Misterium przaśne i wzniosłe | Monika Żmijewska

Pasja Jezusa, toporne drewniane figury i tekst sprzed dziewięćdziesięciu lat. Czy we współczesnym teatrze lalek, któremu stawia się dziś przecież inne oczekiwania – to się w ogóle może udać? Może, zajrzyjcie do Teatru Lalki i Aktora w Łomży, gdzie archaiczność formy i stylizacja na renesansowe misterium nieoczekiwanie okazują się atutem spektaklu. A fantastyczne fizjonomie lalek zostają w pamięci na długo.

fot. M. Kucisz
Łomżyński teatr lalek podjął wyzwanie – sięgnął po Pasję... Michela de Ghelderode’a. I jako pierwszy w Polsce (a drugi w Europie) zdecydował się na całościowe (bez skrótów i skreśleń) sceniczne wystawienie tekstu z 1924 roku w przekładzie Zbigniewa Stolarka. Flamandzki dramaturg zatytułował go Pasja. Misterium Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa ze wszystkimi osobami zrekonstruowane dla teatru marionetek według ludowego widowiska.

Kolaż surowy, ale soczysty 
I ta ludowość, tu w wymiarze miejskim, objawiająca się w języku, klimacie przaśnym i wzniosłym na przemian, przenika spektakl na wskroś. Przywodzi na myśl widowiska pasyjne z czasów dawnych, a w naszej wyobraźni, karmionej lekturami, filmami – usadowione pewnie gdzieś na styku średniowiecza i renesansu. Ghelderode, pisząc swój tekst na początku XX wieku, kompilował belgijskie ludowe przedstawienia o męce Jezusa. To więc na swój sposób pewien kolaż, ale kolaż surowy, bez zbędnych ozdobników, lakoniczny w wymowie, choć i soczysty zarazem. To zresztą też walor łomżyńskiego widowiska w reżyserii Wiesława Hejny, które – choć miejscami mocno nierówne – nie boi się zderzyć patosu z rubasznością, sięga niekiedy po wisielczy humor, co jakiś czas przełamuje nastroje.Łączenie różnych porządków (co objawia się też w ciekawej muzyce Bogdana Szczepańskiego) dynamizuje spektakl, dodaje mu życia i wewnętrznego napięcia.

Stąd też, choć Pasja skupia się na dwunastu ostatnich godzinach życia Jezusa, czas się nam rozciąga wzdłuż i wszerz, przenikają się plany i epoki. Pojawić się mogą więc znów Trzej Królowie, z zamierzchłej przeszłości wychyną na chwilę mityczni Adam i Ewa, ogonem machnie paskudny Diabeł, kośćmi zaklekocze Śmierć. Co tam, że Judasz, choć pojęcia nie miał przecież o takim terminie – nazwie się... katolikiem („kraść nie będę, bom katolik!”), a na piersi zawiesi coś na kształt staropolskiego ryngrafu.

Tu czasy się zapętlają, Judasz przemyka po ulicach Jerozolimy, ale też może równie dobrze przemykać po ulicach jakiegoś flamandzkiego miasteczka. Ta historia cały czas trwa, a przyszłość jest znana, bo przepowiadana, i bohaterowie o niej wiedzą: jak choćby Żyd Tułacz, który szybko się orientuje, na czym będzie polegała jego pokuta.

Absolutna prostota 
Zasada jedności miejsca, czasu i akcji nie ma tu w sumie znaczenia, ale też i nikt jej specjalnie nie oczekuje. Cała opowieść zyskuje uniwersalność, rozwija się przed oczami jak oszczędny fresk. A może marionetkowy komiks? Takie skojarzenie też jest zasadne – tak jak w komiksie w poszczególnych okienkach dzieją się różne historie i pojawiają się różni bohaterowie, tak i tutaj, dzięki scenografii, z jednego okienka zagadać do widza mogą biblijni rodzice, z drugiego Baltazar z towarzyszami, z trzeciego anioł. W jednej chwili widz będzie w domu Judasza, za chwilę na ulicach, w pałacu Piłata czy Ogrodzie Oliwnym.

A wszystko w przestrzeni drewnianej, zbitej z bali konstrukcji, przypominającej szkielet ołtarza. Konstrukcja wypełnia całą scenę, jest toporna, nieco pokrzywiona, bez żadnych cyzelowań. Absolutna prostota. Dlatego tak idealnie łączy się z drewnianymi figurami animowanymi przez aktorów. Prosta przestrzeń, proste lalki przypominające często ludowe świątki – tu wszystko do siebie znakomicie pasuje, żaden zbędny detal nie mąci harmonijnej scenograficznej wizji. Bo też i scenografia łomżyńskiego artysty – Przemysława Karwowskiego – to pełnoprawny bohater spektaklu.

