Fotografia jako nowe medium utrwalania i opowiadania świata
pojawiła się pod koniec lat dwudziestych dziewiętnastego wieku [1], by na trwałe wejść do historii ludzkości w 1839 roku [2]. Za
chwilę więc świętować będzie swoje dwusetne urodziny – to
dobry moment na podsumowania. Samo słowo, etymologicznie, oznacza
rysowanie za pomocą światła i to właśnie szeroko pojęte światło wyznaczać będzie kolejne etapy rozwoju fotografii, tak jeśli chodzi o sam proces
powstawania zdjęć, jak i o możliwości dokumentowania obiektów. Wynalazek pojawił się niemal równocześnie we Francji i Anglii; błyskawicznie
rozpowszechnił na całym świecie, bardzo szybko docierając także do Polski [3]. Pierwszy profesjonalny zakład fotograficzny w kraju nad Wisłą otworzył w Warszawie na przełomie lat 1844/1845 Karol Beyer (Zakład Daguerrotypowy Karola Beyer w Warszawie) i to nazwisko należy zapamiętać, bo
wielu uważa tego świetnego portrecistę, pioniera fotografii naukowej
i krajoznawczej za najwybitniejszego polskiego fotografa XIX wieku.
|
Mały Książę | Little Prince, Teatr Polski, Warszawa, 2023 Karolina Jóźwiak, Arch. Instytut Teatralny / Konkurs Fotografii Teatralnej |
A jak fotografia związała się z teatrem? Przez długie stulecia po spektaklu
pozostawały tylko słowa: tekstu sztuki, recenzji, opisów zachowanych we
wspomnieniach czy listach. Obraz pojawiał się sporadycznie, nieśmiało.
Najpierw jako namalowany portret aktora czy aktorki, rysunek, drzeworyt
czy litografia. Z teatrem obcowało się więc tylko i wyłącznie w czasie trwania przestawienia. I obcowali z nim nieliczni, tylko ci, którzy kupili bilety
(albo w inny sposób znaleźli się wewnątrz teatralnego budynku). Pojawienie się fotografii, tego „lustra pamięci” (określenie Oliviera W. Holmesa) wszystko zmieniło. Coś, co było dostępne na chwilę i stosunkowo
nielicznym, zaczyna być utrwalane i upowszechniane, a przede wszystkim wychodzi z teatru w przestrzeń miasta. Także dosłownie, bo przez
pierwszych kilkadziesiąt lat (mniej więcej do końca XIX wieku) aktorzy,
aby wykonać zdjęcie w roli, muszą udać się do atelier fotografa z całym
ekwipunkiem, czyli kostiumem, rekwizytami, materiałami i przyborami
do charakteryzacji4. Wynikało to oczywiście z ograniczeń technicznych,
z niewystarczającej ilości światła na scenie i z długiego czasu naświetlania
potrzebnego do wykonania ujęcia. Ale ten gest wyjścia jest znamienny
i znaczący, tak dla teatru, jak też dla fotografii. O pierwszym, zachowanym do dziś, dowodzie
poświadczającym spotkanie teatru i fotografii w Polsce
świetny tekst napisała Agnieszka Wanicka [5]. Chodzi
oczywiście o dagerotyp warszawskiej aktorki Leontyny
Halpertowej, w tytułowej roli Rity Hiszpanki, wykonany przez Karola Beyera prawdopodobnie około
1845/46 roku. Fotografia stała się dla teatru wyjątkowym sprzymierzeńcem i partnerem, a także nośnikiem prezentowanych na scenie idei. Dzięki możliwości zatrzymania tego, co jest, utrwalenia
niepowtarzalnego, teatr traci część swojej ulotności,
a zyskuje nowy obszar pamięci i zapamiętywania.
