trzaski. Ona wciąga w ten las, oddaje
emocje, stopniuje napięcie. Kolorytu dodają jej egzotyczne
instrumenty, takie jak duduk, vahila i ektar.
Chwytliwe piosenki komentują akcję. Dżungla jest
mroczna, światło rozbłyskuje i niknie, spomiędzy traw
podnoszą się mgły, wzmagając nastrój grozy. Strach
ma wielkie oczy. No właśnie – korowód scen wielkiej
urody plastycznej otwiera bezsprzecznie ta, gdy
w ciemności coraz to w innym miejscu rozbłyskują
różnobarwne, duże, małe i średnie świecące jakby
odblaskowymi farbami oczy. Brawa za operowanie
światłem.
Jedno zastrzeżenie. W Alicji jest pewna istotna, bardzo
kobieca cecha – empatia – dodająca wartości bohaterce.
Zarysowuje to jedna z początkowych scen z biedakiem
proszącym o jedzenie dla znalezionego głodnego kotka.
Niestety, posłużyło to tylko do zademonstrowania
panującej w domu sytuacji psychologicznej przemocy.
Mieszkające we mnie dziecko było zawiedzione – co się
stanie z kotkiem? – zastanawiało się przez cały spektakl.
Szkoda, że reżyserka Ewa Piotrowska nie powróciła do
tego wątku. Mogłaby to być ładna klamra tej żeńskiej
narracji. Tak czy tak, mądre, barwne i emocjonujące
widowisko.
Księga dżungli, Roksana Jędrzejewska-Wróbel (na motywach
powieści Rudyarda Kiplinga). Reżyseria Ewa Piotrowska,
scenografia Julia Skuratova, muzyka Wojciech Błażejczyk
(w wykonaniu Hashtag Ensemble), ruch sceniczny Ewelina
Ciszewska.
Teatr
Lalek Banialuka, Bielsko-Biała. Prapremiera
20 września 2015.