Kto wie, czy to właśnie nie ona i fizjonomie wyrzeźbionych postaci (Karwowski i Andrzej Sulewski) nie działają najbardziej na emocje widzów?

Twarze niezwykłe
Cóż to bowiem za oblicza, co jedno, to ciekawsze! Opadające powieki, nachmurzone czoła, zmrużone oczy, wydatne policzki, sękate nosy, wysunięte podbródki...

Każda twarz przykuwa uwagę, a przecież lalek pojawia się na scenie blisko pięćdziesiąt. Niektóre z ruchomymi kończynami (tu bryluje szczególnie diabeł, który wyczynia małpie ewolucje, przemieszczając się po konstrukcji). Inne wprost wyciosane z pnia, nieruchome, a jednak sugestywne. Wspólnota bywa podkreślona – Trzej Mędrcy wyłaniają się z jednej deski, jakby zrośnięci ramionami, podobnie trzej faryzeusze. Gawiedź pokrzykująca na Jezusa, czy też mu współczująca – też ma zrośnięte ramiona i wspólny tułów, ale twarze wyraziste, z wyraźnie zaznaczonymi emocjami.

Za ich plecami – aktorzy, w ciemnych strojach, czasem kryjący się w mroku, a czasem nie. Bo też i niektórzy zlewają się w jedno z animowaną przez siebie postacią. Choćby Judasz. Przygarbiony, z przechyloną głową, jakby już miał kark złamany od stryczka, jakby całą postacią przepowiadał swój żałosny koniec. Taką zgarbioną postawę przyjmuje też animujący ciekawie Judasza Tomasz Bogdan Rynkowski. Wręcz skleja się ze swym bohaterem, i robi to sugestywnie, choć co chwila musi się od niego odrywać (zresztą wszyscy aktorzy dwoją się i troją: jest ich ósemka, lalek zaś pięćdziesiąt, wielu gra po kilka postaci).

Marny koniec 
Judasz to ciekawa postać, wraz z sekutnicą połowicą (Bogumiła Wierzchowska-Gosk) jest nośnikiem plebejskości, oboje do spektaklu wprowadzają odrobinę przaśnej atmosfery. Wzniosłość śmierci Jezusa, która wydarzyła się chwilę wcześniej, kontrastuje z marnym końcem Judasza, po raz kolejny zderzając nastroje. Taki jest właśnie łomżyński spektakl – łączący niskie z wysokim, wzniosłość z plugawym językiem ulicy.

Czas się zatrzymał 
Obok groteskowej sceny, w której paskudny diabeł porywa do piekła jazgoczącą Judaszową, mamy wzniosłą scenę wędrówki Jezusa (oszczędny Marek Janik) i jego śmierci. To przejmujący moment. Konstrukcję oblewa czerwone światło, deski, wbite poprzecznie na jej szczycie, jeszcze bardziej przypominają ciernie, dołem idzie Jezus przytłoczony krzyżem. Idzie, choć właściwie stoi w miejscu, wszystko jakby zastygło w czasie i przestrzeni. Piękna malarska scena – widzowie śledzą każdy ruch, a każdy ruch faktycznie zdaje się sprawiać ból i podwajać ciężar. Dłonie jednego aktora animują drżące nogi Jezusa, dłonie innego – ramiona, ktoś inny trzyma krzyż. Aktorzy zagrali ten dramatyczny moment z dużym wyczuciem, sugestywnie i z delikatnością.

I choć sporo jest w spektaklu nierówności, niektóre kwestie brzmią nieco jak szkolne recytacje, trzeba go zobaczyć. Asceza moralitetu zagrana topornymi marionetkami przypomina o lalkowej tradycji i dowodzi, że archaiczny klimat może być fascynujący.


Pasja, misterium męki naszego Pana Jezusa Chrystusa, Michel de Ghelderode. 
Przekład Zbigniew Stolarek, reżyseria Wiesław Hejno, scenografia Przemysław Karwowski, muzyka Bogdan Szczepański. Teatr Lalki i Aktora, Łomża. Premiera marzec 2015.

Nowszy post Starszy post Strona główna