Wanicka zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt istotny
dla relacji fotografii i teatru, a mianowicie rozwój
prasy, która potrzebuje „obrazków”. Początkowo technologia uniemożliwiała reprodukowanie zdjęć,
w zamian posługiwano się drzeworytem sztorcowym,
który mógł być odbijany razem z kolumnami tekstu,
ale dość szybko się to zmienia.
Fotografie aktorów pojawiają się na wystawach sklepowych, są kolekcjonowane, wklejane do albumów,
przesyłane z dedykacjami. Im tańsza i prostsza staje
się metoda powielania zdjęć, tym coraz więcej pojawia
się ich w przestrzeni publicznej. Portrety aktorów – prywatne i w kostiumach, a właściwie w rolach, konkretnych
postaci – drukowane są w formie pocztówek, pojawiają się
na papierkach od cukierków,
opakowaniach czekoladek
czy papierosów, na przedmiotach codziennego użytku.
To wszystko, wzmacniane
rozwojem prasy, kreuje epokę
gwiazd i zjawisko aktoromanii, które w sumie w mniejszym lub większym stopniu
trwa do dziś.
Działalność Karola Beyera
(1818–1877), jego młodszego
współpracownika Konrada
Brandla (1838–1920), pioniera
fotografii prasowej i reportażowej, autora unikatowych
zdjęć XIX-wiecznej Warszawy, a także Jana Mieczkowskiego (1830–1889) – warszawskiego portrecisty
nagradzanego na salonach
fotograficznych w Europie i Azji – czy wybitnego krakowskiego twórcy Walerego Rzewuskiego (1837–1887)
przypada na pierwszy okres rozwoju fotografii. Obejmuje on czas od pojawienia się pierwszych zdjęć do
mniej więcej końca XIX wieku i charakteryzuje się
fotografią wykonywaną głównie w atelier, najczęściej
portretową, której możliwości techniczne są mocno
ograniczone. Wraz z pojawieniem się i upowszechnieniem elektryczności z jednej, a zmianami technologii fotograficznej z drugiej strony (są to najpierw mokre, potem
suche klisze), rozpoczyna się drugi okres rozwoju,
który trwa od pierwszych lat XX wieku do wczesnych
lat 90. ubiegłego stulecia. Najbardziej charakterystycznym wyznacznikiem tego etapu jest wkroczenie fotografa do teatru. Możliwe staje się wykonywanie zdjęć
sceny, nie tylko aktorów, ale także scenografii, czyli
przestrzeni scenicznej. Aktorzy fotografują się nie
tylko w kostiumach i charakteryzacji, czyli w roli, ale
także w garderobie czy prywatnie (czasami nawet
w plenerze). Nadal są to zdjęcia, które wymagają
zatrzymania, pozowania, a fotografia teatralna balansuje między tym, co żywe, aktywne, ruchome, a tym,
co „martwe”, co już odeszło w przeszłość, co nie jest już
prawdą, ale to się za chwilę zmieni. W tym okresie
fotografii wyrasta konkurencja, która szybko okaże się
bardziej sprzymierzeńcem niż wrogiem, czyli film. To,
co początkowo wydawało się zagrożeniem, czyli
ruchome obrazki, paradoksalnie sprawia, że oswojeni
z kamerą aktorzy zaczynają inaczej pozować do zdjęć,
co w pełni objawi się i znajdzie wyraz w pracach wykonywanych po II wojnie
światowej.
Pierwsza połowa XX wieku to
początek zdjęć zbiorowych
oraz fotografii, w których coraz
mniej jest ujęć statycznych,
kadry zapełniają się ruchem.
W latach trzydziestych, w Warszawie, najpopularniejszym
atelier staje się Studio Dorys,
prowadzone przez Benedykta
Jerzego Dorysa (1901–1990),
współzałożyciela Związku Polskich Artystów Fotografików,
który był czynny zawodowo do
połowy lat 80. XX wieku. Prawdziwy przełom zaś w fotografii
teatralnej dokonuje się
w latach 50., gdy na scenę
wkraczają twórcy, którzy mają
doświadczenie w innych
gatunkach fotografii i równolegle kontynuują swoje wcześniejsze aktywności. Dwaj najwybitniejsi to Edward Hartwig
(1909–2003, pierwsze doświadczenie zdobywał w fotografii
pejzażowej) i Wojciech Plewiński (ur. 1928, zaczynał
jako portrecista, fotoreporter i fotograf mody). Obaj
weszli do świata teatru z niezależnym, wyrobionym
spojrzeniem, już jako ukształtowani w innych obszarach artyści i zaczęli nie tylko dokumentować
poszczególne przedstawienia, ale także szukać
w całej przestrzeni teatru tematu do artystycznej,
indywidualnej wypowiedzi. Pierwszemu, poza zjawiskową dokumentacją życia teatralnego Polski lat
powojennych, zawdzięczamy kilkukrotnie wznawiany
album z lat sześćdziesiątych Kulisy teatru, z serią
zupełnie genialnych zdjęć z bardzo modnego obecnie
backstage’u. Wojciech Plewiński zaś zasłynął jako
fotograf złotego okresu Starego Teatru w Krakowie
i ikonicznych dokumentacji wybitnych przedstawień
Konrada Swinarskiego, Andrzeja Wajdy, Jerzego
Grzegorzewskiego, Jerzego Jarockiego. Sfotografował
ponad osiemset spektakli w całej Polsce, wielokrotnie
robiąc zdjęcia na scenie, między aktorami, z dodatkowym światłem, bardzo często aranżując sytuacje pod
siebie i w takich ujęciach, które perfekcyjnie oddawały
zamysł reżysera, choć często nie były dostępne perspektywie zwykłego widza [6].
Trzecią cezurę w rozwoju fotografii, także teatralnej,
wyznacza pojawienie się technologii cyfrowej i dominacja koloru. Możliwość szybkiego wykonania niezliczonej ilości ujęć (decyduje pojemność karty
pamięci), nieprawdopodobny rozwój technologii
i możliwość wykonywania wysokiej jakości zdjęć niemal przez każdego za pomocą telefonu komórkowego
sprawiają, że od ponad trzydziestu lat z każdej strony
zalewa nas fala obrazów. Rewolucja cyfrowa spowodowała też jeszcze jedną istotną zmianę. Dwudziestowieczny fotograf, zwłaszcza w kraju niedoboru, jakim
przez większość tego okresu była Polska, musiał bardzo uważnie i z rozmysłem używać reglamentowanych albo drogich klisz. Zazwyczaj zjawiał się w teatrze
odpowiednio wcześniej, oglądał próby, precyzyjnie
wybierał, co i jak sfotografuje, zanim nacisnął spust
migawki. Dzisiaj łatwość robienia zdjęć powoduje
pewien rodzaj lenistwa także wśród samych fotografów, a ciężar decyzji: wyboru ujęcia, namysłu nad tym,
co robię, niebezpiecznie przesuwa się na etap
postprodukcji (obróbki i wyboru zdjęć). Artyści przyznają, że ta faza zajmuje im coraz więcej czasu, mimo że ze strony teatrów narasta presja na jak najszybsze
oddawania serwisu fotograficznego.
Przełom XX i XXI wieku przyniósł też wzrost artystycznej samoświadomości fotografów teatralnych
i potrzebę poddania własnej twórczości szerszej
refleksji [7]. W latach 2003–2005 w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego odbywało się Ogólnopolskie Forum Fotografii Teatralnej. W 2012 roku
poznański Teatr Nowy im. Tadeusza
Łomnickiego zaczął organizować coroczne
Forum Fotografii Teatralnej im. Mariusza
Stachowiaka (odbyły się cztery edycje).
Trzy lata później Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, nawiązując do dokumentacyjnych walorów fotografii, ale także wskazując na jej wartości
artystyczne, ogłosił pierwszy Konkurs Fotografii Teatralnej, którego dziesiąta edycja
właśnie trwa i będzie miała finał w grudniu
2024 roku. W ramach Konkursu Instytut
każdego roku organizuje wystawy
(wewnętrzną i plenerową) finalistów i laureatów, które przez cały rok po finale jeżdżą
po kraju. Prowadzi warsztaty i wydaje
albumy poświęcone fotografii teatralnej [8].
Kolejne edycje Konkursu pozwalają śledzić nie tylko to, co się dzieje w polskim teatrze, ale także jak zmieniają się i jakie tendencje dominują w sposobie jego
fotografowania. Wyraźnie na przestrzeni tych prawie
dziesięciu sezonów widać, jak coraz silniejszy staje się
nurt fotografii reportażowej z backstage’u, próbującej
uchwycić proces i to, co dla widza premierowego czy
repertuarowego przedstawienia niewidoczne i niedostępne. Innym nurtem, z każdym rokiem coraz silniej
obecnym, jest teatralna fotografia reklamowa i promocyjna, którą można zaliczyć do nurtu kreacyjnego. Na
długo przed premierą, czasami wręcz tuż po rozpoczęciu prób, powstają całe sesje, mniej lub bardziej luźno
związane z przedstawieniem, które służą artystom
i instytucji do wypromowania idei spektaklu, zakomunikowania widzom, „o czym to będzie”, namówieniu
publiczności do kupna biletu. W tym przypadku fotograf i jego dzieło urasta do rangi partnera w procesie
tworzenia znaczeń i grze z odbiorcami przestawienia.
To zupełnie inna rola niż budowanie sensów i kreowanie pamięci o spektaklu w przypadku dokumentowania premierowego kształtu wydarzenia.
W trzeciej dekadzie XXI wieku, wraz z rozwojem (dla
niektórych wręcz szaleństwem, czy nawet dyktaturą)
mediów społecznościowych, fotografia jako medium
przeżywa swoją drugą młodość. Nikt też, mimo wielu
zależności czy współrelacji z innymi dziedzinami
sztuki, nie podważa już jej autonomii, także w teatrze.
Fotograf teatralny stał się niezbędnym artystą w procesie dokumentowania dzieła, ale też wyjątkowym partnerem dla pozostałych twórców spektaklu w budowaniu znaczeń. To partnerstwo staje się momentami na tyle silne i ważne, że niczym „nomada” podąża on za
zaprzyjaźnionym reżyserem i współtworzy z nim
kolejne przedstawienia lub ich dokumentacje. Tak
pracują Magda Hueckel, Bartek Warzecha czy Natalia
Kabanow. Ale są też artyści obiektywu, którzy ten
szczególny rodzaj więzi i zaufania zbudowali z zespołem aktorskim czy instytucją, a których kiedyś na
własny użytek nazwałam „osadnikami”. To na przykład
Tobiasz Papuczys związany z Wrocławiem i Wałbrzychem, Przemysław Jendroska czy Jeremi Ataszow pracujący głównie na Śląsku, Dawid Stube związany z teatrem w Gnieźnie, Wojtek Szabelski pracujący dla
teatru w Toruniu czy duet HaWa dokumentujący życie
teatralne Łodzi. Jest też spora grupa funkcjonująca
w modelu mieszanym, który rodzi się wtedy, gdy fotograf osadnik, mimo nadal silnych związków z jedną
instytucją czy miejscem, zaczyna podróżować i towarzyszyć konkretnemu artyście.
Niezależnie od modelu funkcjonowania w teatrze oraz
od tego, czy fotograf za każdym razem stara się oddać
swoimi pracami styl przedstawienia, czy też jego sposób widzenia jest na tyle silny, że góruje nad estetyką
twórców spektaklu, najistotniejsze w dobrym fotografowaniu teatru pozostaje jedno: wybitne rzemiosło
połączone z zaufaniem i znajomością scenicznej
materii, do których trzeba dodać świadomego siebie
artystę. Tylko wtedy może powstać teatralne zdjęcie,
któremu uda się „ukraść” i uwiecznić kawałek sceny.
Uchwycić naddatek, coś, co nie zawsze daje się zwerbalizować. Taka fotografia staje się wehikułem
pamięci.
[1] Widok z okna w Le Gras (La cour du domaine du Gras) – pierwsza trwała
fotografia wykonana przez francuskiego wynalazcę Josepha-Nicéphore’a
Niépce’a w 1826 roku. Sam termin fotografia ukuł John Federick Herschel.
[2] 7 stycznia 1839 roku Louis Daguerre ogłosił wynalezienie dagerotypu,
a 25 stycznia tego samego roku William Fox Talbot pochwalił się światu
wynalezieniem kalotypii – pierwszej metody negatywowo-pozytywowej
zwanej także talbotypią. Metody różniły się wykorzystywanymi do powstania zdjęcia procesami chemicznymi i podłożem (dagerotypia tworzyła
obraz na miedzianej płytce pokrytej srebrem, talbotypia wykonywana była
na pokrytym srebrem papierze). Talbotypia była bardziej malarska i nieostra,
dagerotypia cechowała się dużą szczegółowością. Technika Talbota pozwalała na otrzymanie negatywu, z którego można było otrzymać dowolną
liczbę pozytywów, podczas gdy dagerotyp nie dawał możliwości powielania
(powstawało jedno, unikatowe zdjęcie). Talbot opatentował swój wynalazek
8 lutego 1841 roku, inaczej niż Daguerre, który zezwolił na swobodne korzystanie ze swojej techniki (poza Anglią), co przyczyniło się początkowo do
dużo większej popularności dagerotypu. Choć ostatecznie to możliwość
powielania zdominowała dalszy rozwój fotografii.
[3] Inżynier gubernialny z Kielc, Maksymilian Strasz, pierwsze talbotypie
i dagerotypy wykonał już w 1839 roku. W 1857 ukazał się opracowany przez
niego i wielokrotnie wznawiany podręcznik: Fotografja czyli zbiór środków
używanych do zdejmowania obrazów za pomocą światła na papierze lub
szkle, ułożony do praktycznego zastosowania, podług dzieł hr. de la Sor i Texier,
Le Graya i Brebissona. Historia nazwała go ojcem polskiej fotografii.
[4] Było to możliwe także dlatego, że kostium był własnością aktora, który,
inaczej niż dzisiaj, mógł nim dysponować również poza teatrem.
[5] Fotografia i teatr. Pierwsze spotkanie, [w:] Miejsce fotografii w badaniach
humanistycznych, red. Marta Ziętkiewicz i Małgorzata Biernacka, Stowarzyszenie Liber pro Arte, Warszawa 2015.
[6] Celny i świetnie napisany portret Wojciecha Plewińskiego z okazji 95. urodzin mistrza stworzyła Karolina Puchała-Rojek w tekście Wojciech Plewiński.
Bez przypadku opublikowanym w „Raptularzu” nr 42 na portalu e-teatr.pl,
[online], [dostęp: 10.01.2024], dostępne na: https://e-teatr.pl/wojciech-plewinski-bez-przypadku-40198.
[7] W latach 2008 i 2009 „Didaskalia. Gazeta Teatralna” (nr 87/2008) oraz
miesięcznik „Teatr” (nr 11/2009) opublikowały serię artykułów oraz rozmów
poświęconych szeroko rozumianej fotografii teatralnej.
[8] W ramach KFT ukazały się do tej pory monograficzne albumy: Hueckel /
Teatr (2015), Tomek Tyndyk / Teatr (2018), Plewiński. Na scenie / On Stage
(razem z Muzeum Fotografii w Krakowie, 2018) oraz książka fotograficzna
Bartek Warzecha / Przedstawienia (2021).
Artykuł został opublikowany w Teatrze Lalek nr 1/155/2024.